Więcej niż marynarka

Więcej niż marynarka

Mężczyzna, który bawi się w modę ma najczęściej tylko dwa wyjścia – szyje ubranie samodzielnie lub zagląda do damskiej garderoby.

Reklama

Nieszczęśliwy los czy niesprawiedliwe realia? Spróbujmy odpowiedzieć na te pytania.

O modzie męskiej mówimy mało lub wcale. I nie jest to kwestia dyskryminacji, stereotypów czy urody. Eksperymenty z ubraniem od zawsze były domeną kobiet… i tak pozostało do dziś. Bajeczne sukienki, efektowne torebki, ekstrawaganckie szpilki czy jubilerskie gadżety zdominowały współczesny fashion, wypierając na margines modę dla mężczyzn.

Czy panowie są skazani na konwencjonalne garnitury i kloszowate spodnie? Czy jedynym męskim dodatkiem, który może być wpełni zaakceptowany w naszym światku jest muszka, krawat lub ewentualnie poszetka?

O co w końcu chodzi z tą modą męską?
Obserwując polskie modowe podwórko, a właściwie męskie projekty naszych mistrzów nici, czasem mam wrażenie, że główną inspiracją do nowych kolekcji nie są wcale wymieniane przez projektantów ulice Berlina, Orient czy nowoczesna sztuka. Natchnienie projektanci najczęściej czerpią z powszechnie znanych i „bardzo lubianych” sieciówek. Nie przyznają się do tego, ale jednak konsekwentnie „inspirują się” nimi. Tylko tak można wytłumaczyć to, że na wybiegu widzimy identyczne rzeczy, które nie tak dawno spotkaliśmy w H&M.

W modzie dla panów potrzebny jest szczególny koncept i oryginalny pomysł na stylizację. Dobre męskie ubranie nie powinno być wielce nowatorskie, jednak zawsze musi wyprzedzać asortyment sieciówki. Te kreacje to kwintesencja stylu, elegancji i męskości, a zarazem zabawa nonszalancją i bogactwem prostych dodatków. Ubranie dla panów nie powinno być zbyt poważne. Każdy mężczyzna w duszy jest nieposłusznym nastolatkiem, który chętniej założy wygodne szorty, niż elegantny garnitur. W modzie biurowej też można pozwolić sobie na zabawę. Jeden pieprzyk w postaci ciekawego zegarka, srebrnego łańcuszka awangardowej chusty czy modnych ostatnio eleganckich butów na platformie może odmienić wszystko.

Wileki świat dyktuje swoje reguły, a panowie, którzy jednak coś czują do mody, ponad siłę starają się kombinować z ubraniem (doszywają, przeszywają, odszywają), by otrzymać żądany efekt, by wyglądać dobrze, a do tego ciekawie, oryginalnie i modnie.

Fashioniści płci brzydkiej (lepiej użyjmy innego określenia - płci silnej) mają niestety tylko dwa wyjścia: szyć ubrania samodzielnie (wspomniane doszywanie i przeszywanie) lub zaglądać częściej do damskiej garderoby. To tam w świecie żeńskich ciuchów, mogą znaleźć naprawdę wiele propozycji, które świetnie się nadają na męską sylwetkę. Weźmy na przykład legendarne rurki. Uniwersalne spodnie, które pasują zawsze i na każdą okazję. Dodają lekkości i podkreślają walory figury. Ewa Minge pewnego razu powiedziała mi: „Kobieta w rurkach wygląda dobrze, lecz facet w nich jest po prostu sexy”. Czyż nie miała racji? Takie eksperymenty są świetne. Ubiorowe transakcje nie powinny jednak wychodzić poza granice dobrego gustu. Mężczyzna w jasnoróżowych ubraniach już od dekady nie robi wrażenia.

Co na to projektanci?
Projektanci bardzo chętnie słuchają rad, poleceń, propozycji… niestety na tym się kończy interakcja klient-producent. Oni wybierają łatwiejszą drogę, szyjąc efektowne „czerwonodywanówki” dla współczesnych księżniczek, aktorek, piosenkarek czy celebrytek. To się z pewnością sprzeda.

Nie od dziś wiadomo, że niekwestionowanego lidera w projektowaniu męskich ubrań ani na polskim, ani na zagranicznym rynku nie mamy. Odważnym kreatorom, którzy jednak decydują się zaprojektować przysłowiowe „coś” dla mężczyzn, najczęściej nie udaje się dogodzić męskiej klienturze. Na ogół projektanci prawie zawsze trafiają w tę samą pułapkę: przesadzają z awangardą (nowa kolekcja Maldorora), tworzą zbyt zwyczajnie (męska linia Macieja Zienia) lub po prostu klepią garnitury.

„Zupełnie nie czuję męskiej mody i męskich sylwetek. Najlepiej potrafię tworzyć stroje kobiece” – przekonuje Natalia Jaroszewska. Podobną odpowiedź słyszę od Agaty Wojtkiewicz i Ani Kuczyńskiej, i Dawida Tomaszewskiego, i duetu Bohoboco… Marcin Paprocki z Maciejem Brzozowskim z kolei wyznają wprost: „Moda męska to bardzo niewdzięczny temat. Fascynuje nas bardziej kobieta, niż mężczyzna”…

Jeśli większość projektantów nawet nie decyduje się zawalczyć o męskie audytorium, nie próbuje, nie eksperymentuje, nie tworzy, to czy w ogóle moda męska będzie miała przyszłość?

Tylko nielicznym udaje się przekonać do siebie wymagającego klienta i spełnić choćby częściowo jego modowe aspiracje. Dzięki awangardzie Roberta Kupisza (orliki z aw 2012), hooliganskiej naturze Moniki Ptaszek, odwadze i pomysłowości Agnieszki Maciejak (męskie legsy) czy elegancji a’la Ossoliński moda męska w naszym kraju jednak przeżyje, a raczej przetrwa… do lepszych czasów.

Jakże bym chciał zobaczyć na naszych półkach szalone kolory, więcej popkulturowych printów, deseni czy szalonej ornamentyki w najlepszych tradycjach Custo Barcelona. Jakże potrzebujemy sportowej elegancji, gustownego codziennego casual czy dobrze skrojonych marynarek, które nie wiszą na sylwetce, lecz ją wybitnie podkreślają. Jakże chcę w końcu ujrzeć w dziale męskim ubranie, które zawierałoby duszę projektanta, a nie masowość i stuprocentowe odzwierciedlenie powszechnie znanych i znoszonych już trendów.

Wygląd modnego mężczyzny zdobią gustowne dodatki, ciekawe buty, idealnie dopasowana kolorowa poszetka na marynarce i awangardowe skarpety. Jeśli takich rzeczy będzie więcej w kolekcjach naszych projektantów, zapewne zostanę uzależnionym od ciuchów fashion victim, regularnie wydającym fortunę na ubranie z metką „made in Poland”. Mogę przypuszczać, że nie tylko ja będę należeć do tego grona… W końcu czy to grzech chcieć czegoś więcej niż po prostu marynarkę?

Eustachy Bielecki

Reklama
Reklama