To coś znacznie więcej niż nawet polecane na depresję śmieszne koty. Kot Wilfred nie jest śmieszny. Jest STRASZNY (albo strasznie śmieszny - oceńcie sami).
Narrator tej historii chce, byśmy jednak potraktowali Wilfreda śmiertelnie poważnie.
Co to k*** jest???! - krzyczy (po angielsku, dlatego tu przetłumaczymy) na widok Wilfreda, który patrzy na nas wybałuszonymi oczami.
Dla dociekliwych: Wilfred jest przedstawicielem rasy "perski kot szynszylowy".
Nie patrz tak k*** na mnie! - złości się dalej narrator, a potem wyjawia prawdziwy powód swojego zdenerwowania. Otóż na parapecie obok siedzi jego ukochana kotka Lucy.
Wszystko w porządku, Lucy - narrator uspokaja ulubienicę, po czym wraca do Wilfreda.
Na zewnątrz jest jakiś dziwnie wyglądający kot! Przypomina babcię! - woła (skąd możemy wywnioskować, jakie uczucia budzi w narratorze babcia).
Mrugnij, sk**synie! - prowokuje przeciwnika, czego Wilfred już znieść nie może.
Koniecznie zobaczcie, co będzie dalej!
Sympatyczna kicia???