Gościem Kuby Wojewódzkiego była Sara Mannei, blogerka modowa, prowadząca program "Shopping Queen", prywatnie żona Artura Boruca. Jak można było się domyślić, rozmowa kręciła się wokół tematów związanych z tym, czym celebrytka zajmuje się na co dzień, czyli modą. W pewnym momencie Kuba poruszył temat drogich ubrań, które blogerka kupuje za pieniądze męża. Jak się okazuje, Mannei nie widzi nic złego w życiu na koszt małżonka, a nawet szczyci się, że nie musi wypożyczać ubrań ze sklepów, jak to robi wiele polskich gwiazd.
Nie mogę patrzeć na te gwiazdy poubierane w nieswoje rzeczy, pozujące na ściankach. Mi zarzucają, że obnoszę się z drogimi rzeczami i nie wiadomo czym, a oni pozują w rzeczach, których sami nie kupili, wypożyczają ze sklepów. To jest słabe! Ich stać, żeby kupić te rzeczy, a ja wiem, że normalnej osoby na to nie stać.
Mannei przyznała, że sama dostaje mnóstwo propozycji z firm odzieżowych, aby zapozować na ściance w ubraniach ich marek. Jednak konsekwentnie odmawia, bo - jak wytłumaczyła - ma swoje rzeczy i nie potrzebuje pokazywać się w wypożyczonych ubraniach.
Za pożyczenie mam sobie zdjęcia zrobić na ściance i później oddać te rzeczy. A potem co? Przyjdzie taki normalny człowiek i ma kupić te używane rzeczy? Mnie to brzydzi. To jest obrzydliwe!
Blogerka przyznała, że ubiera się za pieniądze męża i bynajmniej nie jest to dla niej powód do wstydu. Jej odpowiedź zbiła Kubę z tropu.
Ja ubieram się za pieniądze mojego męża - niech będzie, a oni ubierają się w nieswoje rzeczy, które ktoś wcześniej miał na sobie. No to kto jest fajniejszy?
Ma rację?