Gwiazda "Słonecznego patrolu" miała świadomość, że za to, co powie, spotka ją hejt. Mimo to Pamela Anderson bardzo szczerze opowiedziała o tym, co myśli o ruchu #MeToo, czyli kobiecej inicjatywie na rzecz napiętnowania mężczyzn bezkarnie molestujących kobiety.
Aktorka uznała, że aktywistki #MeToo trochę przesadzają i że ludzie (w tym kobiety!) powinni sami zadbać o swoje bezpieczeństwo. 51-letnia gwiazda uznała, że inicjatywa jest w rzeczywistości przejawem "trzeciej fali feminizmu" i "paraliżuje mężczyzn".
Dla mnie ruch #MeToo to przesada. Wybaczcie, pewnie zabijecie mnie za to, co zaraz powiem, ale mama nauczyła mnie, żeby nie chodzić z obcym do hotelu - zauważyła Andreson. - Moim zdaniem feminizm zaszedł za daleko. Sama jestem feministką, ale uważam, że trzecia fala feminizmu to udręka. Paraliżuje mężczyzn.
Z kolei w australijskim programie "60 Minutes" aktorka uważana w latach 90. za symbol seksu przekonywała, że pozowanie nago do Playboya wcale z feminizmem się nie kłóci.
Nikt do niczego mnie nie zmuszał - powiedziała o swoich rozbieranych zdjęciach, zapewniając, że dzięki nim poczuła się silniejsza niż kiedykolwiek wcześniej.
Wcześniej w tym roku Pamela, z tą samą szczerością, opisała orgie w domu Hugh Hefnera: