1 sierpnia mija okrągła, 80. rocznica Powstania Warszawskiego. Jego uczestniczka Alina Janowska w rozsądnych, wyważonych słowach opisała wydarzenia, które ukształtowały ją w młodości. "Cieszmy się, że żyjemy, a w przeszłości zachowywaliśmy się dobrze. To powód do radości, dumy, a nie lamentów" - mówiła aktorka, która przeżyła Powstanie i przeszła przez Pawiak.
Alina Janowska przeżyła Powstanie Warszawskie i Pawiak
Urodziła się 16 kwietnia 1923 roku, zmarła 13 listopada 2017 roku. Była prawdziwą damą polskiej sceny i ekranu, a jednocześnie patriotką i uczestniczką Powstania Warszawskiego. Mowa o Alinie Janowskiej. Jej osobowość i dystans do siebie zjednywały jej ludzi. Do końca zachowała pogodę ducha wbrew trudnym przeżyciom, jakim musiała stawić czoła w przeszłości.
Przeżyła nie tylko walki powstańcze. Była także więźniarką na Pawiaku, gdzie trafiła wskutek łapanki i doznała cierpienia, wobec którego mogła tylko biernie oddać się losowi. Mimo to nie straciła odwagi i człowieczeństwa, które wykuwało się w tych trudnych czasach.
W taki dzień warto wspomnieć tę niezwykłą aktorkę, którą widzowie mogą kojarzyć m.in. z kultowej telenoweli "Złotopolscy". Alina Janowska lubiła i umiała opowiadać, z werwą i humorem, a jej słowa nierzadko działały jak balsam. Wszystkie cytaty są wyimkami z książki Łukasza Maciejewskiego "Aktorki. Spotkania". Dzień przed 80. rocznicą wybuchu Powstania autor udostępnił długie fragmenty wywiadu z "Aliną", nazywaną także "Setką". Był to prawdopodobnie ostatni wywiad w życiu Aliny Janowskiej.
scena z: Alina Janowska, SK:, , fot. Niemiec/AKPA
Alina Janowska o Powstaniu Warszawskim
ALina Janowska po latach miała bardzo wyważone podejście do wydarzeń historycznych, w jakich przyszło jej wziąć udział w młodości:
Różne rzeczy mówi się o powstaniu. Dyskusja, czy miało sens, nigdy się nie skończy.
- mówiła w rozmowie z Maciejewskim. Wtedy nie zastanawiała się nad sensem, tylko pomagała na miarę swoich możliwości:
W moim przypadku, nie było wtedy czasu na rozważania, czy warto walczyć. Klamka zapadła. Pamiętam jednak, że do końca wierzyliśmy, że mimo wszystko ktoś nam pomoże, nie zostaniemy sami. Zawsze energiczna i zaradna (po ojcu), dostałam wtedy jakiejś nadwyżki z entuzjazmu. Musiałam obdzielić nią cały legion zmartwionych i chorych.
Otrzymałam zadanie, żeby opiekować się bezradnymi ludźmi, uwięzionymi w swoich domach. Silniejsi schodzili do piwnic, ale starcy zostawali na górze, w mieszkaniach, bez wody i żywności. Próbowaliśmy im pomagać.
Przede wszystkim jednak zajmowałam się moimi chłopakami. Żołnierzami, często nastoletnimi. Trzeba było gotować im coś z niczego, obmyć rany, ogolić, zdobyć wodę. Codzienna kołomyja.
- wspominała czasy powstańcze. Wszystko to wymagało ogromnej siły ducha:
Ani razu się nie rozpłakałam. Musiałam być dzielna, dla tych dzielnych chłopaków, którzy (jeszcze) żyli.
- stwierdziła aktorka ze spokojem.
scena z: Alina Janowska SK: , fot. Niemiec/AKPA
Alina Janowska - siła charakteru i pogoda ducha
Musiała wykazać się siłą charakteru, by przetrwać i pomóc innym:
Nawet w najgorszych momentach, czułam się silna. Nigdy nie uważałam, że znalazłam się w sytuacji bez wyjścia. Zawsze coś się przecież znajdzie, coś wymyśli. Wolę działanie, niż biadolenie, że jest źle. Każdy koszmar w moim życiu, odkreślałam grubą kreską z napisem „zamknięty etap”, czas przejść do następnego. Dzięki temu nigdy nie byłam na życiowym zakręcie, nie straciłam zaufania do ludzi.
- podzieliła się swoją postawą w rozmowie z pisarzem. Alina Janowska to przykład świadectwa człowieka, kobiety, która musiała stawić czoła historii i wyszła z tego zwycięsko:
Wojna w Warszawie, miała różne kolory, nie tylko ponure. Mogłabym przed panem bajdurzyć całymi godzinami jacy to byliśmy szlachetni i bohaterscy, ale przede wszystkim byliśmy wtedy bardzo młodzi. Ten okres życia ma swoje prawa. Zakochiwaliśmy się, śmieliśmy do rozpuku
- wspominała w barwnych słowach. Do końca była zapraszana na uroczystości związane z tamtymi wydarzeniami, ale nie poddała się melancholii:
Wciąż jestem teraz zapraszana na jakieś wieczornice wspomnień wojennych. Nie mogę tego wytrzymać. Resztki tych, którzy przeżyli, siedzą i mamroczą coś pod nosem. Wymagają hołdów. Nie znoszę takiej starości. Jest mi obca. Parę razy popsułam smętną atmosferę tego typu spotkań. Wstałam, wzięłam się pod boki i z całej pary huknęłam im, że „Chmielnej już nie ma, już Chmielnej”. Po prostu zaczęłam śpiewać. Najpierw się zdziwili, ale potem z wolna zaczynali się przyłączać, uśmiechać. Nie ma co płakać, złe dawno temu minęło. Cieszmy się, że żyjemy, nikt w nas nie rzuca bombami, a w przeszłości zachowywaliśmy się dobrze, byliśmy dzielni, broniliśmy naszej Ojczyzny. To powód do radości, dumy, a nie lamentów.
- podsumowała łączniczka "Alina". Polscy widzowie na pewno pamiętają ją jako pogodną, elegancką, dystyngowaną starszą panią, która zawsze miała klasę.