• _szyszka_ odsłony: 12283

    Znowu w życiu mi nie wyszło

    Chyba los się na mnie uwziął. Cały czas mam w życiu pod górkę :(

    Ostatnie dwa lata to już wogóle... już nie mam siły ani wiary... dlaczego to spotyka właśnie mnie? Dlaczego Bóg się na mnie uwziął? Przecież staram się żyć uczciwie, nie zrobiłam nigdy nikomu krzywdy, więc za to wszystko!!! Ile jeszcze jestem w stanie znieść? Czemu ma to wszystko służyć!!!

    Wszystko co kocham zostaje mi po jakimś czasie odebrane.

    Najpierw była pierwsza szalona, młodzieńcza miłość, która poźniej przerodziła sie w wielką miłość, myślałam że taką aż po grób... jakże się myliłam, naiwna. Teraz zostały tylko wspomnienia tych 7 lat i mimo, że już minęło prawie dwa lata i się z tym faktem pogodziłam to nadal boli...

    Kolejny cios to choroba mojego taty, długoletnie leczenie, szpitale, ciągłe wizyty u lekarzy, radioterapia, chemioterapia, ból, strach o kolejny dzień, ciągła walka o jego życie, wielka nadzieja, że się uda, że rak to nie wyrok i że go pokonamy, potem już tylko modliłam się, żeby nie cierpiał... Nie ma go z nami już 8 miesięcy, a ja tęsknię coraz bardziej...

    W tym trudnym dla mnie czasie choroby mojego taty pojawiła się On, był przy mnie wspierał mnie, myślałam, że w końcu sobie ułożę życie i będę sobie zwyczajnie, spokojnie żyła. Były plany na przyszłość, rozmowy o dzieciach... Dobrze było rok, potem zaczęło się psuć, trwaliśmy tak jeszcze z trzy miesiące, on walczył i ja, aż w końcu zrozumieliśmy że tak sie dłużej nie da. Bardzo żałuję, bo naprawdę mogło być fajnie :(

    Czy ja za dużo od życia wymagam? Czy rodzina, mąż dzieci to za wiele? A może ja skazana jestem na samotność.

    Dziękuję za uwagę, musiałam się wygadać.

    Odpowiedzi (8)
    Ostatnia odpowiedź: 2010-10-28, 19:39:08
    Kategoria: Z życia
Odpowiedz na pytanie
Zamknij Dodaj odpowiedź
mishi 2010-10-28 o godz. 19:39
0

Jeżeli czujesz się mała, brzydka, zagubiona i nic nie warta, pamiętaj, że kiedyś byłaś najszybszym i najbardziej farciarskim plemnikiem w całej grupie

Mnie to zawsze pomaga.

Nosek do góry, ciesz się z małych rzeczy... :) Zobaczysz, że los się do Ciebie uśmiechnie, tylko myśl pozytywnie.

Odpowiedz
Raspberry Swirl 2010-09-06 o godz. 23:15
0

Ja mi się coś wali w zyciu to zawsze pamietam ,że gdy zamykają się jedne drzwi do szczęścia, otwierają się inne,ale my patrzymy na pierwsze drzwi tak długo, że nie widzimy tych drugich

No ale bywa wszawo i wtedy człowiek czuje się naprawdę nie fajnie

Odpowiedz
_szyszka_ 2010-07-04 o godz. 18:01
0

Dziękuję za słowa wsparcia, są mi teraz bardzo potrzebne.

Amelia Twoje słowa są dla mnie nadzieją, że może i ja kiedyś szczerze powiem, że jestem szczęśliwa. Wiesz, też myślałam o usamodzielnieniu się o kupieniu sobie jakiegoś małego M. Teraz po śmierci taty mieszkamy z mamą we dwie i tak trochę mi żal mamy, że została by sama a wiem, że tego nie chce, nie chce jej sprawiać na razie kolejnego bólu, pomyślę w przyszłym roku....

Uświadomiłaś mi jeszcze jedną bardzo ważną rzecz, że najpierw muszę się czuć dobrze sama ze sobą... ja chyba najbardziej się boję tego bycia samej, tych samotnych wieczorów i nocy.

melasia ściskam Cię mocno, może trochę pomoże ;) Musimy wierzyć, że będzie dobrze i się nie poddawać. Może to jeszcze nie było TO, może to nie był TEN, ale na pewno już niedługo i dla nas zaświeci słońce :)

Pozdrawiam.

Odpowiedz
melasia1980 2010-07-04 o godz. 06:30
0

_szyszka_ niestety wiem co czujesz i też często nekają mnie mysli, czy to się kiedykolwiek skończy...ale historie Amelii napawiają optymizmem - miejmy nadzieje, że podobne staną się naszym udziałem :)

Odpowiedz
Gość 2010-07-03 o godz. 19:50
0

Szyszko, dopóki byłam sama, też mi się zdawało że wokół same pary i w ogóle wszyscy wokół tacy szczęśliwi, tylko ja biedna sama nieszczęśliwa Takie to już złudzenie optyczne :) Ale przyszedł taki moment że postanowiłam przestać się załamywać i chociaż próbować coś zrobić z moim życiem. Rzuciłam niezbyt lubianą pracę (niektórzy pukali się w głowę lub patrzyli z przerażeniem), wyprowadziłam się od rodziców (kochani - ale ileż można z nimi mieszkać? świety by tego nie wytrzymał...), przeniosłam się do Warszawy... gdzie nie miałam pracy i znałam 1 osobę, plus mężczyznę który wprowadził wiele zamieszania do mojego życia. I pomalutku, krok za kroczkiem - znalazła się praca, potem kolejna, pojawiały się koleżanki, życzliwe dusze... Ja zaczęłam widzieć, że jeszcze wiele dobrego się może wydarzyć, że "kiedy Bóg drzwi zamyka to otwiera okno"; znalazłam nowe pasje, poczułam się znacznie lepiej i pewniej jako kobieta... Chciałam być z kimś, ale też chciałam się nauczyć być sama, dobrze się czuć ze sobą, szukać w sobie przede wszystkim siły, oparcia, poczucia bezpieczeństwa. Miłość przyszła w zasadzie nieoczekiwanie - oboje byliśmy na nią gotowi. Fajnie się teraz o tym pisze, ale uwierz mi - wiele mnie to kosztowało, wiele chwil zwątpienia, podłamania... inaczej się nie da!

Trzymam kciuki.

Odpowiedz
Reklama
bonsai_88 2010-07-01 o godz. 21:04
0

Mam nadzieję, że za niedługo wszystko się u ciebie polepszy ;) ...

Zazdroszczę ci, bo ja właśnie jestem na etapie "on walczy, ja walczę".... tylko u nas dodatkowym problemem jest dziecko - chyba tylko z powodu Maciusia jeszcze jesteśmy razem

Odpowiedz
_szyszka_ 2010-07-01 o godz. 18:38
0

Amelia dziękuję za słowa otuchy... może faktycznie nie wszystko stracone, może inny los mi jest przeznaczony, jak nie teraz to kiedyś... może po prostu muszę dłużej poczekać na swoje szczęście, żeby potem je bardziej docenić. Tylko, że czasem przychodzą takie dni, że już nie chce czekać.... Wokół mnie same pary, szczęśliwe rodziny z małymi dziećmi a ja nie mam nic. Niektóre koleżanki mówią że mi zazdroszczą, bo one tylko dom i pieluchy a ja robię to co chcę, na wszystko mam czas, fajną i dobrą pracę itp Tylko, że to wszystko takie bez celu jest, gdy się nie ma tej bliskiej osoby.

Ciągle jeszcze mam nadzieję...

Odpowiedz
Gość 2010-06-30 o godz. 23:16
0

Widać że masz doła, bo wtedy właśnie przychodzą nieraz nam kobietom do głowy myśli w stylu "ktoś (Bóg/los/...) się na mnie uwziął" A co to znaczy? to od nas w dużej mierze zależy jak prowadzimy nasze życie, czy też przyjmiemy postawę ofiary losu. Hmmm, zaczynam się wymądrzać, a nie taki miał być cel tej wypowiedzi. Chciałam po prostu napisać że naprawdę nic niegdy nie jest do końca stracone, przegrane... choć tak nam się wydaje momentami. Wiem co mówię, bo mówię o własnym doświadczeniu... pozdrawiam i życzę by zza tych chmur wyjrzało slońce ! :*

Odpowiedz
Odpowiedz na pytanie