Jagna Marczułajtis urodziła niepełnosprawnego syna. Z rozpaczy chciała zabić siebie i dziecko

Jagna Marczułajtis urodziła niepełnosprawnego syna. Z rozpaczy chciała zabić siebie i dziecko

Była snowboardzistka Jagna Marczułajtis wyznała w rozmowie z tabloidem, że po urodzeniu nieuleczalnie chorego syna wpadła w depresję. Nie chciała, by malec cierpiał. Odważnie wyznała, że z poczucia bezsilności rozważała spowodowanie tragicznego wypadku.

Reklama

Jagna Marczułajtis jest mistrzynią w snowboardzie i trzykrotną reprezentantką Polski na igrzyskach olimpijskich. Po zakończeniu kariery sportowej zajęła się polityką, dwukrotnie zostając posłanką z ramienia PO. Prywatnie Marczuajtis jest mamą trójki dzieci - Jagody, Igi i Andrzeja, które wychowuje ze swoim drugim mężem, Andrzejem Walczakiem. Wcześniej była związana z łyżwiarzem figurowym Sebastianem Kolasińskim.

Syn Jagny Marczuajtis jest niepełnosprawny

Trzy lata temu gwiazda usłyszała druzgocącą diagnozę: jej syn Andrzej urodził się z wadą rozwojową mózgu. Z początku nic nie wskazywało na jakiekolwiek nieprawidłowości - malec przyszedł na świat z 10 punktami w skali Apgar i przez pierwsze miesiące rozwijał się prawidłowo. Pierwszym sygnałem, zdradzającym, że coś jest nie tak, był brak odruchu siadania.

Lekarze mówili, że nic złego się nie dzieje. Mnie to uśpiło. Ale kiedy syn skończył pięć miesięcy i nawet nie próbował siadać, to się zaniepokoiłam. Zaczęliśmy chodzić na rehabilitację, okazało się, że ma zaburzenia napięcia mięśniowego. Kiedy mały miał sześć miesięcy, po rezonansie magnetycznym usłyszeliśmy wyrok: wada rozwojowa mózgu, szerokozakrętowość zwana pachygyrią. Trzy czwarty głowy Andrzejka jest zdeformowane - wyznała w wywiadzie.

Gdy Marczuajtis usłyszała, że choroba jest nieuleczalna i postępująca, wpadła w głęboką depresję. Był moment, że nie miała już siły dłużej walczyć. W rozmowie z "Super Expresem" wyznała, że rozważała nawet pozbawienie życia siebie i dziecka.

To był cios. Tak się w tym wszystkim załamałam, że miałam ogromną depresję. Całą zimę jeździłam z dzieckiem od lekarza do lekarza. Jeżdżąc, patrzyłam tylko, z jakiego mostu zjechać, albo jak to zrobić, żeby się zabić razem z tym dzieckiem, żeby po prostu już nie cierpiał on i ja– powiedziała.

Przed posunięciem się do ostateczności powstrzymywała ją obawa przed konsekwencjami, gdyby przeżyła wypadek i stała się kaleką. Wtedy sama wymagałaby opieki i nie mogłaby zajmować się chorym synem.

Ostatecznie Marczuajtis pogodziła się z niepełnosprawnością Andrzeja, który cały czas wymaga intensywnej opieki i kosztownej rehabilitacji. Gwieździe udało się również stanąć na nogi finansowo po tym, jak musiała zamknąć swoją szkołę narciarską. Dziś chce być głosem innych rodziców w podobnej sytuacji, którym trudno jest uzyskać godziwą pomoc od państwa.

Po kilku latach bycia w sporcie i w polityce mam grubą skórę, zawsze się znajdą osoby, które będą uważały, że robię to dla popularności. A ja uważam, że popularność zobowiązuje mnie do tego, żeby pokazać innym matkom, że dzieci niepełnosprawne są wśród polityków, gwiazd, ludzi i zamożnych i biednych, wśród takich, którzy na co dzień wydają się być szczęśliwi - powiedziała "Super Expressowi".

Jagna Marczuajtis stara się nie tracić pogody ducha i walczyć o zdrowie syna jak tylko się da. Mimo że rokowania wciąż nie napawają optymizmem, gwiazda woli skupiać się na tym, by otaczać syna miłością i poświęcać mu jak najwięcej czasu.

Źródło: mwmedia
Reklama
Reklama