Tlen - raz proszę!

Tlen - raz proszę!

Coraz popularniejsze na świecie stają się bary tlenowe. Można w nich dotlenić się dwiema metodami. Są sale, w których siedzi się w wygodnych fotelach słucha muzyki, a czysty i zjonizowany tlen doprowadzany jest do nosa za pomocą plastikowych rurek. Nie jest to bolesne i nie przeszkadza w popijaniu drinków. W barze dostaje sie do picia koktajle z witamin, które przygotowują organizm do przyjęcie tlenu i likwidują działanie wolnych rodników.

Z baru korzysta się około 30 minut, ale najpierw sprawdza się stopień niedotlenienia organizmu. Na podstawie otrzymanego wyniku rehabilitant dostosowuje zabiegi. Ilość tlenu na minutę i długość zabiegu musi być ściśle określona przez lekarza. Odwiedziny w barze nie zastąpią regularnego ćwiczenia, ale dzięki wentylacji przyspiesza się metabolizm, obniża poziom cholesterolu i chudniemy. Dlatego też połączono te dwie metody. W barach są sale, w których w powietrzu unoszą się duże ilości zjonizowanego tlenu. Goście ćwiczą tam na steperach, atlasach, a przy okazji mocno i głęboko oddychają. Sieć pod nazwą O2 Spa Bar powstała w USA. Moda szybko dotarła do Polski.

Reklama

W Stanach modne stają się też komory hiperbaryczne, w których zabiegom poddaje się całe ciało. Pacjenta zamyka się w komorze , do której wpuszczany jest tlen pod wysokim ciśnieniem. Ma to dotlenić wszystkie organy i oczyścić z toksyn. Przeciwnicy tej metody twierdzą, że nie jest to skuteczny sposób na leczenie, jedynie na zarabianie pieniędzy przez właścicieli komór. U zdrowego człowieka hemoglobina jest nasycona tlenem w 95 proc i nie da rady więcej. Jedyny sposób aby poprawić jej pojemność to przenieść się w wysokie góry i juz tam zostać. Cudowne terapie nie zastąpią zdrowego odżywiania, rzucenia palenia, spaceru i głębokiego oddychania.

Tlen to rzeczywiście zdrowie, ale do wszystkich metod podchodź z umiarem.

Skóra pod tlenem

Kiedyś uważano, że wystarczy dotlenienie organizmu na świeżym powietrzu. Dziś dzięki badaniom firm kosmetycznych wiemy, że to za mała ilość tlenu, aby trafić do wnętrza komórek. W naskórku nie ma naczyń włosowatych i nie dociera on do skóry właściwej. Gdy jego zawartość we krwi spada, zmniejsza się metabolizm w komórkach, skóra staje się niedożywiona. Grono zwolenniczek tlenu rośnie. Uma Thurman uważa, ze dzięki niemu ma zawsze jasna, rozświetloną cerę. Tina Turner młodnieje, a Michael Jackson bez maski z tlenem nie wychodzi na ulice. Dotlenienie często mylimy z utlenianiem. Tymczasem, to pierwsze przynosi nam same korzyści, zaś utlenianie to proces wywoływany przez wolne rodniki, przyspieszający starzenie. Dotlenienie skóry to zastrzyk energii potrzebny cerom zmęczonym, odwodnionym, przesuszonym, po opalaniu. Po 30 przydałyby się tlenowe kuracje dwa razy w roku. Na co dzień powinny je stosować panie o cerze dojrzałej i palaczki.

Jednym ze sposobów dostarczania tlenu skórze jest wprowadzanie go do kremów i maści w postaci ciekłej. Tlen zamyka się w kapsułkach poukładanych w strukturę podobną do plastra miodu. Wewnątrz skóry kapsułki rozpadają się i tlen wydostaje się jako gaz, dzięki czemu zwiększa swoją objętość. Niewiele firm zdecydowało się na tlen w kremie. Wprowadził go między innymi Lancaster oraz niemiecka firma Ionovit. Producenci kosmetyków aprowadzają kremy dotleniające. Wzmacniają one komórki skóry i odżywiają tak, aby czerpały jak największe ilości tlenu. Takie kosmetyki ma Chanel, Givenchy, Thalgo, Orlane, Sothys. Polskie kosmetyki dotleniające to Bandi i Dermika.

Reklama
Reklama