Wspólny występ Metalliki i Lady Gagi był jednym z najbardziej oczekiwanych koncertów podczas rozdania nagród Grammy. Wielkie gwiazdy trash metalu i diwa popu spotkali się na jednej scenie, by wykonać wspólnie utwór "Moth Into Flme" pochodzący z najnowszej płyty Metalliki „Hardwired... To Self-Destruct”. Chyba wszyscy zastanawiali się, jak Lady Gaga poradzi sobie wokalnie w metalowym hicie i czy będzie umiał wczuć się w klimat rockowego bandu. Wcześniej artystka niejednokrotnie podkreślała, że zawsze była fanką ciężkich brzmień, a na jej ukształtowanie muzyczne wpływ miała muzyka m.in. Iron Maiden, Balck Sabbath i Judas Priest.
Rzeczywiście, podczas Grammy Lady Gaga pokazała kawał mocnego głosu i rockową werwę, jednak cały występ trudno uznać za udany. Nie tylko ze względu na kłopoty techniczne.
Już na samym początku frontman Metalliki miał problemy z mikrofonem, przez co nie było słychać jego partii wokalnych. Muzyk musiał więc śpiewać do jednego mikrofonu z Lady Gagą, a ta nie omieszkała wykorzystać sytuacji, by skraść całe show. Gwiazda od razu pokazała, kto tu rządzi: zaczęła uwodzicielsko ruszać ciałem, dziko skakać po scenie (prawie się przewróciła!), trzepać włosami, aż w końcu rzuciła się w tłum ludzi. Nadekspresja Gagi była przytłaczająca, momentami irytowało jej wszędobylstwo i eksperymenty wokalne. Ale efektowne zabiegi się opłaciły.
Nie ulega jednak wątpliwości, że ten występ zdominowała Lady Gaga!
Skwaszona mina Jamesa Hetfielda i kopniak w statyw zdradzały, że lider Metalliki raczej nie tak wyobrażał sobie ten koncert.
Poker face Jamesa Hetfielda. Frontman Mettaliki i perkusista Lars Urlich ani razu nie uśmiechnęli się podczas wspólnych zdjęć z Lady Gagą. Czyżby ten duet od początku im nie leżał?