• wan odsłony: 10164

    Dlaczego facetom nic sie nie chce??? zero wyobrazni

    Musze troche ponarzekac na mojego meza nic ale to nic nie wychodzi z jego inicjatywy juz mam naprawde dosyc, zero pomyslow na spedzanie czasu, ale ponarzekac sobie lubi. Wszystko na mojej glowie czasem czuje jakbym miala dwie prace jedna w biurze i druga jak wracam do domu pranie sprzatanie gotowanie, czuje sie po prostu nie doceniana. Nie wiem moze powinnam zajac sie soba i sie nie przejmowac. Nie wiem Wy tez tak macie? Czy facetow nie da sie zmienic? Uslyszalam kiedys ze faceci maja lepiej po zamazpojsciu a kobiety wrecz przeciwnie i chyba to prawda. A wydawalo mi sie ze bedziemy raczej nowoczesnym, partnerskim zwiazkiem. Dzis w ramach protestu nie robie obiadu niech sobie odgrzeje z wczoraj.

    Odpowiedzi (52)
    Ostatnia odpowiedź: 2010-12-25, 22:41:12
    Kategoria: Pozostałe
Odpowiedz na pytanie
Zamknij Dodaj odpowiedź
Gość 2010-12-25 o godz. 22:41
0

Ideały mnie nie tylko niepokoją, one mnie przerażają. Idealne związki idealnych ludzi, gdzie nie ma miejsca na złe uczucia, zmęczenie, zmarszczki, puszczanie bąków, muchy w nosie, chęć ucieczki od partnera i świata na drugi tego świata koniec i tak dalej.
Nie ma idealnych związków. Ale żeby się przekonać w którym punkcie nie są idealne to trzeba najpierw spróbować na różnych frontach. Bo jak się nie spróbuje to tak, jakby się przegrało na wszystkich.

Odpowiedz
Gość 2010-12-25 o godz. 21:26
0

no raczej kasting na nowa polityke zywieniowa.

byc moze okraszony rzuceniem, ja wiem? drewniana lyzka o sciane? (coby nie bylo za duzych strat).

Odpowiedz
Kerala 2010-12-25 o godz. 21:25
0

Melba napisał(a):Kerala napisał(a):Melba napisał(a):
Kerala napisał(a):Bardziej niż "partnerstwo" przemawia do mnie teoria wzajemnego wkładu w małżeństwo. Bez rozliczania wielkości wkładu kazdej strony. Czesto bowiem wkłady są nieprzeliczalne na wartości widzialne i namacalne, że tak to koślawo ujmę.
Z uporem maniaka i jak pijana płotu czepiać się będę, że toż to właśnie partnerstwo.
no ale Shiadhal już ustaliła, że mam fobię slownikową, nie? ;)

kerala
To powiedz coś o idealnych związkach 8)
nie istnieją. Istnieje za to lepszy lub gorszy kamuflaż.

kerala

Odpowiedz
Kerala 2010-12-25 o godz. 21:18
0

Melba napisał(a):
Kerala napisał(a):Bardziej niż "partnerstwo" przemawia do mnie teoria wzajemnego wkładu w małżeństwo. Bez rozliczania wielkości wkładu kazdej strony. Czesto bowiem wkłady są nieprzeliczalne na wartości widzialne i namacalne, że tak to koślawo ujmę.
Z uporem maniaka i jak pijana płotu czepiać się będę, że toż to właśnie partnerstwo.
no ale Shiadhal już ustaliła, że mam fobię slownikową, nie? ;)

kerala

Odpowiedz
Gość 2010-12-25 o godz. 21:13
0

no jak nie to beda kolejne wybory lol

Odpowiedz
Reklama
Gość 2010-12-25 o godz. 21:04
0

Melbus, padam do nóżek - właśnie zaadaptowałam i przegłosowaliśmy politykę 'zero mękolenia', tyle, że odnośnie planowania zakupów żywnościowych i obiadów. ufff :D

Odpowiedz
Gość 2010-12-25 o godz. 21:04
0

Melba napisał(a):"Tresowanie nawzajem" słabo mi brzmi dla związku, zwłaszcza partnerskiego. Takoż "walka o.." No a wizja idealnego podziału...niepokojące są ideały...
Jak słusznie zauważyłaś: napisałam "nawzajem". Dla mnie to bardzo partnerskie. A jeśli Cię ideały niepokoją to bardzo niepokojące jest.

Odpowiedz
Gość 2010-12-25 o godz. 16:22
0

Krótko mówiąc rozbija Ci się o to, że po równo nie znaczy sprawiedliwie ;)

Szczerze mówiąc to w dzielenie się myciem naczyń na zasadzie co-drugi-kubek-mój to chyba nikt nie wierzy?

Mi zaś chodzi o to, że da się zaangażować dwie strony związku w jego budowanie. I jak ktoś się nie wysila zbytnio przy sprzątaniu to niech się weźmie za gary, samochód, prace zawodową czy czesanie psa, cokolwiek, byle się za coś wziął. Dla mnie brakiem partnerstwa jest to, gdy jedna ze stron nic nie robi (a drugiej to nie odpowiada, bo to różnie bywa).

Na dodatek wolę się wzajemnie pościgać do roboty niż wzajemnie poklepać po główce. Tak samo w temacie początkowego posta w wątku - w kwestii czasu wolnego też marudzę, że mnie moja większa połowa ma zabawiać a i sama się zabawianiem zajmę, tyle, że każdy w ramach własnych możliwości i talentów, czyli ja zrobię cud-miód kolację przy świecach a on wyszpera w sieci film, który przegapiliśmy w kinie. A jak za długo się nie pojawi jeden ani drugi event to się będziemy wzajemnie opieprzać ;)

Odpowiedz
Kerala 2010-12-25 o godz. 16:09
0

Nabla, nie pisałam nic o rozkładaniu rączek. O tresurze też nie ;)
Pisałam natomiast o tym, jak kiepsko sprawdzają sie hasła ogólne w przypadkach indywidualnych. Jesli oczywiście przypadek indywidualny zbyt mocno weźmie sobie do serca hasłowość niektórych popularnych teorii.
A co do spędzania wspólnego czasu: jesli ktoś jest dobry w organizacji to niech to po prostu do cholery robi. Jeśli ktoś lubi gotowac- niech gotuje. Kto się sprawdza w wymianach tłumików niech wymienia te tłumiki.
Angażowanie do tego partnerstwa rozumianego jako "ty pół i ja pół" jest nieporozumieniem.
Jeżeli ktoś ma męża/żonę organicznie nieznoszących wymyslania sposobów kreatywnego spędzania czasu to umówmy się, że prawdopodobnie nie osiągnie nic więcej ponad jedną na rok propozycję wyjścia na piwo od współmałżonka. I trudno, taki ma po prostu przypadek człowieka w domu.
W tej sytuacji lepiej jest pogodzić się z faktem, że stanowisko kaowca jest obsadzone przez nas, niż zadręczać siebie i drugą stronę. Za to druga strona może być świetna w zabawianiu towarzystwa anegdotami czy puszczaniu wilka i zająca z rzutnika, cokolwiek. I warto to docenić, zamiast domagac się zwrotki za zwrotkę w tej samej dziedzinie.

Bardziej niż "partnerstwo" przemawia do mnie teoria wzajemnego wkładu w małżeństwo. Bez rozliczania wielkości wkładu kazdej strony. Czesto bowiem wkłady są nieprzeliczalne na wartości widzialne i namacalne, że tak to koślawo ujmę.
Przykład: pisałam już kiedyś o znajomej, ktora rozwaliła dośc dobry układ, bo facet za mało zarabiał, a akurat na tym jej bardzo zależało. Ona sama zarabiała dobre pieniądze, sprawdzała się świetnie jako szef i uwielbiała swoją pracę (co nie przeszkadzało jej mantyczyć, że chciałaby być na jego utrzymaniu, przy czym wszyscy włącznie z nią samą mieli świadomośc, że prędzej by dostała świra w roli zony pachnącej i leżacej, niż doceniła bycie bluszczem).
Facet za to: zajmował się domem, robił obiady, a z rzeczy "nieprzeliczalnych na wartości widzialne"- był przy niej, wspierał ją, dopieszczał dwójkę dzieci, robił z nimi karmniki dla ptaków i po prostu tworzył Dom. Na co ona nigdy nie miała czasu i nadal zresztą go nie ma.
Nie mial za to ambicji koszenia kapusty mimo dobrego zawodu, więc pracowal sobie spokojnie w budżetówce.
Związek padł, bo ona jednak nie była w stanie strawić nieotrzymywania zwrotki finansowej, skoro sama dawała sporo pieniędzy do budżetu. Za to ze stworzonego Domu chetnie korzystała nie widząc w tym jednak żadnej specjalnej zasługi partnera.
Przykład jakich setki.
Teraz jest samotna (nie mówię, że to dopust Bozy) i mocno nieszczęśliwa, co z kolei jest już dopustem Bozym, zwłaszcza że sama tak to odbiera.
Wystarczyło dopuścić do głowy myśl, że partnerstwo a la Naj sprawdza się głownie w gazecie, a niekoniecznie w zyciu, za to odpuścić sztywność własnych wymagan.
I załapać, że wkładem może być troska, miłość, bezwględne wsparcie i lojalność. Oraz wymiana tłumika ;)

to samo mozna zamienić na organizację czasu wolnego. No trudno: są ludzie, których to nie bawi, nie mają pomysłów, nei mają potrzeb, nie mają z tego frajdy. Mogą za to wyjść z domu, jesli druga strona im zorganizuje wszystko od a do z.
Usztywnianie się na "muszę cię zmienić i to cię na pewno uszczęśliwi" z pewnością unieszczęsliwi obie strony. Lepiej pracować nad wlasnym postrzeganiem związku i dostrzeganiem wartości dodanych. Tak uważam.

kerala

Odpowiedz
wan 2010-12-25 o godz. 12:42
0

Na przykład mąz powinien być stroną aktywną, uwodzącą, proponującą, olsniewającą wachlarzem wariantów spędzania wolnego czasu, przy tym wspierającą, pomocną i w ogóle macho, acz delikatnego serca.
Wyjąwszy sytuacje, w których powinien być stroną bierną, przyjmującą zaloty, zgadzającą sie na propozycje, olsniewaną wachlarzem moich wariantów spędzania wolnego czasu, przy tym pragnącą wsparcia i pomocy, zupełnie nie w typie macho, ale męznego serca
Kerala to jest po prostu cudne ja musze sobie wydrukowac powielic przyczepic w miejscach gdzie wzrok lubego pada najczesciej chyba wygra lodówka :)

A dołącze sie do wątku wolnego czasu bo tak glupio ze sama nagabuje a nic od siebie nie daje. Moj na pytanie/oswiadczenie z mojej strony ze chcialabym być zaskoczona na Walentynki, stwierdzil ze nad tym pracuje hi hi dobre i to, po czym po chwili stwierdził ze on sie chyba nie nadaje zeby coś wymyslić. Na próbę wzięcia pod włos skąd wiesz nigdy nie próbowałeś? lol stwierdził jednak ze coś wymyśli i o matko wpadł na szalony pomysł sam przygotuje kolację, z niespodzianki nici ale widac ze ma chęci, po czym zabrał mnie do sklepu i kazał sobie wybrać prezent walentynkowy, wrócilismy z szachami, no moze niezbyt romantycznie, ale w sumie to chcialam, a dzis z rana nagle mnie zaskoczył proponując zebysmy wybrali sie do Parku wiec robi postepy :) moze to dlatego ze podglada co ja tu wypisuje na razie nie przyznaje sie ze założyłam ten temat ;)

Odpowiedz
Reklama
Aliencia 2010-12-25 o godz. 12:35
0

U nas było:
Ja - "Kochanie, co robimy w Walentynki?"
Przemo - "A to my obchodzimy walentynki??" lol

Generalnie wychodzę z założenia, że faceci tak już mają, że się nie palą do wymyślania super_hiper_ekstrawaganckich_form_spędzania_wolnego _czasu, bo.. Odpowiada im sposób w jaki czas ów wolny spędzają.
A jeśli im to odpowiada, to po kiego grzyba mają coś zmieniać?
lol
Ja na szczęście trafiłam na model całkiem kreatywny (imprezy, wyjścia na miasto, do kina, spacery) ale miałam też do czynienia z modelami opornymi i w tamtych przypadkach im większe miałam ciśnienie tym większy opór napotykałam..
Myślę, że sporym problemem jest tutaj sposób spędzania wolnego czasu.
Zamiast proponować romantyczne kolacyjki i trzymanie się za ręce w blasku świec ( fajne, ale dla nas ;) ), może podsuńcie Waszym Facetom fajne miejsca, w które chcieliby pójść (degustatornia piwa, kręgle, jakiś fajny pub ).
Wtedy ze wspólnych wyjść będziecie miały radochę i Wy i Oni ;) A jak już Im się spodoba, to zaczną wymyślać kolejne wyjścia, bo przecież było tak fajnie ;)

Odpowiedz
Gość 2010-12-25 o godz. 11:40
0

wan napisał(a): Jak mocno Wasze polówki sa zaangażowane w organizowanie wolnego czasu ??
A u mnie to jak u Reniatki ;)
"Może byśmy coś zrobili?" "Możemy. A co byś chciała?"

Myślę, że to jednak wynika z tego, że w większości przypadków moje zaangażowanie w organizację wolnego czasu przekracza poziom 100%, więc dla męża dużo miejsca na inicjatywę już nie zostaje.
Był czas, że mnie to wkurzało, uważałam, że POWINIEN przecież być męski, macho, zaradny i w ogóle. Otrzeźwienie przyszło zaraz po ślubie.
Znaczy się po weselu i podróży poślubnej - których postać była zorganizowana i dopięta na ostatni guzik głównie przeze mnie.

Zaczęłam myśleć i wymyśliłam, gdzie jest pies pogrzebany: ja po prostu układanie planów, organizację różnych przyszłych zdarzeń wprost UWIELBIAM.

I robię to dobrze .

Więc w sumie nic dziwnego, że chłop się do moich przyjemności nie wtrąca i nie mówi "ja to załatwię", bo pewnie wtedy dla odmiany bym na niego warczeć zaczęła, że "co, ja nie dam rady tego załatwić?", a już na pewno rozwiódłby się z powodu moich częstych dociekań o postęp prac w organizacji wolnego czasu ;)
Przesadzam teraz troszkę, ale ogólnie - odkąd zrozumiałam, że to głównie moje zachowanie wymogło na nim taką bierność (głównie to może nie, głównie to jego geny, a moje zachowanie jeszcze mu to wzmacnia ;)), to stwierdziłam, że ... właściwie to tak jest ok, ja mam frajdę w planowaniu i późniejszym modyfikowaniu planów, on ze stoickim spokojem się zgadza na moje ekstrawagancje, a poproszony o pomoc solidnie wykonuje swoją część zadań i ... jest piknie ;)

(choć nie ukrywam, że w gorsze dni mam ochote stanąć przed nim i wygarnąć mu "cudowny tekst" w stylu "bo ty nigdy niczego sam nie wymyślisz!" 8) )

Odpowiedz
reniatka 2010-12-25 o godz. 10:53
0

Nabla napisał(a):Ja tam wolę polec w walce o doskonale funkcjonujący układ niż z założenia się poddać, że i tak nie uda się zrobić właściwego/sprawiedliwego/dobrego podziału obowiązków. Jakoś mi się wydaje, że wychodzi się lepiej przegrywając w walce o więcej niż akceptując a priori wszelkie ograniczenia i "niedasię".
Lepiej bym tego nie ujęła.

A odpowiadając na pytanie - dyskusja sprzed 3 dni:
ja: co robimy w Walentynki?
on: a co chcesz robić? (uwielbiam to pytanie)
ja: może zarezerwuj stolik w jakiejś restauracji
on: może być (łaskawca...), w jakiej?
ja: nie wiem, Ty zdecyduj
on: lepiej wymyśl Ty, a ja zadzwonię...

Odpowiedz
Gość 2010-12-25 o godz. 10:13
0

Wracając do pytania Wan: lol
[quote="wan"Jak mocno Wasze polówki sa zaangażowane w organizowanie wolnego czasu ?
mocno

Odpowiedz
Gość 2010-12-25 o godz. 08:13
0

Kerala napisał(a):Na przykład mąz powinien być stroną aktywną, uwodzącą, proponującą, olsniewającą wachlarzem wariantów spędzania wolnego czasu, przy tym wspierającą, pomocną i w ogóle macho, acz delikatnego serca.
Wyjąwszy sytuacje, w których powinien być stroną bierną, przyjmującą zaloty, zgadzającą sie na propozycje, olsniewaną wachlarzem moich wariantów spędzania wolnego czasu, przy tym pragnącą wsparcia i pomocy, zupełnie nie w typie macho, ale męznego serca.
O to to. Mój powinien. I jak nie jest to ma przechlapane ;)

No trudno, czasem dochodzenie do obniżania wymagań trochę trwa. Tylko nie za bardzo rozumiem czemu tresowanie się nawzajem ma być gorszą wersją postawy, niż rozkładanie rączek i godzenie się na brak "partnerstwa" i partnerstwa. Ja tam wolę polec w walce o doskonale funkcjonujący układ niż z założenia się poddać, że i tak nie uda się zrobić właściwego/sprawiedliwego/dobrego podziału obowiązków. Jakoś mi się wydaje, że wychodzi się lepiej przegrywając w walce o więcej niż akceptując a priori wszelkie ograniczenia i "niedasię".

Odpowiedz
Gość 2010-12-25 o godz. 07:58
0

a nie no, to ja do wymuszania zmiany nastawienia metoda faktow dokonanych w ogole w tych dywagacjach tam powyzej nie doszlam.

a w ogole to jak sie zastanawiam, to beton jestem straszny, bo jako ustalone na wieki wiekow i nienegocjowalne postrzegam z grubsza kwestie z protokolu (ze dzieci beda, ze po katolicku, ze wiernosc a nie zwiazek otwarty, takie tam, powiedzmy, podstawowe zalozenia) i pewnie jeszcze pare jeszcze ogolniejszych (typu ze to jest zabawa w ktorej jestesmy na rownych prawach).

a wszelkie inne przedslubne i nie tylko ustalenia / rezultaty dyskusji za owszem, ustalone jesli nie bylo aneksu zmieniajacego ;) - ale podlegajace ewentualnym negocjacjom bez obrazy majestatu ktorejkolwiek z ustalajacych wczesniej stron.

niepodlegajace jednakowoz sabotazowi (no chyba ze o te powloczki chodzi czy inna pierdolke podobnej klasy).

a wracajac do tematu... taaaak, na odcinku spedzania wolnego czasu tez oralismy, dalej orac bedziemy. sprawa o tyle kluczowa, ze z obojga specyfiki pracy wynika spedzanie czasem wieczorow przechodzacych w noc w towarzystwie komputera, co podstepnie przechodzi w nawyk - wiec trzeba sie bronic ;).

Odpowiedz
Kerala 2010-12-24 o godz. 23:23
0

I dlatego też porównanie do brzózek wydało mi się wcale trafne ;)
Bo o ile nie było wiążącej umowy na produkcję ziemniaków, to brzózki, ugory i pszenice pozostają uniwersalne jako pewien schemat dotyczacy wiekszości ludzi. Tak więc nie uwazam, abym posunęła się za daleko w wolności krajobrazowej :)

a w kwestii tych uzgodnień to jedno zdanie ode mnie, jak ja to widzę: dla mnie jest to jedna z dobrze uzasadnionych przyczyn rozstania, gdyż opiera się na świadomym robieniu współmałżonka w trąbę (mowa o sytuacji, gdy jedna ze stron post factum chce zmienić ustalenia, czego nie udaje się jednak wynegocjować ani wyprosić, więc po prostu w końcu prezerwatywa "pęka", kontrakt okazuje się być "nie do odrzucenia", a emigracja "po prostu konieczna"). I nie widzę tu miejsca dla partnerstwa, czy to tego teoretycznego czy praktycznego. Po prostu sprawa z innego zakresu.

A skoro już autorka delikatnie nas ochrzaniła za OTy to może coś w ad remie:

Moja eks połówka i moja obecna połowka nie były/nie są zaangażowane w organizację wolnego czasu. Przy eks połówce przeszkadzało mi to bardzo i byłam pewna, że po rozwodzie wszystko się zmieni, moje zycie towarzyskie się ubogaci i tak dalej, bo w końcu przejmę sprawę w całości w swoje ręce i żaden wrzód nie będzie mnie ograniczać w realizacji pragnień.
Tymczasem niespodzianka: eks połówka żyje nadzwyczaj aktywnie (czego nie robiła w małżeństwie ze mną), zaś ja ostatni raz w kinie byłam..pomyslmy...rok temu? Do knajp nie chodzę, uprawiam zaawansowany hołming, tanczyć mi sie nie chce oraz ogólnie zdziadziałam, z czym jest mi cudownie.
Myślę, że ma to niejaki związek z przyborem lat 8)

I myslę też, że całe halo o organizację wolnego czasu było jednak problemem zastępczym (co opisałam wyżej, acz rozumiem, iż uznałas to za Off Topic, niesłusznie, niesłusznie...) plus wiązało się z tym, że byłam święcie przekonana, iż mąz to taki ktos, który wiele rzeczy robić powinien, bo tak, a to z kolei wiązało się z moim- excuze le mot-gówniarstwem. Nieuświadamianym oczywiście, bo w swoich oczach byłam nad wyraz dojrzała i altruistyczna.

Na przykład mąz powinien być stroną aktywną, uwodzącą, proponującą, olsniewającą wachlarzem wariantów spędzania wolnego czasu, przy tym wspierającą, pomocną i w ogóle macho, acz delikatnego serca.
Wyjąwszy sytuacje, w których powinien być stroną bierną, przyjmującą zaloty, zgadzającą sie na propozycje, olsniewaną wachlarzem moich wariantów spędzania wolnego czasu, przy tym pragnącą wsparcia i pomocy, zupełnie nie w typie macho, ale męznego serca.

Chłop się w tym szybko pogubił, czemu się osobiście nie dziwię

kerala

Odpowiedz
Gość 2010-12-24 o godz. 22:55
0

pomyslawszy moment dluzej: trudno chyba w wielu kwestiach rozplatac naginanie ustalen przedslubnych od ewolucji pogladow.

bo chyba tez rzadko to idzie tak jednoznacznie - bierzemy slub ale zadnych dzieci nigdy przenigdy - albo tak mi sie przynajmniej wydaje.

niby sie rozmawia o roznych rzeczach, ale potem zycie modyfikuje... no i co? nie ma juz prawa do negocjacji nawet? no chyba ze faktycznie byla umowa, bedzie tak i tak i koniec, finito, podpisane.

a i tak wydaje mi sie, ze powszechniejszym bledem jest NIEROZMAWIANIE przed i radosne jakos-to-bedzie niz rozmawianie a potem zmiany.

ale akurat caly ten post to takie pitu-pitu-intuicje, ja to szczypior jestem jakby nie patrzec i ekspert wylacznie od wlasnego malzenstwa.

Odpowiedz
Kerala 2010-12-24 o godz. 22:25
0

Shiadhal napisał(a):wan, sekundeczkę, ok?

Kerala, no a jak dla kogoś sensem związku jest wydajność upraw rolnych? albo, na przykład, MUSI mieć brzózkę bo padnie? i uzgadnial to przed ślubem? coś mi się wydaje, że ciut daleko wolność krajobrazową posunęłaś ;)
a nie, nie, nie, czekaj- w tym wątku nic nie było o ustaleniach przed ślubem. Zresztą łamanie umów nie zalicza się do kwestii partnerstwa/niepartnerstwa, tylko do gównażerii, prawda? Mogłabym to wprawdzie napisac ładniej, ale i tak się do powyższego sprowadza.
Jeśli idzie o łamanie umów przedslubnych to pierwszy przykład, jaki mi się nasuwa (i niestety najczęsciej spotykany, w każdym razie ja na to trafiam) to sprawa dzietności.
Gdzie jedno nie chce mieć dzieci, drugie jest na tyle zakochane, że zgadza się na ten układ i ewentualne negocjacje zostawia na po slubie. Mozna też zamiast dzieci podstawić karierę, emigrację, co tam kto chce.
O- i no własnie: co Ty na to i jak to widzisz?

a teraz czekam jeszcze na wypowiedź Melby w kwestii wyboru poszewek atłasowych lub bawełnianych.

kerala

Odpowiedz
wan 2010-12-24 o godz. 22:12
0

lol Melba nie wierze! Inaczej by Cie tu nie było i dawno juz padlibyscie ze zmeczenia kazdy ma choć małą odrobinkę chyba ze ja wykorzystujecie na braki snu a to zmieniam pytanie kto zaangazowany byl w wybór pościeli :)

Odpowiedz
Gość 2010-12-24 o godz. 21:48
0

wan, sekundeczkę, ok?

Kerala, no a jak dla kogoś sensem związku jest wydajność upraw rolnych? albo, na przykład, MUSI mieć brzózkę bo padnie? i uzgadnial to przed ślubem? coś mi się wydaje, że ciut daleko wolność krajobrazową posunęłaś ;)

Odpowiedz
wan 2010-12-24 o godz. 21:46
0

Skoro Kerala tak dokładnie juz nam przeanalizowała temat zwiazku miedzy dwojgiem ludzi moge nawet rzec momentami w brutalny sposob :D aczkolwiek to jej zdanie ktore trzeba uszanowac zajmijmy sie moze tym co w zasadzie mialo byc tematem ale rozmowa zeszla pozniej na nieco inne tory. Jak mocno Wasze polówki sa zaangażowane w organizowanie wolnego czasu ??

Odpowiedz
Kerala 2010-12-24 o godz. 15:36
0

Shiadhal napisał(a):
i pod orką też się podpisuję. ale kurczę chyba jakieś chłopskie korzenie się odzywają, bo mi ta orka satysfakcję sprawia - co prawda głównie post factum, po zaoraniu jakiegoś fragmentu, ale zawsze coś ;)
bo ona sprawia satysfakcję. Ta orka ;)
Jednak raczej po zaoraniu jakiejś części i tylko wtedy, kiedy nie oczekujemy, że z naszego hektara piasku da się uzyskać kwintal pszenicy (być może walnęłam byczun, bo na rolnictwie się nei znam, ale chodzi w każdym razie o to, aby mieć oczekiwania realistyczne). Za to zamiast kwintala można mieć jakieś inne wartości dodane, nie wiem: sarenki może przyjdą albo brzózki wyrosną ;)
Najgorzej jest, kiedy ktoś się fiksuje własnie na pszenicy i nie widzi saren i brzózek. Bo może być tak, że choć znajoma ma obfite zbiory zbóż, to nie ma strumyczka na swoim ugorze. Za to my mamy strumyczek, a nie mamy młyna.
Wybaczcie infantylną poetyke, ale dośc obrazowo oddaje, w czym rzecz.
Partnerstwo pojmowane powierzchownie w swoim masowym wariancie jest własnie takim zawężaniem optyki i ułatwia fiksację na sprawach, które akurat w naszym przypadku mogą nie mieć żadnego znaczenia. Nie pomaga za to dostrzec spraw, które czynią nasz związek wyjątkowym.

Wiadomo, że koniec końców wszystko zalezy od ludzi: czlowiek niegłupi i z działu porad psychologicznych w Naj będzie w stanie wyciągnąć coś pozytywnego dla siebie samego, idiocie nie pomoże i Eichelberger.
No ale to się akurat wiadomo samo przez się.

kerala

Odpowiedz
Gość 2010-12-24 o godz. 15:26
0

Kerala napisał(a):Ten schemat funkcjonuje też w każdym innym mozliwym wariancie (pranie, prasowanie, opieka nad dziećmi, zarabianie pieniędzy i tak dalej) i nieuchronnie prowadzi do rozliczania się z wykonanych obowiązków i porównywania wyniku z kontem drugiej strony.
Oczywiście. Zauważ jednak, że ten schemat pojawi się prędzej czy później nie tylko w małżeństwie a w każdym układzie, gdzie siły i praca na wspólnym poletku zaczynają być przez dłuższy okres czasu niewspółmiernie rozłożone: czy to w relacji matka dzieciom czy współlokatorzy czy małżeństwo wreszcie.
Sama z własnego dzieciństwa pamiętam jak mama marudziła, że nie sprzątam, że nie piorę, że nie prasuję, że robię sobie z domu hotel, podczas kiedy ona wszystko musi sama zrobić i w domu i koło mnie.... i miała rację bo jako typowa nastolatka bałaganiara obowiązków jej dowalałam.
Choć dotarło to do mnie na dobre dopiero jak poszłam na własne.

Teraz maruder włącza mi się identyczny w stosunku do męża, jeśli po całym dniu oporządzania młodego i obowiązków domowych 'sprzedaję' mu młodego nie po to aby odpocząć a aby zrobić obiad, po czym.... dostaję po posiłku z powrotem bo pan i mąż ma ochotę odsapnąć po pracy więc znika na następne parę godzin przy komputerze.

Aczkolwiek nie dziwię się, jeśli jemu maruder z kolei włącza się w momencie, kiedy on zmęczony po nocce w pracy a ja mu każę z psem na spacer iść bo mi się wstać z wyra nie chce a on przecież i tak już na nogach.

Zwyczajnie - zmęczenie materiału i rozżalenie na bliską osobę się włącza. Dobrze, jeśli są to sytuacje sporadyczne i do wyprostowania w rozmowie, gorzej jeśli norma pt. ja nie umiem, nie potrafię, do wyższych celów jestem stworzony/a...

A, że słowa partnerstwo częściej się używa niż kiedyś - powiedzmy, że bardziej świadomi swoich praw ( a nie tylko obowiązków ;) ) jesteśmy i wymagania wzrosły. Partnerstwo to IMHO całkiem niezłe słowo klucz na oczekiwania i budowanie całokształtu relacji małżeńskich i rodzinnych.

Odpowiedz
Gość 2010-12-24 o godz. 14:35
0

Kerala napisał(a):Tyle że rozwiązaniem nie jest podzielenie się podłogą i obiadami, a parę innych rzeczy
no ale podłogą i obiadami też trzeba. szczególnie, jak trafia się zespół o - przynajmniej jednostronnie - niestandardowych upodobaniach, predyspozycjach i czym tam jeszcze.

ale ok, wywód rozumiem, chociaż akurat fobii słownikowej nie podzielam, bo mi w osobistym doświadczeniu nazywanie czegos partnerstwem temuż nie szkodzi (i w okolicy to, co opisałaś - znaczy podrzucanie chłopu dodatkowych obowiązków - widzę raczej pod hasłem 'a bo on mi nie pomaga w domu', o dziwo).

i pod orką też się podpisuję. ale kurczę chyba jakieś chłopskie korzenie się odzywają, bo mi ta orka satysfakcję sprawia - co prawda głównie post factum, po zaoraniu jakiegoś fragmentu, ale zawsze coś ;)

Odpowiedz
Kerala 2010-12-24 o godz. 14:25
0

Shiadhal napisał(a):
Melba, a pod Toba sie rowniez podpisuje. i b.b.b. chetnie bym przeczytala Kerali teorie o tym, co rozumie przez ta szkodliwa wersje partnerstwa (no chyba ze dzielenie na sile wszystkiego po rowno niezaleznie od potrzeb, predyspozycji i momentu).
no ale ja własnie to rozumiem ;)

Zauważ, że partnerstwo jest jednym z najbardziej wyświechtanych sloganów, pod którym- jesli już pogrzebać badylem głebiej- kryje się własnie przekonanie większosci, że to jest układ podziału fifty fifty.

Oczywiście jasne, że Melba może to definiować inaczej, jak równiez i ja bym mogła, ale z partnerstwem sprawa jest mniej więcej podobna do programu ideowego PiS: nie to się liczy, co zostało ujete w paragrafy i spisane w ramach teorii, a to, jak to funkcjonuje, jak jest potem interpretowane przez odbiorców i jak rzeczywiście wygląda. Czyli cała warstwa naddana, z którą mamy realny kontakt w zyciu. W przeciwieństwie do warstwy teoretycznej.
Partnerstwo w warstwie teoretycznej to szereg idei mniej lub bardziej słusznych.
Na przykład jedną ze słusznych idei jest lansowanie partnerstwa intelektualnego czy emocjonalnego- przyjaźń ze współmałżonkiem czy dzielenie się bliskoscią.
Schody zaczynają się w momencie definiowania, czym jest partnerstwo w codziennych obowiązkach.
Wystarczy wziąć do ręki pierwsze lepsze pismo kobiece, aby przekonać się, że promowane tam partnerstwo oscyluje niebezpiecznie blisko podziału "ja myję pół podłogi, ty myjesz drugie pół".
Czy też: wprawdzie ty zarabiasz na rodzinę i zachrzaniasz 12 godzin dziennie, ale partnerskie będzie, jeśli po przyjściu pozmywasz gary, ugotujesz obiad i zrobisz pranie.

Partnerstwo w wersji praktycznej najczęściej sprowadza się do pozycji wyjściowej "jest mi źle", zaraz potem nastepuje diagnoza "to dlatego, bo mój związek nie jest partnerski", po czym zaczyna się faza leczenia "wdrażamy partnerstwo".
Ostatnia faza wygląda mniej więcej tak (generalizuję oczywiście, ale zjawisko widzę na tyle często, aby odważyć się na generalizację):

zona, której do tej pory gotowanie sprawiało przyjemność przestaje gotować, bo orientuje się, że mąż od x lat nie zrobił jej nawet śniadania, więc najwyższa pora zmienić stan rzeczy i podzielić się partnersko obowiązkiem gotowania.
W tym samym czasie mąż wprawdzie zajmował się płaceniem rachunków i prowadzeniem całej domowej księgowosci (co lubił) i oddawał regularnie jej samochód na przeglądy (co również lubił, a ona nigdy nie miała do tego glowy), jednak tego zona akurat nie dostrzega.
Mąż więc ma się nauczyć robić jajecznicę, natomiast żona nie musi sie uczyć panowania nad rachunkami, bo to w końcu jego zasrany obowiązek.
Ten schemat funkcjonuje też w każdym innym mozliwym wariancie (pranie, prasowanie, opieka nad dziećmi, zarabianie pieniędzy i tak dalej) i nieuchronnie prowadzi do rozliczania się z wykonanych obowiązków i porównywania wyniku z kontem drugiej strony.
Dobrym tego przykładem sa pojawiające się co jakiś czas rownież na forum pomysły robienia "list obowiązków", a następnie rozliczanie się zeń.

Dlatego ja "partnerstwa" nie lubię, bo to rzeczywiste, które mnie otacza jest wykoślawione i jest w istocie stekiem banałów o zdrowym egoizmie (którego to pojęcia nie lubię w tym samym stopniu), zas to idealne byłoby wprawdzie ok, tyle że go nie zaobserwowałam dotąd w przyrodzie. A jesli nawet zaobserwowałam, to nie było nazywane "partnerstwem" tylko w ogóle nie było nazywane.
Kiedy ludziom jest ze sobą dobrze i tworzą zdrowy układ, ostatnią rzeczą ich interesującą jest definiowanie nazewnictwa wzajemnych stosunków.

I uwaga na marginesie: zauwazyłam też skądinąd, że poziom rzeczywistego partnerstwa w związku jest odwrotnie proporcjonalny do częstotliwości gadania o tym.

ale tak naprawdę nie to jest ważne. Ważne jest to, że jesli komuś sprawia przyjemność jeżdżenie na szmacie, robienie obiadow i wycieranie zasmarkanych nosów to najwiekszym kuku, jakie może sobie sam zrobić, jest zastanawianie się, czy jest to partnerskie czy nie jest.
Ważne jest również to, ze jesli komuś małżeństwo nei dostarcza satysfakcji, to być może akurat domniemany brak partnerstwa nie jest tego przyczyną, zaś przyczyną rzeczywistą jest własny nadmierny idealizm i brak dojrzałości.
Małżeństwo bowiem tak ogólnie to orka na ugorze, a pierwsze lata są powolnym dochodzeniem do tej prawdy, co nie bywa przyjemne.
Tyle że rozwiązaniem nie jest podzielenie się podłogą i obiadami, a parę innych rzeczy, o których nie chce mi się pisać, czy tez pisałam o nich już na tyle dużo, że się nie bedę powtarzać.

kerala

Odpowiedz
Gość 2010-12-24 o godz. 13:32
0

naturella, podpisuje sie goraco pod niechecia do sformulowania 'maz mi pomaga'. maz to mi pomaga, powiedzmy, jak mi prasuje koszule przed moim wyjsciem ew. smaruje mi plecy balsamem ;)

Melba, a pod Toba sie rowniez podpisuje. i b.b.b. chetnie bym przeczytala Kerali teorie o tym, co rozumie przez ta szkodliwa wersje partnerstwa (no chyba ze dzielenie na sile wszystkiego po rowno niezaleznie od potrzeb, predyspozycji i momentu).

Odpowiedz
Gość 2010-12-24 o godz. 13:07
0

E, no oczywiście, przecież ja w drugą stronę pieję - mąż ma tak samo obowiązki, niezależnie od tego, czy pracuję, czy nie pracuję - jak pracowalam zawodowo to bylo identycznie. Wieczorami razem gotowaliśmy, robiliśmy zakupy, sprzątaliśmy itp.

Odpowiedz
wan 2010-12-24 o godz. 12:56
0

Naturella rozumiem ze poprostu tak sobie wszystko ulozyliscie i jest ok, ale gdy obie strony pracuja zawodowo czesto jest tak ze kobieta oprocz pracy biurowej ma tez drugi etat w domu i to jest moim zdaniem troche nie w porzadku

Odpowiedz
Gość 2010-12-24 o godz. 12:54
0

naturella - nic dodać, nic ująć! :D

Odpowiedz
Gość 2010-12-24 o godz. 12:47
0

Ja jestem na urlopie... hm... macierzyńsko-wychowawczo-wypoczynkowym od dwóch lat. I w życiu przez gardlo by mi nie przeszedl tekst "mąż mi pomaga". Nasz cyrk, nasze malpy, nasze wspólne obowiązki. Mój mąż ma etat w firmie, ja mam etat w domu. On 10 godzin z dojazdami, ja 10 godzin na miejscu z dziećmi, gotowaniem, sprzątaniem, zakupami itp. Po pracy mąż nie kladzie się na kanapie, ale zapitala z kąpaniem dzieci, karmieniem, kladzeniem spać, ja wtedy przygotowuję mu obiad, robię jedzenie dla dzieci, sprzątam po kąpieli itp, czyli pelnię funkcje pomocnicze. Wolny czas mamy oboje dopiero wtedy, jak dzieci idą spać, czyli od 20 mniej więcej. I wtedy odpoczywamy po naszym dniu pracy. I po naszych wspólnych obowiązkach. W weekend razem szorujemy mieszkanie, razem idziemy na spacer z dziećmi, a dodatkowo co weekend mam z pól dnia tylko dla siebie - mąż zostaje z dwójką, a ja do upojenia lażę po jakimś centrum handlowym. I tyle. Nikt nikomu nie pomaga, to nasze życie w końcu... i jego i moje tak samo.

Odpowiedz
Gość 2010-12-24 o godz. 12:43
0

wan napisał(a):
No właśnie czy to nie jest tak że same jestesmy sobie winne, matkujemy facetom, zajmujemy sie domowym ogniskiem, podtykamy wszystko pod nosy naszych zapracowanych polówek, usprawiedliwiamy sie same przed soba ze przeciez on zmeczony, ze ja mam mniej pracy, ze wczesniej do domu wracam, i tak to kolo sie kreci nie zmieniony schemat kobiety zajmujacej sie domem, z malymi wyjątkami oczywiscie.
Pomyślmy o tym wychowując synów! Tyle na pewno możemy zrobić... :D

Odpowiedz
wan 2010-12-24 o godz. 11:04
0

kerala

No własnie to miałam na myśli, że często słyszę taki tekst od pracujących żon. A i sama nie dam głowy, czy tak nie mówię, choć oboje pracujemy

Znam nawet sytuację rodziny, gdize ona pracuje, a on rzucił pracę, bo mu nie odpowiadała i postanowił zostać...pisarzem! Siedzi więc w domu i pisze co mu natchnienie dyktuje ;) a ona leci z roboty z zakupami, potem gotuje, pierze, prasuje itp.

I jeszcze potrafi sie rozczulić jaki to on dobry, posprzątał wczoraj, jak on jej pomaga!

No właśnie czy to nie jest tak że same jestesmy sobie winne, matkujemy facetom, godzimy sie na zastana sytuacje a póżniej nagle przychodzi olśnienie, z waszych wypowiedzi wyłania sie jednak moim zdaniem niezbyt kolorowy obraz, to jednak my kobiety wciąż zajmujemy sie domowym ogniskiem, podtykamy wszystko pod nosy naszych zapracowanych polówek, usprawiedliwiamy sie same przed soba ze przeciez on zmeczony, ze ja mam mniej pracy, ze wczesniej do domu wracam, i tak to kolo sie kreci nie zmieniony schemat kobiety zajmujacej sie domem, z malymi wyjątkami oczywiscie.

Odpowiedz
Gość 2010-12-24 o godz. 10:43
0

Kerala napisał(a):Oleta napisał(a):
Jeśli facet we własnym domu sprząta, pierze, gotuje, robi zakupy itp. to mówimy, że "on mi pomaga"...

Czyli nie : dwie osoby razem żyją, jedzą, brudzą we dwójkę itp. i razem dbają o swój dom, tylko to jest obowiązek kobiety, a facet może "jej pomagać" w wypełnianiu tego obowiązku...
jesli mówi tak pracująca zona pracujacego męza to jasne, masz rację.
Jednak często mówią tak zony niepracujące/na urlopach macierzyńskich czy wychowawczych i wówczas to naprawdę IMHO jest pomoc ze strony męża.

kerala
No własnie to miałam na myśli, że często słyszę taki tekst od pracujących żon. A i sama nie dam głowy, czy tak nie mówię, choć oboje pracujemy

Znam nawet sytuację rodziny, gdize ona pracuje, a on rzucił pracę, bo mu nie odpowiadała i postanowił zostać...pisarzem! Siedzi więc w domu i pisze co mu natchnienie dyktuje ;) a ona leci z roboty z zakupami, potem gotuje, pierze, prasuje itp.

I jeszcze potrafi sie rozczulić jaki to on dobry, posprzątał wczoraj, jak on jej pomaga!

Odpowiedz
joasia_de 2010-12-24 o godz. 07:38
0

mój D. pracuje po 10-12godzin dziennie, śpi po 6 to na prawdę w tych co mu zostaną nie będę mu zawracała głowy gotowaniem, sprzątaniem, robieniem zakupów czy innych rzeczy. po prostu przychodzi na gotowe, cieszę się, że jak wraca to z taką ciekawością zagląda w garnki lol i że co bym nie zrobiła mu smakuje 8) poza tym umie docenić to, że jest czysto, bo słyszę od niego nie raz, że u nas w domu to oni nigdy nieporządku nie widział na zakupy czasem pójdzie sam, ale to raczej z własnej woli, bo po prostu chce zobaczyć co tam jest albo kupić coś po swojemu.
a ja pracuję na pół etatu, studiuję także też nie mam całego dnia na głupoty i jak dojdą do tego te właśnie obowiązki domowe to w sumie czasu nie zostaje mi za wiele.
i wstaję z nim rano, robię mu śniadanie i kanapki do pracy ;) i moim zdaniem nasz związek jest nowoczesny, bo wiem, że zawsze mogę na niego liczyć i że jak mieszkaliśmy w Berlinie i on przez miesiąc nie miał pracy to ja przychodziłam do domu "na gotowe" :D
ale jeśli chodzi o drugą stronę medalu i o tym co piszecie, że brak facetom weny twórczej, jeśli chodzi o organizowanie Waszego życia, to u mnie jest podobnie choć zwalam to na pracę i ogólne zmęczenie. ale też powiedziałam mojemu D., że oczekuję od niego, aby to on coś zorganizował i daję mu konkretne zadania lol np. walentynki w tym roku(ja mam w ten dzień 2 egzaminy ), ponieważ ja zajęłam się organizacją wesela od strony papierkowej to chciałabym, żeby on znalazł dla nas restaurację i zorganizował podróż poślubną (oboje wybraliśmy gdzie, a on ma się zająć znalezieniem hotelu, opracowaniem trasy, zwiedzania itp.).narazie dodaję do tego wytłumaczenie:wiesz kochanie ja nie będę miała na to czasu np. przez egzaminy albo to jest w końcu nasz ślub, a nie mój, a nie wyrzucam mu tylko, że mi nie pomaga i nic nie robi i w ogóle ;) i choć organizacja sprawia mi mnóstwo frajdy, mogłabym planować na 10 lat do przodu to właśnie ta chęć bycia czasem zaskoczoną i żeby nie było wszystko tak jak ja chce jest u mnie duża ;) a to, że narazie nie wychodzi to z jego inicjatywy, ale za moją podpowiedzią to trudno, ale może z czasem załapie i będzie sam coś wymyślał
aha, ale wiem, że jeśli już coś zrobi to nie należy wtedy krytykować, bo to może każdego zniechęcić 8) i bardzo muszę się hamować, żeby nie wyrazić swojego zdania na wszystko ;)

Odpowiedz
Kerala 2010-12-24 o godz. 01:40
0

Oleta napisał(a):
Jeśli facet we własnym domu sprząta, pierze, gotuje, robi zakupy itp. to mówimy, że "on mi pomaga"...

Czyli nie : dwie osoby razem żyją, jedzą, brudzą we dwójkę itp. i razem dbają o swój dom, tylko to jest obowiązek kobiety, a facet może "jej pomagać" w wypełnianiu tego obowiązku...
jesli mówi tak pracująca zona pracujacego męza to jasne, masz rację.
Jednak często mówią tak zony niepracujące/na urlopach macierzyńskich czy wychowawczych i wówczas to naprawdę IMHO jest pomoc ze strony męża.

kerala

Odpowiedz
Gość 2010-12-23 o godz. 21:03
0

Ale zauważcie, że my same mamy coś przestawione w główkach! ;)

Jeśli facet we własnym domu sprząta, pierze, gotuje, robi zakupy itp. to mówimy, że "on mi pomaga"...

Czyli nie : dwie osoby razem żyją, jedzą, brudzą we dwójkę itp. i razem dbają o swój dom, tylko to jest obowiązek kobiety, a facet może "jej pomagać" w wypełnianiu tego obowiązku...

Odpowiedz
Gość 2010-12-23 o godz. 17:33
0

Szynia napisał(a):
Czy organizowanie wolnego czasu jest takim ciężkim zadaniem?

Nie nie jest takim ciezkim zadaniem, ale ja tez bym chciała czasami przyjsc na gotowe a nie wciaz sama szukac planowac a potem usłyszec bo zawsze jest tak jak ty chcesz!. Chciłabym byc raz na jakis czas czyms zaskoczona . Zeby nasz zwiazek nie konczył sie na pracy i obowiazkach domowych. Zeby wspolne spedzanie czasu nie ograniczało sie do zalegania na kanapie i wsadzenie tyłka do auta zeby podjechac do miasta cos zjesc. o to chodzi, czasami chciałabym tez cos dostac a nie tylko dawac.

Odpowiedz
Corgi 2010-12-23 o godz. 16:53
0

Wan, a jak było u Was przed ślubem ? Tak samo jak teraz ? Pomagał Ci wtedy w domowych obowiązkach ?

Odpowiedz
Kerala 2010-12-23 o godz. 16:48
0

wan napisał(a):Co do sprowadzania nowoczesnosci do gotowania to chcialam raczej lepiej zobrazowac sytacje, przed oczami pojawil mi sie stereotyp kury domowej, ale tak naprawde co oznacza nowoczesnosc w zwiazku? Czy jest to tylko piekna idea a zycie zyciem bo wiecie co tak naprawde staram sie przywolac w pamieci jakis przyklad zwiazku naprawde nowoczesnego tzn takiego w ktorym oboje sa partnerami na rownym zasadach przynajmniej ja to tak pojmuje i szczerze mowiac wsrod moich znajomych i rodziny trudno mi znalezc taka pare. Wiec moze sie oszukujemy??
Co do wiary mojej naiwnej w to co mowia inni nie jestem w stanie tego pokonac wiec pozostaje sluchac tylko madrych ludzi :)
Tak czy inaczej ciekawa jestem waszych opinii
nie mam pojęcia, czym jest nowoczesność w związku, bo nigdy mnie ta kategoria nie interesowała. Podobnie jak kategoria partnerstwa, w które po pierwsze nie wierzę, a po drugie uwazam, że jako idea jest bardzo szkodliwe.
Związek moim zdaniem nie jest od tego, aby być nowoczesnym, partnerskim czy jakimś tam. Jest umową dwojga ludzi, którą- w co wierzę- zawarli oboje świadomie. Opiera się ta umowa na miłości oczywiscie, ale też na odpowiedzialności i zgodzie na wspólne dojrzewanie w życiu. Oraz wzajemną naukę. Oraz na to, że kiedy jednemu jest źle to drugie ciągnie dyszel wózka nie rozliczając pierwszego z roboczogodzin. A kiedy to drugiemu jest źle- nie przedstawia pierwszemu rozpiski, z której wynika, co mu się w tej sytuacji należy i do czego ma prawo.

Jeszcze jedno słowo o gotowaniu: być może jestem pod tym względem skrzywiona, to możliwe, ale ja uważam gotowanie dla rodziny za coś więcej niż sztandar (nie)zależności ideologicznej.
Rodzinę buduje się również- a być może nawet przede wszystkim- wokół stołu. Jesli robi to mąż to nic nie szkodzi, ale jesli zona uważa, iż "nie miałaby tak dobrze" gdyby skruszyła swój ideologiczny beton akurat w tej kwestii- to mnie się zapala czerwone światełko.
Dopóki wszystkie świadczenia na rzecz domu traktuje się w kategoriach dawek i zwrotek, dopóty partnerstwo jest tak naprawdę niewolą, tyle że opakowaną w nowoczesny papier.

kerala

Odpowiedz
Szynia 2010-12-23 o godz. 13:57
0

Malgonia napisał(a):Nie powiem, moj mazpomaga mi jezdzi ze mna na zakupu ( po kilki bardziej dosadnych uwagach co do jego miny znudzonej rozdraznionej nerwowej itd juz nie marudzi i grzecznie łazi za mna z koszykiem po hipermarkecie), rece nie uginaja mi sie od ciezkich siat z zakupami (no chyba ze sama jestem w sklepie i przesadze z zakupami), robi kanapeczki jak poprosze, herbatke praktycznie zawsze mi zrobi, jestem z tych leniówców ze jak zalegne na kanapie to juz nic mi sie nie chce i wtedy maz mi pod nos podtyka to co chce:) ). Generalnie stawiam na swoim bardzo bardzo czesto, pralka robi pranie i korona zgłowy mi nie spadnie jak wsadze do niej ubrania. On mi pomaga ale po dłuzszej chwili oczywiscie i poproszeniu setny raz . Chyba normalny facet i tego sie raczej nie czepiam.

To mój mąż jest nienormalny w takim razie ;) ale mi to nie przeszkadza :P

A co do spędzania wolnego czasu i uatrakcyjniania związku, to czy zawsze Twój mąż był tak biernie nastawiony? Ja od swojego kiedyś usłyszałam, że on do tego nie ma głowy, ale za to może się wykazać w innych zadaniach i tym sposobem ustaliliśmy, że to ja biore na siebie role kaowca rodziny. Nie przeszkadza mi to absolutnie, czerpię z tego radość, zwłaszcza, że moich sił nie pochłaniają tak prozaiczne ;) czynności jak prasowanie czy sprzątanie.

Czy organizowanie wolnego czasu jest takim ciężkim zadaniem?
A może Ci chodzi o zaangażowanie w związek?

Odpowiedz
Gość 2010-12-23 o godz. 10:37
0

Nie powiem, moj mazpomaga mi jezdzi ze mna na zakupu ( po kilki bardziej dosadnych uwagach co do jego miny znudzonej rozdraznionej nerwowej itd juz nie marudzi i grzecznie łazi za mna z koszykiem po hipermarkecie), rece nie uginaja mi sie od ciezkich siat z zakupami (no chyba ze sama jestem w sklepie i przesadze z zakupami), robi kanapeczki jak poprosze, herbatke praktycznie zawsze mi zrobi, jestem z tych leniówców ze jak zalegne na kanapie to juz nic mi sie nie chce i wtedy maz mi pod nos podtyka to co chce:) ). Generalnie stawiam na swoim bardzo bardzo czesto, pralka robi pranie i korona zgłowy mi nie spadnie jak wsadze do niej ubrania. On mi pomaga ale po dłuzszej chwili oczywiscie i poproszeniu setny raz . Chyba normalny facet i tego sie raczej nie czepiam.
Chodzi mi bardziej o takie lenistwo "umysłowe-po 18 albo pozniej i w wolne dni wyyobrazni nie włanczam" brakuje mi tej iskry, żywiołowości, zaskakujacych pomysłów z jego strony, bo reszte jakos zniese :) chce tylko zeby ten nasz wspolny czas nie wiał nuda i nie chjcew ciagle ja wymyslac co robimy , bo co bedzie za 20 lat ;(

Odpowiedz
Gość 2010-12-23 o godz. 10:36
0

wan napisał(a): nic nie wychodzi z jego inicjatywy juz mam naprawde dosyc, zero pomyslow na spedzanie czasu, ale ponarzekac sobie lubi.
odpiórkuj się od mojego męża ;)
wan napisał(a):Wszystko na mojej glowie czasem czuje jakbym miala dwie prace jedna w biurze i druga jak wracam do domu pranie sprzatanie gotowanie, czuje sie po prostu nie doceniana. Nie wiem moze powinnam zajac sie soba i sie nie przejmowac. Nie wiem Wy tez tak macie?
Macie :) I czasem narzekacie a czasem się cieszycie, że mogę się nim tak zaopiekowac i poczuc się prawdziwą kura domową :D wan napisał(a):Czy facetow nie da sie zmienic?
Mój znajomy kiedy po kolejnym kryzysie małżeńskim, awanturze o podział obowiązków i role mężczyzny w małżeństwie, usłyszał "ja Ciebie chyba nigdy nie zmienię!" złozył pozew o rozwód.
wan napisał(a): Uslyszalam kiedys ze faceci maja lepiej po zamazpojsciu a kobiety wrecz przeciwnie i chyba to prawda. A wydawalo mi sie ze bedziemy raczej nowoczesnym, partnerskim zwiazkiem.
Każdy w związku ma tak, jak sobie razem z partnerem ułoży. Ja na przykład mam lepiej ;) Nie muszę po chleb latac, śmieci wyrzucac i wieczorem wskakuję do ciepłego łóżka ;)
wan napisał(a): Dzis w ramach protestu nie robie obiadu niech sobie odgrzeje z wczoraj.
Lepiej mu koszuli nie uprasuj. Facet głody=facet z fochem ;)

Odpowiedz
Gość 2010-12-23 o godz. 10:23
0

wan napisał(a):nie sadze zeby chodzilo o myslenie za kogos a raczej o wygodnictwo, choc moze masz racje bo jesli matka jest silna osobowoscia i wszystkim dyryguje to pozniej trudno sie dziwic, aczkolwiek moja tesciowa raczej starala sie zeby jej panowie pomagali we wszystkim byc moze jednak nie zostawiajac im pola do wlasnych pomyslow?? ;)
o dokładnie o to mi chodziło o wygodnictwo :) dobrze jest miec swiadomosc ze ktos to za ciebie zrobi,wiec po co sobie głowe zaprzatac jesli kto inny sie postara wymysli, zaproponuje :) a ze trafiło na nas to cóz :(

Odpowiedz
elek 2010-12-23 o godz. 10:21
0

podam swój przykład... jestem po 30-tce w życiu nie ugotowałam obiadu... odkąd wyszłam za mąż nie robię też śniadań i kolacji... mąż wychował się w domu gdzie jego matka nie pracowała i zajmowała się domem.. i wszystko miał podsuwane pod nos.. bez zająknięcia przejął obowiązki w domu.. nawet wyszkoliłam go w sprzątaniu.. (chociaz może dalekie go jest od ideału- no ale cóż nie można mieć wszystkiego) 8) wydaje mi się, że sporym błędem jest nasze postępowanie... za bardzo ich wyręczamy... :| myślę że gdybym się zmusiła i zaczęła gotować to napewno nie miałabym tak dobrze... za to ja piorę, prasuję i generalnie sprzątam...

Odpowiedz
wan 2010-12-23 o godz. 09:59
0

nie sadze zeby chodzilo o myslenie za kogos a raczej o wygodnictwo, choc moze masz racje bo jesli matka jest silna osobowoscia i wszystkim dyryguje to pozniej trudno sie dziwic, aczkolwiek moja tesciowa raczej starala sie zeby jej panowie pomagali we wszystkim byc moze jednak nie zostawiajac im pola do wlasnych pomyslow?? ;)

Odpowiedz
Gość 2010-12-23 o godz. 09:52
0

Mysle ze to wszystko co teraz ma miejsce jest odzwierciedleniem domu naszych drugich połówek ( moze nie u wszystkich ale w moim przypadku tak jest). Jak mamunia synia wychowa, taki potem synowa bedzie miała pozytek z niego. I nie mowie tu o nie odcietej pepowinie ale o przyzwyczajeniach. bo dla teakiej osoby to jest normalna sytuacja ze ktos pomysli za nia.

Odpowiedz
wan 2010-12-23 o godz. 09:37
0

Co do sprowadzania nowoczesnosci do gotowania to chcialam raczej lepiej zobrazowac sytacje, przed oczami pojawil mi sie stereotyp kury domowej, ale tak naprawde co oznacza nowoczesnosc w zwiazku? Czy jest to tylko piekna idea a zycie zyciem bo wiecie co tak naprawde staram sie przywolac w pamieci jakis przyklad zwiazku naprawde nowoczesnego tzn takiego w ktorym oboje sa partnerami na rownym zasadach przynajmniej ja to tak pojmuje i szczerze mowiac wsrod moich znajomych i rodziny trudno mi znalezc taka pare. Wiec moze sie oszukujemy??
Co do wiary mojej naiwnej w to co mowia inni nie jestem w stanie tego pokonac wiec pozostaje sluchac tylko madrych ludzi :)
Tak czy inaczej ciekawa jestem waszych opinii

Odpowiedz
Gość 2010-12-23 o godz. 09:35
0

A i to nie jest tak ze sie czepiam opierdoły. Ja wiem ze on duzo pracuje, jest zmeczony ciagle i moze mu sie nie chciec ale to nie zwalnia go z inwestowania , dbania o nasz zwiazek . Ja tez pracuje a musze pamietac o zakupach zeby maz miał co na kanpki do pracy połozyc, zeby popłacic w terminie rachunki itd. jeny a co bedzie jak beda dzieci :( zamiast sie cieszyc to wiem ze bede miała jeszcze wiecej obowiazków i bede sama bo maz w pracy.

Odpowiedz
DobraC 2010-12-23 o godz. 09:35
0

ja tam mysle ze wszystko to kwestia pogadania i... lekkiego ukierunkowania ;)
my nie jestesmy nowoczesnym malzenstwem bo maz herbate przypali lol wiec obiady ja gotuje
ale za to nie wiem gdzie w moim domu scierki, mopy etc ;)
IMHO grunt to podzial obowiazkow. taki na ktory godza sie obie strony i obu stronom z nim dobrze

Odpowiedz
Gość 2010-12-23 o godz. 09:28
0

Wan nie jestes sama.

Ja tez jak sama nie wymysle czegos : spedzanie wolnego czasu, urlop, jakis wypad za miasto, weekendy, uroczystosci, powtarzajace sie swieta, prezenty , urodziny imieniny , walentynki, rocznice itd to on palcem nie kiwnie. Sam nic nie wymysli ale i nie narzeka(jeszcze by tego brakowało) zawsze to ja wychodze z inicjatywa on albo przytaknie albo nie, zawsze sama musze wszystko wyszperac , porównac wybrac itd. I naprawde rozmowy na wiele sie nie zdaja. Ile to było mowienia. rozmowy były owszem ale z jego strony to było tylko ze sie czepiam, ze ciagle cos mi sie nie podoba. a ja mam juz serdecznie dosyc myslenia za dwoje. czasami mam wrazenie ze byłabym lepszym facetem niz on bo o wszystkim staram sie pamietac, zaskakiwacosobe ktora kocham . Kocham mojego meza i to mocno , ale mam q...a juz dosyc . I wiem ze widziałam za kogo wychodze ale ja nie chce takiego zycia juz do konca.

Odpowiedz
Kerala 2010-12-23 o godz. 01:24
0

wan napisał(a): Nie wiem moze powinnam zajac sie soba i sie nie przejmowac.
powinnaś
wan napisał(a): Czy facetow nie da sie zmienic?
zabrzmiało, jakbys pisała o obcym gatunku. Każdego da się zmienić na tyle, na ile sam ma ochotę. Dlatego najlepiej zmieniać siebie.

wan napisał(a):Uslyszalam kiedys ze faceci maja lepiej po zamazpojsciu a kobiety wrecz przeciwnie i chyba to prawda. A wydawalo mi sie ze bedziemy raczej nowoczesnym, partnerskim zwiazkiem. Dzis w ramach protestu nie robie obiadu niech sobie odgrzeje z wczoraj.
nie wierz we wszystko, co ludzie powiedzą 8)
Nowoczesność nie polega na nierobieniu obiadów (nie polega zresztą równiez na robieniu obiadów).
Po prostu pogadaj. Proste a skuteczne.

kerala

Odpowiedz
Odpowiedz na pytanie