-
Tea 2009-03-21 o godz. 04:22, odsłony: 2462
10 września - Tea
Zmobilizowana przez mrówkę odważyłam się na swoją relację....
Nadeszła sobota rano. Ciemne chmury. I ciężko cokolwiek przełknąć na pseudo-śniadanko.
Pojechałam do fryzjera, a M. w tym czasie odbierał mój bukiet i kwiaty do włosów.
Spędziłam tam ponad 3,5 h. W międzyczasie dostałam MMS ze zdjęciem mojego bukietu.
W drodze powrotnej do domu zaczęło przebijać się słoneczko (ale i lekko pokropiło) - przestałam przejmować się pogodą, bo przecież TEGO dnia inne rzeczy stają się najważniejsze....
Bardzo szybko się ubrałam i czekałam, aż mój mąż in spe też się w końcu ubierze i przyjdzie do mnie z bukietem.
Potem oczekiwanie, aż przyjedzie moja część rodziny - i błogosławieństwo.
I w końcu wyjście z domu - czekały na nas dwie bryczki. I o dziwo - słońce!
W jednej jechałam ja z moim bratem i przyszłym szwagrem. W drugiej M. ze swoja bratową i moją przyjaciółką - świadkową.
Po drodze dwie "bramy". Jedna z nich - wóz strażacki. I dwóch młodych przystojnych strażaków z życzeniami: "wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia życzy OSP Ostre"
Odpowiedzi (32)Ostatnia odpowiedź: 2009-03-26, 01:47:29
wielkie gratulacje
pieknie wygladaliscie
sliczne zdjecia plenerowe
Tea, wszystkiego najleszpszego!!! Dużo wzajemnej miłości i szczęścia :)
Odpowiedz
gratulacje!!!
super zdjęcia! suknia, bryczki, ich przybranie - bbb fajne!!!!
Ogromne gratulacje Super zdjęcia, pięknie wyglądałaś. Wszystkiego naj naj :) :stokrotka:
Miałam podobną fryzurę na własnym ślubie :D
Po obiedzie (ja nadal nie byłam głodna.....)
orkiestra poprosiła nas do naszego pierwszego małżeńskiego tańca. Przyznam, że troszkę się wystraszyłam - bo nie wiedziałam, jak im wyjdzie ten nasz ukochany kawałek i czy będzie w ogóle przypominał oryginał.
Miłym zaskoczeniem okazało się ich wykonanie! :D zatańczyliśmy naszego walca (opinia gości - pięknie! Szczególnie podobał się mój wirujący welon.... .)
Następnie pokroiliśmy tort.
I wesele.... o północy straciłam swój welon, w odwecie wyrwałam mężowi musznik :P
A potem......... było bardzo bardzo bardzo wspaniale........
.......i żyli długo i szczęśliwie :D
koniec.
Potem wejście do kościoła i msza i przysięga....
Przysięga taka najszczersza i naj....
Po wyjściu z kościoła słońce tak świeciło, jakby rano nie było tych czarnych, okropnych chmur.
Deszcz pieniążków i ryżu i płatków....
Wsiedliśmy razem do "mojej" bryczki i ruszyliśmy w stronę restauracji. Po drodze mijaliśmy dom, do którego wniósł mnie mój mąż.
Potem ruszyliśmy w dalszą drogę - powoli, bo to bryczka, a przez cały czas za nami trąbiły samochody z naszego "korowodu"
I powitanie przed restauracją chlebem, solą i ... mlekiem Nie spotkałam się z tym nigdy wcześniej, ale cóż - człowiek całe życie się uczy (mleko! brrr! tylko zamoczyłam usta!).
Po przywitaniu przed restauracją mąż podniósł mnie do góry (doskonale sobie poradził z tym "ciężarem" :D) i wniósł mnie na salę. Razem ze mną do góry poszło koło w mojej halce :P Całe szczęście szybko przywróciłam je do porządku
Potem nastąpił toast szampanem na naszą cześć (sto lat! Sto lat! )
po czym zgrabnie rozbiliśmy kieliszki i musieliśmy zgodnie posprzątać szkło.
W międzyczasie goście szybko i sprawnie poodnajdywali swoje wizytówki .