To już czarta kobieta oskarżająca Romana Polańskiego (84 l.) o gwałt na nieletniej. Na bolesne wyznanie po latach zdecydowała się 61-letnia Renate Langer. Niemiecka aktorka twierdzi, że do wykorzystania seksualnego przez Polańskiego doszło w 1972 roku w domu reżysera w szwajcarskim Gstaad.
15-letnia wówczas Langer była uczennicą liceum. W tym czasie rozpoczynała współpracę z jedną z monachijskich agencji. To właśnie wtedy poznała Romana Polańskiego. Jak wyznaje w "New York Times", reżyser zaprosił ją do swojej posiadłości w Szwajcarii, ponieważ - jak twierdził - chciał ją obsadzić w jednej z ról w swoim nowym filmie. Rodzicie nastolatki wiedzieli o zaproszeniu i zgodzili się na wyjazd córki.
Według relacji Langer, Roman Polański zgwałcił ją w sypialni. Po powrocie do domu nikomu nie powiedziała o zdarzeniu, ponieważ, jak tłumaczy, obawiała się rekcji rodziny.
Miesiąc później reżyser zadzwonił do niej z przeprosinami i zaproponował niewielka rolę w filmie "Che?". Miał obiecać, że podczas zdjęć będzie traktował ją z pełnym profesjonalizmem. Langer przyjęła propozycję. Jednak podczas zdjęć w Rzymie Polański złamał obietnicę i po raz kolejny ją zgwałcił.
Moja matka dostałaby zawału serca. Czułam się zawstydzona, skrępowana, zagubiona i samotna - tak dziś Renate Langer uzasadnia swoje wieloletnie milczenie.
Kobieta bała się, jak zareaguje jej rodzina. Obawiała się, że będzie to zbyt wielki szok dla jej rodziców. Między innymi właśnie z tego powodu zdecydowała się ujawnić prawdę dopiero po ich śmierci. Ośmielić miała ją historia Robin M. z Los Angeles, która w sierpniu tego roku poinformowała media, że Polański zgwałcił ją gdy miała 16 lat.
Renate Langer powiadomiła już szwajcarską policję. Niemka jest czwartą kobietą, która oskarża o gwałt Romana Polańskiego. Wcześniej zrobiły to Samantha Geimer, Robin M. oraz brytyjska aktorka Charlotte Lewis.
