-
Gość 2010-03-24 o godz. 06:29, odsłony: 1853
Pierwszy dzień nowego roku
Zaczął sie miło, bo około 11. Wyspani, wypoczęci, zachciało nam sie frytek na obiad. Spoko. Ziemniaki są, olej...Gra muzyka....Mąż obiera, ja kroję, olej sie grzeje. Wrzucam jedna na próbę i wracam do krojenia. I nagle jak nie pierdyknie! Cały gar oleju wyleciał w powietrze. :o Bez powodu. W sumie nic takiego, biorąc sprawę pozytywnie, umyłam sobie podłogę bardzo dokładnie. Ale jak podniosłam głowe, to az mnie zatkało. Cały sufit nadaje sie tylko do malowania. Kawałek ściany tez. Całe szczęście, ze nas nie poparzyło.
Cholera! Ledwo zakonczyliśmy remont mieszkania. :x
Dostałam takiej migreny, ze az miałam mroczki przed oczami.Odpowiedzi (16)Ostatnia odpowiedź: 2010-03-25, 10:24:14
Madziu wcale sie nie dziwie - mnie by pewnie tez zastopowalo po takim przezyciu
Szczescie w nieszczesciu ;)
:)
Po dzisiejszym dniu w pracy wybuch oleju to rozrywka. ;)
Ale powiem, ze gdy wstawiałam obiad to na chwile mi zadrżała ręka.
Madziu, dobrze, że Wam się nic nie stało :usciski:
teraz może być już tylko lepiej :D
nie zazdroszcze
jak jeszcze z roddzicami mieszkalam to podobna kacje mialysmy z siostra tylko, ze na piecu weglowym-jakos powstal ogien i spalilysmy tapete z polowy kuchni :o moja mama byla w szoku, zwlaszcza, ze wygladalo jak po pozarze :o
Ja któregoś roku zapomniałam na śmierć o puszce mleka skondensowanego, która gotowałam na kajmak. Woda sie wygotowała i jak huknęło w środku nocy. Dobrze, ze mieliśmy wielgachny okap (atrapę) i większosc poszła w okap. Do rana myłam kuchnię...
OdpowiedzJa któregoś roku zapomniałam na śmierć o puszce mleka skondensowanego, która gotowałam na kajmak. Woda sie wygotowała i jak huknęło w środku nocy. Dobrze, ze mieliśmy wielgachny okap (atrapę) i większosc poszła w okap. Do rana myłam kuchnię...
Odpowiedz
Pal licho sufit. Pomyśl ile szczęścia miałaś, że nie oberwałaś tym olejem.
Letnią porą babcia przyniosła nam sok z wiśni własnej roboty. Byłam przekonana, że to wersja alkoholowa, która może sobie dłużej postać. Babcia nie wspominała zresztą, żeby w miarę szybko soczkiem rozporządzić. Po pewnym czasie siedzieliśmy sobie w pokoju i nagle podskoczyliśmy ze strachu, bo coś syknęło, huknęło i rozbiło się na dziesiątki malutkich kawałków. Cała kuchnia uwalona została sokiem wiśniowym. Kleiło się to jak pasta cukrowa. Tapeta, kafle, sufit, ściany za szafkami, krzesła, wszystko po prostu. Ślady były nawet na dywanie w przedpokoju. Przez kilka miesięcy ujawniały się wiśniowe kropki w najdziewniejszych zakamarkach w kuchni. Okazało się, że pod stołem zalęgły się mrówki, bo trochę soku wleciało pod listwy podłogowe, pod stołem!
Blandine nie mów!
Frytki sie udały, w drugim garnku. O poparzeniach nie chce myslec, spadły na mnie dwie krople i juz bolało.
dziwne baaaaaaardzo
NAjwazniejsze,ze nikt z Was nie ucierpial.
Ech, nam tez sie nie bardzo zaczal ten nowy rok.
Przede wszystkich z sylwestra wyszlo wieeeelkieee NIC. Bylismy w 8 osob w Pieninach, i wszyscy ulegliśmy zbiorowemu zatruciu :( Cała niedziele i cala noc sylwestrową spędzilismy w łózkach jęcząc z bolu. Winimy za to wode, bo to jedyne co nas łączyło jesli chodzi o jedzenie.
Dzisiaj juz mi i mojemy M lepiej, chociaz jestesmy potwornie osłabieni i odwodnieni. Od rana lezymy w łóżkach :(
o żesz... co za początek roku
Madzia, na szczęscie nic wam sie nie stało - a swoja drogą chyba mi sie odechciało frytek na najbliższy czas!