• Gość odsłony: 7340

    Chamscy rodzice, chamskie dzieci ?

    Wpadłam właśnie na ten artykułhttp://wiadomosci.o2.pl/?s=512&t=11254.
    Zastanowia mnie dlaczego tak jest i czy faktycznie w każdym przypadku?
    Ale jedno jest pewne, coś w tym musi być.
    Mam bardzo zadziornych sąsiadów, ktorzy ze wszytskimi szukają zwady, ich dzieci też.O byle co, zupełnie o byle pierdołe, na którą inny nawet by nie zwrocił uwagi.

    Odpowiedzi (41)
    Ostatnia odpowiedź: 2010-09-20, 00:18:22
    Kategoria: Pozostałe
Odpowiedz na pytanie
Zamknij Dodaj odpowiedź
Gość 2010-09-20 o godz. 00:18
0

K2 napisał(a):Oleta, nie zgadzam sie juz tylko z 70% tego co piszesz
A z czym konkretnie?
Bo może się okazać, że to dalsze nieporozumienia i że jednak aż tak się nie różnimy zdaniem? :D

Odpowiedz
Gość 2010-09-20 o godz. 00:15
0

"oderwania od życia" - chciałam powiedzieć...

Odpowiedz
Gość 2010-09-20 o godz. 00:14
0

Melba napisał(a):
Sama czuję morze matczynych niekompetencji w sobie.
No i to mnie właśnie utwierdza w jak najlepszym zdaniu o Twoich kompetencjach w tej kwestii... ;) :D

A co do "teorii" i "odezwania od życia" - przyznam, że te zarzuty to dla mnie nowość i miła odmiana ;) Zwykle raczej słyszałam, że w dyskusjach mam tendencję do uciekania się do zbyt wielu przykładów z życia wziętych (zresztą tutaj też to robię, jak zauważyłam!), a nikt mi jeszcze nie zarzucił, że za bardzo teoretyzuję!

Jeszcze raz serdecznie pozdrawiam!

Odpowiedz
Gość 2010-09-19 o godz. 20:21
0

Kirka napisał(a):hehe K2 wlazlas w ciezki temat
a bo to po raz pierwszy czy ostatni? ;) 8)

Oleta, po tym co napisaly Shiadhal i Melba, chyba rozumiem co chcialas powiedziec i musze przyznac, ze zrozumialam co napisalas zupelnie na odwyrtke. (myslalam, ze piszesz, ze wybor metod wychowawczych jest/powinien okreslony przez 'geny' rodzica, a nie dziecka). dzieki temu nie zgadzam sie juz tylko z 70% tego co piszesz :D, ale za to kontrowersji nie ma juz zadnej :D

Melba - i tak sie Ciebie nie boje ;)

Odpowiedz
Gość 2010-09-19 o godz. 12:19
0

Kerala, wzruszyła nie Twoja historia. 8) Serio. Skojarzyła mi się z tą o rozgwiazdach.Ze jednak warto...
BTW masz kontakt z tą dziewczyną?

Odpowiedz
Reklama
Gość 2010-09-18 o godz. 17:28
0

Kerala napisał(a):Swoją drogą zawsze przy takich dyskusjach nachodzi mnie refleksja, że należałoby wprowadzić testy dla przyszlych rodziców. Testujące głównie samoświadomość. Wtedy jednak gatunek ludzki prawdopodobnie by wymarł.

keralaNo tak... lol

A synkowie z tej rodziny, którą opisałam (jest ich 7) mają już od 30 do 45 chyba lat i układa im się - z tego co wiem, bo znajomość już się rozluźniła - różnie... Ale burzliwie... Chyba jednak to chowanie w "domowych koszarach" nie ułatwiło im poukładania sobie relacji ze "Światem Zewnętrznym" (jak to się nazywało w Big Brotherze ;) )

Odpowiedz
Kerala 2010-09-18 o godz. 10:59
0

a czy ci synowie osiągnęli już wiek męski? ;) Powiedzmy między trzydziestką a czterdziestką?
Moim zdaniem okres zyciowej dojrzałości jest probierzem tej wychowawczej walizki. Wtedy ziarno jest na ogól odsiane już od plew i widac, co zostało.
Moim (zreszta nie tylko moim ;) ) zdaniem matryc zmienić sie nie da, to znaczy owszem, da się, ale wtedy zaangazowana jest w to juz powazna psychoterapia.
Jeśli przez cale dziecinstwo wpajany jest nam pruski dryl, sumienność i ślepe posłuszeństwo to prawdopodobnie gdzieś to potem wyjdzie mimo przygodnych buntów: może w pracy, może w stosunku do własnych dzieci, może w relacjach z partnerem.
Dzieci chowane pod pantoflem mają tendencję do odchyłu w drugą stronę (zasada reakcji), ale po jakimś czasie się to najczęsciej normuje.

Swoją drogą zawsze przy takich dyskusjach nachodzi mnie refleksja, że należałoby wprowadzić testy dla przyszlych rodziców. Testujące głównie samoświadomość. Wtedy jednak gatunek ludzki prawdopodobnie by wymarł.

kerala

Odpowiedz
Gość 2010-09-18 o godz. 10:10
0

PS.A jeszcze a propos "chamskich dzieci" - przypomniała mi się jedna rodzina, którą znałam wiele lat temu...

Rodzina wielodzietna, z tzw."pruskim drylem" ;) czyli:

- pełna kontrola (zero muzyki rockowej i w ogóle młodzieżowej, żadnych czasopism, wyjść z kolegami, a nawet wyjazdów na wycieczki szkolne...),
- same zakazy i nakazy,
- zero dyskusji z rodzicami,
- mówienie "proszę mamy", "proszę taty" i całowanie rodziców w rękę (serio!),
- codzienny, wspólny, obowiązkowy różaniec (nie przesadzam!)

I wiecie co? Jak ich synowie tylko trochę wyrośli, zaraz zaczęli chlać, wdawać się w bójki i puszczać się z kim popadnie... A oni się dziwili, bo przecież tak dobrze ich wychowywali... ;)

Odpowiedz
Gość 2010-09-18 o godz. 10:04
0

Melbo - to co napisałam wcześniej - o to :Oleta napisał(a):
I jestem przekonana, że mamy z Forumi, z którymi tu rozmawiam nie przypominają w niczym opisanej przeze mnie mamy mojej byłej uczennicy! I pewnie jak ich dzieci będą miały po te naście lat, to będzie dla nich normalne, że z mamą się rozmawia o wszystkim i liczy się z jej zdaniem, bo warto, bo to mądra osoba, która mi dobrze życzy...

I może nawet spytają - całkiem naturalnie, w rozmowie "A co sądzisz mamo, o tej moeje koleżance Zuzi? Myślisz, że warto się z kimś takim przyjaźnić?" I nie będą do tego potrzebne surowe rygory i wojskowy dryl.
Tego Wam życzę i jestem pewna, że tak właśnie będzie. :)... było m.in. o Tobie, było to pisane szczerze, bez żadnych złośniwych podtekstów itp.
Nie wiem czemu Ci się to ciężko czyta - chyba uprzedziłaś się do mnie po burzliwej dyskusji w zimowym wątku "czego nie mówić matkom itp." - i teraz co bym nie napisała, Ty już się "jeżysz" ;)
A wydaje mi się, że na wiele spraw, o których tu mowa mamy podobne poglądy!
Pozdrawiam serdecznie! :)

Odpowiedz
Gość 2010-09-17 o godz. 19:06
0

nie pisałam o modyfikowaniu temperamentu, tylko o wychowywaniu /wpływaniu na zachowania osób o różnych temperamentach - czyli z grubsza to co i Ty, tylko znacząco mniej fachowo.

oraz o respektowaniu różnych możliwości - także tych z temperamentu się biorących.

Odpowiedz
Reklama
Gość 2010-09-17 o godz. 17:54
0

hehe ;) K2 wlazlas w ciezki temat ;) Psychologowie od lat dyskutuja co jest wazniejsze: geny, czy wychowanie (srodowisko)?

I jak na razie nie zdecydowanao sie co jest wazniejsze. I mowi sie, ze ile psychologow to tyle teori na ten temat ;) Ja sie sklaniam ku teori 50:50, czyli i geny i wychowanie.

Odpowiedz
Gość 2010-09-17 o godz. 17:50
0

chyba trzeba wprowadzić stopień pośredni - geny czy jakie tam jeszcze czynniki wrodzone mają spory wpływ na temperament, prawda?

a z kolei osoby o różnym temperamencie i w różnym stopniu / z różną łatwością się wysiłkom wychowawczym poddają, i różnego podejścia mogą wymagać.

nie w sensie tego, żeby od jednych wymagać ustępowania miejsca a od drugich nie, rzecz jasna.

Odpowiedz
Gość 2010-09-17 o godz. 17:40
0

nie, nie czytam wybiorczo 'albo cos'. zwyczajnie nie zgadzam sie z 90% tego co napisalas (vide kontrola rodzicow, jedyne sluszne rozwiazania, wybiorcze traktowanie "znajomych rodzin", fatalistyczne podejscie do genow etc)

i poki w Twojej wypowiedzi nie padly 'geny', nie uwazalam ich za kontrowersyjne. o ile rozumiem, ze mamy uwarunkowania genetyczne i wplywaja one na nasze zachowania w pewnym stopniu, to swiecie wierze w to, ze kazdy jest kowalem wlasnego losu i zachowania typu ustepowanie miejsca w autobusie, mozna spokojnie 'przeskoczyc' i ze nie sa one warunkowane genetyucznie. (podobni, myslenie; geny sa odpowiedzialne za przyjmowanie takich a nie innych metod wychowawczych zwyczajnie sie dla mnie kupy nie trzyma.)

Odpowiedz
Gość 2010-09-17 o godz. 17:13
0

K2 napisał(a):no wybacz, ale jesli uwazasz, ze geny decyduja o przyszlosci czlowieka, to sie nie dziw, ze Twoje wypowiedzi budza kontrowersje. No wybacz, ale chyba czytasz wybiórczo albo coś... Tak są jeszcze, poza wychowaniem geny i o też mają jakiś wpływ na nas... To jest kontrowersyjne...? Gdyby tak nie było, to na każde dziecko działałaby ta sama metoda wychowawcza, a wiadomo, że tak nie jest...

Odpowiedz
Gość 2010-09-17 o godz. 17:08
0

no wybacz, ale jesli uwazasz, ze geny decyduja o przyszlosci czlowieka, to sie nie dziw, ze Twoje wypowiedzi budza kontrowersje.

Odpowiedz
Gość 2010-09-17 o godz. 17:05
0

No pewnie, bo jak mówiłam Oleta napisał(a):
poza wychowaniem są jeszcze geny i tego pewnie nie przeskoczysz...
Ale w ogóle nie rozumiem, czemu to co piszę budzi takie kontrowersje?
Generalnie zgadzam się z tym co pisze Kerala - nie będę tego powtarzać, bo nie warto pisać drugi raz tego samego...
I jestem przekonana, że mamy z Forumi, z którymi tu rozmawiam nie przypominają w niczym opisanej przeze mnie mamy mojej byłej uczennicy! I pewnie jak ich dzieci będą miały po te naście lat, to będzie dla nich normalne, że z mamą się rozmawia o wszystkim i liczy się z jej zdaniem, bo warto, bo to mądra osoba, która mi dobrze życzy...

I może nawet spytają - całkiem naturalnie, w rozmowie "A co sądzisz mamo, o tej moeje koleżance Zuzi? Myślisz, że warto się z kimś takim przyjaźnić?" I nie będą do tego potrzebne surowe rygory i wojskowy dryl.
Tego Wam życzę i jestem pewna, że tak właśnie będzie. :)

Odpowiedz
Gość 2010-09-17 o godz. 16:55
0

Hmmm... Niewiele..
nie musisz znac wiele, te 'niewiele' powinno Ci wystarczyc, zeby wiedziec, ze jednak dziala to i w druga strone.

Odpowiedz
Gość 2010-09-17 o godz. 16:51
0

K2 napisał(a):jejc Oleta, a naprawde nie znasz rodzin, gdzie rodzice 'rozmawiaja, spedzaja czas' ile wlezie i wyrastaja 'ananasy'?Hmmm... Niewiele... Raczej w drugą stronę - znam kilka przypadków "olewczych" rodziców, którym dziecko generalnie "przytrafiło" się i przeszkadza", a dziecko i tak - jakimś szczęśliwym trafem wyrasta na b.fajne...
Ale jasne - poza wychowaniem są jeszcze geny i tego pewnie nie przeskoczysz...

Odpowiedz
Gość 2010-09-17 o godz. 16:51
0

Justyna82 napisał(a):W takim razie jak znaleźć zloty środek? Jak kształtowac osobowość, wrażliwość dziecka?
uczac sie na wlasnych bledach i niepoddajac sie stereotypom typu "jedyne sluszne zlote srodki" czy tez fatalistyczny uklad spoleczny.

btw: to
Justyna82 napisał(a):ale tu nie o takie życie przeciez chodzi..
jest kolejna pulapka. osobiscie bardzo dziekuje 'zyczliwym', ktorzy wiedza lepiej jakie ja chce miec / lub mam zycie

Odpowiedz
Kerala 2010-09-17 o godz. 16:43
0

zaraz, przecież kontrola dziecka odbywa się cały czas (czy powinna) tyle że zmieniają się jej zakresy, jak i powiększa sie dyskrecja rodzicielska tej kontroli.
Szesnastolatka trudno jest skontrolowac w sposób bezpośredni: nakazać mu przyjaźń z Xem, a zakazac przyjaźni z Y czy okreslić drakońskie- jak to ujęłaś- reguły.
Takie przejaskrawianie jest oczywiście barwne, ale oddala nas od zobaczenia, że toporność metod wychowawczych nie jest konieczna i wcale nie musi to tak wyglądać, za to konieczna jest otwartośc, wrazliwość i gotowość wzajemnego uczenia się dzieci-rodzice, rodzice-dzieci. A mimo to nadal możemy mówić o mądrej kontroli.
Jak wygląda kontrola nastolatka?

Większość podstawowych spraw do tego wieku jest już załatwiona. To znaczy już wiadomo, jaki bagaż rodzice wlożyli do swojej rodzicielskiej walizki: czy rodzinie udalo się wypracować dialog, czy rodzice się interesują dzieckiem, czy są głębokie relacje, czy jest poczucie bezpieczeństwa. I czy jest mądra miłość stawiająca wymagania i posługująca sie konsekwencją.

Jesli ten fundament jest to określanie jasnych zasad jest właściwie kontynuacją zasad poprzednich: jezeli nie zwracamy się opryskliwie do osób starszych to nie traci to na aktualności dziesięć lat później. Ale żeby ta zasada mogła zagrać to wdraża sie ją w okresie wczesnego dzieciństwa i konsekwentnie utrwala.
Nastolatek i sześciolatek nie są odrebnymi bytami wychowawczymi, zmienia się narzędzia, metody i sposób dialogu (na pewnych obszarach i przy stosownym wieku wchodzi nam partnerstwo), ale dziecko pozostaje tym samym i jest wychowywane w tej samej rodzinie.

Dlatego kontrola natolatka polega na życzliwym zainteresowaniu, rozmowie, byciu przy dziecku i konsekwencji, poczucie bezpieczeństwa dziecko powinno już posiadać, jak i wiedziec, że nie zostanie ze swoim problemem samo.
To jest własnie kontrola, której cel jest dokładnie identyczny jak w przypadku trzylatka (bezpieczeństwo i dobro dziecka) tylko zmieniają się jej cechy zewnętrzne.

Kontynuując: taki szesnastolatek może sie, i owszem, przyjaźnić z asią jadącą na pałach i popijającą tanią prytę, co nie zmieni faktu, że jesli sam się upije i zlapie jedynkę, będzie mieć w sobie gotowośc przyjścia do rodziców, jako do osób mu przyjaznych i stojących za nim murem.
I nie zmieni tego faktu świadomośc, że dostanie prawdopodobnie szlaban, bo jeśli rodzic dobrze odrobil swoją lekcję wychowawczą w poprzednich latach, to może liczyć na to, że dziecko widzi w nim przyjaciela i autorytet, a nie wroga.
Znam wiele buntujących sie nastolatków z dobrych rodzin (dobrych=o poglebionych relacjach i wzajemnej miłosci) i tam ten bunt jest etapem dojrzewania, no nie ma siły, musi przyjśc jak choroba zakaźna, tyle tylko, że te dzieci z tej choroby wyrastają i zdobywają życiową odporność.

Natomiast dzieci z rodzin fasadowych (aby nie sięgać do patologii, bo to inna dzialka) mogą przejść bunt w nieco inny sposób, który nie zakonczy sie wzmocnieniem i zdobyciem jakiejś samowiedzy, a popijaniem pryt jako trwalym sposobem na życie.

walczyć nie nalezy więc z samym buntem czy zewnętrznymi zachowaniami obliczonymi w głównej mierze na sprawdzenie rodzica- to nalezy oczywiście komentować i pilotować, ale nie jest to wiekszym zagrożeniem. Jeżeli dziecko ma fundament to jest bardzo mała szansa, że zrobi sobie powazne życiowe kuku.

Natomiast nie, nie kupuję tekstu matki o tym, ze nie wie, z kim spędza czas jej dziewięcioletnia córka. Nie kupuję tego tekstu również z ust matki nastolatka.
Wiedza na temat dziecka, tego kogo lubi, a kogo nie, z kim spędza czas, co je interesuje, o czym marzy, kim chce być, czego się boi jest po prostu obowiązkiem normalnego rodzica, z którego niewykonania nie można się usprawiedliwić pracą lub problemami.
Dzieci są na ten świat powoływane przez nas i to powinno rodzić zarówno świadomość konsekwencji, jak i odpowiedzialność- a ta jest olbrzymia.

kerala
ps. mozna gadać i można "gadać". Wierzę w sens rozmowy, ale nie rozumianej jako standardowe odpytywanie z wydarzeń dnia, ale jako autentyczne zainteresowanie dzieckiem, jako drugim człowiekiem.
I nie znam "dziecka z dobrego domu" definiowanego tak, jak zrobilam to wyżej, które by się stoczyło. Często dobre domy sa takimi jedynie w poczuciu rodziców, bo jest co jeść, czasem się pójdzie do kina i "rozmawia się z dzieckiem".
Dlatego moim zdaniem w dziedzinie wychowywania dzieci nie ma przypadków, jest natomiast sporo usprawiedliwień.

Odpowiedz
Gość 2010-09-17 o godz. 16:35
0

K2 napisał(a):Justyna82 napisał(a):Bo jak to jest,że dziecko nauczyciela, pedagoga, psychologa jest łobuzem, chuliganem, wyszczekanym i bezczelnym?
Czy szewc bez butów chodzi?
ale Justyna, przeciez i nauczyciele i psycholodzy i pedagodzy etc moga byc i czasem sa lobuzami, chuliganami, bezczelnymi i wyszczekanymi. (przykladow daleko szukac nie trzeba, nie bede pokazywac palcem na ten rudy leb ;))

nie mozna przeginac i w druga strone, bo tak jak i dzieci z 'dobrych rodzin moge sie stoczyc', tak i dzieci z 'rodzin z marginesu moga wyjsc na ludzi'
No masz rację.
W takim razie jak znaleźć zloty środek? Jak kształtowac osobowość, wrażliwość dziecka? Jak dac mu do zrozumienia, że środowisko jest ważne, nawet bardzo,ale to w domu chcemy my rodzice dla niego najlepej?
Chociaż z drugiej strony tak moze powiedzieć i matka, która uczy dziecko, nie ustepuj miejsca, bo tobie nikt nie ustapi, myśl o sobie, bo nikt ci nie pomoże itd..Ona też o zgrozo bedzie chaiała dla swojego dziecka dobrze, bo każe mu sie troszczyc o siebie samego i uczy go "życia w dżungli"
ale tu nie o takie życie przeciez chodzi..

Odpowiedz
Gość 2010-09-17 o godz. 16:30
0

Justyna82 napisał(a):Bo jak to jest,że dziecko nauczyciela, pedagoga, psychologa jest łobuzem, chuliganem, wyszczekanym i bezczelnym?
Czy szewc bez butów chodzi?
ale Justyna, przeciez i nauczyciele i psycholodzy i pedagodzy etc moga byc i czasem sa lobuzami, chuliganami, bezczelnymi i wyszczekanymi. (przykladow daleko szukac nie trzeba, nie bede pokazywac palcem na ten rudy leb ;))

nie mozna przeginac i w druga strone, bo tak jak i dzieci z 'dobrych rodzin moge sie stoczyc', tak i dzieci z 'rodzin z marginesu moga wyjsc na ludzi'

Odpowiedz
Gość 2010-09-17 o godz. 16:25
0

K2 napisał(a):jejc Oleta, a naprawde nie znasz rodzin, gdzie rodzice 'rozmawiaja, spedzaja czas' ile wlezie i wyrastaja 'ananasy'?
No własnie ja znam. I przez to mam już mętlik w głowie.
Bo jak to jest,że dziecko nauczyciela, pedagoga, psychologa jest łobuzem, chuliganem, wyszczekanym i bezczelnym?
Czy szewc bez butów chodzi?

Kerala chyba ma rację, no nie chyba-napewno. Wrazliwość i zdolność do empatii jest tu nieoceniona. Ale nauka rodziców, wpajanie im wartości jest niezwykle waznym aspektem wychowawczym.

Nie można wychowania zrzucić tylko na rodziców czy tylko na szkołę. Jesli rodzic nie da przykładu, to szkoła nic sama nie zdziała. Moglam sobie gadac i gadać, mnożyc przykłady, prowadzic (jak mi sie wydawało) ciekawe zajęcia wychowawcze, a one i tak nic nie dawały. Dla świętego spokoju pokiwali głową a na przerwie dawaj to samo, chamstwo, chamstwi i jeszcze raz.

Matka wezwana do dyrektorki, ktora to dyrektorka na rozmowe zaprosiła policję i prokuratora, nasłuchała sie o swoim synu najgorszych rzeczy z jego szkolnego i pozaszkolnego zachowania. Zapłakana i świadoma co synowi grozi (kurator już nad nim wisiał) tego samego dnia daje mu pieniądze na nową bluzę i przy wszytskich słyszy, że" dyrektorka jest pier... i głupoty pier...i żeby zrobiła mu na obiad to i tamto"

Odpowiedz
Gość 2010-09-17 o godz. 16:09
0

jejc Oleta, a naprawde nie znasz rodzin, gdzie rodzice 'rozmawiaja, spedzaja czas' ile wlezie i wyrastaja 'ananasy'?

Odpowiedz
Gość 2010-09-17 o godz. 15:57
0

PS. Znam rodziny, w których się z dziećmi dużo rozmawia i spędza czas m.in. tak jak opisała Kerala i ich rodzice naprawdę mają wpływ na te dzieciaki, a dzieciaki do nich zaufanie, które sprawia, że np. pytają ich o zdanie w wielu sprawach, zwierzają się... Obserwuję to z przyjemnością - fajnie patrzeć na ludzi mających dobry kontakt ze swoimi nastoletnimi dziećmi :)

Odpowiedz
Gość 2010-09-17 o godz. 15:47
0

K2 napisał(a):e tam, Oleta mi powie jak kontrolwoac nastolatki ;) i nie bedzie zadnych klopotw ;)Ojej - chyba nie sprostam tym oczekiwaniom! :o ;) Ile mam lat dokształcenie? Kiedy ta szesnastka? ;)

Odpowiedz
Gość 2010-09-17 o godz. 15:39
0

e tam, Oleta mi powie jak kontrolwoac nastolatki ;) i nie bedzie zadnych klopotw ;)

Odpowiedz
Gość 2010-09-17 o godz. 15:16
0

Oleta napisał(a):Nie mówiąc już o tym, że w przypadku dziecka to rodzice decydują w jakim towarzystwie spędza ono czas
to jest mit. mzoe jak dziecko ma lat 3, to mozna je za reke do 'wlasciwej piaskownicy' zaprowadzic. ale moze mi powiesz, jak mozesz zmusic 12latka do kolegowania sie z Ziuzia co ma same piatki, zamiast z Asia co na palach jezdzi?

Oleta napisał(a):ile czasu wolno mu oglądać telewizję i jaki program, ile czasu siedzi w necie i czy samo, czy pod kontrolą dorosłego itp. itd.
to tez nie jest do konaca prawda. co z rodzicami pracujacymi, wracajacymi do domu pozniej niz ich pociechy. jedyna pelna kontrola moze byc wprowadzenie drakonskich regul, zamyklanie tv i komputerow w szafie pod kluczem, zakaz lazenia samemu do biblioteki, zeby dziecko tylko odpowiednie ksiazki czytalo, etc. mam jednak nieodparte wrazenie, ze szybciej bedzie sie mialo do czynienia z buntem, niz ze zrozumieniem.

Melba, jakos mnie to nie dziwi. przechodzilam z Niuska przez czas buntu i oporu ;), kiedy to ona byla jedna jedyna na calym swiecie, ktora musiala swoj pokoj sprzatac sama, pozmywac naczynia po obiedzie itp, bo 'za reszte robili rodzice', jak i przerabialismy juz 'darcie sie', na pytanie skad to zachowanie 'a bo A. tak na rodzicow krzyczy'. argument 'bo inni' nalezy zdecydowanie do moich ulubionych 8)

Odpowiedz
Gość 2010-09-17 o godz. 14:53
0

alguna napisał(a):Maryjka napisał(a):wróbelka napisał(a):dlaczego gdy nastolaty gadaja głosno w metrze nikt im nie zwróci uwagi? przeciez rodzice nie mogą za takim wszędzie chodzić, wszyscy wkoło powinni też pokazywać dzieciakom co jest dobre a co złe,
najłatwiej odwrócić oczy i narzekać że rodzice źle wychowali Rolling Eyes
dlaczego? tak po prostu ze strachu
wróbelka a czy Ty wychowujesz wyrostków?
Taaa i na pewno Wróbelka wszystkim źle zachowującym się nastolatkom zwraca uwagę
Zebyś wiedziała że tak,
najbardziej sie wściekam gdy na moją uwagę pod adresem gadających przez cały wagon metra nastolatów, wszyscy oczy do góry wznoszą i udają ze im to nie przeszkadza choc słyszałam jak po cichu sobie narzekali

Odpowiedz
Kerala 2010-09-17 o godz. 14:27
0

Coż, zwrócenie uwagi ogolonemu karkowi jest nie tylko problematyczne, ale tez może spowodować uszczerbek własnej powłoki cielesnej.
Z drugiej jednak strony nie istnieje chyba taka sytuacja, w której można by było zrobić coś przyzwoitego nie ponoszac przy tym żadnego ryzyka.

Powiadomienie Niebieskiej Linii czy policji o tym, że sąsiad katuje dzieci, zonę, psa jak najbardziej wiąże się z ryzykiem. Zwłaszcza biorac poprawkę na to, jak "tajne" są tajne dane.
Moim zdanie więc skupianie sie na swoich zyskach, stratach i ryzyku jest linią myslenia nie do końca słuszną, bo choć nic się nie straci, to nic się również dobrego nie zrobi.

Każdy w pewnym momencie zycia zdobywa wiedzę o tym, że zycie jest niesprawiedliwe, brutalne i pełne przykrości.
Niektórzy mimo to nie akceptują tego i to własnie nazywam "wrazliwoscią"- to jest podnoszenie się ciągłe z podłogi i ocalanie w sobie wiary w ludzi, w siebie, w świat. Nieskreślanie kogoś, unikanie etykiet. Chęc polepszenia chociaż jednego emocjonalnego centymetra kwadratowego wyglądu tej planety.
Ocalić w sobie tę wrazliwośc jest bardzo trudno, bo zaopatrzenie sie w pancerz przynosi zdecydowanie łatwiejsze życie. Z drugiej strony traci się coś cennego.
Przedwczoraj byłam w instytucie psychiatrii na sobieskiego, niestety byłam tam z Młodym (znaczy sie: towarzyszył mi, siedzielismy w hallu głównym) i oczywiście nie trzeba bylo długo czekać: od razu zjawil się nieciekawie wyglądający pacjent kolo siedemdziesiątki, ktory zaczął coś do nas mamrotać wyciągając ręce.
Odruchowo odsunęłam Młodego (nie żeby go uchronić przed niebezpieczeństwem fizycznym, ale chwilowo nie miałam glowy do tłumaczenia, czym jest psychoza, a czym nerwica- poza tym bałam sie, ze Młody wyjedzie mi z jakimś problematycznym pytaniem w towarzystwie tego faceta) i chciałam odejść.
Ale kindersztuba, miekkość , empatia czy jak to tam nazwiecie nie pozwoliły mi się obcesowo odwrócić na pięcie, no nie umiem tak, kurczę, nawet w stosunku do ludzi, którzy mogliby nie zarejestrowac mojej nieuprzejmości z racji choroby psychicznej. Spojrzałam więc jeszcze raz na faceta i zapytalam, czy mógłby jeszcze raz powtórzyć pytanie, bo nie dosłyszałam?
Facet powiedział wyraźniej: czy mogłaby mi pani kupić kawę bez śmietanki z cukrem, bo trzęsą mi się ręce i nie trafię monetą do automatu? Bardzo proszę

Cholera jasna, nie macie pojecia, jak mi sie zrobiło wstyd. Bo ten czlowiek miał Parkinsona i rekami machał dlatego, bo w jednej z nich trzymał dwa złote, ktore chciał mi dac do ręki.
Oczywiście kupiłam mu tę kawę i sądzę, że Młody też odebral przy okazji nieglupią lekcję.

Po prostu czasem dobrze jest być naiwnym życiowo prostaczkiem i wyłączyć te wszystkie "oplaca mi się czy nie? dostanę w łeb czy nie?", za to włączyć ufność i przyzwoitość. Nawet jeśli sprawa wydaje sie być z góry stracona, bo próbujemy się dogadać z bezczelną gimnazjalistką czy chamskim siedemnastolatkiem.

kerala

Odpowiedz
Gość 2010-09-17 o godz. 14:06
0

Maryjka napisał(a):wróbelka napisał(a):dlaczego gdy nastolaty gadaja głosno w metrze nikt im nie zwróci uwagi? przeciez rodzice nie mogą za takim wszędzie chodzić, wszyscy wkoło powinni też pokazywać dzieciakom co jest dobre a co złe,
najłatwiej odwrócić oczy i narzekać że rodzice źle wychowali Rolling Eyes
dlaczego? tak po prostu ze strachu
wróbelka a czy Ty wychowujesz wyrostków?
Taaa i na pewno Wróbelka wszystkim źle zachowującym się nastolatkom zwraca uwagę

Odpowiedz
Gość 2010-09-17 o godz. 14:01
0

wróbelka napisał(a):dlaczego gdy nastolaty gadaja głosno w metrze nikt im nie zwróci uwagi? przeciez rodzice nie mogą za takim wszędzie chodzić, wszyscy wkoło powinni też pokazywać dzieciakom co jest dobre a co złe,
najłatwiej odwrócić oczy i narzekać że rodzice źle wychowali Rolling Eyes
dlaczego? tak po prostu ze strachu
wróbelka a czy Ty wychowujesz wyrostków?

Odpowiedz
Gość 2010-09-17 o godz. 13:54
0

Dlatego dzieci powinni wychowywać wszyscy: rodzice przede wszystkim, ale i szkoła, przedszkole, świetlica, ludzie na ulicy i w tramwaju. Dziecko to wg mnie nie jest prywatna sprawa rodziców,

dlaczego gdy nastolaty gadaja głosno w metrze nikt im nie zwróci uwagi? przeciez rodzice nie mogą za takim wszędzie chodzić, wszyscy wkoło powinni też pokazywać dzieciakom co jest dobre a co złe,
najłatwiej odwrócić oczy i narzekać że rodzice źle wychowali

Największy wpływ oczywiście mają rodzice i ich przykład.

Odpowiedz
Gość 2010-09-17 o godz. 13:37
0

PS.Kerala - słusznie prawisz! :D

I nie wiem, czy aby na pewno "chamscy rodzice - chamskie dzieci", ale z moich i moich koleżanek nauczycielek obserwacji wiem, że przeważnie "fajni rodzice - fajne dzieci" tak to już jakoś jest... Widać, bardzo widać, z którymi dziećmi dużo ktoś w domu rozmawia!

Odpowiedz
Gość 2010-09-17 o godz. 13:30
0

K2 napisał(a): moim zdaniem owszem dzieci bardzo mocno nasladuja zachowania rodzicow, ale co z reszta srodowiska. dzieciaki spedzaja sporo godzin w szkole, ktora tez je w jakims stopniu urabia, kolejne godziny spedzane z rowiesnikami takze maja ogromny wplyw na ksztaltowanie osobowosci. dlatego moim zdaniem to jest mieszanka: rodzice, szkola, przyjaciele, srodowisko.

Szkoła, koledzy, sądziedztwo itp. dodałabym jeszcze telewizję i internet - tak, to wszystko ma wpływ na dziecko, ale - moim zdaniem - nieporównywalny z wpływem domu i rodziców!
Nie mówiąc już o tym, że w przypadku dziecka to rodzice decydują w jakim towarzystwie spędza ono czas, ile czasu wolno mu oglądać telewizję i jaki program, ile czasu siedzi w necie i czy samo, czy pod kontrolą dorosłego itp. itd.

I tu włączają się moje nieśmiertelne przykłady z mojej pracy ;) a ciśnie mi się ich sporo...

Np. taki - rozmawiam z mamą dziewięciolatki i ta mama przyznaje, że nie ma pojęcia co to za melodyjki ma jej córka w telefonie, że to z serialu o Czesiu, że to serial nie dla dzieci, i w ogóle nie wie skąd jej córka zna ten serial i od kogo ma te melodyjki. I skąd zna te wszystkie wulgarne wyrazy...

"Bo ona, wie pani, całymi dniami lata po podwórku i chyba tam ma jakieś starsze koleżanki, to może od nich...?" Mówi bezradnie mama, przyznając tym samym, że nie ma pojęcia jak i z kim spędza większość czasu jej dziecko (przypomnijmy - lat 9!)

Czyli - tak, na tę dziecinę wpływ ma podwórko, koleżanki itp. ale to jednak mama nie dopełnia swoich obowiązków i na mamie moim zdaniem spoczywa odpowiedzialność za tą ciekawą wiedzę i wychowanie czerpane przez dziecię z owego podwórka...

Odpowiedz
Kerala 2010-09-17 o godz. 13:22
0

Melba napisał(a):
Chamstwo nie zależy tak naprawdę od pozycji zawodowej, społecznej.
I ja mam taką teorię, może mocno martyrologiczną, ale jednak - że w Polsce inteligencja i kindersztuba wykrwawiły się i w przeważającej części zginęła w komorach gazowych czy na barykadach. Oczywiście prości ludzie też ginęli i oczywiście inteligentni przetrwali.
Niemniej myślę, że w naszym kraju nie ma pokoleń inteligencji, nie ma rodzin z korzeniami, z ogładą (generalizacja) - bo , jak to w jakims powiedzeniu zdaje się - garnitur leży dobrze w trzecim pokoleniu...


niby tak, ale ja jednak byłabym umiarkowaną optymistką, bo nadzieję pokładam we wrazliwości- nie tylko wrażliwości na drugiego czlowieka, ale też we wrazliwości wobec wiedzy, wobec głodu wiedzy.
Wrażliwość wydaje mi się mimo wszystko cechą osobniczą, ktora ma tę szczęsliwą zaletę, ze jeśli ktoś jej nie ma, to można ją w procesie wychowawczym w pewnym stopniu wyrobić, a jesli ktoś ją ma- a urodzi się w rodzinie klasycznych chamów- to bardzo trudno jest ją calkowicie stracić.
Tak więc wrazliwość jest dla mnie społeczną bazą, do ktorej można się odwoływać nie będąc rodzicem dziecka, a jego nauczycielem, przyjacielem czy matką kolegi na przykład.
Może kogoś podniesie na duchu przykład z mojego podwórka, bardzo a propos:

Zapraszałam regularnie na wakacje i ferie dalekich powinowatych mojego pierwszego męza. Dlaczego? Bo pochodzili z rodziny kompletnie nieociosanej, a nie jest sztuką być inteligentem mając za rodziców profesorów, sztuką jest wyrwać się ze środowiska, w którym za rozrywkę kulturalną uznaje sie kolejne odcinki Kiepskich. Zresztą pomysl zabierania dzieciakow na wakacje był początkowo uważany za zupełnie kosmiczny, bo po co im to?
Tym niemniej pierwsze wakacje wywalczyłam i kolejne jakoś poszły.
Dzieci przyjeżdżały nie wiedzac, czym jest muzeum, galeria, dlaczego dinozaury wyginęły (ten przykład może się wydać komuś śmieszny, dla mnie byl znaczący) i przede wszystkim nie potrafiły rozmawiać. Nie tylko o strukturze kwarków ;) ale również o tym, co czują, jakie są ich marzenia i plany, kim są.
Zaliczaliśmy oczywiście te galerie i muzea, ale nie tylko.
Ja ogolnie nie potrafię się z dziećmi bawić, za to potrafię rozmawiać.
O tym, dlaczego liście mają aparaty szparkowe, dlaczego pianę z białek bije się w jednym kierunku, dlaczego polska flaga jest biało czerwona, dlaczego latimerię odkryto w XX wieku i dlaczego ta ryba jest taka interesująca.

Mam też inną umiejętność- wyjątkowo cenną wychowawczo ;)- mianowicie wplatam elementy edukacyjne w sytuacje naturalne i codzienne, a przy tym jeszcze żaden mój małoletni słuchacz nie usnął ;)
Czymś niezwykłym, a przy tym szalenie fascynującym bylo obserwowanie, jak dzieciaki chlonęły te wiadomości i jak budziła się w nich ciekawośc poznawcza: a czy kasztanka Piłsudskiego potrafiła mówić, jak sądzisz, ciociu? A czy ptak jest dinozaurem? A kim jest paleontolog? A czy ja bym mógł zostać paleontologiem? A dlaczego z Umschlaggplaztu nie dalo sie uciec? Ale naprawdę sie nie dało?
Jeszcze bardziej inspirujące- a przy tym smutne- było obserwowanie, że dla dzieci sytuacją nową jest sytuacja, w której dorosły naprawdę jest ciekaw ich odpowiedzi.
I owszem, calkowicie wierzy w to, ze mogłyby zostać paleontologami.

Rozmawialiśmy też o tym, dlaczego nie należy się znacząco wpatrywać i podśmiewać z krysznaitow jadących tym samym metrem. Mozna natomiast do nich podejśc i zapytać się, dlaczego noszą pomaranczową szatę i mają wygoloną glowę, jeśli nas to ciekawi.
Koncepcja zapytania sie wprost była początkowo dla dzieciaków nie do przejścia, bo uczono ich, że gapić i śmiać sie mozna, natomiast nie należy poszerzać własnej wiedzy - ale w koncu podeszły i zapytały.
Krysznaita był najpierw zaskoczony, ale bardzo miły- wyjasnił im, że goli glowę w mysl zwyczaju opierającego się na legendzie o Krisznie. I zaprosił ich do świątyni.
Pojechaliśmy do tej światyni następnego dnia i dzieciom mało co oczy z orbit nie wyszły- pojawiły się naturalnie pytania, czy nie było grzechem zjedzenie posiłku w świątyni i czy poganie zostaną zbawieni.
I tak dalej: każda sytuacja rodziła kolejne pytania i odpowiedzi.

Dzieci przyjeżdżały do mnie przez cztery lata, w ostatnim roku dziewczynka szla do liceum, co wywołało rodzinną konsternację: po cholerę liceum, skoro rodzina ma biznes tapicerski, a obok jest zawodówka i dziewczyna mogłaby pomóc rodzinie?
Ale ona szla do liceum między innymi dlatego, bo trudno jest zapomnieć o swiecie, ktory sie zobaczyło przez uchylone drzwi.
Miala wsparcie moje i swojego wujka, walczyliśmy z rodziną, aby nie lansowała tej zawodówki i dała dziecku szansę zrobienia matury.
I to jakoś przeszło.

Rozwiodłam się potem ze swoim pierwszym męzem, ale teraz będzie najlepsze: dziewczyna jest aktualnie na pierwszym roku geologii ze specjalnością paleontologii.
NIe umiem powiedzieć, czy tak by potoczyły się jej losy, gdyby nie mój natrętny udział- może i tak, może poszłaby do liceum. Uczennicą do pewnego momentu była raczej przeciętną.
A może nie miałaby sily myśleć o czymś tak nierealnym jak liceum, jak studia, mieszkając w małej wsi, gdzie szczytem marzeń było dorwać robotę przy szyciu kanap i foteli, a wszelka odmienność wywoływała szyderstwo.

jak dlugo myśli się o swoim nikłym wkładzie w świat, tak dlugo światu się nie polepszy. Może uczenie wyrostka kindersztuby wydaje się być działaniem zupełnie iluzorycznym, skoro za chwilę wróci do domu, w którym matkę tytułuje się per "stara szmata", a przy obiedzie toczy sie rozmowy na temat "pier..nych Żydów".
Tego jednak nigdy nie mozna wiedziec na sto procent, dlatego moim zdaniem warto obrabiać swoje poletko i wierzyć w ludzi. Niekiedy potrafią bardzo pozytywnie zaskoczyć.

kerala

Odpowiedz
Gość 2010-09-17 o godz. 12:36
0

K2 napisał(a):co do pytania glownego; moim zdaniem owszem dzieci bardzo mocno nasladuja zachowania rodzicow, ale co z reszta srodowiska. dzieciaki spedzaja sporo godzin w szkole, ktora tez je w jakims stopniu urabia, kolejne godziny spedzane z rowiesnikami takze maja ogromny wplyw na ksztaltowanie osobowosci. dlatego moim zdaniem to jest mieszanka: rodzice, szkola, przyjaciele, srodowisko.
właśnie miałam to napisać.
znam kilka rodzin, w których rodzice sa przykładni, grzeczni, upzejmi, itd.. a dzieci poza domem zachowują się tak jakby diabeł w nie wstąpił, wszystko po to żeby zaimponować rówieśnikom, nie być gorszym, wyśmianym, lalusiem...
niestety coraz częściej spotykam się z pretensją rodziców, że "w końcu to szkoła jest od wychowania dziecka" , w związku z tym niektórzy rodzice czują sie zwolnieni z tego, jakby nie było obowiązku, a zarazem odpowiedzialności, nie przykładając uwagi do tego czy ich dziecko ma ukształtowane pewne postawy czy zachowania.

Odpowiedz
Gość 2010-09-17 o godz. 12:18
0

Melba napisał(a):I ja mam taką teorię, może mocno martyrologiczną, ale jednak - że w Polsce
gdyby proces dotyczyl tylko Polski, to pewnie bym sie zgodzila, ale coraz wiecej 'mlodych' ludzi ma w glebokim powazaniu 'cala reszte swiata'.

ustepowanie miejsca osobom starszym, matkom z dzieckiem, kobietom w ciazy u nas praktycznie nie istnieje, a gdy sie zdarzy 'dobrze wychowany rodzynek' 8), to jest szok na caly wagon i osoby, ktorym sie ustepuje strasznie sie mityguja i sa lekko zawstydzone.

dochodzi do okropnych sytuacji, gdy dorosli boja sie zwrocic uwage nastolatkom, wiec zwracaja ja coraz mniej, co powoduje, ze negatywne zachowania maja 'milczace przyzwolenie spoleczne'.

co do pytania glownego; moim zdaniem owszem dzieci bardzo mocno nasladuja zachowania rodzicow, ale co z reszta srodowiska. dzieciaki spedzaja sporo godzin w szkole, ktora tez je w jakims stopniu urabia, kolejne godziny spedzane z rowiesnikami takze maja ogromny wplyw na ksztaltowanie osobowosci. dlatego moim zdaniem to jest mieszanka: rodzice, szkola, przyjaciele, srodowisko.

(btw - przeprowadzono bardzo ciekawe badania ostatnio w UE, z ktorych wynikalo, ze dzieci w UK maja najslabsze wiezy z rodzicami i o porady kieruja sie glownie do swoich rowiesnikow, co w oczywisty sposob wplywa na to kim sie staja w przyszlosci)

Odpowiedz
Gość 2010-09-17 o godz. 11:35
0

Melba napisał(a):
I myślę, że jak pokolenie tego starszego pana pójdzie do krainy wiecznych łowów, to już nikt w ogóle nie skojarzy, o co ten ambaras...
Też prawda. Młodzi ludzie tego nie znają,albo znająle z wygody nie stosują, bo po co?
Ale takie zachowanie wynoszą przecież/lub nie wynosza własnie z domu.
Jak tak teraz patrzę, to takie zachowanie karygodne dzieciaków i ich rodziców najczęściej obserwuję,albo u ludzi nie radzących sobie z życiem, niskoustyualowanych materialnie,albo u tych, którzy jakiś czas temu dorobili sie sporych pieniędzy i za przeproszeniem wyżej srają jak d.ę mają. Pokazjuą swoim zachowaniem kim to oni teraz nie są i jak bardzo mają Ciebie/mnie/innych w nosie.

Odpowiedz
Gość 2010-09-17 o godz. 11:23
0

Ja jak pracowałam w gimnazjum tez spotykałam się z takim zachowaniem rodziców.
Najgorsze,że do nich nic nie docieralo i nie widzielei problemu.
wzywani czesto nie przychodzili, bo uważali,że przewinienie syna, czy córki jest znikome (telefonicznie zostali poinformowani co sie stalo i poproszeni o przyjscie, na co odpowiadali,ze to znikomy problem i nie będą swojej D fatygować). No jeśli ppsucie rolet na świetlicy, podpalenie pstryczka od światła, rozcięcie krzeseł na świetlicy, wysypanie ziemi z kwiatków i pocięcie dekoracji na ścianie jest bzdetem to ja dziekuję..nie wspomne o ublizaniu kolegom i nauczycielowi.

Pewna mama pyta mnie jak się zachowuje jej syn. odpowiadam jej zgodnie z prawda,że do aniołow nie należy, zaczepia dziewczyny, rzuca niesmaczne teksty do nich i często przeszkadza na zajęciach. A ona" aha, to dobrze" :o

Odpowiedz
asia0502 2010-09-17 o godz. 11:08
0

ano, niestety..sama tego doświadczyłam..
Przez rok pracowałam w gimnazjum, to była moja pierwsza praca po studiach. Dostałam m. in najgorszą klasę w szkole. Działy się tam różne rzeczy - kradzieże, chamskie odzywki na lekcjach i najgorsze - mobbing. Ofiarą była koleżanka z klasy - powód "bo z dobrze się uczyła i była za grzeczna". Zrobilismy zebranie z rodzicami - wszyscy nauczyciele uczący w tej klasie - jak posłuchalam rodziców, już nie miałam wątpliwości, skąd takie dzieci się biorą.
Jeśli rodzic na slowa " Pana syn znęca się nad moją córką" odpowiada " Nie dziwię mu się, że jest agresywny w stosunku do niej, ona przecież....." to ręce opadają.... I zaznaczam, że nie był to wyjątek...

Odpowiedz
Odpowiedz na pytanie