Pamela Anderson była wczoraj jedną z gwiazd pokazu mody marki Hugo Boss. 55-latka zaskoczyła nietypowym dla siebie wizerunkiem: wystąpiła w obszernym garniturze w neutralnych kolorach, a jej makijaż i fryzura odbiegały od tych, w których gwiazda zazwyczaj pojawia się publicznie. Czy w takiej wersji nadal jest symbolem seksu?
Pamela Anderson w męskim wydaniu na pokazie Hugo Boss
Pamela Anderson otworzyła pokaz Hugo Boss, który w środowy wieczór miał miejsce w Herald Plaza w Miami na Florydzie. Gwiazda "Słonecznego patrolu" w ostatnich miesiącach przeżywa renesans swojej popularności za sprawą biograficznego filmu dokumentalnego "Pamela: historia miłości". Pamela Anderson jest również autorką wydanej w styczniu autobiografii.
Pokaz mody był dla Pameli Anderson okazją do zaprezentowania się z nietypowej strony. Aktorka wystąpiła w jasnym lnianym garniturze, który – w odróżnieniu od większości kreacji Pameli – nie podkreślał jej posągowych kształtów. Pod marynarkę 55-latka włożyła top wykonany z półprzezroczystej dzianiny o złocistym połysku.
Gigi Iorio/SplashNews.com/East News
Pamela Anderson: make-up no make-up, fryzura no fryzura
Zaskoczeniem była też fryzura słynnej Kanadyjki. Choć Pamela Anderson przyzwyczaiła nas do niedbale związanego koczka (oryginalnym sposobem na stworzenie tej kultowej fryzury podzieliła się ostatnio na wirtualnych łamach "Vogue"), to tym razem włosy związane były skromnie z tyłu głowy, a wokół twarzy aktorki fruwały urocze baby hair.
Makijaż Pameli Anderson na pokazie Hugo Boss również był w wersji minimum. Niezmatowiona skóra, delikatnie podkreślone oczy i szminka w odcieniu nude – taki makijaż swobodnie można by uznać za make-up no make-up.
Jak Wam się podoba Pamela Anderson w takiej odsłonie?
