Jedna chwila potrafi zmienić całe życie

Jedna chwila potrafi zmienić całe życie

Jedna chwilaPoranny pociąg do Londynu, godzina 7:44. Wagony pełne podróżnych. Jakaś kobieta pośpiesznie poprawia makijaż, inna przegląda kolorową gazetę. Mąż i żona wymieniają czuły gest. I nagle wszystko się zmienia: mężczyzna dostaje ataku serca, pociąg zostaje zatrzymany, ktoś wzywa karetkę. Dla przynajmniej trzech pasażerów porannego pociągu - bohaterów powieściJedna chwila - nic już nie będzie takie samo.

Powieść „Jedna chwila” Sarah Rayner opowiada, rozgrywającą się w ciągu kolejnych siedmiu dni, historię trzech kobiet, których drogi skrzyżowały się w podmiejskim pociągu. Lou staje się świadkiem ostatnich chwil życia nieznajomego mężczyzny. Anna i Lou wsiadają do tej samej taksówki, gdy okazuje się, że pociąg został wstrzymany na wiele godzin. Anna jest najlepszą przyjaciółką Karen, zaś sama Karen jest żoną zmarłego na zawał mężczyzny i matką dwójki ich dzieci: pięcioletniego Luke’a i trzyletniej Molly. Ich przypadkowe spotkanie na zawsze odmienia życie każdej z trzech kobiet. Powieść „Jedna chwila” Sary Rayner to historia o miłości i stracie, rodzinie i – przede wszystkim – sile przyjaźni. Uświadamia czytelnikom, że czasem jedna chwila potrafi wywrócić życie do góry nogami, lecz także o tym, że nawet wtedy musi się ono toczyć dalej.

Reklama

Widok pasażerów, pochylających głowy w czasie gdy ratownicy wydostają nosze z pociągu, wydaje się Lou niemal zabawny. Nosze mają dziwny kształt, nawet po odłączeniu stojaka i kółek, a całe to wydarzenie jest jakby nierealne, filmowe, przypomina epizod telewizyjnego serialu. Tyle że telewizor można wyłączyć, natomiast w sytuacji w pociągu Lou musi uczestniczyć, czy tego chce czy nie – wszystko dzieje się przecież tuż obok. Przez ostatnie dziesięć minut dwie kobiety, najprawdopodobniej pielęgniarki jadące do szpitala w Haywarts Heath, z coraz większą desperacją próbowały resuscytować mężczyznę. Sprawdziły mu oddech i puls, a następnie z pomocą konduktora ułożyły pacjenta na podłodze. Reanimowany leżał tuż obok stóp Lou, która nie zdążyła się przesiąść i była skazana na oglądanie rozgrywającego się dramatu. Pielęgniarki pracowały na zmianę: jedna uciskała dłońmi klatkę piersiową nieprzytomnego – ruchy miała bardzo pewne i stanowcze – druga zaś wdmuchiwała mu powietrze w usta, mniej więcej raz na trzydzieści uciśnięć. Kiedy kobieta wykonująca masaż serca się zmęczyła, natychmiast się zamieniały. Żona mężczyzny bezradnie stoi w przejściu. Jest zupełnie cicha, wodzi oczyma po pielęgniarkach i nieruchomym mężu, a jej twarz wykrzywia przerażenie. Nagle wydarzenia nabierają tempa. Pojawiają się ratownicy, kobieta klęcząca przy głowie mężczyzny przerywa resuscytację, podnosi wzrok i powoli, ale zdecydowanie kręci głową. Nie ma nadziei. Ratownicy przechylają nosze i wsuwają je pod ciało, po czym błyskawicznie przenoszą pacjenta bliżej drzwi, gdzie jest więcej miejsca. Pasażerowie, którzy stoją pomiędzy przedziałami, w pośpiechu robią im miejsce. Lou widzi pojemnik z tlenem, defibrylator i lekarstwa – po zastrzyku czyjś podniesiony głos wydaje polecenie: „Proszę się odsunąć!”. Przez ciało mężczyzny płynie prąd. I nic.

Jeszcze raz.

Nic.

Jeszcze raz.

Nadal nic.

Wszyscy w przedziale stoją niczym sparaliżowani. To nie tylko niezdrowa fascynacja, ale coś więcej – obecni tu ludzie nie potrafią zrozumieć, co się dzieje. Są w szoku. Co się teraz stanie? Ratownik błędnie interpretuje opuszczone szczęki i szeroko otwarte oczy; czy to z sympatii do reanimowanego mężczyzny i jego żony, czy też z chęci objęcia kontroli nad sytuacją podnosi głos. Wykrzykuje polecenie tak głośno, żeby wszyscy je usłyszeli.

– Czy mogą państwo opuścić przedział?!

Lou zbiera swoje rzeczy – telefon, iPoda, plecak – czując ulgę, że pozwolono jej wreszcie się ruszyć. Na sąsiednim stoliku nadal leży książka mężczyzny, który najprawdopodobniej już nigdy jej nie przeczyta. Lou zapina kurtkę, wsuwa kaptur na głowę i wychodzi na zlany deszczem peron. Kolejny komunikat rozbrzmiewa z głośników, tym razem jest to prośba, by wszyscy pasażerowie opuścili pociąg. Wkrótce Lou stoi pośród tłumu zaskoczonych, zdezorientowanych ludzi, rozglądających się po dworcu kolejowym, którego nie znają.

***

Anna musi walczyć o miejsce na rozłożenie parasola. Widzi, że peron jest zatłoczony, ale wie, że jeśli zmoknie jej głowa, dosłownie się wścieknie. Nienawidzi, kiedy jej włosy zaczynają falować, a na pewno tak się stanie, jeśli nie osłoni ich przed deszczem. Dziś byłoby to wyjątkowo irytujące, jako że wstała bardzo wcześnie tylko po to, żeby je umyć i wyprostować przed tym spotkaniem. Na szczęście Anna jest wysoka, a jej parasol ma przycisk, który skutecznie i szybko otwiera go z cichym dźwiękiem „puff”. Unosi więc go ponad głowami sąsiadów i bingo – chwilę później zyskuje ochronę przed najgorszym. Obok niej stoi pulchna starsza pani, a naprzeciwko – Norman Rockwell.

– Co, u diabła, mamy teraz zrobić? – pyta.

– Podstawią nam autobusy – wyjaśnia staruszka.

Anna nie ma pojęcia, skąd ta kobieta wie takie rzeczy – podobne sytuacje nie zdarzają się przecież zbyt często – ale przyjmuje, że tak właśnie będzie.

– Skąd, u licha, wezmą nagle tyle autobusów? – zastanawia się na głos.

– Podejrzewam, że będą je musieli ściągnąć z Brighton – mówi Norman.

– Ja pierdzielę – odzywa się czwarty głos; okazuje się, że należy do gotki, która stoi teraz gdzieś z tyłu. – To zajmie kilka godzin. Mam to w dupie. Wracam do domu. Szkoda, że nie mogę zrobić tego samego, myśli Anna. Gdyby tylko mogła wrócić do domu… Niestety, jest umówiona z klientami na prezentację, a na dodatek, jeśli nie pojawi się w biurze, nikt jej nie zapłaci. To niedobrze, zwłaszcza kiedy jest się głównym żywicielem rodziny. Wszyscy zmierzają w tym samym kierunku, niezależnie od tego, czy postanowili czekać na autobus czy wracać do Brighton. Żeby dostać się na przeciwległy peron, trzeba zejść po schodach i udać się na koniec dworca. Czyjeś ramiona cię uderzają, łokcie szturchają w żebra – niektórzy pasażerowie z uporem wstukują SMS-y i rozmawiają przez komórki, co tylko spowalnia ruch tłumu. Wydaje się, że zejście po schodach, minięcie kasy biletowej i wyjście na zewnątrz trwa całe wieki. Anna przystaje na chwilę, żeby się zastanowić, co dalej. Ma przed sobą absurdalny widok: kilkaset osób tłoczy się na bardzo małej powierzchni. Cały dworzec jest maleńki i oprócz samotnej kasy biletowej nie ma na nim żadnego budynku. W całym kraju istnieje pewnie z tysiąc podobnych stacji, żadnej z nich jednak nie projektowano z myślą o zmasowanym natarciu tłumu pasażerów podmiejskiego pociągu składającego się z dziesięciu wagonów. Nie ma tu nawet parkingu. Ani przystanku autobusowego.

Cholera.

Nagle biały ford mondeo przejeżdża z szumem przez kałuże i zatrzymuje się obok niej. Taksówka. Przez chwilę Anna jest pod wrażeniem: kurczę, ktoś ma głowę na karku, od razu zamówił taksówkę. Zaraz jednak uświadamia sobie, że samochód niekoniecznie pojawił się tu na czyjeś konkretne wezwanie. Być może znajduje się tu jakiś niewielki postój taksówek. Umieszczona na dachu lampa jest włączona – kierowca czeka na pasażera.

Tłum rzuca się do przodu. Konkurencja jest silna, jednak tylne drzwi znajdują się tuż przed nią; teraz albo nigdy. Otwiera je, pochyla się do środka i pyta:

– Jest pan wolny?

W tej samej chwili otwierają się przeciwległe drzwi. Anna dostrzega pełną niepokoju twarz okoloną futrzanym kapturem.

– Haywards Heath? – pyta kobieta.

– Chętnie panią zabiorę – proponuje Anna.

– No to proszę – odzywa się mrukliwie kierowca.

Dla niego nie ma to większej różnicy. Taryfa to taryfa. Nie tracąc czasu, obydwie kobiety wsiadają do środka.

Powieść Jedna chwila” została przetłumaczona na jedenaście języków i sprzedana w setkach tysięcy egzemplarzy. W Polsce ukazała się nakładem wyd. Prószyński Media. Szukajcie w dobrych księgarniach i sklepie internetowym www.ksiegarnia.proszynski.pl

 Jedna chwila

 

 

Reklama
Reklama