Bliźnięta miały wspólne łożysko i dochodziło między nimi do przecieku krwi. Lekarze dawali im nie więcej niż 5 proc. szans na życie...

Bliźnięta miały wspólne łożysko i dochodziło między nimi do przecieku krwi. Lekarze dawali im nie więcej niż 5 proc. szans na życie...

Patrząc na tę młodą parę rodziców trudno wyobrazić sobie, ile cierpienia mają za sobą. Uśmiechnięci Tabitha i Ben Rean nie posiadali się ze szczęścia na wieść o tym, że będą mieli bliźnięta. Nie spodziewali się, że dzieciom grozi śmiertelne niebezpieczeństwo, jeszcze w łonie mamy.

Reklama

Na wczesnym etapie ciąży okazało się, że bliźniaczki mają tylko jedno łożysko i z tego powodu cierpią na tzw. zespół przetoczenia krwi między płodami. Oznaczało to, że między dziećmi dochodziło do przecieku krwi, co może skutkować ciężkimi urazami płodów, a nawet ich śmiercią. Tabitha i Ben usłyszeli, że ich córeczki mają nie więcej niż pięć proc. szans na życie.

Ratunkiem dla bliźniaczek miała być operacja w łonie matki. W 18. tygodniu ciąży lekarze ze szpitala w Birmingham przeprowadzili skomplikowany i obarczony dużym ryzykiem zabieg: dokonali zamknięcia naczyń krwionośnych łączących dziewczynki.

Nasz świat stanął w miejscu aż do chwili, gdy dowiedzieliśmy się, że oba serduszka biją - wspomina mama.

A na tym nie skończyło się życie w napięciu dla tej pary przyszłych rodziców. Trzeba było sprawdzić, czy dziewczynki są zdrowe - czy nie doszło u nich do nieodwracalnych urazów neurologicznych. A potem jeszcze poród wywołano w 29. tygodniu ciąży. Isla i Jemima wiele tygodni spędziły w szpitalu, zanim pozwolono im pojechać z rodzicami do domu.

Dopiero 14 miesięcy później rodzice odzyskują dawną beztroskę. Córeczki są dla nich całym światem. Tak niewiele brakowało, a by je utracili...

Reklama
Reklama