Pożegnanie Mariana z choinką - akt pierwszy i ostatni

Pożegnanie Mariana z choinką - akt pierwszy i ostatni

Gdzie ta zima? Na dworze wczesnojesienna słota. Deszcz rytmicznie wybija nieznaną melodię o rynnę, Marian zaś pozostaje niepocieszony. Smutny gwizd wiatru w nieszczelnych oknach zlewa się z jego jękiem. Dlaczego nie było śniegu, ani Mikołaja na gwiazdkę? Na to pytanie nikt nie potrafi udzielić odpowiedzi, nie raniąc uczuć Mariana.

Reklama

Nasz bohater pozostaje w głębokim przekonaniu, że śnieg jest zamawiany z wyprzedzeniem przez lojalnego powiernika Świętego Mikołaja. Do tej pory sprawdzało się to co roku. Ubierając choinkę w wigilię, Marian zawsze niespokojnie wypatrywał wśród białych tumanów srebrnych sani dobrodusznego brodacza. Lubił tego staruszka. Miał on taki tik nerwowy, że co chwilę sprawdzał stan swojej brody, jakby miała mu za chwilę odpaść. Śmieszna fanaberia starca. Zwykle, kiedy przyszedł, uśmiechnął się, poklepał po pysku, naiwnie postraszył, że niegrzecznym dzieciom nie przynosi prezentów, lecz w końcu zostawiał podarunki obwiązane złotą kokardką.

Jednak w ostatnie święta Marian nie doczekał się ani wizyty Mikołaja, ani śniegu. Jak to możliwe? Nie był był wystarczająco niegrzeczny nawet na rózgę? Zawsze marzył o porządnej rózdze, którą mógłby straszyć maluchy z podwórka. Nie mógł wyrzucić z siebie złych emocji, wybiegając przed dom i obrzucając agresywnie śnieżkami okna i samochody sąsiadów. Nie było ani centymetra śniegu! Przez myśl Marianowi przebiegło, by zeskrobać nieco lodu z zamrażarki i zrobić zeń amunicję, jednak ostatecznie opuściła go chęć na najmniejsze psoty.

Zemsta przybrała inny wymiar. Gdyby Marian nie był w całości pluszowy, zapewne jego mocne brwi zmarszczyłyby się w złowrogim grymasie, a na całą okolicę rozbrzmiewałby jego przyprawiający o dreszcze, niski, pochmurny śmiech. Jednak Marian, niestety, nie miał nawet brwi. Dlatego obmyślił wendetę i postanowił rozebrać choinkę w najbliższy weekend po Święcie Trzech Króli. - Nie postoisz ani jednego dnia dłużej, niż to konieczne! - zakrzyknął do milczącego drzewka.

DSC00089

Marian w akcie furii splątał na fest wszystkie lampki choinkowe. - Tego, który będzie ubierał drzewko za rok, dotknie ostrze mego miecza zemsty - zawyrokował. Zaślepiony złością zapomniał, że ubieranie choinki należy zawsze do niego samego.

Podczas zdejmowania z iglaka łańcuchów, w radiu poleciał znany przebój jednego z ulubionych artystów Mariana. Nasz bohater już był bliski zasupływania ozdób w podobny sposób do lampek, lecz - nie wiadomo kiedy - popłynął w estradowym amoku, zupełnie zapominając o ostrzeniu miecza zemsty.

 

DSC00078

- Billy Jean is not my lover... But the child is not my son! U! She says I am the one, but the child is not my son! Uhu! O, tak, nasz bohater przywykł już do swych licznych talentów, jednak jego ruch sceniczny i niesamowita skala głosu nieodmiennie wpędzały go w samozachwyt.

 

DSC00081

- Ubieraj się głupi, kocie! Czeka nas wielka kariera, tylko potrzebuję chórków! - w artystycznym amoku, Marian nawoływał kota, jednak ten nie był zainteresowany występami. Wtem piosenka w radiu dobiegła końca, a nasz bohater wybudził się z wizji.

 

DSC00086

- Wy, koty, jesteście takie krótkowzroczne. Miau - jeść, miau - spać, miau - głaskać. W kółko ta sama melodia. A wasza muzyka...! Kocia! W żaden sposób nie mogę się z Tobą rozwijać, futrzaku. Ściągasz mnie w dół w każdym momencie, gdy potrzebuję kogoś do realizacji pomysłów. Ciągle tylko śpisz, jesz i dokuczasz innym. W sumie... Chciałbym być kiedyś kotem - zagadkowo zakończył swe rozważania nasz bohater i pogrążył się w głębokiej zadumie, pozostawiając w pokoju niebotyczny bałagan.

Reklama
Reklama