• Gość odsłony: 10465

    Dziecko w czasach paranoi

    Polecam do przeczytania artykuł w Newsweeku o tym własnie tytule: http://www.newsweek.pl/wydania/artykul.asp?Artykul=28933

    Dziecko w czasach paranoi
    Coraz więcej do powiedzenia w kwestii opieki nad dziećmi mają wszelkiego rodzaju marketingowcy, coraz mniej liczy się zdrowy rozsądek matek i ojców. Ale na szczęście na naszych oczach rodzi się rodzicielski ruch oporu.
    My, rodzice, wypowiadamy wojnę. Firmom farmaceutycznym, które straszą nas śmiercią naszych dzieci, jeśli nie zaszczepimy ich przeciw pneumokokom. Firmom elektronicznym, które straszą nas, że jeśli nie kupimy monitorów oddechu, nasze dzieci uduszą się w czasie snu. Firmom medycznym, które straszą nas, że jeśli nie pobierzemy krwi pępowinowej naszego dziecka przy porodzie, nie przeżyje ono w przyszłości ataku groźnej choroby. Mamy dość wmawiania nam, że musimy skończyć odpowiednie kursy, aby stać się w miarę poprawnymi rodzicami. Mamy dość wpędzania nas w nieustające poczucie winy. Dość wmawiania nam, że należy nałożyć dziecku kask, kiedy stawia pierwsze kroki, żeby nie nabiło sobie guza, oraz kupić dach nad wanienkę, żeby nie płakało, gdy naleci mu trochę wody do oczu. Mamy dość wpędzania nas w opętańczą presję bycia mamą idealną i idealnym tatą. My, rodzice, wypowiadamy wojnę wszystkim złodziejom, którzy okradają nas nie tylko z pieniędzy, lecz także z czegoś o wiele cenniejszego - z poczucia bezpieczeństwa. Won od naszych rodzin!".

    Co myślicie?

    Odpowiedzi (194)
    Ostatnia odpowiedź: 2010-08-13, 18:03:37
Odpowiedz na pytanie
Zamknij Dodaj odpowiedź
Gość 2010-08-13 o godz. 18:03
0

Licho napisał(a):Kerala napisał(a):dla tradycjonalistów spod znaku schabowego, ziemniaków i smalczyku bardziej zabójcze jest dodawanie do wszystkich potraw oliwy (standard śródziemnomorski)
dlaczego?
Bo oliwa na nieprzyzwyczajony żołądek działa... jakby tu powiedzieć...mocno rewolucyjnie ;)

Odpowiedz
Licho 2010-08-13 o godz. 16:35
0

Kerala napisał(a):dla tradycjonalistów spod znaku schabowego, ziemniaków i smalczyku bardziej zabójcze jest dodawanie do wszystkich potraw oliwy (standard śródziemnomorski)
dlaczego?

Odpowiedz
madzia 2010-08-13 o godz. 16:26
0

Wiedzialam, ze nie jestem dobra matka;)
Maks je co chce, uwielbia jablka, mial kiedys faze jablkowa i jadl przez tydzien prawie wylacznie jablka. I ok, przeszlo mu. Mial faze na batoniki kinder, ok, przeszlo.Moze dlatego na luzie do tego podchodze bo wiem, ze w zlobku jada ekologicznie i organicznie ;) wiec moge sobie pozwolic ;)
Zabawki kupowalismy w ilosciach prawie hurtowych, glownie dlatego, ze sprawialo to przyjemnosc nam. Badzmy szczerzy, do pewnego wieku butelka z groszkiem bije wszystko na glowe ;)
Szczepie srednio, tzn to co w kalendarzu + dla M pneumo, a dla Wiki WZWB i rota ( pneumo ma w kalendarzu).
Dzieci spia same, ale jak maja faze na zabawe do 23 to tez ok ( tzn M zwykle kladziemy ok 19 i on zwykle spi, ale roznie to bywa, jak byl mlodszy w sumie pozniej chodzil spac)
Monitor oddechu mialam ( M byl hipotrofikiem), dla W tez zamontowalam.
Tylko, ze zadna z tych czynnosci ni epowoduje u mnie bezsennych nocy i wyrzutow sumienia wiec chyba jest ok. ;)

Odpowiedz
Gość 2010-08-13 o godz. 15:42
0

Ja powiem tak. Najszczęśliwsze są matki, które mało wiedzą i nie próbują się dowiedzieć, a jak się dowiedzą to mówią "teraz wszystko szkodliwe". Ja się przejmuję wszystkim i mam non stop wyrzuty sumienia. Źle mi z tym, że moje dziecko pije mleko modyfikowane z toskycznej butli, że zjada warzywa ze słoiczka i ssie smoka. Przy drugim postarm się być mądrzejsza...
A teraz ten telefon :/ Emma kocha telefony komórkowe... i w pokoju bardzo czesto chodzi komp... i mam wyrzuty sumienia.

A co do naciagania. Dalam się nabrać na tummy tub, fridę i rożki.

A co do niemytych owoców i warzyw to dla mnie przerażające. Zbiór pasozytów ludzkich i zwierzęcych. Ten od lisów to tasiemiec bablowiec. Brrr!

Odpowiedz
Olik:) 2010-08-12 o godz. 10:46
0

Bosz, dopiero przeczytałam ten artykuł.
Konkluzja: jestem Matką Wyrodną. I dobrze mi z tym. Nie zamierzam się zmieniać, bo moje dziecko jest szczęśliwe i ja jestem całkiem zadowolona z sytuacji życiowej. Do tego stopnia, że chcę już być Matką Wyrodną kolejnego bidulka :D

Odpowiedz
Reklama
sofia 2010-08-11 o godz. 19:35
0

Moje dziecko gdyby mogło spędziłoby cały mój urlop na lotnisku. Oglądanie samolotów na tarasie i jazda na ruchomych schodach to największe hity całego wyjazdu (do dziś wspominane przez Polkę z wielkim sentymentem, łamaną jeszcze polszczyzną ;) ). Przyznaję, była jedna rzecz,która niemal przyprawiła mnie o zawał. Polka namiętnie lizała szybę w oknie samolotu. Mimo mojego przerażenia, żadnych przykrych następstw lizania szyby nie stwierdziłam..

Odpowiedz
Gość 2010-08-11 o godz. 18:51
0

naturella napisał(a):Myślę, że były to dla naszych dzieci bardzo miłe i bezstresowe dwa tygodnie, a na codzień mają tyle atrakcji i decybeli w wielkim mieście, że trzeba im dostarczać zgoła innych rozrywek - ciszy, spokoju, lasu i właśnie pustych plaż.Cóż, ja mieszkam na zadupiu i mam ochotę wyć, kiedy do rangi głównej atrakcji dnia urasta przejeżdżający ulicą samochód albo wizyta listonosza ;) Mówiąc wprost: prowadzę potwornie nudne życie i Pitu też tak chyba uważa, bo bardzo się ożywia (ale na plus), kiedy mu zmieniam otoczenie ;) Od razu ma mniej głupich pomysłów.

Odpowiedz
Kerala 2010-08-11 o godz. 18:31
0

Nie

I mam odmienne zdanie na temat adaptacji małych organizmow do warunków lokalnych. Im młodsze dziecko (karmione piersią) tym mniejszy problem, bo większa odporność.
Nie znam żadnego dziecka, ktore dostaloby w Egipcie biegunki, za to znam rzesze dorosłych, ktorzy mieli schrzaniony urlop z tego powodu.
Ogólnie to mam dwie teorie pośrednio związane z turystyką i żołądkiem:
Pierwsza- dzieci nie należy wyjaławiać. Może niekoniecznie elementem żywienia dziecka powinien być piach z osiedlowej piaskownicy, ale też niekoniecznie Domestos powinien być naszym najlepszym przyjacielem.
Druga: dla tradycjonalistów spod znaku schabowego, ziemniaków i smalczyku bardziej zabójcze jest dodawanie do wszystkich potraw oliwy (standard śródziemnomorski) aniżeli zjedzenie świeżego owoca tamże.

kerala

Odpowiedz
Gość 2010-08-11 o godz. 18:28
0

Szczerze mówiąc, nie bardzo, bo Maciek pił wyłącznie dziecięce soki butelkowane i jadł jedzenie przywiezione z Polski (tzn. na miejscu jadł jeszcze hotelową bułkę, frytki i melona).
A woda w hotelu była uzdatniana i chlorowana.

Odpowiedz
Gość 2010-08-11 o godz. 18:22
0

Zgadzam sie w 100% z naturellą. Zgadzę się też, że są dzieci lubiące latać, sama znam i widziałam (choć te 2 godz. podrózy to przesada, jak doliczyć dojazd do lotnicka i odprawy robi sie tego co najmniej 6godz.) I mimo, że ja nie z tych strachliwych to najbardziej odstręcza mnie odmienna flora bakteryjna. Co prawda mnie nigdy nie dopadł nieżyt żołądka ale moich towarzyszy owszem. Organizm dzieci przechodzi tego typu choroby znacznie gorzej a szczególnie w upale odwodnienie gotowe. Nie wypowidam się o innych "przybłędach" typu chlamydie, bo nikogo osobiście nie znam choc słyszy się w rozmowach. Nie macie o to obaw?

Odpowiedz
Reklama
Gość 2010-08-11 o godz. 18:17
0

Ja też nie uważam, żeby zbrodnią był wypad do ciepłych krajów z dzieckiem poniżej trzeciego roku życia. :P
Byliśmy z Maćkiem w Tunezji i zniósł to wspaniale. :P Uważam, że te wakacje były właśnie dobrane pod kątem jego potrzeb. Właściwie wyłącznie, bo my akurat nie znosimy wylegiwania się na plaży czy basenie lol
Maciek chlapał się w brodziku, hasał po hotelowym lobby, jadł garściami piach z plaży i zwiedzał wieczorami Monastyr. :D Na pewno bawił się lepiej niż my :D

Odpowiedz
Gość 2010-08-11 o godz. 16:11
0

sofia napisał(a):możliwe, że wystarczy dieta bogata w jod i z czytym sumieniem można lecieć nad wodę, której temperatura jest bardziej ludzka ;) a klimat mniej zdradliwy :ia:
Być może wystarczy:) Ja tam stoję na stanowisku, że nad Bałtykiem bardziej ludzkie temperatury dla dzieci niż w Egipcie - no ale każdemu, co lubi:) Całe szczęście, bo inaczej nie mielibyśmy urlopu takiego, jak w tym roku - na prawie pustej plaży my i nasze dzieci w słońcu:) Przed sezonem, więc zero karkowej dziczy, solaress, ryczących beemek i dyskotek. Myślę, że były to dla naszych dzieci bardzo miłe i bezstresowe dwa tygodnie, a na codzień mają tyle atrakcji i decybeli w wielkim mieście, że trzeba im dostarczać zgoła innych rozrywek - ciszy, spokoju, lasu i właśnie pustych plaż.

Odpowiedz
Ardabil 2010-08-11 o godz. 12:22
0

ja wakacyjnie wybrałam opcję pośrednią, czyli agroturystyke we Włoszech. Bardzo byliśmy zadowoleni.
Agroturystycznie jeżdżę od dawna, po PL i nie tylko i tu jeden opis Skrawka, choć dramatyczny nie jest dla mnie wyznacznikiem. Są super miejsca, choć oczywiście zazwyczaj brak im 4/5-gwiazdkowych hotelowych luksusów.

Odpowiedz
sofia 2010-08-11 o godz. 11:44
0

Nabla napisał(a):sofia napisał(a):Naturella ale dlaczego wakacje nad Bałtykiem mają być dla dzieci dobre a nad innym morzem już nie?
Czy nad Bałtykiem czy nad innym polodowcowym morzem - to wszystko jedno, chodzi o jod. Ale lodowiec nad morze np. Śródziemne już nie dotarł i tu jodu będzie mało.

Swoją drogą ciekawa jest ta narodowa obsesja na jod ;)
Gdyby ta obsesja zataczała szersze kręgi, nad nasze morze ciągnęłyby pielgrzymki z całej niemal Europy. ale skoro tak nie jest to po pierwsze możliwe, że kult Bałtyku jest przesadny, po drugie, możliwe, że wystarczy dieta bogata w jod i z czytym sumieniem można lecieć nad wodę, której temperatura jest bardziej ludzka ;) a klimat mniej zdradliwy :ia:

Odpowiedz
Gość 2010-08-11 o godz. 11:32
0

sofia napisał(a):Naturella ale dlaczego wakacje nad Bałtykiem mają być dla dzieci dobre a nad innym morzem już nie?
Czy nad Bałtykiem czy nad innym polodowcowym morzem - to wszystko jedno, chodzi o jod. Ale lodowiec nad morze np. Śródziemne już nie dotarł i tu jodu będzie mało.

Swoją drogą ciekawa jest ta narodowa obsesja na jod ;)

Odpowiedz
sofia 2010-08-11 o godz. 11:27
0

Naturella ale dlaczego wakacje nad Bałtykiem mają być dla dzieci dobre a nad innym morzem już nie?

Odpowiedz
Gość 2010-08-11 o godz. 11:23
0

Mad widze że w tym samym czasie żeśmy googlowały :d

Odpowiedz
Gość 2010-08-11 o godz. 11:14
0

Nat, ale akurat moje dziecko lubi nowe miejsca i nie mam problemu z odreagowaniem stresu (o dziwo). W czerwcu pokazałam się już od strony cyborgowej, kiedy byłam nad Bałtykiem z małym sama (mój mąż dojechał na 3 dni) i czuję się absolutnie zwolniona z obowiązku wakacji z temperaturami w okolicach 10 stopni. A że nie mogłam pojechać na nie w lipcu - sierpniu - to cóż... Poza tym, naprawdę mojemu dziecku krzywda się za granicą nie dzieje ;) Wręcz przeciwnie - bo ma np. możliwości nieograniczonego chlapania się w basenie w temperaturze niezagrażającej zdrowiu i życiu. I dlatego Piotruś od 2 tygodni dopytuje się, kiedy będziemy lecieć (bo akurat latanie samolotem uwielbia, nie wiedzieć czemu).

Odpowiedz
Gość 2010-08-11 o godz. 10:58
0

Ja tam jestem ofiarą rodzinnej tradycji, że dziecko MUSI się nawdychać jodu chociaż raz w roku:) Tropiki tropikami, ale Bałtyk być musi. Jestem zdania, że nic lepszego dla zdrowotności dziecka wymyślić się nie da. Oprócz tego w tym roku dzieci dwa tygodnie spędziły u moich dziadków, poza miastem, hasały na trawie, jadły zupki na warzywach prosto z ogródka, jadły maliny z krzaka.

Ja akurat mam niepopularne poglądy, że dopóki dziecko nie skończy tych paru lat, to wakacje powinny być dobierane pod kątem jego potrzeb, a nie potrzeby opalenizny, czy wygrzania się rodziców na słońcu. W czym idealnie się wpasowuję w matkę cyborga z newsweekowego artykułu, no ale tym po trosze jest dla mnie macierzyństwo - rezygnacją z własnych potrzeb dla zdrowia i dobrej kondycji dziecka. Przez pierwsze trzy, cztery lata oczywiście, bo później można jakoś obie grupy zgrać.

Odpowiedz
Gość 2010-08-11 o godz. 10:56
0

Tutaj jest lista z podziałem na dobre i złe E:
http://zdrowie.onet.pl/dskladniki.html

Odpowiedz
Gość 2010-08-11 o godz. 10:54
0

Nieszkodliwe E:
http://zdrowie.onet.pl/dskladniki.html

Odpowiedz
sofia 2010-08-11 o godz. 10:54
0

lalka_Go napisał(a):sofia napisał(a):
A teraz parę słów do Kerali
:bad: :bad: Dziewczno, masz siłę perswazji.. ;) Kerala jesteś wielka
i na mnie ta perswazja podziałała ;)
wczoraj po raz pierwszy w swoim życiu zrobiłam rosół bez kostki, bez żadnych warzywek, ziarenek, veget itp.
przeczytałam skład ziarenek smaku i zawartość suszonych warzyw to 8,5 % :O
dałam do rosołu prawie wszystko to co było wymienione w składzie warzyw w tych ziarenkach. łącznie z papryką i czosnkiem :O :) (pominęłam pomidory i pasternak ;) )
?
lol dzisiaj miałam obiekcje względem kisielu, budyń nadal wydaje mi się ok :DD

Odpowiedz
Gość 2010-08-11 o godz. 10:52
0

Kerala napisał(a):
Z vegetą mam pewien problem: przechodzę sinusoidalne fazy od dodawania do wszystkich zup po własnoręczne sporządzanie mieszanek warzywnych (podawałam kiedyś patent: wloszczyzna suszona+kurkuma+ sól+ młynek do kawy).
i ten patent muszę wypróbować :)

Odpowiedz
Gość 2010-08-11 o godz. 10:52
0

E dozwolone dla niemowląt * E270 * E304 * E306 * E307 * E308 * E309 * E322 * E330 * E331 * E332 * E338 * E339 * E340 * E412 * E471 * E472c * E473.

Dla starszych niemowląt poza wymienionymi wyżej * E407 * E410 * E440.

Dla małych dzieci (w drugim i trzecim roku życia) poza wymienionymi wyżej * E170 * E260 * E261 * E262 * E263 * E296 * E300 * E301 * E302 * E325 * E326 * E327 * E333 * E334 * E335 * E336 * E341 * E354 * E400 * E401 * E402 * E404 * E414 * E415 * E450a * E472a * E472b * E500 * E501 * E503 * E507 * E524 * E525 * E526 * E551 * E575 * E1404 * E1410 * E1412 * E1413 * E1414 * E1420 * E1422 * E1450 * E1451.

Zasadniczo symbol E oznacza, że dany składnik był testowany na zwierzętach. Niektóre z E-cośtam to po prostu witamina C czy kurkuma, więc to nie tak, że są z założenia szkodliwe.

Odpowiedz
Gość 2010-08-11 o godz. 10:49
0

Też przez dietę podczas karmienia zaczęłam czytać składy - najpierw tylko pod kątem zawartości mleka/masła, potem zaczęłam zauważać wszystko. Wielu produktów już nie kupuję, szukam zamienników, przestawiam się na polskie firmy, których nie stać na takie barwniki i konserwanty, jak firmy zagraniczne ;) I zgadzam się, że cuda można odkryć - mnie nadal zaskakuje, jak nagminnie do wszystkiego pakowany jest cukier...

Odpowiedz
Gość 2010-08-11 o godz. 10:44
0

sofia napisał(a):
A teraz parę słów do Kerali
:bad: :bad: Dziewczno, masz siłę perswazji.. ;) Kerala jesteś wielka
i na mnie ta perswazja podziałała ;)
wczoraj po raz pierwszy w swoim życiu zrobiłam rosół bez kostki, bez żadnych warzywek, ziarenek, veget itp.
przeczytałam skład ziarenek smaku i zawartość suszonych warzyw to 8,5 % :O
dałam do rosołu prawie wszystko to co było wymienione w składzie warzyw w tych ziarenkach. łącznie z papryką i czosnkiem :O :) (pominęłam pomidory i pasternak ;) )
mąż jak to zobaczył stwierdził że rosołu z papryką jeść nie będzie a potem zjadł 3 talerze :D

i również chciałabym wiedziec które E są ok?

Odpowiedz
Gość 2010-08-11 o godz. 10:17
0

Klementyna napisał(a):A, i tak swoją drogą - fundowanie dzieciom wakacji na południu. Niby moda na eko czyli powinno byc logiczne, że wiejska agroturystyka a tu jakoś cicho o podobnych formach urlopu. W zamian tego można przecież zafundować dziecku wątpliwe atrakcje lotniska i lotu, tropikalny klimat, pół dnia w klimatyzowanym hotelu, nie wierzę też, że dziecko nie skubnie owoców, nie opije sie wody w basenie czy pod prysznicem a personel będzie super higieniczy, że nie wspomnę o opiekunce dla dziecka - ot takie rodzinne idealne eko wakacje.
Mnie na szczęście moda na eko omija :lizak: No i generalnie wolę podróżować krócej niż dłużej, ale co kto lubi ;) A co złego jest w jedzeniu miejscowych, południowych owoców? I czym różni się woda basenowa na południu od wody w basenie krajowym?

podpisano: matka najwyraźniej wyrodna (w życiu nie zgadłabym, że akurat z tego powodu), która zaliczyła już z dzieckiem w tym roku polskie morze, a teraz leci wygrzewać swoje stare kości do ciepłego kraju.

Odpowiedz
matylda_zakochana 2010-08-11 o godz. 09:57
0

sofia napisał(a):Nale napisał(a):Czytanie składów jest ogólnie dośc odkrywczym zajęciem.
Ja zaczęłam intensywnie uprawiać, jak musiałam uważać na dietę, żeby móc karmić Marychę.
Wcześniej nie miałam pojęcia, że od bułki poprzez wafelka na wędlinie kończąc, że o przetworzonych półproduktach nie wspomnę całą żywność robi się z serwatki w proszku i/lub soi oraz różnych E - i to z tych nieciekawych (bo nie każde E jest złe).
A które E są dobre?
No właśnie?
Kiedyś dotarłam w sklepie ze zdrową żywnością do jakiejś broszurki z podzielonymi dobrymi i złymi E, ale nigdzie nie mogę już tego odnaleźć.

Odpowiedz
sofia 2010-08-11 o godz. 09:51
0

Nale napisał(a):Czytanie składów jest ogólnie dośc odkrywczym zajęciem.
Ja zaczęłam intensywnie uprawiać, jak musiałam uważać na dietę, żeby móc karmić Marychę.
Wcześniej nie miałam pojęcia, że od bułki poprzez wafelka na wędlinie kończąc, że o przetworzonych półproduktach nie wspomnę całą żywność robi się z serwatki w proszku i/lub soi oraz różnych E - i to z tych nieciekawych (bo nie każde E jest złe).
A które E są dobre?

Odpowiedz
Nale 2010-08-11 o godz. 09:46
0

Czytanie składów jest ogólnie dośc odkrywczym zajęciem.
Ja zaczęłam intensywnie uprawiać, jak musiałam uważać na dietę, żeby móc karmić Marychę.
Wcześniej nie miałam pojęcia, że od bułki poprzez wafelka na wędlinie kończąc, że o przetworzonych półproduktach nie wspomnę całą żywność robi się z serwatki w proszku i/lub soi oraz różnych E - i to z tych nieciekawych (bo nie każde E jest złe).

Odpowiedz
sofia 2010-08-11 o godz. 09:21
0

Klementyna napisał(a):A, i tak swoją drogą - fundowanie dzieciom wakacji na południu. Niby moda na eko czyli powinno byc logiczne, że wiejska agroturystyka a tu jakoś cicho o podobnych formach urlopu. W zamian tego można przecież zafundować dziecku wątpliwe atrakcje lotniska i lotu, tropikalny klimat, pół dnia w klimatyzowanym hotelu, nie wierzę też, że dziecko nie skubnie owoców, nie opije sie wody w basenie czy pod prysznicem a personel będzie super higieniczy, że nie wspomnę o opiekunce dla dziecka - ot takie rodzinne idealne eko wakacje.
A jeśli ktoś nie lubi swojsko - wiejskich klimatów, a dziecko na lotnisku i w samolocie czuje się jak ryba w wodzie to co wtedy? Pomijam już taki drobiazg jak różnica między dwiema godzinami lotu a np. dziesięcioma godzinami jazdy samochodem z jednego końca Polski na drugi. Jesli ktoś gustuje w agroturystyce niech sobie jeździ, ale nie podciagajmy tego pod ekotrendy, nie dajmy się zwariować. (szczególnie po opisie skrawkowego miesiaca miodowego typu agro ;) )

A teraz parę słów do Kerali
:bad: :bad: Dziewczno, masz siłę perswazji.. ;) podczas sobotnich zakupów sięgnęlam na półkę po suszone owoce, które do tej pory dawałam Polce zamiast cukierków, przeczytałam skład i zamarłam :O :O zawartość, że tak powiem owoca w owocu była znikoma, reszta to chemia od góry do dołu, a już najwięcej tego cholerstwa było w suszonej żurawinie o smaku pomarańczowym. zrezygnowałam zatem z zakupu.. Kerala jesteś wielka

Odpowiedz
wiewrióra 2010-08-11 o godz. 08:13
0

no to ja się moge pochwalić - dziecko spędziło tydzień nad morzem, 2 tygodnie na wsi, potem 2 tygodnie znowu nad morzem i sporadycznie wyjazdy na wieś :D
Nawdychało się jodu, wawdyndalało piasku i uczuliło na trawę. Ale poza tym wypoczęte i szczęśliwe.

Odpowiedz
Gość 2010-08-11 o godz. 07:31
0

A, i tak swoją drogą - fundowanie dzieciom wakacji na południu. Niby moda na eko czyli powinno byc logiczne, że wiejska agroturystyka a tu jakoś cicho o podobnych formach urlopu. W zamian tego można przecież zafundować dziecku wątpliwe atrakcje lotniska i lotu, tropikalny klimat, pół dnia w klimatyzowanym hotelu, nie wierzę też, że dziecko nie skubnie owoców, nie opije sie wody w basenie czy pod prysznicem a personel będzie super higieniczy, że nie wspomnę o opiekunce dla dziecka - ot takie rodzinne idealne eko wakacje.

Odpowiedz
Gość 2010-08-08 o godz. 19:35
0

Cieszmy się, że mamy w ogóle wybór. Myślę, że czasmi to nam się jednak dobrobyt czkawką odbija (żeby nie powiedzieć o przewracaniu w pewnym miejscu). Jakiś czas temu spędzałam urlop na Mazurach, Agro wczasy bo to dobre rzecz jasna dla juniora. W miasteczku jeden sklepik, którego asortyment sprowadził mnie na ziemie. Podpaski przedpotopowe, papier z makulatury, ręczniki papierowe i tampony zapomnij. Co do słoiczków, wyboru kaszek, chusteczek czy pieluch w tym samym kierunku. Poruszyło mnie to, bo naśmiewałam się ze znajomych, którzy wydawali mi się oderwani od rzeczywistości w swoich baaaardzo drogich pomysłach na zycie a tymczasem wyszło, że sama jestem odrealniona. Mamy zdrowe dzieci, dostęp do słuzby zdrowia jaka by nie była i wybór czy to słoiczków ,czy eko żywności, czy eurespalu, ba mamy o tym gdzie poczytac! Ja tam jestem szczęsliwą choś nie idealną matką cudownego dziecka!

Odpowiedz
wiewrióra 2010-08-08 o godz. 19:22
0

fagih napisał(a):Zapomniałam zapytać boście mnie zaintrygowały - o co chodzi z produktami Emolium?

mi chodzi o to że każdy lekarz (do którego trafię przypadkiem po receptę) jak proszę o receptę na maść cholesterolową to po upewnieniu się że moja córka na pewno ma AZS to poleca mi te cholerne emolium. I moje tłumaczenie że raz kupiłam i mała po nim ryczała bo zaostrzył jej objawy daje to że zapyta się czy może jednak bym się nie spróbowała jeszcze raz. I czy to na pewno był krem specjalny. Po moim potwierdzeniu i prośbie o receptę na maść tak jakoś patrzy zniesmaczony
A krem emolium kosztuje drogo a mała reaguje dobrze tylko na maść cholesterolową a przy dobrej kondycji skóry starczy bambino albo Nivea SOS.
A tą tubkę co kupiłam małej oddałam siostrze która zresztą sobie bardzo chwali ten krem ;)

a wracając do tematu dyskusji. Mam wrażenie że do wszystkiego da się dorobić jakieś "ale"
używam słoiczków - jestem wyrodna albo poddaje się marketingowi
mam zabawki - jestem podatna na reklamę
szczepionki - ulegam manipulacji
chusta - ulegam modzie
nosidło - pewnie jestem wyrodna
etc etc etc....
I w takim świecie gdzie z jednej strony marketingowcy bombardują nas swoimi hasłami działającymi na podswiadomosc matki a z drugiej strony na forach też sie matki nakręcają zostać normalną matką która ma świadomosć że dobrze robi? (wyrodna to jak dla mnie ta co wie że źle robi ale to robi. tym bardziej wyrodna im mniejsze poczucie winy)
Jedynie wtedy jak zacznie mieć dystans a zdanie innych w nosie.

Odpowiedz
Gość 2010-08-08 o godz. 18:31
0

Anirrak napisał(a):A że dla niektórych ten katalog rzeczy wartych zakupu ograniczy się np. do naturalnego jogurtu i owoców ekologicznych,
a dla innych obejmował będzie kilka gadżetów - to chyba wyłącznie kwestia podejścia do zycia (ja np. lubię jak mam łatwiej a nie trudniej), stanu konta i przyzwyczajeń zakupowych z czasów przeddzieciowych...
Szczera prawda. Choć z jednym się nie zgodzę: u każdego katalog jakieś gadżety będzie obejmował - to tylko same gadżety się zmieniają w zależności od parametrów wyjściowych ;)

A swoją droga Stokke mnie zachwyca do dziś :D :love:

Odpowiedz
Gość 2010-08-08 o godz. 18:13
0

Uzywałam leżaczka FP (i to wypasionego Papasana), huśtawki z melodyjkami, mam kosmiczny wózek Stokke, pieluchy wyrzucam do Sangenica, szczepię dziecko szczepionkami płatnymi,chwalę sobie Oilatum i Mustellę, daję Zosi jogurty Hippa (je je siedząć na ściągnietym ze Stanów krzesełku), kupuję jej od czasu do czasu nowe, firmowe zabawki, :P
Aha - ubranka piorę w płynach do prania i stosuje płyny do płukania :&

I wiecie co?
Jakkolwiek "odmóżdżona" jestem robiąc to, co wyżej wymieniłam, to zwisa mi to i powiewa ;D
Nie czuję się przez to ani gorsza ani lepsza od innych mam...
Nie czuję się ani mniej ani bardziej zmanipulowana niż osoby, które np. mówią nie leżaczkom czy huśtawkom 8)

To, co dla mnie ważne, to fakt, że mam zdrowe i pogodne dziecko - a ja sama mogę sobie zycie ułatwić to dziecko "obsługując"... :D

Odnosząc się do artykułu, to jak dla mnie nie chodzi o to, żeby zamknąć oczy i uszy na wszelkie dzieciowe nowinki,
ale żeby wybierać z tego kramu, nie to, co treny, dżezi czy jakieśtam, nie to, co ma Iksińska z czwartego pietra,
ale to co się przyda, co ułatwi i uprzyjemni zycie dziecku i mamie - nie szkodząc im jednocześnie...
A że dla niektórych ten katalog rzeczy wartych zakupu ograniczy się np. do naturalnego jogurtu i owoców ekologicznych,
a dla innych obejmował będzie kilka gadżetów - to chyba wyłącznie kwestia podejścia do zycia (ja np. lubię jak mam łatwiej a nie trudniej), stanu konta i przyzwyczajeń zakupowych z czasów przeddzieciowych...

Odpowiedz
Gość 2010-08-08 o godz. 16:02
0

Zapomniałam zapytać boście mnie zaintrygowały - o co chodzi z produktami Emolium?

Bo przyznam, że faktycznie używam: akurat wyłącznie emulsji bo ta się u nas sprawdza, pozostałe po przetestowaniu odpadły*. Czyli nie wiedząc o tym dałam się zmanipulować? ^^D
Inna sprawa, że wcale nie za namową lekarzy czy z powodu reklam a po trafieniu pozytywnych opinii na Forumi na zasadzie wypróbowywania kolejnych środków do pielęgnacji skóry, skoro poprzednie kiepsko działają. Swoją drogą coś jest na rzeczy w poście fiubzdziu ^^D , wcześniej nawet nie wiedziałam, że taka firma jest. Po wpisaniu hasła AZS wywalało najpierw gro innych produktów z nieco wyższej półki cenowej, lekarze młodego akurat również nie wspominali o tej firmie, na reklamy jakoś nie trafiłam. Wrażenie nachalnego marketingu miałam raczej przy produktach J&J albo Oilatum.

* Ktoś pisał, ze musiał kupić bo nie można dostać próbek. Wysłałam maila do producenta - przysłał bez problemu.

Odpowiedz
Gość 2010-08-08 o godz. 15:59
0

http://forum.styl.fm/s2/komorka-a-popcorn-vt67350.htm

Odpowiedz
Zwykly-cud 2010-08-08 o godz. 15:54
0

Nie nie widzialam a chetnie obejrze :>
Pamietasz moze tytul watku, latwiej mi bedzie odszukać? 8)

Odpowiedz
Gość 2010-08-08 o godz. 15:51
0

fiubzdziu napisał(a):W niektorych postach czytalam ze dziewczyny zasiegaja szczegolowych inf na temat produktow/uslug na forach m.in. na forum (byly posty w stylu "jak dobrze ze jest foruma"), ale czy na pewno na forach takze na forum nie ma osob, ktore pod przykryciem dobrej rady czy szczerego polecenia produktu manipuluja nami w mniejszym lub wiekszym stopniu?No właśnie. Marketing szeptany to jedno (myślę, może naiwnie, że to u nas akurat nie jest zbyt mocno rozpowszechnione), ale poza tym dochodzą:
- okresowe mody na konkretne produkty (np. zabawki)
- recenzje/ opinie dokonywane bezpośrednio po zakupie, zamiast po dłuższym czasie, kiedy to wady wychodzą na jaw
- aspekty psychologiczne - nikt nie lubi przyznawać się do popełnionego błędu ;) Więc raczej mniej się pisze o swoich pomyłkach i rozczarowaniach niż zaletach


Zwykly-cud napisał(a):fagih napisał(a):sofia napisał(a):bo teorię o wysokiej szkodliwości danonków można porównać z teorią o szkodliwości i rakotwórczości telefonów komórkowych. Obie do sprawdzenia za x lat, a na razie można sobie gdybać mniej lub bardziej twórczo.
Więc w przeciwieństwie do abstracyjnego niebezpieczeństwa niezbadanych fal komórkowych czy mikrofali.
Apropos abstrakcji szkoldliwosci fal wytwarzanych przez komorki- widzialyscie ten filmik?
http://fun.mivzakon.co.il/flash/20534/20534.html
^^DA ten drugi, gdzie kamera pokazuje, co było pod stołem? Temat na forum też był, Nabla się tam wypowiadała ;)

Odpowiedz
Zwykly-cud 2010-08-08 o godz. 15:50
0

fagih napisał(a):sofia napisał(a):bo teorię o wysokiej szkodliwości danonków można porównać z teorią o szkodliwości i rakotwórczości telefonów komórkowych. Obie do sprawdzenia za x lat, a na razie można sobie gdybać mniej lub bardziej twórczo.
Więc w przeciwieństwie do abstracyjnego niebezpieczeństwa niezbadanych fal komórkowych czy mikrofali.
Apropos abstrakcji szkoldliwosci fal wytwarzanych przez komorki- widzialyscie ten filmik?
http://fun.mivzakon.co.il/flash/20534/20534.html
^^D

Odpowiedz
Gość 2010-08-08 o godz. 15:34
0

sofia napisał(a):bo teorię o wysokiej szkodliwości danonków można porównać z teorią o szkodliwości i rakotwórczości telefonów komórkowych. Obie do sprawdzenia za x lat, a na razie można sobie gdybać mniej lub bardziej twórczo.
Nie do końca. Nie o same danonki chodzi a o pewną grupę produktów - umówmy się - nie do końca zdrowych. Produktów, które zamiast podpadać pod kategorię słodycze i w tej wersji być podawane dzieciom, podpadają pod kategorię: samo zdrowie.
Tu mamy manipulację a co dalej idzie - szkodliwość czynu ;)
Dla mnie Danonki to ta sama kategoria co cukierki Nimm2, batoniki Kinder czy deserki Monte - w reklamach wciska się je jako czyste zdrowie dla naszych dzieci i robi faktycznie wodę z mózgu niektórym.
Więc w przeciwieństwie do abstracyjnego niebezpieczeństwa niezbadanych fal komórkowych czy mikrofali - tu jest konkretne zagrożenie, tuczenie dziecka i faszerowanie cukrem i konserwantami w imię zdrowego odżywiania.
Naprawdę nikt tu nie toczy wojny aby nie dawać - ale aby wiedzieć co się daje - i zgodnie z ideą tego wątku, jednak nie tak do końca dać się zmanipulować.

Odpowiedz
fiubzdziu 2010-08-08 o godz. 15:19
0

Pozwole sobie odejsc od kurczakow i danonkow i wrocic do manipulacji i tego co chcialam napisac zanim moje dziecko mnie zmanipulowalo do wziecia jej na rece. W niektorych postach czytalam ze dziewczyny zasiegaja szczegolowych inf na temat produktow/uslug na forach m.in. na forum (byly posty w stylu "jak dobrze ze jest foruma"), ale czy na pewno na forach takze na forum nie ma osob, ktore pod przykryciem dobrej rady czy szczerego polecenia produktu manipuluja nami w mniejszym lub wiekszym stopniu? Moze podam to na przykladzie: jestem sobie na forum, pisze o sobie, swoich dzieciach, problemach i to wszystko jest prawda, a jednoczesnie pracuje w firmie ktora ma wypromowac serek x. Wiec w nowosciach ze sklepowych polek pisze ze probowalam i ze bardzo dobry i czesc kolezanek szanownych kupi serek x mimo ze np bedzie drozszy od takiego samego serka y i w kolejnych postach tez napisza ze serek dobry wiec kupia go tez inne kolezanki - czesc z kolezanek ktore kupily i posmakowal pisza tez na innych forach wiec w podobnym temacie umieszcza ten serek x i w ten sposob zamiast kupowac serek y kupimy drozszy serek x bo przeciez polecaja go na forum. I oczywiste jest, ze aby wyszlo wiarygodnie to forumka musi byc aktywna na danym forum bo jezeli zacznie od pierwszego swojego pisac ze serek x jest super to i tak nikt go nie kupi bo przeciez to jawna manipulacja.

Odpowiedz
Licho 2010-08-08 o godz. 14:25
0

Nabla napisał(a):Brak głowy u kurczaka łatwo rozpoznać
ale nie jest łatwo rozpoznać, czy głowę mu obcięto przed czy po ;P

Odpowiedz
Gość 2010-08-08 o godz. 14:15
0

Brak głowy u kurczaka łatwo rozpoznać ;)

A co do porażania prądem to zobacz http://pl.youtube.com/watch?v=H29kJohP33g. Tak też to się robi przemysłowo. (film nie jest drastyczny, ale pokazuje uśmiercanie ptaków, więc jak ktoś jest wrażliwy to proszę nie klikać).

Odpowiedz
Licho 2010-08-08 o godz. 14:08
0

Nabla napisał(a):Od porażenia prądem przez dziób, od wykrwawienia po podcięciu gardła (ale nie całkowitym obcięciu głowy), od rozbicia głowy obuchem...
PRZEMYSŁOWO??? :O

Ja przepraszam, że być może zadaję takie "glupie" pytania, ale po wielu latach niejedzenia mięsa wróciłam do niego ze dwa miesiące temu, wiele lat mnie ten temat nie interesował...


i jeszcze pytanie pomocnicze: jak to rozpoznajecie?

Odpowiedz
Gość 2010-08-08 o godz. 14:02
0

Licho napisał(a):focia napisał(a):Dekapitacja - inaczej obcięcie głowy :)
ja przepraszam, a jak jeszcze mogą umierać kurczaki (w sensie "produkcji")?
pomijam tematy chorób, ptasich gryp i tak dalej...
Od porażenia prądem przez dziób, od wykrwawienia po podcięciu gardła (ale nie całkowitym obcięciu głowy), od rozbicia głowy obuchem...

Odpowiedz
Licho 2010-08-08 o godz. 13:53
0

focia napisał(a):Dekapitacja - inaczej obcięcie głowy :)
ja przepraszam, a jak jeszcze mogą umierać kurczaki (w sensie "produkcji")?
pomijam tematy chorób, ptasich gryp i tak dalej...

Odpowiedz
focia 2010-08-08 o godz. 13:39
0

Kerala napisał(a):Licho napisał(a):Kerala napisał(a): kurczaki kupuję zawsze po dekapitacji. a czy ja mogę poprosić o tłumaczenia na poslki? z rozwinięciem? ;)
uległe naturalnej śmierci od obucha i siekierki.

kerala
Dekapitacja - inaczej obcięcie głowy :)

Odpowiedz
Kerala 2010-08-08 o godz. 13:22
0

Licho napisał(a):Kerala napisał(a): kurczaki kupuję zawsze po dekapitacji. a czy ja mogę poprosić o tłumaczenia na poslki? z rozwinięciem? ;)
uległe naturalnej śmierci od obucha i siekierki.

kerala

Odpowiedz
Licho 2010-08-08 o godz. 13:09
0

Kerala napisał(a): kurczaki kupuję zawsze po dekapitacji. a czy ja mogę poprosić o tłumaczenia na poslki? z rozwinięciem? ;)

Odpowiedz
runaway bride 2010-08-08 o godz. 13:08
0

adriana napisał(a):runaway bride napisał(a):W tej chwili jej córka je parówki i danio a mini mini leci od rana do nocy.
Rozumiem, że jak się włącza tv to ma sie 'święty spokój' ale jaka trudność jest w nie-podawaniu danonków czy parówek?
Córka mojej siostry jest niejadkiem a te dwa produkty zje zawsze. Wymagałoby trochę zachodu poszukanie innych smaków, które jej odpowiadają no i przede wszystkim GOTOWANIA w domu (słoików nie rusza). Czego moja siostra nie robi. A tak dziecko zapcha się raz dwa.

Odpowiedz
Gość 2010-08-08 o godz. 12:56
0

runaway bride napisał(a):W tej chwili jej córka je parówki i danio a mini mini leci od rana do nocy.
Rozumiem, że jak się włącza tv to ma sie 'święty spokój' ale jaka trudność jest w nie-podawaniu danonków czy parówek?

Odpowiedz
runaway bride 2010-08-08 o godz. 11:57
0

Madeleine napisał(a):
runaway bride napisał(a):Może niektóre z Was tak nie czują, ja przyznam się, że wpędziłam się w to i za każdym razem gdy Zosia ogląda bajkę, je biszkopta (cukier !), je owoce ze zwykłego sklepu - gdzieś tam podświadomie czuję się z tym źle i odbieram jako jakąś swoją porażkę, wręcz się tego wstydzę.No to po co to robisz?
Bo chcę mieć czasem chwilę dla siebie. Z wygody, z lenistwa. Myślałam, że to oczywiste.

Jeszcze odniosę się do tego, co napisała Kerala, do postawy : "jestem niedoskonała i kufa, dobrze mi z tym".
Akurat tak się złożyło, że moja siostra ma córkę w wieku mojej Zosi. Przez pierwsze miesiące starała się być matką perfekcyjną - sterylizującą, karmiącą piersią za wszelką cenę (a nie najlepiej jej to szło), nie włączającą tv przez cały dzień itp. Była też jednocześnie potwornie tym zestresowana i przemęczona. Gdu po 9 m-cach wróciła do pracy totalnie odpuściła. W tej chwili jej córka je parówki i danio a mini mini leci od rana do nocy. Moja siostra z pozoru przyjęła taką właśnie postawę "jestem wyrodna i co z tego" ale wiem, że tak naprawdę boryka się z poczuciem winy i dużo ją to kosztuje. Jednocześnie nie zmienia tego bo jest bardzo zaganiana i na dodatek właśnie została samotna matką (to tak żeby uprzedzić tekst " to po co tak robi")

No ale może przykład mojej siostry jest wyjątkiem, może inne "wyrodne" nie mają takich dylematów a poczucie winy jest im obce ...

Odpowiedz
Nale 2010-08-08 o godz. 11:14
0

Z wyrodnością to w ogóle różnie bywa.
Ja jestem w oczach mojego teścia wyrodna, bo z powodu "swoich fanaberii" zabieram małą do Centrum Zdrowia Dziecka na badania, zamiast zrobić je w Gdańsku, gdzie, jak zgodnie twierdzi większośc lekarzy, poza tym jednym, który miałby to robić, danego badania dzieciom robić nie umieją. I wiem, że nie tylko on tak myśli.
A bajki czasem włączam. Poczucie winy mam, ale czasem potrzebuję tych 15 minut ciszy, żeby nie oszaleć.
I modę na chusty też uważam za przejaw marketingowej manipulacji - inna rzecz, że nam wybitnie służy. Ale trend jest i przybiera na sile, co by nie mówić.

Odpowiedz
Gość 2010-08-08 o godz. 11:13
0

Ale ja mówię o "wyrodności", o której pisała Kerala. Matki wyrodne w tym rozumieniu dają dzieciom danonki, czekoladę, lizaki, coca-colę i się tym szczycą - że nie są odmóżdżonymi matkami idealnymi.

Odpowiedz
Gość 2010-08-08 o godz. 11:00
0

naturella napisał(a):adriana napisał(a):naturella napisał(a):Tak więc dla mnie "wyrodność" jest w większości przypadków synonimem... cóż, lenistwa lub głupoty. Mówiąc wprost. Nie zawsze, oczywiście, ale w większości.
Pytaniem podstawowym jest co przez te wyrodność rozumiemy. Ja na przykład nie daje Wojtkowi danonków ;) nie zna czekolady i lizaków, nie ogląda bajek (w każdym razie nie w domu) i to są powody dla których bardzo duża grupa osób uważa mnie za kosmitkę i lituje się na moim 'pokrzywdzonym' dzieckiem. 'Nie dajesz dziecku czekolady?!?' usłyszałam już chyba milion razy Dokładając do tego noszenie w chuście ('pogarbisz dziecko') na dodatek bez czapki sprawia, ze na swojej wsi jestem zapewne uznawana za wyrodną. Czyli to jednak nie jest jednoznaczne określenie.


Adriana, ale my mówimy o "wyrodności" w kontekście chwalenia się tym przez same mamy.
No ja rozumiem. Ale ja sama często nazywam się wyrodną, a jednak podejście mam inne od tego, które ty nazywasz 'wyrodnym'.

Odpowiedz
Gość 2010-08-08 o godz. 10:54
0

Pewnie, że są wskazane spacery, ale nie zarażanie innych dzieci - to są dwie różne sprawy. Ja nie trzymam dzieci w domu w żadnym wypadku, nawet z gorączką wychodzimy na dwór... ale nie do dzieci, nie na place zabaw.


adriana napisał(a):naturella napisał(a):Tak więc dla mnie "wyrodność" jest w większości przypadków synonimem... cóż, lenistwa lub głupoty. Mówiąc wprost. Nie zawsze, oczywiście, ale w większości.
Pytaniem podstawowym jest co przez te wyrodność rozumiemy. Ja na przykład nie daje Wojtkowi danonków ;) nie zna czekolady i lizaków, nie ogląda bajek (w każdym razie nie w domu) i to są powody dla których bardzo duża grupa osób uważa mnie za kosmitkę i lituje się na moim 'pokrzywdzonym' dzieckiem. 'Nie dajesz dziecku czekolady?!?' usłyszałam już chyba milion razy Dokładając do tego noszenie w chuście ('pogarbisz dziecko') na dodatek bez czapki sprawia, ze na swojej wsi jestem zapewne uznawana za wyrodną. Czyli to jednak nie jest jednoznaczne określenie.


Adriana, ale my mówimy o "wyrodności" w kontekście chwalenia się tym przez same mamy.

Odpowiedz
Gość 2010-08-08 o godz. 10:52
0

naturella napisał(a):Tak więc dla mnie "wyrodność" jest w większości przypadków synonimem... cóż, lenistwa lub głupoty. Mówiąc wprost. Nie zawsze, oczywiście, ale w większości.
Pytaniem podstawowym jest co przez te wyrodność rozumiemy. Ja na przykład nie daje Wojtkowi danonków ;) nie zna czekolady i lizaków, nie ogląda bajek (w każdym razie nie w domu) i to są powody dla których bardzo duża grupa osób uważa mnie za kosmitkę i lituje się na moim 'pokrzywdzonym' dzieckiem. 'Nie dajesz dziecku czekolady?!?' usłyszałam już chyba milion razy Dokładając do tego noszenie w chuście ('pogarbisz dziecko') na dodatek bez czapki sprawia, ze na swojej wsi jestem zapewne uznawana za wyrodną. Czyli to jednak nie jest jednoznaczne określenie.

sofia napisał(a):z innej beczki, oświećcie mnie, co złego jest w oglądaniu bajek ?
To ja trochę przewrotnie - co jest dobrego? ;)

Odpowiedz
Gość 2010-08-08 o godz. 10:52
0

zouza napisał(a):naturella napisał(a):Zouza, przepraszam, ale skąd założenie, że zasmarkane dziecko nie jest chore? kosztem moich dzieci mam stwierdzać, czy jednak tamto dziecko było chore, czy nie? Katar alergiczny u małych dzieci jest jednak rzadkością, znacznie częstsze są po prostu infekcyjne, zielone gluty do pasa. Zakładam, że zasmarkane dziecko w piaskownicy jest chore. I stanowi zagrożenie dla moich zdrowych dzieci. Paradoksem jest tylko to, że to ja muszę wyjść z piaskownicy, a nie tamto dziecko, no ale trudno, mój wybór.
Bo - dla mnie - katar to nie choroba i nie wymaga izolowania takiego dziecka. Katar często może u dziecka - jak kaszel - utrzymywać się długo po infekcji a dla mnie to nie jest powód do izolowania dziekca czy siedzenia z nim w domu.
Do tego wydaje mi się, że katar na tle właśnie alergicznym - nie jest już taką rzadkością...
mnie lekarka mowila, ze jesli dziecko nie ma innych objawow a ma jedynie katar to nawet wskazane sa spacery, bo powietrze w domu jest wysyszone i nasila katar...
ale generalnie tez nie lubie jak jakies dziecko ma gila przy Mateuszu :)

Odpowiedz
Gość 2010-08-08 o godz. 10:52
0

zouza napisał(a):Bo - dla mnie - katar to nie choroba i nie wymaga izolowania takiego dziecka.
A dla mnie katar to choroba i to dla dzieci bardzo dokuczliwa. A to, czy wymaga, czy nie wymaga izolowania, to chyba jakaś społeczna odpowiedzialność - ja bym w życiu nie naraziła innego dziecka na zarażenie katarem od mojego dziecka.

A co do tego, że katar może się utrzymywać długo - tego nie wiem, u moich dzieci katar trwał najwyżej 10 dni. Przez ten czas uznawałam, że są chore i należy ograniczać spotkania z dziećmi.

Odpowiedz
fjona 2010-08-08 o godz. 10:46
0

sofia napisał(a):z innej beczki, oświećcie mnie, co złego jest w oglądaniu bajek ? to chyba chodzi o zbyt długie oglądanie bajek, czy ja wiem, w sensie, że zapodajemy dziecku baję żeby mieć święty spokój przez 2 godz.

Odpowiedz
sofia 2010-08-08 o godz. 10:31
0

Madeleine napisał(a):sofia napisał(a):Kerala napisał(a):[Widać więc, że zarzuty przeginania i popadania w skrajności nic w rzeczywistosci nie kryją, są tylko słowami. Ja bym się raczej zastanowiła, co sprawia, że napisanie o sprzeciwie wobec symbolicznych danonków wywołuje aż tak emocjonalne reakcje. Przy czym nie broni sie danonków i ich zawartości, a atakuje niemerytorycznie- czepiając się domniemanych intencji "eko matki".
kerala
bo teorię o wysokiej szkodliwości danonków można porównać z teorią o szkodliwości i rakotwórczości telefonów komórkowych. Obie do sprawdzenia za x lat, a na razie można sobie gdybać mniej lub bardziej twórczo.

z innej beczki, oświećcie mnie, co złego jest w oglądaniu bajek ?
Nt. oglądania telewizji i danonków były już odpowiednie wątki na forum, poszukaj.
chyba aż tak ciekawość mnie nie zżera ;)

Odpowiedz
Gość 2010-08-08 o godz. 10:27
0

naturella napisał(a):Zouza, przepraszam, ale skąd założenie, że zasmarkane dziecko nie jest chore? kosztem moich dzieci mam stwierdzać, czy jednak tamto dziecko było chore, czy nie? Katar alergiczny u małych dzieci jest jednak rzadkością, znacznie częstsze są po prostu infekcyjne, zielone gluty do pasa. Zakładam, że zasmarkane dziecko w piaskownicy jest chore. I stanowi zagrożenie dla moich zdrowych dzieci. Paradoksem jest tylko to, że to ja muszę wyjść z piaskownicy, a nie tamto dziecko, no ale trudno, mój wybór.
Bo - dla mnie - katar to nie choroba i nie wymaga izolowania takiego dziecka. Katar często może u dziecka - jak kaszel - utrzymywać się długo po infekcji a dla mnie to nie jest powód do izolowania dziekca czy siedzenia z nim w domu.
Do tego wydaje mi się, że katar na tle właśnie alergicznym - nie jest już taką rzadkością...

Odpowiedz
Gość 2010-08-08 o godz. 10:19
0

sofia napisał(a):Kerala napisał(a):[Widać więc, że zarzuty przeginania i popadania w skrajności nic w rzeczywistosci nie kryją, są tylko słowami. Ja bym się raczej zastanowiła, co sprawia, że napisanie o sprzeciwie wobec symbolicznych danonków wywołuje aż tak emocjonalne reakcje. Przy czym nie broni sie danonków i ich zawartości, a atakuje niemerytorycznie- czepiając się domniemanych intencji "eko matki".
kerala
bo teorię o wysokiej szkodliwości danonków można porównać z teorią o szkodliwości i rakotwórczości telefonów komórkowych. Obie do sprawdzenia za x lat, a na razie można sobie gdybać mniej lub bardziej twórczo.

z innej beczki, oświećcie mnie, co złego jest w oglądaniu bajek ?
Nt. oglądania telewizji i danonków były już odpowiednie wątki na forum, poszukaj.

Odpowiedz
Gość 2010-08-08 o godz. 10:12
0

Zouza, przepraszam, ale skąd założenie, że zasmarkane dziecko nie jest chore? kosztem moich dzieci mam stwierdzać, czy jednak tamto dziecko było chore, czy nie? Katar alergiczny u małych dzieci jest jednak rzadkością, znacznie częstsze są po prostu infekcyjne, zielone gluty do pasa. Zakładam, że zasmarkane dziecko w piaskownicy jest chore. I stanowi zagrożenie dla moich zdrowych dzieci. Paradoksem jest tylko to, że to ja muszę wyjść z piaskownicy, a nie tamto dziecko, no ale trudno, mój wybór.

Odpowiedz
sofia 2010-08-08 o godz. 10:08
0

Kerala napisał(a):[Widać więc, że zarzuty przeginania i popadania w skrajności nic w rzeczywistosci nie kryją, są tylko słowami. Ja bym się raczej zastanowiła, co sprawia, że napisanie o sprzeciwie wobec symbolicznych danonków wywołuje aż tak emocjonalne reakcje. Przy czym nie broni sie danonków i ich zawartości, a atakuje niemerytorycznie- czepiając się domniemanych intencji "eko matki".
kerala
bo teorię o wysokiej szkodliwości danonków można porównać z teorią o szkodliwości i rakotwórczości telefonów komórkowych. Obie do sprawdzenia za x lat, a na razie można sobie gdybać mniej lub bardziej twórczo.

z innej beczki, oświećcie mnie, co złego jest w oglądaniu bajek ?

Odpowiedz
Gość 2010-08-08 o godz. 10:03
0

Nat a skąd teza, że dziecko zasmarkane jest od razu chore?

Ja generalnie staram się nie ulegać, wszystko rozważać 5 razy, rozmawiać z innymi mamami, zbierać informacje i w jakimś tam stopniu podejmować świadomą decyzję - na ile oczywiście moze być ona świadoma a o ile nie jest wypadkową wypowiedzi innych / zebranych informacji czy też właśnie manipulacji... Chcę robić tak by być z siebie zadowoloną, że zrobiłam wszystko co uważam za najlepsze dla mojego dziecka i na co mnie stać - w sensie fiansowym, bo to także całkiem ważny aspekt...

W wielu przypadkach czuję się źle bo gra toczy się na moich emocjach - jak np. ze szczepionkami, czy sposobem leczenia itp. a to troszkę wytrąca z równowagi i trudno o "właściwy" wybór.

Najważnesjze to to, by nie dać się zwariować i nie popadac w skrajność bo wtedy zamiast pomagac mozemy tylko zaszkodzić.

Odpowiedz
Gość 2010-08-08 o godz. 09:43
0

naturella napisał(a):a przy tym trafiło mi się dziecko z tych wymagających, to niestety, ale nie mogę sobie pozwolić na oblizywanie smoczka, zabieranie noworodka na imprezy sylwestrowe, dawanie owoców prosto ze straganu, pozwalanie na zabawy w piaskownicy, w której załatwiają się koty, serwowanie dziecku kaszanki z cebulą, olewanie pór snu i jedzenia, wypraw w tropiki, kąpanie w płynie Fa itp.
Nat, moje dziecko z tych mniej wymagających, ale zaręczam Ci, że wszystko powyższe by w jego przypadku było katastrofą raczej ;)

Co do kataru.. to nie do końca tak. Alergiczne też bywają jednak. Faktem tylko jest, że w piaskownicy nie stwierdzisz, które dziecko to alergik.

Odpowiedz
Gość 2010-08-08 o godz. 09:37
0

Kerala napisał(a):
a z drugiej strony: potrzebę podkreslenia własnej "wyrodności" i dystansu, które dośc często- jak się pogrzebie kijaszkiem głębiej- sprowadzają się do trzech trywialnych rzeczy: nie chce mi się, nie mam czasu, mam to w dupie.
Tak samo uważam. Plus jeszcze jedna rzecz. Dla mnie w większości przypadków osoby, które mówią o sobie, że są "wyluzowanymi" matkami, okazują się po prostu nieświadome, niedouczone, nie mają elementarnej wiedzy nt. zagrożeń, jakie może spowodować ich "wyluzowane" działanie.

Ja dla większości znajomych jestem matką przewrażliwioną, kiedy w gruncie rzeczy się za taką wcale nie uważam. Ale ze względu na to, że mam sporą, bez fałszywej skromności, wiedzę medyczną, czy paramedyczną:D , sporą wyobraźnię, a przy tym trafiło mi się dziecko z tych wymagających, to niestety, ale nie mogę sobie pozwolić na oblizywanie smoczka, zabieranie noworodka na imprezy sylwestrowe, dawanie owoców prosto ze straganu, pozwalanie na zabawy w piaskownicy, w której załatwiają się koty, serwowanie dziecku kaszanki z cebulą, olewanie pór snu i jedzenia, wypraw w tropiki, kąpanie w płynie Fa itp. Długo karmię piersią i już to "wyluzowanym" matkom wydaje się dziwne. Nienawidzę pobłażliwych spojrzeń, którymi obdarzają mnie "wyluzowane" matki, kiedy np. rozważam, który fotelik byłby bezpieczniejszy dla mojego dziecka, albo jak mówię o szczepieniach, zabieram kamień, który za chwilę trafiłby do pyska któregoś z dzieci, albo jak kategorycznie wyprowadzam dzieci z placu zabaw, jak widzę zasmarkanego dzieciaka w piaskownicy. Wyluzowane matki dziwią mi się, że zwracam uwagę opiekunom zasmarkanych dzieci, że chore dziecko nie powinno zarażać innych. W końcu to tylko katar! A dla mnie AŻ katar, bo zdaję sobie sprawę, że każdy taki katar zmniejsza odporność, stanowi wrota do wtórnych zakażeń, aż wreszcie, w imię czego mam fundować dziecku złe samopoczucie?

Tak więc dla mnie "wyrodność" jest w większości przypadków synonimem... cóż, lenistwa lub głupoty. Mówiąc wprost. Nie zawsze, oczywiście, ale w większości.

Odpowiedz
Gość 2010-08-08 o godz. 09:29
0

Sun napisał(a):Nie ma osób niezmanipulowanych.
Dokładnie tak. Nie mam złudzeń co do siebie, mimo bycia odciętą od znacznej ilości reklam (tv nie oglądam, radia słucham z reklamami zdecydowanie nie sfocusowanymi na mnie i w b. małej ilości, pop-upy poblokowane).
Z każdej strony uderzają w nas reklamowane produkty, również na forum (poza tym, nie zgadzam się, że większość ma zawsze rację). Zresztą - czy np. w opozycji do leżaczków i wózków lansowanie noszenia w chustach (markowych, a jakże) nie jest również pewnego rodzaju manipulacją?

runaway bride napisał(a):Może niektóre z Was tak nie czują, ja przyznam się, że wpędziłam się w to i za każdym razem gdy Zosia ogląda bajkę, je biszkopta (cukier !), je owoce ze zwykłego sklepu - gdzieś tam podświadomie czuję się z tym źle i odbieram jako jakąś swoją porażkę, wręcz się tego wstydzę.No to po co to robisz?

Odpowiedz
Kerala 2010-08-08 o godz. 09:18
0

runaway bride napisał(a):Jakoś nam się zrobił wątek o tym, kto co daje, czym karmi itp i wyszła taka wyliczanko-przepychanka która jest lepszą matką - bardziej ekologiczną i mniej zmanipulowaną. Chociaż moim zdaniem (zresztą jest o tym też mowa w artykule "N") to ekologiczne macierzyństwo to też teraz trend i mam wrażenie, że bardziej w tej kwestii można mówić o obsesyjnym rodzicielstwie niż w odniesieniu do kupowania zabawek FP. Nie chodzi nawet o to, czy rzeczywiście jesteśmy eko mamami czy nie i czy te które nie są są wyrodne. Bardziej IMHO chodzi o to, że nie będąc takimi (tj dając Danonki ;), puszczając dzieciom bajki) mamy poczucie winy. Może niektóre z Was tak nie czują, ja przyznam się, że wpędziłam się w to i za każdym razem gdy Zosia ogląda bajkę, je biszkopta (cukier !), je owoce ze zwykłego sklepu - gdzieś tam podświadomie czuję się z tym źle i odbieram jako jakąś swoją porażkę, wręcz się tego wstydzę.

Do czego zmierzam - myślę, że znacznie ważniejszym zagadnieniem poruszonym w tym artykule jest to, że chcemy być mamami idealnymi, że pochłania to całą naszą energię i czas, że boimy się sobie odpuścić i wreszcie - że tak mało mamy wiary w to, że jesteśmy dobrymi rodzicami.
nie do końca się zgodzę.
Na moich oczach powstawał wirtualny trend "bycia matką wyrodną"- zaczęło się od prywatnych for gazetowych. Była to kontrreakcja na nadmierną koncentrację na problemie "bycia idealną matką". I to się do pewnego momentu broniło. Było zabawne, było inteligentnie przewrotne, ale było też- słowo klucz- konwencją.
Teraz, kiedy czytam posty w rodzaju ""ta, jeszcze se do rolnika po ekologiczne pomidory zapylaj i karm świniaka ziemniakami od chłopa" widzę w tym coś innego:
z jednej strony potrzebę wyśmiania czyjejś troski i nadania komuś przezabawnej gęby matki nadopiekunczej, matki trendy eko;
a z drugiej strony: potrzebę podkreslenia własnej "wyrodności" i dystansu, które dośc często- jak się pogrzebie kijaszkiem głębiej- sprowadzają się do trzech trywialnych rzeczy: nie chce mi się, nie mam czasu, mam to w dupie.

Do tego dochodzi trzecia rzecz: niepopularną stała się postawa "tak, jestem matka, ktora się przejmuje byciem matką", o czym mówi się wprost.
Ja się nie wstydzę tego, że gotuję w domu i widzę w tym głęboki sens. Jak i nie wstydzę się tego, że opracowałam swój zakupowy klucz warzywno- owocowy (jabłka granny smith znajdują sie na końcu tego klucza), a od teściów przywożę tony warzyw celem domowego przerobu.
I nie mówimy- zaznaczę to jeszcze raz- o przeginaniu w którąkolwiek stronę, co jest ulubionym argumentem oponentów.
Wracając jeszcze do tych trendów: nie widzę trendu na matki eko, ale to też wymaga zdefiniowania "matki eko".
No więc co sie mieści w tej definicji?
Na bazie tego wątku: gotowanie jedzenia w domu, uwazne sprawdzanie etykiet, oszczędność w podawaniu dziecku i domownikom cukru.
Którą z powyższych czynności nazwałybyście: "przegięciem", "skrajnością" czy "potrzebą udowodnienia innym własnej lepszości"?

Widać więc, że zarzuty przeginania i popadania w skrajności nic w rzeczywistosci nie kryją, są tylko słowami. Ja bym się raczej zastanowiła, co sprawia, że napisanie o sprzeciwie wobec symbolicznych danonków wywołuje aż tak emocjonalne reakcje. Przy czym nie broni sie danonków i ich zawartości, a atakuje niemerytorycznie- czepiając się domniemanych intencji "eko matki".
Teraz kolejne słowo-klucz "dystans".
Między dystansem a tumiwisizmem jest jednak spora różnica semantyczna. Nie zarzucam nikomu tutaj tumiwisizmu, ale kreacja na matkę 'tu mi wisi' jest widoczna.
Tyle, że "po co to komu?' jak spiewał Kaliber44 rocznik 80'?

Dlatego to, co napisała Runaway_Bride o poczuciu bycia matką niedoskonałą, jest chyba najwazniejsze dla tego wątku.
Bo IMHO pod wytykaniem innym nadmiernej opiekunczości kryje się lęk i niepewność odnośnie tego, jak my same sprawdzamy się w tej roli. Jakby byl to publiczny test.
Poczucie, ze jest się dobrym rodzicem nie jest wcale rozwiazaniem. Lepiej- jak sądzę- jest być rodzicem szukającym.
Jesli da sie sobie samemu prawo do błędu i przyzna, że jednokrotne podanie dziecku chipsów nie grzebie jeszcze całego rodzicielstwa, to niewątpliwie oznacza to pokonanie jakiegoś etapu i jest znakiem progresji.
Tyle, że powinno być to jednak wsparte nie samousprawiedliwieniami, a chłodną oceną: potknęłam się, ale idę dalej i pozwalam, aby błedy mnie czegoś nauczyły.
To, co widzę coraz częściej, to własnei brak tego drugiego trzonu: wiele matek wyzwala się juz spod presji społecznych oczekiwan, ale niestety poprzestaje na etapie "jestem niedoskonała i kufa, dobrze mi z tym", zamiast iść w kierunku "jestem niedoskonała, ale to nie oznacza, że mam prawo sobie odpuścić".

Trend wyrodności polegal kiedyś na walce własnie z tą presją cudzych oczekiwan- i pod tym względem był konstruktywny, bo dawał świezym matkom poczucie, że mogą sie potknąć i mogą wychowywać dzieci niezależnie od jedynie_słusznych rad matek, ciotek, kuzynek i babć.
Teraz coraz częsciej poprzestaje się na narcystycznym podziwie dla idei wyrodności, szukaniu współwyznawczyń i wzajemnym utwierdzaniu się w przekonaniu, że moc jest z nami.

Wiara w siebie i jakość swojego macierzyństwa jest cholernie wazna, ale równie ważne jest myślenie, pewna doza samokrytycyzmu, a przede wszystkim- potrzeba nieodpuszczania sobie. Jedno pozbawione drugiego będzie albo bezmyslnym brnięciem w samozachwyt, albo męczarnią dla rodzica i dziecka pod sztandarem pruskiego drylu.

kerala

Odpowiedz
Gość 2010-08-08 o godz. 09:14
0

naturella napisał(a):No, klient płaci to wymaga :D
Państwowe pod Służbę_Pożal_Się_Boże_Zdrowia podchodzą, to muszą mieć jadłospisy rozpisane ;)

Odpowiedz
Gość 2010-08-08 o godz. 09:13
0

No, klient płaci to wymaga :D

Odpowiedz
Gość 2010-08-08 o godz. 09:11
0

naturella napisał(a):Wręcz przeciwnie, uważam, że rzadko która mama jest w stanie zapewnić dziecku tak zróżnicowaną dietę, jaką można osiągnąć podając słoiczki. Jednego dnia królik z ziemniakami, drugiego wołowina z fasolką, trzeciego pomidorowa z kluseczkami, czwartego łosoś - wątpię, żeby komukolwiek się chciało codziennie, tak różnorodnie gotować.
Żłobkom się chce :D

Odpowiedz
Gość 2010-08-08 o godz. 08:53
0

Podpiszę się pod naturella - mój młody też je głównie słoiczki - nie dlatego, że tylko to chce, ale dlatego, że ja na codzień nie gotuję - mąż je w pracy, a dla samej siebie i młodego, który zje jak ptaszek, to mi się nie chce. Więc w tygodniu zazwyczaj je słoiczki, a w weekend "normalne" jedzenie. No i różnorodność też ma wiele do rzeczy - ja mogę jeść cały tydzień ryż z warzywami, ale młody powinien chyba jeść coś jeszcze. ;)

Odpowiedz
Gość 2010-08-08 o godz. 08:50
0

adriana napisał(a):naturella napisał(a):Tyle, że mam w domu kilka w syropie dla dzieci i kilka dla nas, z tym, że dla mnie odpowiednie dla kaqrmiących, a dla Adama konkretniejsze. W razie czego.
naturella, no ale chyba żaden lekarz nie przepisuje antybiotyków na wyrost, po to, żeby w szafce leżały 'w razie czego'?
Adriana, ale przecież ja nie pisałam tego w kontekscie "tak trzeba, bo ja tak robię" - pisałam o sobie, że akurat dla mnie leki nie są złem wcielonym. Lubię o tym czytać, wiem, jakie się kiedy stosuje i z całego serca żałuję, że nie studiowałam farmacji:) A zaopatrzoną apteczkę warto mieć tak czy siak, ja zawsze wykupuję lek, jak mi przepisuje go lekarz, nawet jeśli po konsultacji go nie podaję.

Co do słoiczków - ja nie uważam, że są złe, i że podawanie słoiczków jest czymś gorszym, niż gotowanie. Wręcz przeciwnie, uważam, że rzadko która mama jest w stanie zapewnić dziecku tak zróżnicowaną dietę, jaką można osiągnąć podając słoiczki. Jednego dnia królik z ziemniakami, drugiego wołowina z fasolką, trzeciego pomidorowa z kluseczkami, czwartego łosoś - wątpię, żeby komukolwiek się chciało codziennie, tak różnorodnie gotować. Podobnie rzecz ma się z owocami. I nie sądzę, żeby to dziecko, o którym pisze Sun, było chude przez to, że dostaje słoiczki - raczej dostaje słoiczki, bo jest niejadkiem i jest to jedyne, co można w nie wepchnąć. Podobnie było w moim Maksem, który wyłącznie na słoiczkach był prawie do 2 roku życia, a deserki ze słoiczków dostaje do dziś.

Odpowiedz
Nale 2010-08-08 o godz. 08:30
0

runaway bride napisał(a):Jakoś nam się zrobił wątek o tym, kto co daje, czym karmi itp i wyszła taka wyliczanko-przepychanka która jest lepszą matką - bardziej ekologiczną i mniej zmanipulowaną. Chociaż moim zdaniem (zresztą jest o tym też mowa w artykule "N") to ekologiczne macierzyństwo to też teraz trend i mam wrażenie, że bardziej w tej kwestii można mówić o obsesyjnym rodzicielstwie niż w odniesieniu do kupowania zabawek FP. Nie chodzi nawet o to, czy rzeczywiście jesteśmy eko mamami czy nie i czy te które nie są są wyrodne. Bardziej IMHO chodzi o to, że nie będąc takimi (tj dając Danonki ;), puszczając dzieciom bajki) mamy poczucie winy. Może niektóre z Was tak nie czują, ja przyznam się, że wpędziłam się w to i za każdym razem gdy Zosia ogląda bajkę, je biszkopta (cukier !), je owoce ze zwykłego sklepu - gdzieś tam podświadomie czuję się z tym źle i odbieram jako jakąś swoją porażkę, wręcz się tego wstydzę.

Do czego zmierzam - myślę, że znacznie ważniejszym zagadnieniem poruszonym w tym artykule jest to, że chcemy być mamami idealnymi, że pochłania to całą naszą energię i czas, że boimy się sobie odpuścić i wreszcie - że tak mało mamy wiary w to, że jesteśmy dobrymi rodzicami.

'
Się obiema ręcami podpisuję.

Odpowiedz
runaway bride 2010-08-08 o godz. 08:25
0

Jakoś nam się zrobił wątek o tym, kto co daje, czym karmi itp i wyszła taka wyliczanko-przepychanka która jest lepszą matką - bardziej ekologiczną i mniej zmanipulowaną. Chociaż moim zdaniem (zresztą jest o tym też mowa w artykule "N") to ekologiczne macierzyństwo to też teraz trend i mam wrażenie, że bardziej w tej kwestii można mówić o obsesyjnym rodzicielstwie niż w odniesieniu do kupowania zabawek FP. Nie chodzi nawet o to, czy rzeczywiście jesteśmy eko mamami czy nie i czy te które nie są są wyrodne. Bardziej IMHO chodzi o to, że nie będąc takimi (tj dając Danonki ;), puszczając dzieciom bajki) mamy poczucie winy. Może niektóre z Was tak nie czują, ja przyznam się, że wpędziłam się w to i za każdym razem gdy Zosia ogląda bajkę, je biszkopta (cukier !), je owoce ze zwykłego sklepu - gdzieś tam podświadomie czuję się z tym źle i odbieram jako jakąś swoją porażkę, wręcz się tego wstydzę.

Do czego zmierzam - myślę, że znacznie ważniejszym zagadnieniem poruszonym w tym artykule jest to, że chcemy być mamami idealnymi, że pochłania to całą naszą energię i czas, że boimy się sobie odpuścić i wreszcie - że tak mało mamy wiary w to, że jesteśmy dobrymi rodzicami.

'

Odpowiedz
Gość 2010-08-08 o godz. 07:18
0

szlag mnie trafi!! napisałam się od cholery i wszystko wcięło :bad:

Ech... no to krócej, jeszcze raz:

1. Nie ma osób niezmanipulowanych. Fiubzdziu napisała to co myślę. "szczepię na pneumo, bo to mój wybór" a skąd wiesz o takiej szczepionce? czytałaś o niej, o tym co to są pneumokoki? czy tylko ulotkę (o ile w ogóle)?

2. dzieci są żywione fatalnie. Byłam z Emmą na wielu kinderbalach i jestem przerazona. 3 latki dostały słodycze i colę, 2 latki panierowanego kurczaka i chipsy. Jubilatka wdług matki jest niejadkiem, bo je tylko chipsy... Drugie dziecko jest tylko na sloiczkach, zaszczepione na wszystko i obsesyjnie chronione przed zarazkami. Efekt? Jest chude, nie chce jeść i czesto choruje. Obie matki uważają mnie za wyrodna, bo swojego dziecka nie zaszczepiłam i nie zamierzam dawać jej mięsa. Narazie Emma nie je nic poza bebilonem pepti i jednym słoiczkiem (ale to inna historia). Tylko, że moje dziecko miało do tej pory jedną trzydniówkę i wyglada jak pączek w maśle.

3. W największe zdumienie wprawia mnie powszechne przekonanie, że koncerny produkujące dla dzieci jedzenie, leki itd robia to dla dobra dzieci lol w związku z tym słoiczki to najlepsze co dziecko może dostać, szczepionki są po to, żeby chronic nasze dziecko.

4. zaciera się granica miedzy reklamą i prawdą. I tak: dieta dziecka nie może istnieć bez mleka i mięsa (jak te biedne wege dzieciaki zyją?).

5. Nalezy żyć tak jak nam reklamy i koncerny każą. Jesli Ty żyjesz inaczej jesteś nieszkodliwym wariatem, ale jeśli to robisz ze swoim dzieckiem to krzywdzisz je na całe życie. Przez to ja jestem wyrodną matką, a te które nie zastanowiły się nawet sekundy nad szczepieniami itd są idealne.

Odpowiedz
fjona 2010-08-08 o godz. 07:09
0

ja przyznam, ze gdyby nie foruma to bym nie wiedzial, ze cos nie halo z tym eurespalem. ja akurat cie cieszylam, ze mi dziecko szybko zdrowieje.
co podawac zamiast niego?

Odpowiedz
wiewrióra 2010-08-08 o godz. 07:09
0

ja to wogóle nie wiedziałam co to eurespal i na co dopóki nie poczytałam wątku tutaj ;)

Widać ja ma szczęście do lekarzy jak na razie (tfu tfu odpukać)
Moja lekarka jak widzi u Nataśka czerwone gardło to właśnie diagnozuje zadrażnienie przez spływający katar (alergiczny) i "przepisuje" sól fizjologiczną, cebion i drosetux (żeby załagodził). No i jak juz Nataś miała strasznie zatkany nosek to Nasivin.
zaś alergolog po wytłumaczeniu mu czemu emolium używać nie będe bez słowa wypisuje mi recepty na kubełki maści cholesterolowej. Poza tym bada Natasia dokładnie a ja pyta się "no to wysypało ją czy nie?"
tfu tfu drugi raz Nataś oprócz kataru nie miała poważniejszych chorób.

Co do zabawek - matę dostałam (Nataś tak sobie ją lubił) a leżaczek wymyśliłam jako prezent gwiazdowy i to był strzał w 10. Leżaczek FP co prawda ten prostszy model na metalowych pałąkach ale własnie taki chciałam. Nataś jest dzieckiem które lubi i umie bawić się zabawkami - od kupionych np na dzień dziecka kolorowego grającego kwiatka i spiewającego żółwika (bardzo jest zadowolona z nich) po gumową piłeczkę (od prababci) która jest jedną z ulubieńszych zabaweczej. Obok oczywiście pilotów, plastikowych pudełek, portfelów skórzanych, starych komórek etc.

monitora oddechu nie kupowałam ale nianię elektroniczną a i owszem bo chcieliśmy z M spokojnie sobie siedziec w dużym pokoju z właczonym normalnie tv a nie nasłuchiwać czy dziecko się drze czy nie. sprawdziła i sprawdza się super. sterylizatora nie mam bo wyparzałam butelki w garze. podgrzewacz mam bo na wyjazdy był mi potrzebny.

karmie ją słoiczkami bo Nataś obok swojej skazy białkowej ma uczulenie jeszcze na ileśtam produktów (m.in. na marchewkę) i jak widze że je słoiczki Hippa i jej nie sypie to jej kupuje takie. A dla mnie szukanie np. królika, przerabianie dyni i jeszcze zastanawianie się czy to nie było przypadkiem sypane, faszerowane czymś tam szkodliwym to strata czasu i nerwów.

na co się nabrałam? na fridę. Pawia mało nie puściłam przy użyciu i kupiłam po prostu gruszkę.

jesli chodzi zaś o moje gotowanie to staram się bezglutaminowo. jeśli chodzi o rosół to znacznie łatwiejsze jest w lato kiedy to całą włoszczyzna (oprócz naci marchewki) sie wrzuca do gara i to ma smak. W zimie przy skąpej włoszczyźnie dodaję ćwierć kostki rosołowej na wielki gar.
A tak to wolę zrobić sos pomidorowy niż go kupić, zup w proszku nie uznaje bo uwielbiam zupy i lubie eksperymentować.
Uwielbiam przyprawy (mam świeże na parapecie). a żeby nie było tak różowo to smaże kotlety na oleju :D

Odpowiedz
Gość 2010-08-08 o godz. 06:48
0

fiubzdziu napisał(a):Tak sobie czytam i czytam i niektore dziewczyny pisza ze to ze zaszczepily swoje dzieci/ kupily cos dziecku itp. to nie objaw zmanipulowania tylko ich swiadomy wybor. Tylko czy gdyby nie te plakaty, reklamy itp. wiedzialybyscie o tych rzeczach? same szukalybyscie informacji, czy moze zainteresowalyscie sie tematem bo widzialyscie plakaty i dopiero zaczelyscie szukac informacji? Bo chyba wlasnie o to chodzi marketingowcom zeby wywolac zainteresowanie tematem, aby zaczac szukac informacji. A wtedy my mowimy "nie dalam sie zmanipulowac to byl moj swiadomy wybor" i wszyscy sa szczesliwy - marketingowcy bo zainteresowalysmy sie tematem i czesc z nas zrobila to czego oni chcieli, a my jestesmy szczesliwe w swiadomosci ze jestesmy w pelni swiadome swoich wyborow i nic na nas nie dziala.

Jak to działa uświadomiło mi dopiero oderwanie zupełne od reklamowych środków przekazu. Nie mam telewizora, filtr na pop-upy mam skuteczny, lokalnej prasy nie czytam, bo nie rozumiem, polskie reklamy radiowe czy prasowe są zbyt oderwane od rzeczywistości (nie da się pójść i kupić tego, co reklamują, bo tu tego nie ma). W efekcie - moje potrzeby bardzo się zredukowały a jakość życia nie spadła. Natomiast po nawet krótkiej wizycie w Polsce, gdzie TV grało u kilku odwiedzonych osób "w tle" jakoś nagle się obudził zakupoholizm...

Poza tym w kwestii świadomego wyboru istotna jest także dostępność. Jeśli idę do apteki po witaminy i wszystkie są popakowane w kolorowe pudełeczka z nadrukiem wielkiego koncernu farmaceutycznego, to po prostu nie ma szans kupić równie dobrego, tańszego, no-name'owego produktu, bo go zwyczajnie w tej aptece nie sprzedają.

Odpowiedz
Nale 2010-08-08 o godz. 06:17
0

Ja przed ciążą miewałam - na wypdek gdybym znowu miała zapalenie zatok. Rozpoznanie po latach nawracającej choroby było dla mnie oczywiste, a opóźnienie w rozpoczęciu leczenia powodowało, że ciężej było potem to powstrzymać. Zaproponował mi laryngolog sam, co prawda kumpel. Teraz już nie mam, bo działała tylko rovamycyna, a to nie za dobre w ciąży i przy karmieniu.

Na inne wszelkie wypadki nie mam, bo by mnie skudiło żeby wziąć, a ja mam filozofię, że bez antybiogramu się nie bierze.

Różnica pomiędzy duomoxem i spółką a augmentinem jest taka, że w augmentinie jest dodatkowo kwas klawulanowy, który sam w sobie wykazuje dośc małą aktywnośc przeciwbakteryjną, ale w połączeniu z amoksycykliną daje bardzo szerokie spektrum i działa też na beztlenowce.


adriana napisał(a):Nale napisał(a):każdy ma swój rozum, swoje doświadczenia i sam decyduje.
Jednocześnie ta sama lekarka przepisała mu eurespal... powinnam przestać do niej chodzić? Nie uważam ;) I nie odważyłabym sie z nią dyskutować na temat zasadności podania go, bo na jakiej podstawie? Swoją droga nam eurespal pomógł i uniknęliśmy antybiotyków.
ależ ja też nadal chodzę do lekarza, który to wypisuje. Inna rzecz, że nie dawałam a teraz z nową wiedzą to już na pewno nigdy nie dam, ani nawet sama nie będę brała.
A swoim rozumie napisałam po to, żeby mi zaraz ktoś nie zarzucił, że potępiam tych, co dają. Bo ja nie uważam, że mam absolutną rację, tylko przedstawiam swoje argumenty.

Odpowiedz
Gość 2010-08-08 o godz. 06:07
0

Nale napisał(a):każdy ma swój rozum, swoje doświadczenia i sam decyduje.
No jak dziecko pierwszy raz poważnie zachoruje to raczej ma się słabe doświadczenie. Ja lekarzem nie jestem i nie mam wiedzy na temat leków, w związku z tym muszę zaufać lekarzowi.

Naszą pediatrą jest znana neonatolog. Kobieta z dużym doświadczeniem i również prywatną praktyką. Trafiliśmy do niej z polecenia lekarza do którego mieliśmy duże zaufanie. Po konsultacjach z nią postanowiłam wypisać Wojtka ze szpitala na własne żądanie zamiast zgodzić się na położenie go na oddział zakaźny. To była dobra decyzja, wyszliśmy na prostą a pod jej kontrolą Wojtek wrócił do zdrowia. Jednocześnie ta sama lekarka przepisała mu eurespal... powinnam przestać do niej chodzić? Nie uważam ;) I nie odważyłabym sie z nią dyskutować na temat zasadności podania go, bo na jakiej podstawie? Swoją droga nam eurespal pomógł i uniknęliśmy antybiotyków.

Odpowiedz
fiubzdziu 2010-08-08 o godz. 06:00
0

Tak sobie czytam i czytam i niektore dziewczyny pisza ze to ze zaszczepily swoje dzieci/ kupily cos dziecku itp. to nie objaw zmanipulowania tylko ich swiadomy wybor. Tylko czy gdyby nie te plakaty, reklamy itp. wiedzialybyscie o tych rzeczach? same szukalybyscie informacji, czy moze zainteresowalyscie sie tematem bo widzialyscie plakaty i dopiero zaczelyscie szukac informacji? Bo chyba wlasnie o to chodzi marketingowcom zeby wywolac zainteresowanie tematem, aby zaczac szukac informacji. A wtedy my mowimy "nie dalam sie zmanipulowac to byl moj swiadomy wybor" i wszyscy sa szczesliwy - marketingowcy bo zainteresowalysmy sie tematem i czesc z nas zrobila to czego oni chcieli, a my jestesmy szczesliwe w swiadomosci ze jestesmy w pelni swiadome swoich wyborow i nic na nas nie dziala.

I nie pisze dlatego ze sama jestem idealna i nie daje soba manipulowac ale po przeczytaniu przeszly do mnie takie wlasnie mysli. Oczywiscie ze daje sobie wmowic ze sloiczkowe jedzenie jest zdrowsze bo przebadane, moje dziecko ma monitor oddechu - to raczej wynik problemow okolourodzeniowych u malej ale jednak jest w tym pewna manipulacja producentow bo czytalam o roznych modelach i wybralam ten, o ktorym pisza ze jest stosowany na salach wczesniakow itp. (Olka lezala na wczesniakach i tam nie bylo takich :DD , ma zabawke z FP, mate edukacyjna (faktycznie kocyk by wystarczyl).

Chcialam cos jeszcze napisac, ale moj wrzaskon sie obudzil :D

Odpowiedz
Gość 2010-08-08 o godz. 05:55
0

naturella napisał(a):Tyle, że mam w domu kilka w syropie dla dzieci i kilka dla nas, z tym, że dla mnie odpowiednie dla kaqrmiących, a dla Adama konkretniejsze. W razie czego.
naturella, no ale chyba żaden lekarz nie przepisuje antybiotyków na wyrost, po to, żeby w szafce leżały 'w razie czego'?

Odpowiedz
Nale 2010-08-08 o godz. 05:49
0

No i zrobił się wątek o eurespalu. Powiem tak: na mnie nigdy ie podziałał, ale to nie argument. Natomiast działanie przeciwzapalne w badaniach nie wypada lepiej niż - uwaga - ibuprofenu, zaś ograniczenie wydzielania w drogach oddechowych można uzyskac tysiącem innych sposobów, mniej obciążających dla małego oranizmu - od ziół po delikatne leki.
Nigdy nie dałam uprzedzona przez ciocię, że efekty uboczne neurologiczne są nie do przyjęcia. Na szczeście rzadko występują, ale są naprawdę poważne - np. porażenie mięśnia gałkowego, drgawki i inne przyjemności. W przeciwieństwie do oddziału, który opisałam, u mojej cioci jest zakaz dawania tego świństwa dzieciom poniżej trzech lat. Zakaz wprowadziła sama, a lekarzy szermujących faktami, które Wy wyżej podajecie uciszyła informacją o tym, w ilu krajach odmówiono rejestracji leku dla dzieci młodszych niż 5 lub 7 lat. Ja oczywiście tej listy nie pamiętam, ale na pewno da się ją znaleźć łatwo w internecie.
Można by są dzić, że ro nadwrażliwość jednej ososy - choć nawet gdyby o niewzykle doświadczonego lekarza szpitalnego z dodatkową prywtną praktyką, który naprawdę już niejedno widział. Ale los sprawił, że teraz bujam się po neurologach. Nie wiadomo jeszcze, czy kłopoty Marysi są wrodzone, czy nabyte. Nie było jeszcze neurologa, który by mnie nie zapytał, czy nie podawałam dziecku Eurespalu. Na moje pytanie dlaczego to ma znaczenie odpowiadają, że nierzadko zdarzają się dzieci, które na choćby jedną dawkę reagują zaburzeniami nerwowo-mięśniowymi. Dla mnie to już nie ma o czym dyskutować, chociaż oczywiście każdy ma swój rozum, swoje doświadczenia i sam decyduje.

Odpowiedz
Gość 2010-08-08 o godz. 05:46
0

Żaba, mi się wydaje, że to nie o amoksycylinę chodzi, ale o sam lek, bo amoksycylina to też Augmentin, a ten już jest ok:) Zresztą nie wiem, czemu mama tak uważa, ale zawsze krytykuje te leki, kilka razy jak mi lekarz przepisał, czy Duomox, Amotax, czy Ospamox, to mówiła, żeby lepiej dać Augmentin.

Odpowiedz
Gość 2010-08-08 o godz. 05:21
0

Ja w Eurespal nie wierzę wcale. Na Maksa nie działa i już (nieważne w której fazie infekcji podany). I jakoś wcale mnie nie dziwi, że prócz jednego lekarza (i to wcale nie pediatry) wszyscy to w Maksa pchają. A jak mówię, że na niego ten lek nie działa, to słyszę "to niech pani da na wszelki wypadek" :/

Antybiotyków nie daję tak długo, jak nie muszę. Maks często łapie infekcje górnych dróg oddechowych - gdybym mu za każdym pianiem podawała antybiotyk, to już nic innego by na niego nie działało.

W sumie antybiotyki dostał 2 razy w życiu - raz przy zapaleniu płuc i raz przy zapaleniu oskrzeli. Pozostałe infekcje dają się wyleczyć w miarę szybko innymi metodami.

A i mimo braku podawania tych cudnych leków na wsztystko, Maks nigdy zapalenia ucha też nie miał ;)

Odpowiedz
madzia 2010-08-08 o godz. 05:09
0

Naturella , a co zlego jest w amoksycylinie? Antybiotyk jak kazdy inny. Na jedne bakterie dziala, na inne nie, ale jest ok. Ja w domu mam wlasnie duomox dla nas i jakas amoxycyline zawiesinowa dla dzieci ( tzn wlasnie sobie uswiadomilam, ze dla dzieci teraz nic nie mam,ale zwykle cos tam lezy).
Co w niej jest takiego, ze to szajs?
My niestety jemy rozne rzeczy, nie zawsze zdrowe, czasami gotujemy, czasami jakis gotowiec. Plus tego jest taki, ze jablko jest dla Maksa taka sama atrakcja jak batonik ( tzn nie to, ze jest niedostepne, tylko, ze dlatego,ze batonik nie jest "od swieta" to np w sklepie wszystkich zdumiewa bo jak ma cos sobie wybrac to w 90% jest to jablko albo gruszka :) ).
A na pneumo szczepilam M troche wbrew mojemu lekarzowi ;). Wiki miala juz w kalendarzu, ale na rota tez dziwnie patrzyl :)

Odpowiedz
Gość 2010-08-08 o godz. 05:07
0

No właśnie. Ja też przy katarach woda morska, Frida albo Katarek, Euphorbium, no i Eurespal właśnie. Moje dzieci nigdy nie miały zapalenia ucha.

Odpowiedz
Gość 2010-08-08 o godz. 05:00
0

naturella napisał(a):
A, i w Eurespal też święcie wierzę. Daję przy każdym katarze, bo mimo, że nie działa na wirusy, to chroni przed zapaleniem ucha, a przy katarze prosta droga do tego.
ja też z tych wierzących w eurespal odkąd dostają jeśli katar przybiera niebezpieczną formę, i do tego jeszcze inne zabiegi-frida, woda morska itp. - to nie było zapalenia ucha i to do mnie przemawia bo zapalenie u 3 miesięcznego dziecka (dzieci ;) ) naprawdę nikomu nie życzę; a i dzięki temu na pewno udało nam się uniknąć antybiotyków;

Odpowiedz
Gość 2010-08-08 o godz. 04:30
0

Nale, a wyobraź sobie, że moja mama nie wierzy w Ospamoxy, Duomoxy i inne takie ^^D Dla niej to szajs, a nie antybiotyk ^^D

Ja jestem maniaczką antybiotykową. Uważam, że to lek na wszystko :lizak: Co nie znaczy, że daję dzieciom jak opętana, albo że sama żrę leki maniakalnie. Nie. Ale jeśli widzę, że sytuacja się pogarsza, że dziecko zaczyna krtaniowo piać, ma gorączkę niewiadomego pochodzenia, czy że ja sama zaczynam odczuwać coś, co nie jest infekcją do wyleczenia witaminą C - to daję antybiotyk. Dla pełności obrazu - przez ostatni raz ja sama brałam antybiotyk raz, Maks nigdy jeszcze żadnego nie dostał, a Ola dwa razy. Tyle, że mam w domu kilka w syropie dla dzieci i kilka dla nas, z tym, że dla mnie odpowiednie dla kaqrmiących, a dla Adama konkretniejsze. W razie czego. Czytam ulotki, teksty w necie, wiem, na jakie szczepy bakterii który najlepszy itp. Po prostu posiadanie leków w domu daje mi poczucie bezpieczeństwa, nie czuję się trybikiem w machinie, który w razie wysokiej gorączki w nocy wzywa pogotowie, z rąk mu leci, albo biegnie z dzieckiem do przychodni, tam łapie wszelkie choroby, jakie są na świecie i czeka 40 godzin, aż pani doktor przyjmie.

A, i w Eurespal też święcie wierzę. Daję przy każdym katarze, bo mimo, że nie działa na wirusy, to chroni przed zapaleniem ucha, a przy katarze prosta droga do tego.

Odpowiedz
sofia 2010-08-07 o godz. 19:20
0

Gumiś napisał(a):Blutka napisał(a):
nie robię w domu wędlin, w ogóle mało jemy mięsa
No wiesz? I przyznajesz się tu na forum? Ja na zbliżające się urodziny zażyczyłam sobie nadziewarkę do kiełbasy, będziemy z mężem w ramach relaksu po nocach kiszki mięsem z własnej hodowli świniaków wypychać. :D
a świniaki karmione ekologiczną paszą? bo jak nie, to się nie liczy :DD :DD

Odpowiedz
Gość 2010-08-07 o godz. 19:10
0

Blutka napisał(a):
nie robię w domu wędlin, w ogóle mało jemy mięsa
No wiesz? I przyznajesz się tu na forum? Ja na zbliżające się urodziny zażyczyłam sobie nadziewarkę do kiełbasy, będziemy z mężem w ramach relaksu po nocach kiszki mięsem z własnej hodowli świniaków wypychać. :D

Odpowiedz
Gość 2010-08-07 o godz. 19:01
0

Blutka napisał(a):Nigdy nie ukrywałam, że jestem leniwa i niefrasobliwa. Teraz mam pewność, że taka jestem. ;) I dobrze mi z tym. 8)
A skoro napisałaś ostatnie zdanie to najważniejsze :>
Najzabawniejsze, że to o czym Ty piszesz a to o czym pisze np. ja wcale się ze sobą nie kłóci.

Gotowanie od podstaw nie różni się wiele od gotowania z użyciem wegety czy innych kostek rosołowych. Tak samo trzeba obrać parę warzyw, przyszykowac mięso itp. Tyle, że zamiast robić sos z torebki, który robi się tyle samo czasu co robiony od podstaw ja obsmażę parę pieczarek, papryki, pomidorów, sól pieprz, olej.... zamiast do zupy sypać kucharka, dodaję soli, tymianku, bazylii, cukru/ inne... czasowo tyle samo a mi bardziej smakuje po prostu.
Zrobienie przetworów również żadna filozofia choć od razu awansuje się na nie wiadomo kogo. Co za sztuka nasypać do słoika malin i zasypać cukrem albo wrzucić te maliny na patelnię z cukrem i niech się toto pyrka pomalutku?
Na pewno natomiast nie będę ganiać z rozwianym włosem szukając ekologicznych warzyw z prostego powodu: szkoda mi na to czasu. Szczególnie w tygodniu, gdzie i tak z wywalonym językiem gonię z pracy odebrać młodego, zrobić po drodze jakieś zakupy, wyjść z psem, naszykować coś do jedzenia na naszej dwójki, oporządzić dziecko do snu, obrobić choć trochę chałupę aby nie zarosnąć brudem do reszty i jeszcze mieć choć trochę czasu dla siebie i męża.
Mięso i wędliny również kupuję. Raz lepsze raz gorsze. Bywa różnie. Czasem pycha, czasem wywalam po dwóch dniach. Konserwantami nafaszerowane. Dziecko wszystko w mleku dostaje a jakże. Ale na to wpływu nie mam - chyba, ze zacznę sama wędliny robić. Na to jednak jestem zbyt mało zdesperowana. Zresztą desperacja i tak na zdrowie niekoniecznie wychodzi. Teraz np. zatrułam się łososiem, którego mi kolega specjalnie znad morza przywiózł świeżo uwędzonego :/ A było kupić w Warszawie.

Antybiotyków moje młode nie miało bo zwyczajnie od urodzenia tylko raz było chore- miało katar. Wsio. Jak będzie chore porządniej to wtedy będę się zastanawiać. Ale postaram się przynajmniej coś na ten temat wiedzieć zawczasu, żeby było o czym z lekarzem porozmawiać chociaż a nie dać sobie czegoś wciskać na zasadzie, aby szybciej, kolejne proszę.

Przeciwko zabawkom markowym, typu wcześniej wspomniane TL czy FP nic nie mam - przeciwnie, uważam je za o wiele lepsze niż no-name. Sęk w tym, że jednocześnie nie uważam ich za niezbędne dla zdrowego rozwoju dziecka, przynajmniej dla dziecka na etapie mojego. Bo jaka by ta zabawka nie była to IMHO tylko kolejny ( do kolekcji już posiadanych: odziedziczonych czy otrzymanych ) plastic fantastic. Na ten temat już długa dyskusja była.
Aczkolwiek matę jak już kupowałam to owszem Tiny Love. Bo skoro już chciałam kupić to wydawała mi się sensowniejsza niż nonajmy. Clou w tym czy najpierw chcę w ogóle kupić a nie tylko w tym co kupuję. "Co" jest tu efektem wtórnym po "czy".

Nie rozumiem jednego w tym wątku - zaczynamy prezentować biegunowe postawy i dorabiać do nich ideologię pt. jestem super hiper, ekologiczna, mądrzejsza od lekarzy, farmaceutów, marketingowców, albo biegunowo: leń dla odmiany i wisi mi wszystko.
A ja np. nie dorabiam ideologii na zapas. Staram się żyć tak jak i przed dzieckiem: w miarę rozsądnie, w miarę wygodnie i w miarę zdrowo. I dopóki nie robię tym nikomu krzywdy to nie widzę w tym nic złego. Choć głupio mi się trochę robi i dziwnie czyta, kiedy ktoś wbrew temu co myślę dorabia ideolo do tego pod czym się wcześniej podpisałam.


I jeszcze odnośnie ekologii i zdrowego żywienia. Moje dziecko ma skazę białkową. Oznacza to, że niestety omijam multum rzeczy zdrowych i nieprzetworzonych a z musu wybieram to w czym chemii najwięcej. Śmiałam się ostatnio w sklepie, że im bardziej sztuczna margaryna tym większa szansa, że będzie dobra dla mojego bąbla. Bo bez dodatku masła, jogurtu, mleka, mleka w proszku, serwatki, etc...
Mogę oczywiście jeść kanapki w ogóle niczym niesmarowane. Nie umiem, przyznaję z ręka na sercu. Wolę z ohydną margaryną. Ale skoro już i tak dziecko faszeruję chemią a chociaż obiady mi smakują bardziej 'ekologiczne' to dlaczego mam je sobie odmawiać?

Odpowiedz
Nale 2010-08-07 o godz. 18:53
0

E, ja nie daję kiełbasy i boję sie eurespalu, ale za to nie tylko nie wierzę ale wręcz jestem wielkim wrogiem homeopatii, a w moim domu może zabraknąć wszytskiego, tylko nie pepsi. W dodatku max albo light, czyli tej gorszej, słodzonej słodzikiem.

Zabawek nie kupuję, bo kosztują dużo, Marysia ma je w nosie, a ja sie i tak potykam o tony tego dziadostwa znoszone przez dziadków, wujków, ciocie i resztę narodu.

Na roczek zabawkę kupię, bo jakbym mogła nie. Sporo czasu poświęciłam na przegrzebanie oferty i znalezienie wskazówek, nazwijmy to ;) , dla pozostałych darczyńców. Od paru dni obmyślam tort, który będzie mogło zjeść moje bezmleczne i bezjajeczne dziecko. Z pewnością będzie niezdrowy i w dodatku z konieczności z trującą margaryną.

Natomiast to wszytsko nie zmienia faktu, że jak po urodzinkach wrócimy do przykrej rzeczywistości i wznowimy wędrówkę po szpitalach, to już od progu włączę radary, gdzie mnie tu chcą naciąć - świadomie lub nawet nie.

Jeszcze słówko o pediatrach - mam pod nosem przychodnię publiczną i się do niej zapisałam, bo wygodnie mi mieć laboratorium, szczepienia czy bilanse 3 minuty piechotą od domu. Wybrana lekarka jest raczej OK od standardowych spraw, ale ma niepłnosprawne dziecko i często jest na zwolnieniu. Jakoś zawsze jak Marycha coś łapie (co potem i tak okazuje się alergią), druga pani pediatra rozpoznaje zapalenie ucha i przepisuje ospamox. Ide do niej i tak, bo chcę, żeby ktoś posłuchał, czy nie ma czegoś w oskrzelach lub płucach, ale antybiotyku nie daję. Za pierwszym razem poprosiłam laryngologa, żeby sprawdził, czy istotnie jest to zapalenie ucha i oczywiście wyśmiał diagnozę. Za drugim i trzecim już go nawet nie wołałam, ufając swojej intuicji. Zrobiłam rozeznanie "na dzielni". Okazuje się, że mamy tu ciężką epidemię nawracających zapaleń ucha środkowego. W zasadzie żadnemu dziecku leczącemu się u tej drugiej pani nie zdarzyło się mieć go mniej niż dwa razy w pierwszym roku życia. A wszytskim pomaga ospamox. Może to jest tak, że po prostu ja mam pecha, ale za często słyszę podobne historie, żeby nie wierzyć, że są jednak powszechne.
Na telefon mamy innego lekarza. Dobrego, powszechnie uznanego. Do wzywania w weekendy i wieczorami, do spraw, którymi nie chcę zawracać głowy ciotce (czyli mało poważnych w mojej ocenie), albo gdy ona absolutnie nie ma czasu (dyżury). Jest wrogiem antybiotyków, nie jest panikarzem. Ale nawet kiedy po badaniu mówi "sama z tego wyjdzie, gardło lekko zaczerwienione, bo spływa alergiczna wydzielina", wraca się od rzwi z tekstem "da pani trochę eurespalu". Może uważa, że jak nie zostawi recepty, to ja uznam, że jest darmozjadem ;) Ja nie daję, przyznaje się do tego na kontroli, a on na to "To i dobrze, że pani nie dała". Ale i tak nadal gramy w tę samą grę...
Na jednym z oddziałów pediatrycznych, zaraz po przyjęciu, przed badaniem, złapałam za pielęgniarską łapę z łyżeczką pełną syropu, żadając odpowiedzi na pytanie co to i po co. Dowiedziałam sie, że eurespal, bo "my tu wszytskim dajemy, bo i tak coś złapią".
Tym przydługim wywodem chciałam wyjaśnić, że możliwe że mam pecha, ale nie obsesję na punkcie lekarzy i marketingu.

Odpowiedz
Kerala 2010-08-07 o godz. 18:48
0

Blutka, Jestes pewna, że ten sam wątek czytałyśmy?
Bo ja tu nie widzę idealnych i ekologicznych matek, zas w zdaniu "pediatrzy mają skłonnośc do rutynowego przepisywania eurespalu" nie kryje się jeszcze wartościowanie samego leku. Jest to jedynie obserwacja, iż wśród pediatrów występuje pewna moda na okreslony lek- podejrzewam zresztą, że mocno skorelowana z częstotliwością odwiedzin przedstawiciela danej firmy farmaceutycznej. Gdyż albowiem nie jest przypadkiem, że recepty mam wypisywane na firmowych druczkach Serviera wraz z logo eurespalu w rogu.

Istnieje więc spora przepaśc między mienianiem się spostrzeżeniami nt. prawdopodobnej urawniłowki pediatrycznej, a stanem "leczę obturacyjne zapalenie oskrzeli u swojego dziecka naparami z pokrzyw zbieranymi o północy oraz stosuję nasiadówki w wywarze ze sromu dwuletnich bobrzyc".
To odnosnie synonimów i nadinterpretacji.

kerala

Odpowiedz
Odpowiedz na pytanie