Mama Ginekolog powiedziała w podcaście, że wcale nie miała łatwiej od rówieśników, ponieważ wychowała się w bogatym domu. Dodała, że nie wiedziała, co to kieszonkowe i będąc nastolatką, sama zarabiała na siebie. Jednak by zdobyć pieniądze, sprzedawała rzeczy, które kupili jej rodzice, a w rozkręceniu biznesu, korzystała z auta, który także kupili jej bliscy. Słowa o pieniądzach i trudach ich zdobycia odbiły się echem w sieci.
Mama Ginekolog wywołała aferę
Mama Ginekolog, czyli Nicole Sochacki-Wójcicka, znowu wywołała burzę w sieci. Wszystko przez to, że opowiedziała o swoim dorastaniu w podcaście u Damiana Stefańczyka, który przeprowadza wywiady w obcych językach, ale z rodzimymi gwiazdami.
Lekarka, udzielając wywiadu, narzekała, że wszystkim się wydawało, że skoro pochodzi z bogatej rodziny, stać ją na wszystko i ma zdecydowanie łatwiejsze życie od innych. Ona sama jednak widzi swoje dzieciństwo i dorastanie znacznie inaczej.
Okazuje się, że młoda Nicole bardzo rzadko prosiła o pieniądze swoich rodziców, nie miała kieszonkowego, nie wiedziała nawet, co to jest. Zamiast tego pracowała na swoje potrzeby sama. Jak można posłuchać w podcaście Damiana Stefańczyka:
Ludzie w to nie wierzą, ale musiałam być niezależna finansowo bardzo wcześnie. Wiem, że ludzie mówią: "Och, jesteś z bogatej rodziny, więc miałaś wszystko". Wcale tak nie było. Moi rodzice nauczyli mnie zarabiać pieniądze od małego. Nigdy nie miałam kieszonkowego. Nigdy! Nawet nie wiem, co to jest. Zawsze musiałam coś robić, żeby zarabiać pieniądze
Instagram.com/mamaginekolog
Mama Ginekolog żali się, że wychowywała się w bogatym domu
Do tej pory wszystko w porządku, nie można się do niczego przyczepić. Jednak później dziennikarz zapytał ją, w jaki sposób dorabiała sobie w czasach nastoletnich. To właśnie wtedy Mama Ginekolog powiedziała, że sprzedawała ubrania i buty, które zabierała ze swojego domu.
W tym celu wstawała o 3 nad ranem, pakowała rzeczy, które kupili jej rodzice do samochodu, na który ona także nie zarobiła i jechała na pchli targ. Jak można posłuchać w podcaście:
Pamiętam, że zaczęłam zarabiać pierwsze duże pieniądze, gdy miałam około 17 lat. Po prostu zbierałam rzeczy z naszego domu, które nie były używane, stare ubrania, buty. Każdy ma w domu takie rzeczy, których nie używa. I chodziłam na bazarek, pchli targ na Namysłowskiej. Budziłam się o 3 nad ranem, wszystko pakowałam do samochodu.
Oliwy do ognia dolały jej słowa o wysokości zarobku, jaki udawało jej się tygodniowo z tego wyciągnąć. Okazuje się, że jak na lata 2000. były to bardzo dobre stawki, bo wynosiły ok. 700-1000 złotych na tydzień.
Warto przypomnieć, że najniższa krajowa na rękę w latach 2000. wynosiła ok. 1150 złotych i to miesięcznie. Przyszła wtedy lekarka miała świadomość, że były to dobre pieniądze.
Zawsze zarabiałam kilkaset złotych co tydzień. Więc jako 17-latka miałam sporo pieniędzy.
Poniżej można wysłuchać tematycznego wątku. Wideo pochodzi z Instagrama Mamy Ginekolog.
Źródło:Instgaram.com/mamaginekolog
Później Nicole Sochacki-Wójcicka dorabiała, udzielając korepetycji, a na studiach miała kilka stypendiów, więc na pieniądze nie mogła narzekać. Tak jest zresztą do tej pory:
Potem udzielałam korepetycji, a także miałam stypendia na studiach, a właściwie kilka stypendiów. Więc prawie nigdy nie brałam pieniędzy od rodziców
Jej słowa wywołały burzę w sieci. Internauci pod podcastem pisali wprost, co sądzą o jej słowach:
A czy to nie jest tak, ze Ty z jednej strony starasz się podkreślić to, że niczego nie zawdzięczasz rodzicom (w sensie majątku), ale z drugiej strony w każdej wypowiedzi widać, że gdyby nie fakt, ze Twoi rodzice byli bogaci, to nie miałabyś takiego startu. I albo naprawdę tego nie widzisz, w co wierzę, bo pewne rzeczy były dla Ciebie oczywiste, jak choćby wynoszenie z domu tych rzeczy, co ok, było przedsiębiorcze, ale z drugiej strony w normalnych domach takich rzeczy i w takich ilościach by nie było.
W tamtych czasach 700/900 zł to była czyjaś miesięczna pensja, nie rozumiem, po co robić z siebie kogoś, kto nie miał wcale łatwiej od innych. (...)A to co mówisz to takie trochę plucie w twarz, nam, ludziom z raczej skromnych rodzin
Kto, jeszcze w tamtych czasach miał tyle zbędnych rzeczy w domu? Jedyne czego nauczyli Cię rodzice to przedsiębiorczość, ale to ich nie Twoja zasługa. Nie ma co wciskać kitu, że się osiągnęło coś własną ciężką pracą, jak tak nie było.
W przeciętnie zarabiającej rodzinie nikt nie miał na sprzedaż rzeczy co tydzień o wartości 700-1000 zł :)
No cóż, trudno się z internautami nie zgodzić.