Agnieszka Soin, polityczka Prawa i Sprawiedliwości przedstawiła zdjęcie kobiet, które kibicują Karolowi Nawrockiemu w wyborach. Post na Facebooku podpisała dumnie, że polskie dziewczyny są za Nawrockim w wyborach. Jednak wprawne oko od razu zobaczy, że prawda jest zupełnie inna. Z racji, że te modelki mają 3 ręce, za dużo palców i nienaturalnie wykręcone dłonie, od razu można spostrzec, że to materiał wygenerowany przez robota sztucznej inteligencji, a nie prawdziwe zdjęcie.

Do Karola Nawrockiego wreszcie dotarło, że jego przejęzyczenie w sprawie płci, gdy on powiedział "puci" poszło nieco za daleko. Właśnie dlatego chciał wybrnąć z niekomfortowej sytuacji, by wyjść z niej z twarzą. Jednak wykorzystał żart, który obrócił się przeciwko niemu i jego żonie. Ostatecznie skompromitował się jeszcze bardziej, bo powiedział, że swoją małżonkę nazywa puciuńką.

W sobotnim odcinku programu Polsatu "Awantura o kasę" doświadczeni mistrzowie musieli uznać wyższość swoich przeciwników i oddać im tytuł. Wszystko przez pierwsze pytanie, które zadecydowało o przebiegu całej gry. Po tym, jak Pan Artur powiedział Va Bank, otrzymali pytanie, na które żaden z mistrzów nie znał odpowiedzi. Przez to już w pierwszej rundzie musieli oddać lożę i pożegnać się z programem. Pogrążyło ich słynne powiedzenie.

Karol Nawrocki w niecałą minutę zaliczył trzy wpadki. Nie tylko zaorał prezesa i wyraził odmienne zdanie, niż ma partia PiS, ale też stwierdził, że istnieje choroba Palio, a nie Polio, która jest inną chorobą, niż ta Heinego-Medina, mimo że mamy do czynienia z jednym, tym samym schorzeniem, które jest nazywane w dwojaki sposób. Wideo stało się hitem sieci i kompletną kompromitacją zarówno dla Nawrockiego, jak i dla PiS.

Karol Nawrocki przemawiał w jednym z miast w północnej części Polski. Jednak pod koniec zebrania polityk zaliczył wpadkę. Wszystko przez niewygodne pytanie seniora, który zadał pytanie z dziedziny, o której ten nie miał pojęcia. Kiedy 41-latek zorientował się, jak kiepsko mu to wyszło, zaczął się ratować, ale bezskutecznie. Oliwy do ognia dolała prowadząca spotkanie, która stwierdziła, że skracają czas na pytania, aby ludzie mogli zrobić sobie fotkę z politykiem.

W zeszłą środę doszło do wpadki na antenie Polsatu News, kiedy to trakcie gorącej dyskusji polityków w środku rozmowy i transmisji telewizyjnej, wszedł w kadr Pan Piotr Koresendowicz, pracownik stacji i uzupełnił wodę gościom zgromadzonym w studiu. Rozmowa została przerwana, ponieważ jej skonsternowani uczestnicy próbowali wyjaśnić mężczyźnie, że nadal pozostają na żywo. Później wszyscy zaczęli się śmiać, a atmosfera z napiętej stała się przyjazna i luźna.

Donald Tusk wraz z Bradem Smithem, który jest przedstawicielem firmy Microsoft, wzięli udział w konferencji prasowej, podczas której poinformowali, że amerykański koncern inwestuje w nasz kraj środki o wartości 700 milionów dolarów. Spotkanie z mediami miało być momentem chwalenia się inwestycją, a zostało przyćmione przez wpadkę prowadzącej konferencję. Kobieta zapowiedziała wypowiedź wiceprezesa Microsoftu, myląc go z amerykańskim aktorem.

Michał Zemła, dziennikarz wPolsce24, zaliczył podwójną wpadkę na antenie, ponieważ myślał, że jego mikrofon jest wyłączony. Najpierw nie porozumiał się z pracownikiem realizacji telewizji. Przez to dwa materiały zostały wyemitowane jednocześnie. W odpowiedzi na tę sytuację tym można było usłyszeć na wizji zakazane słowo, wypowiedziane przez dziennikarza. Później rozgoryczony przedstawiciel telewizji powiedział do swoich kolegów, że się pomylili i skwitował to kolejnym wulgaryzmem. To też usłyszeli widzowie stacji.

Zbigniew Ziobro zaliczył wpadkę w Sejmie, kiedy to po spotkaniu z dziennikarzami, wszedł do nieswojego biura, lecz do gabinetu należącego do Platformy Obywatelskiej. Co ciekawe, tuż przed drzwiami znajduje się duży materiał reklamowy partii Donalda Tuska, ale Ziobro nie zauważył go i wszedł jak do siebie. Kiedy jednak dostrzegł inny układ pomieszczenia, aniżeli ten, który miał nadzieję zobaczyć, zorientował się, że popełnił błąd i skwitował to jednym, zabawnym zdaniem.

Andrzej Duda zaliczył wpadkę podczas przemówienia na Światowym Szczycie Rządów. Z racji, że wolał czytać z kartek, a nie mówić samodzielnie, przygotował sobie materiały. Te jednak sprawiły mu trudności, a on sam stracił płynność w mówieniu. Wyglądało to tak, jakby prezydent nie mógł rozdzielić stron w arkuszu i trudził się z tym na oczach całego świata. On sam w odpowiedzi na tę sytuację zdołał się jedynie uśmiechnąć. Dopiero po chwili kontynuował swoje przemówienie.

Aleksandra Leo w programie na żywo "Kawa na ławę" w TVN24 zrugała prof. Andrzeja Zybertowicza aż wióry leciały. "Proszę nie mówić do mnie kochana" - powiedziała. Reakcja doradcy prezydenta zaskakuje.

Patryk Jaki próbował wbić szpilę Donaldowi Tuskowi i jego wyborcom, posługując się artykułem gazety "Wprost", który opisywał, że mamy najniższe bezrobocie od 35 lat i Polska jest w czołówce UE. Jednak polityk PiS nie przeczytał treści, więc zinterpretował to tak, że mamy najgorszą sytuację od ponad trzech dekad. Winą obarczył premiera, jego sympatyków i przypomniał, że politycy jego partii przestrzegali przed tym wszystkim. Gdy się zorientował, co zrobił, post szybko usunął.

Karol Nawrocki pogrążył się podczas spotkania z obywatelami, ponieważ powiedział, że Chiny zużywają o 30% więcej węgla, niż wynosi światowe wydobycie tego surowca. Jak powszechnie wiadomo, nikt nie jest w stanie zużyć czegoś więcej, niż wynosi stan posiadania. Jednak według szefa IPN-u tak właśnie jest. Zresztą sam polityk nie zorientował się, że powiedział głupotę i kontynuował swoją wypowiedź, próbując przekonać słuchaczy do swojej teorii.

Radomir Wit został bohaterem wpadki, do której doszło na żywo w TVN24. Wszyscy usłyszeli, czego z rana słucha popularny dziennikarz stacji. Widać i słychać to na wideo. Przystojny prezenter spalił buraka.