• Gość odsłony: 4549

    Malzenstwo dzieci obowiazkiem rodzicow?

    Temat mocno przyszlosciowy ;)
    po obejrzeniu programu o probach aranzowania zwiazku na wzor indyjski naszlo mnie pytanie: czy naszym - rodzicow - obowiazkiem jest pomoc dzieciom w znalezieniu partnera na zycie?
    z jednej strony sobie mysle, dziecko dorosle, samo wie co dla niego bedzie najlepsze. z drugiej strony - jesli w wieku 40 lat dalej szuka i nic sobie znalezc nie moze, to czy faktycznie rodzina i znajomi nie powinni sie do poszukiwan przylaczyc?

    ---
    nie mowie, tu o przymuszaniu do malzenstwa z wybrankiem / wybranka rodziny, ale o pomocy w szukaniu partnera: rozpuszczaniu wici, delikatnym lub mniej delikatnym wypytywaniu, zimnych rachowaniu, ze jak "ma alergie na konie, to nie ma szansy, bo cora / syn konie kochaja", etc

    Odpowiedzi (30)
    Ostatnia odpowiedź: 2010-04-26, 20:04:33
    Kategoria: Pozostałe
Odpowiedz na pytanie
Zamknij Dodaj odpowiedź
Gość 2010-04-26 o godz. 20:04
0

eee nie. poki co moj model nie przewiduje swietlanej drogi kobiety sukcesu z gromada doskonale wyksztalconych i wychowanych dzieci pod pacha, mezem i Noblem za fartuszkiem od Anthea ;)
poki co wychodzi, mi ze ... pomysl szukania partnera, do glowy sam by mi nie przyszedl. szukanie partnera na zycie jest w pewnych kulturach spotykane i ja o tym wiem, poki co tego nie ocenialam, tylko przyjmowalam do wiadomosci stan rzeczy. szukanie partnera w "naszej kulturze", rowniez bylo spotykane i w sumie zostalo zaprzestane relatywnie niedawno. (swiadomie pomijam powody swatania). z drugiej strony, z szukaniem przyjazni sie w zadnej kulturze nie spotkalam (nie oznacza, to, ze go nie ma ;)), wiec ten koncept jest dla mnie zupelnie obcy i zupelnie nie wiem jak sie do niego odniesc.

i to tyle co wykombinowalam do rana:/ ale jeszcze gryze sobie, bo jakos mnie to malo zadowala, wole nie wiedziec, ze jestem warunkowana ;), nawet jesli jestem :D

Odpowiedz
Gość 2010-04-26 o godz. 00:54
0

Czy dzieci wychowane w naszej kulturze wyrażają w ogóle zgodę na tego typu pomoc? Tak/nie i dlaczego. Jednym słowem, czy sytuacja o której piszesz nie należy w większości do totalnej teorii.
siuda_baba, jesli przyjmiemy, ze za "nasza kulture", przyjmiemy europejska, to pani z programu bylo Angielka z dziada pradziada, typowa koniara z "bogatszej wsi". tak tez czysta teoria to, to nie jest.

Melba, strzelilas w 10 z tym argumentem o przyjazni. wszystko co napisalas, to swieta prawda. nie wiem co powiedziec, wiec zamilkne. moze mi cos sensownego do glowy przyjdzie, bo teraz to ja mam ze soba zakawyczke :D dlaczego nie mialabym klopotu z pomoca w znalezieniu chlopa, ale z przyjaciolke juz bym sie nie brala:/

Odpowiedz
Gość 2010-04-25 o godz. 08:15
0

K2 napisał(a):no wiesz? nie samym snem czlowiek zyje!
ile placisz za odbijanie? ;)
Na waciki Ci nie starczy.
Wczoraj zapomniałam napisać, żebyś dumając w nocy nad tematem zadawała sobie też to drugie pytanie, które gdzieś tam mi wyszło.
Czy dzieci wychowane w naszej kulturze wyrażają w ogóle zgodę na tego typu pomoc? Tak/nie i dlaczego. Jednym słowem, czy sytuacja o której piszesz nie należy w większości do totalnej teorii.

Odpowiedz
Gość 2010-04-24 o godz. 23:34
0

rozumiem dlaczego jedzie Ci tu zaborczoscia, bo sam koncept jest kuriozalny ;) i caly ten watek nie ma na celu przekonania kogokolwiek, w ktorakolwiek strone :d
sama piszesz, ze gdyby Cie o pomoc poprosila, to bys tej pomocy udzielila. zakladajac, ze zyjemy w swiecie Barbarelli ;) - Twoja pannica, prosi Cie o pomoc w znalezieniu partnera, to powiedzialabys jej wtedy faktycznie, sorry , ale to jest Twoj problem?

te przyklady, dalam, zeby Ci pokazac roznice pomiedzy obowiazkiem - jako takim, a sposobem na spelnienie obowiazku. sprobuje jeszcze raz ;) , roznica pomiedzy obowiazkiem, a sposobem na jego spelnienie, jest taka, jak pomiedzy pustym talerzem po zupie, a jedzeniem zupy :D mam nadzieje, ze teraz jasne :D

btw. ja rozumiem, ze nieumiejetnosc przechodzenia przez ulice zagraza zyciu, ale zycie bez partnera - jesli czuje sie potrzebe jego posiadania - jest rownie powazna sprawa.

Odpowiedz
Gość 2010-04-24 o godz. 23:08
0

nieporszony. czesciowo wynika to z obowiazku, jaki naklada na niego panstwo, czesciowo mimochodem. ale jesli uczysz swoje dziecko, ze lepiej czytac niz ogladac tv, to robisz to swiadomie.
pamietasz Melba, kiedys, dawno dawno temu, Ci powiedzialam, ze rodzic, jest to wyrok dozywotni? moze faktycznie wszystko rozbija sie o to, ze ja w to faktycznie wierze. jesli moje dziecko majac 50 lat, nie bedzie wiedzialo jak trzymac lyzke, to w zaciszu domywym, dalej jej bede glowe suszyc, jesli bedzie olewala sprawy zdrowotne, to pewnie za kudly do lekarza poprowadze.

Bić nie będę ale w ogóle nie rozumiem, o co chodzi. Było o fryzjerce, czy nie było? Może różnimy się ciągle tym, że Ty o subtelnościach spełniania prawisz, a ja o obowiązku i dreszczyku, jakim ta wizja mnie napawa.
oki.
obowiazek - znalezienie partnera
sposob na spelnienie obowiazku - rozmowa z fryzjerka lub zaciagniecie przed oltarz w kajdanach z narzeczonym kupionym przez internet ;),

obowiazek - ochrona dziecka
sposob na spelnienie obowiazku - pokazanie dziecku jak przejsc bezpiecznie przez ulice, zakazanie dziecku przechodzenia przez ulice.

teraz jasne?

ze kuriozum, doskonale to rozumiem(!)

Odpowiedz
Reklama
Gość 2010-04-24 o godz. 22:45
0

no wiesz? nie samym snem czlowiek zyje!
ile placisz za odbijanie? ;)

Odpowiedz
Gość 2010-04-24 o godz. 22:36
0

Z obiadkiem ostatnio nawet radzę sobie sama, ale z trawieniem leków różnie. Chcesz sobie dorobić? 8)
Między ukształtowaniem charakteru a sporadycznymi korektami jest jednak różnica. Jaka to granica wiekowa, nie wiem, ale coś mi się ćmi, że jakaś jest.
Myśl, myśl, ja się wolę wyspać.

Odpowiedz
Gość 2010-04-24 o godz. 22:23
0

siuda_baba napisał(a):Na swoim egzemplarzu może pokazywać, ile chce, na moim z truuuudem. Laughing
ekhem, chcesz powiedziec, ze trzeba Cie jeszcez czasem odbic po obiadku? ;) :D:D:D
siuda_baba napisał(a):po zakończeniu kształtowania się charakteru "dziecka", między nim a rodzicami.
ha! a kiedy mamy do czynienia z zakonczeniem ksztaltowania charakteru dziecka. pewnie i majac 60 lat, rodzic nam moze powiedziec, ze sie zachowalysmy jak idiotki i pewnie czasem bedzie mial racje.
ja tez absolutnie nie uwazam, ze mam tu racje. ot, mocno mnie ten "problem" zafrapowal. takie glosne myslenie i granie adwokata diabla.

Odpowiedz
Gość 2010-04-24 o godz. 22:03
0

K2 napisał(a):siuda_baba, naprawde nie wolalabys, zeby Ci ktos pokazal jak "odbic dziecko" niz tylko Ci o tym opowiedzial? ;)
Na swoim egzemplarzu może pokazywać, ile chce, na moim z truuuudem. lol

mocno mnie zastanowilo to, co napisalas o nadopiekunczosci z misja. widzisz, ja tego programu zupelnie tak nie odebralam. i nie moge sie zgodzic, ze troska o zycie emocjonalne dzieci jest nadopiekunczoscia.
Stworzyło się takie wrażenie na początku wątku (kwestia doboru słów), programu nie znam, więc nie umiem więcej powiedzieć. To raz. Dwa - między innymi dlatego wyraźnie zaznaczam, że mówię tylko za siebie. Wszystko zależy od sposobu wychowania, wartości, charakteru itp. Wydaje mi się, że nasza kultura zakłada jednak jakiś wzrost dystansu (?), przestrzeni osobistej (?) po zakończeniu kształtowania się charakteru "dziecka", między nim a rodzicami. Nie twierdzę, że mam rację, to są raczej moje intuicje. Ty to odbierasz inaczej i chwała Bogu, bo "cóż mi po kimś, kto myśli tak samo jak ja?".

1-4 - sa nie do dyskusji :D 3 i 4 odebralabym dokladnie tak jak Ty, no ale trabie od poczatku tego watku, ze mowa jest o pomocy za zgoda dziecka. zas 1 i 2... swiatopogl;adu zmieniac Ci nie mam zamiaru ;) przy moich stosunkach z mojaj rodzicielka sama bym nigdy nie wpadla na pomysl 1, zas 2... pozostaje mi teorytezowac. ;) poza tym, wez pod uwage, jaki wiek podalam, co jednak moim zdaniem ma dosc duze znaczenie.
W TYM wieku niestety często to dzieci opiekują się rodzicami :(, nie na odwrót, ale to dygresja.

i oczywiscie masz racje, w naszej kulturze, malzenswto dzieci nie jest obowiazkiem rodzicow. co jednak jest dla mnie dziwne. dlaczego w tak powaznej kwestii nie jestesmy sklonne pomoc naszym dzieciom(???)
Ja nie jestem przekonana, czy to aby jest pomoc, ale to znów - JA. Jestem pewna, że kiedyś to się zmieni, a potem znowu, ale dat (wieków) nie odważyłabym się szacować. Moda, moda.

Odpowiedz
Gość 2010-04-24 o godz. 21:50
0

Melba, wsciubiamy. takze w sprawe religii, niech mnie Shiadhal poprawi, ale obowiazkiem katolika jest wychowac dziecko w wierze katolickiej. Misiek musial podpisac papier, ze nie bedzie stawal na przeszkodzie wychowania potencjalnych pociech w wierze katolickiej. pytasz o finanse - a co z pomoca z kredetymi mieszkaniowymi, utrzymywaniem w czasie studiow, etc. rodzic wsciubia nos we wszystko, nawet jesli nie robi tego swiadomie. w koncu nasladownictwo jest doskonalym sposobem nauki ;)

slowa obowiazek uzylam z premedytacja. wlasnie dlatego, ze mnie delikatnie obuchem przez leb trafilo to, ze tak powazna sprawe zupelnie odpuszczamy. dbamy o kazdy aspekt zycia naszych dzieci, zas sprawa partnera na reszte zycia jest ... tabu(???), bo wchodzi wolnosc wyboru i doroslosc ;) dla mnie to jest dziwne. ani dobre, ani zle, tylko najzwyczajniej w swiecie dziwne. pewnie jak sobie nad tym jeszcze pokombinuje, to i bede potrafiala nadac tej kwestii jakas ocene.
Ale sprzeciw chyba bierze się (przynajmniej mój) z Twojego niekonsekwentnego przekazu tutaj. Bo raz piszesz o tym w wersji "light": dam telefon i po sprawie, a kilka razy jako o OBOWIĄZKU i odniosłam wrażenie - przejmowaniu sie tym i zaangażowaniu.
mam wrazenie, ze troche teraz mieszasz fakty ;) - prosze nie bij. bardzo prosze mnie nie obarczac swoimi wyobrazeniami na temat katorg obowiazkowych i latwosci rozmawiania z obcym na temat potencjalnych randek ;) Melbus, za Twoje wyobrazenie spelniania obowiazku jestes odpowiedzialna sama :D
danie telefonu - nie jest obowiazkiem, jest za to jednym ze sposobow wywiazania sie z obowiazku, jakim jest (jesli jest) znalezienie partnera na zycie.

i po raz enty - i mam nadzieje, ze ostatni - zgoda dziecka na jakiekolwiek dzialania w kwestii potencjalnego partnera musi byc. jak grochem o sciane, jak babcie kocham :D:D:D

Odpowiedz
Reklama
Gość 2010-04-24 o godz. 21:32
0

siuda_baba, naprawde nie wolalabys, zeby Ci ktos pokazal jak "odbic dziecko" niz tylko Ci o tym opowiedzial? ;)
mocno mnie zastanowilo to, co napisalas o nadopiekunczosci z misja. widzisz, ja tego programu zupelnie tak nie odebralam. i nie moge sie zgodzic, ze troska o zycie emocjonalne dzieci jest nadopiekunczoscia.
1-4 - sa nie do dyskusji :D 3 i 4 odebralabym dokladnie tak jak Ty, no ale trabie od poczatku tego watku, ze mowa jest o pomocy za zgoda dziecka. zas 1 i 2... swiatopogl;adu zmieniac Ci nie mam zamiaru ;) przy moich stosunkach z mojaj rodzicielka sama bym nigdy nie wpadla na pomysl 1, zas 2... pozostaje mi teorytezowac. ;) poza tym, wez pod uwage, jaki wiek podalam, co jednak moim zdaniem ma dosc duze znaczenie.

i oczywiscie masz racje, w naszej kulturze, malzenswto dzieci nie jest obowiazkiem rodzicow. co jednak jest dla mnie dziwne. dlaczego w tak powaznej kwestii nie jestesmy sklonne pomoc naszym dzieciom(???)

Odpowiedz
Gość 2010-04-23 o godz. 09:05
0

Aha, zorientowałam się, że nikt nie odpowiedział na pytanie tytułowe, które jest odwrotnością całej dyskusji. lol

Czy małżeństwo dzieci jest obowiązkiem rodziców?
Ależ skąd, w naszej kulturze odpowiedź "a odczep się ode mnie dziecko, to nie mój problem" jest jak najbardziej zrozumiała i akceptowalna. ;)

Odpowiedz
Gość 2010-04-23 o godz. 08:55
0

K2 napisał(a):siuda_baba napisał(a):Pytanie logicznie wywodzące się z Twojego.
Czy dziadkowie powinni pomagać przy wychowaniu wnucząt, jeżeli uważają, że ich dzieci sobie z tym nie radzą, a dzieci wyrażają na to zgodę? Dla mnie sprawa dyskusyjna.
ok, a co rozumiemy przez pomoc w wychowaniu? jesli przyjmiemy, ze pomoca bedzie: opowiedzenie, jak sie samemu z czyms radzilo, skontatktowanie z grupami pomocy, skontaktowanie ze znajomymi / poleconymi specjalistami, wyszperanie literatury, wsparcie psychiczne, etc., to ja uwazam, ze jak najbardziej tak. jesli zas za pomoc przyjelybysmy "zabranie wnuka na odchowanie", to wedlug mnie, odpowiedz moze byc tylko nie. (pomijam przypadki skrajne).

dlatego, pomoc w znalezieniu partnera i owszem, wybor partnera - nie.
A no właśnie. Przez analogię do wychowania wnucząt: opowiedzenie dziecku, jak samemu wybierało się małżonka, gdzie się go znalazło i czym się kierowało, co można zrobić, żeby go znaleźć - tak, ale podtykanie pod nos konkretnych egzemplarzy - nie (oczywiście istnieją przypadki, gdy rodzic czy osoba bliska ma poczucie, że natrafiła na osobę wyjątkową i chciałaby żeby dziecko ją poznało, ale to się trafia raz w życiu i nie ma nic wspólnego z "poszukiwaniami").

K2 napisał(a):musze przyznac, ze sie nie spodziewalam, ze zadanie komus pytania - przy zgodzie naszej pociechy - czy nie mialby nic przeciwko temu, zebym jego telefon dala mojemu dziecku, bo mam wrazenie, ze sie swietnie dogadaja, albo wyprawienia malego przyjecia, gdzie sie zaprosi "potencjalnego partnera", wypytanie swojej fryzjerki czy nie zna moze kogos odpowiedniego, etc, wzbudza az taki sprzeciw :D
Problem tkwi na pewno w tym, jak go sformułowałaś na początku (ergo nadopiekuńczy rodzic z misją ), bo co do tego że są możliwe tego rodzaju aranże za zgodą obu stron chyba nikt nie ma wątpliwości, co więcej, to są osobiste decyzje tych ludzi, nic nam do tego. Jednak jak się okazuje niewiele osób z tych, które wypowiadają się w tym wątku, przyzwoliłoby ze swojej strony na takie poszukiwania i tu jest chyba pies pogrzebany.
Bo ja:
1. nie wyobrażam sobie, że mogłabym sama poprosić moich rodziców o takie działania
2. uznałabym to za duży zawód i brak zaufania do mnie, gdyby rodzice wyszli z taką propozycją
3. w wypadku niezapytania o zgodę: uznałabym to po prostu za zdradę, gdybym dowiedziała się, że którekolwiek z nich w celu "pomocy" komunikuje się z osobami trzecimi, typu sąsiad, fryzjerka (?!), znajomi (spytanie potem o zgodę, czy chciałabym się spotkać z tak znalezionym egzemplarzem byłoby delikatnie mówiąc mocno spóźnione, oczywiście dla mnie jedyna odpowiedź to nie + awantura).
4. w wypadku niezapytania o zgodę: podobnie jak w punkcie trzecim, gdybym dowiedziała się, że zastawiona jest na mnie pułapka-przyjęcie itp. w celu zaaranżowania spotkania (rodzice = awantura, znajomi = rozważam zerwanie kontaktów, jak widać brak mi poczucia humoru w sferze intymnej)

Ale jeśli komuś to odpowiada - proszę bardzo. Nic mi do tego.

BTW, szukasz już kogoś dla Niuśki, że pytasz? lol

Odpowiedz
Gość 2010-04-23 o godz. 00:42
0

Jania napisał(a):zapisać zapiszę, gdy dziecko bedzie miało parę lat, ale zmuszac do uczenia nie będę i uczyć się za dziecko też nie. Wskażę plusy i minusy znajomości języków - samo wybierze...
Ja już teraz mogę zgadywać co wybierze: wkuwanie słówek czy np. zabawę z kolegami ;)

Odpowiedz
Gość 2010-04-22 o godz. 23:52
0

siuda_baba napisał(a):Pytanie logicznie wywodzące się z Twojego.
Czy dziadkowie powinni pomagać przy wychowaniu wnucząt, jeżeli uważają, że ich dzieci sobie z tym nie radzą, a dzieci wyrażają na to zgodę? Dla mnie sprawa dyskusyjna.
ok, a co rozumiemy przez pomoc w wychowaniu? jesli przyjmiemy, ze pomoca bedzie: opowiedzenie, jak sie samemu z czyms radzilo, skontatktowanie z grupami pomocy, skontaktowanie ze znajomymi / poleconymi specjalistami, wyszperanie literatury, wsparcie psychiczne, etc., to ja uwazam, ze jak najbardziej tak. jesli zas za pomoc przyjelybysmy "zabranie wnuka na odchowanie", to wedlug mnie, odpowiedz moze byc tylko nie. (pomijam przypadki skrajne).

dlatego, pomoc w znalezieniu partnera i owszem, wybor partnera - nie.

siuda co do szkol... faktycznie moje pojecie o systemie edukacyjnym w Polsce jest zupelnie nijakie. ale pamietam, ze wybierajac liceum ja sie kierowalam tym, gdzie ida moi znajomi, moja rodzicielke interesowal tylko i wylacznie procent osob dostajacych sie na studia. dzieki temu trafilam do jednej z owczesnych zylet szkolnych. nie zaluje, mimo, ze swoje dziecko bym poslala tam "za kare" ;) jednak biorac pod uwage system tutejszy, sa szkoly specjalizujace sie w danej dziedzinie i taka oceanologia na uniwerku x, ma poziom duzo wyzszy niz na uniwerku y. i owszem, jesli pojscie na uniwerek mialoby byc li tylko, zeby jakis papier miec, to niech sobie poldiable idzie gdzie chce, ale jesli faktycznie chce byc drugim Custo, to bym wziela za lape i wyciagnela za uszy w razie potrzeby na dzien otwarty. reszte bym odpuscila.

musze przyznac, ze sie nie spodziewalam, ze zadanie komus pytania - przy zgodzie naszej pociechy - czy nie mialby nic przeciwko temu, zebym jego telefon dala mojemu dziecku, bo mam wrazenie, ze sie swietnie dogadaja, albo wyprawienia malego przyjecia, gdzie sie zaprosi "potencjalnego partnera", wypytanie swojej fryzjerki czy nie zna moze kogos odpowiedniego, etc, wzbudza az taki sprzeciw :D

Odpowiedz
Jania 2010-04-22 o godz. 21:09
0

K2 napisał(a):Jania napisał:
W edukację tez na podobnej zasadzie będziemy ingerować - damy możliwości finansowe, mieszkaniowe, czasami wsparcie słowne, ale nie będziemy chodzić na języki, wykłady i nie bedziemy siedzieć po nocach ucząc się za kogoś.

zapisac dziecko na jezyki tez nie zapiszecie? "katalogu szkol" tez nie pomozecie znalezc? jesli juz analogia, to neich bedzie do konca poprawna. czym innym jest pomoc w znalezieniu odpowiedniej szkoly, a czym innym uczenie sie w tej szkole.
zapisać zapiszę, gdy dziecko bedzie miało parę lat, ale zmuszac do uczenia nie będę i uczyć się za dziecko też nie. Wskażę plusy i minusy znajomości języków - samo wybierze...

Odpowiedz
Gość 2010-04-22 o godz. 20:23
0

Aaa, pójdę sobie po konkretach 8):
Zapisanie na języki odbywa się przez rodziców tylko ze względu na ograniczenia techniczno-finansowe - takiej mocno niepełnoletniej i niezarabiającej osóbce z początku szkoły podstawowej trudno się samej zgłosić na kurs, bo nikt jej nie weźmie poważnie. ;) Oczywiście licealiści zapisują się już sami gdzie chcą i jak chcą. Z własnego doświadczenia.
W "katalogu szkół" zwykle bardziej pomagają trochę starsi koledzy, bo sytuacja na rynku edukacyjnym zmienia się tak szybko, że rodzice są co najmniej niedoinformowani (tu mówię o Polsce). Poza tym jest to już wiek, kiedy dziecko swój rozum ma. Z własnego doświadczenia.

Teraz poważnie - też jestem zdania, że pomoc rodziców powinna się kończyć na modlitwie (i to nie o męża, a o właściwą drogę życia). Pomoc rodziców w przypadku osoby bardzo młodej wiąże się raczej z jej ograniczeniami psychofizycznymi, w wypadku małżeństwa lepiej byłoby, gdyby takowe jednak nie istniały ;).
Umiem wyobrazić sobie ludzi, którzy proszą o pomoc w wyborze partnera rodziców, takiej zasadzie, na jakiej korzysta się ze swatki czy biura matrymonialnego - tyle że rodzicom, powiedzmy, bardziej ufają. Jednak dla mnie osobiście z nastręczaniem 8) sobie osób wiąże się pewne ryzyko. Wydaje mi się, że im wybór poważniejszy, tym bardziej człowiek powinien być zdany wyłącznie na siebie. Właśnie ze względu na dużą odpowiedzialność i konsekwencje takiej decyzji. Więc niby z jednej strony nie ma nic złego w tym, że rodzice poznają z kimś dziecko, ale dla mnie niedopuszczalnym już byłoby robienie tego z intencją "a może wypali", bo gdyby nie daj Boże wypaliło a potem padło po paru latach, to ja (osobiście) do końca życia miałabym pokusę zwalania tego nieudanego wyboru na rodziców. Z tego co wiem, tak właśnie radzą z tym sobie ludzie Wschodu.
Poza tym tak praktycznie na to patrząc, rodzice zwykle mają najmniejsze pojęcie o tym, co może odpowiadać ich dziecku.

Pytanie logicznie wywodzące się z Twojego.
Czy dziadkowie powinni pomagać przy wychowaniu wnucząt, jeżeli uważają, że ich dzieci sobie z tym nie radzą, a dzieci wyrażają na to zgodę? Dla mnie sprawa dyskusyjna.

Odpowiedz
Gość 2010-04-22 o godz. 18:11
0

spinka napisał(a):A co jeśli latorośl nie ma potrzeby posiadania partnera?
K2 napisał(a):ja nie mowie o "napastowaniu dzieci i uszczesliwaniu ich na sile", ale o pomocy dzieciom. skoro jest mowa o pomocy, to na te pomoc musi byc wyrazona zgoda. wiec odpowiedz jest prosta: nic.
kto i gdzie pisze pisze o usilnym namawianiu do malzenstwa?
Jania napisał(a):W edukację tez na podobnej zasadzie będziemy ingerować - damy możliwości finansowe, mieszkaniowe, czasami wsparcie słowne, ale nie będziemy chodzić na języki, wykłady i nie bedziemy siedzieć po nocach ucząc się za kogoś.
zapisac dziecko na jezyki tez nie zapiszecie? "katalogu szkol" tez nie pomozecie znalezc? jesli juz analogia, to neich bedzie do konca poprawna. czym innym jest pomoc w znalezieniu odpowiedniej szkoly, a czym innym uczenie sie w tej szkole.

Odpowiedz
Gość 2010-04-22 o godz. 17:31
0

Dziś za mąz wyszła moja serdeczna psiapsiółka w wieku lat 37. Szukała przez kilka lat połówki ale w wieku 35 przestała. Po roku była zaręczona a od dziś jest mężatką.
Kiedy szukała była b.b.b. wrażliwa na próby pomocy i zawsze ją to drażniło. Niedawno rozmawiałam z nią czemu tak przyjmowała próby pomocy...sama nie wie ale w zasadzie wychodzi na to, że nie byliśmy ludźmi, którzy mogli jej pomóc. To w niej był lęk przed związkiem, obawa przed odrzuceniem. To nie była bezradność w szukaniu kogokolwiek...

Odpowiedz
Gość 2010-04-22 o godz. 15:08
0

A co jeśli latorośl nie ma potrzeby posiadania partnera? Wtedy takie poczucie rodzicielskiego obowiązku może być niebezpieczne dla relacji z dzieckiem.
Osobiście uważam, że to bardziej ambicja rodziców a nie poczucie obowiązku stoi za usilnym namawianiem do małzeństwa, czy szukaniem odpowiedniego partnera. Chcą w ten sposób realizować również swoje marzenia o szczęśliwej rodzinie i wnukach, a może wręcz unieśmiertelnieniu swoich genów ;) I wszytsko jest OK dopóki nie uszczęśliwia się dziecka na siłę.

Odpowiedz
Jania 2010-04-22 o godz. 13:44
0

K2 napisał(a):im dluzej o tym mysle, tym bardziej wydaje mi sie dziwne, ze wsciubiamy nasz nos wszedzie - swiatopoglad, etyka, edukacja, finanse, zdrowie, etc. zas sprawe tak powazna jak partner na reszte zycia praktycznie odpuszczamy.
mamy conajmniej 17 lat zycia, by wychować i pokazać na własnym i czasami cudzym przykładzie jak żyć i na jakie cechy przyszłego partnera zwracać uwagę. Na jakich podwalinach budować własne życie. Co z tym zrobi zalezy juz tylko od młodej jednostki.

W edukację tez na podobnej zasadzie będziemy ingerować - damy możliwości finansowe, mieszkaniowe, czasami wsparcie słowne, ale nie będziemy chodzić na języki, wykłady i nie bedziemy siedzieć po nocach ucząc się za kogoś.

Odpowiedz
Gość 2010-04-22 o godz. 11:48
0

a mnie to zastanawia. obawiam sie, ze nie ma mocnych, bedziemy obarczac innych naszymi bledami wychowawczymi. (chyba, ze ktos sie poczuwa do ich zupelnego braku, jesli tak to moge tylko pogratulowac samooceny.)

im dluzej o tym mysle, tym bardziej wydaje mi sie dziwne, ze wsciubiamy nasz nos wszedzie - swiatopoglad, etyka, edukacja, finanse, zdrowie, etc. zas sprawe tak powazna jak partner na reszte zycia praktycznie odpuszczamy. i o ile jesli dziecko znajdzie sobie partnera samo, to oczywiscie nie widze powodow, zeby w to ingerowac. ale jesli chce, ale nie moze znalezc? dlaczego pomoc wtedy nie mialaby byc naszym obowiazkiem. jesli szukaloby pracy, rozpuscilybysmy wici i wypytywaly, aby pomoc. jesli szukaloby informacji jakiejs czy rozwiazania jakiegokolwiek problemu, podobniez. dlaczego wiec nie tylko nie poczuwamy sie do obowiazku pomocy w znalezieniu partnera, ale sam koncept traktujemy jak jeza?

i jeszcze raz podkresle, ze przez pomoc w szukaniu partnera rozumiem to o czym pisala ewak, przedstawienie sobie potencjalnej pary i nic ponad to.

Odpowiedz
Gość 2010-04-22 o godz. 11:07
0

Madeleine napisał(a):Hmmm. Kiedyś rzuciłam w żartach do mojej mamy, że mogłaby mi męża wymodlic ;) Jakieś poł roku pózniej poznałam G.
I to by było na tyle, jeśli chodzi o moją wizję rodziców, zaangażowanych w małżeństwa swoich dzieci. Dalej chyba nie widzę potrzeby.
suuuper :D :D :D
Na mame mozna ZAWSZE liczyc :D :D :D

Odpowiedz
Gość 2010-04-22 o godz. 10:22
0

Jania - super to ujęłaś :)

Odpowiedz
reniatka 2010-04-22 o godz. 08:22
0

K2 napisał(a):ja nie mowie o "napastowaniu dzieci i uszczesliwaniu ich na sile", ale o pomocy dzieciom. skoro jest mowa o pomocy, to na te pomoc musi byc wyrazona zgoda. i czym innym jest pytanie " a kiedy w koncu sobie kogos znajdziesz", a czym innym wypytanie znajomych czy nie znaja kogos, kto ma podobne zainteresowania / swiatopoglad do naszego dziecka.
no a ja właśnie tak zrozumiałam fragment o "delikatnym/ mniej delikatnym wypytywaniu", ale pewnie zrozumiałam go tak, jak widzę na "swoim podwórku";-) co do przedstawiania kogoś, kto może "pasować" już pisałam - jak najbardziej

Odpowiedz
Jania 2010-04-22 o godz. 07:58
0

Madeleine napisał(a):Hmmm. Kiedyś rzuciłam w żartach do mojej mamy, że mogłaby mi męża wymodlic ;) Jakieś poł roku pózniej poznałam G.
I to by było na tyle, jeśli chodzi o moją wizję rodziców, zaangażowanych w małżeństwa swoich dzieci. Dalej chyba nie widzę potrzeby.
taka ingerenacja jak najbardziej. Ale szukanie partnera i mieszanie się - brr - broń boże. Poza tym jak moje dziecię bedzie sieroctwem, które nie bedzie umialo sobie znaleźć partnera, to dlaczego mam unieszczęliwiać jakiegoś obcego człowieka, moimi błędami wychowawczymi. -To taka najtragiczniejsza wizja :)

Natomiast - nie wiem czy opanuję się co do ingerencji w tę drugą stronę. Jesli zobaczę, że partner mojego dziecka jest nieodpowiedni i nie traktuje z szacunkiem moją latorośl - to chyba wkroczę do akcji.

Odpowiedz
Gość 2010-04-22 o godz. 07:35
0

Melba napisał(a):W ogóle nie nasza kultura, nie nasze normy...
Otoz to, w innych kulturach (Chiny chociazby) takie aranzowanie zwiazkow jest wrecz elementem tradycji. Malo tego, w swatanie angazuja sie czesto krewni (ciotki bywaja aktywne lol ), dziadkowie, a nawet znajomi i sasiedzi. Na szczescie, w wiekszosci przypadkow, to randka w ciemno, ma decydujace znaczenie, a nie pobozne zyczenia rodzicow.

Teoretyzujac, z mojego punktu widzenia - nie mialabym nic przeciwko przedstawieniu mi kogos przez rodzicow, bo jestem bardzo otwarta jestem na nowe znajomosci 8) Z tymze, zdecydowanie traktowalabym chlopaka, jako kandydata na ewentualnego przyjaciela, nie zas meza.

Odpowiedz
Gość 2010-04-21 o godz. 19:32
0

Hmmm. Kiedyś rzuciłam w żartach do mojej mamy, że mogłaby mi męża wymodlic ;) Jakieś poł roku pózniej poznałam G.
I to by było na tyle, jeśli chodzi o moją wizję rodziców, zaangażowanych w małżeństwa swoich dzieci. Dalej chyba nie widzę potrzeby.

Odpowiedz
Gość 2010-04-21 o godz. 13:19
0

ja nie mowie o "napastowaniu dzieci i uszczesliwaniu ich na sile", ale o pomocy dzieciom. skoro jest mowa o pomocy, to na te pomoc musi byc wyrazona zgoda. i czym innym jest pytanie " a kiedy w koncu sobie kogos znajdziesz", a czym innym wypytanie znajomych czy nie znaja kogos, kto ma podobne zainteresowania / swiatopoglad do naszego dziecka.

Odpowiedz
reniatka 2010-04-21 o godz. 11:55
0

K2 napisał(a):
nie mowie, tu o przymuszaniu do malzenstwa z wybrankiem / wybranka rodziny, ale o pomocy w szukaniu partnera: rozpuszczaniu wici, delikatnym lub mniej delikatnym wypytywaniu, zimnych rachowaniu, ze jak "ma alergie na konie, to nie ma szansy, bo cora / syn konie kochaja", etc
hmm mam siostrę cioteczną, która ma 32 lata i nie ma nikogo stałego - takie mniej delikatne pytania ma u swoich rodziców na porządku dziennym - wzmaga się to za każdym razem jak jakaś znajoma/ ktoś z rodziny: się zaręcza/ wychodzi za mąż/ rodzi dziecko... nie zauważyłam, by miało to jakikolwiek pozytywny wpływ...a wkurzające jest na maxa. czasem wręcz widzę jak sis jest przykro z tego powodu - bo to nie tak, że ona przecież nie chce, ale w końcu jak nie trafia na kogoś, kto jej odpowiada to po co ma się spieszyć, przymuszać? moim zdaniem każdy układa sobie życie tak jak chce i jak mu się udaje...
z drugiej strony jak się zna kogoś, kto by "pasował" to nie widzę przeciwskazań, by przedstawić...a nuż coś zaiskrzy ;)

Odpowiedz
Odpowiedz na pytanie