-
Gość odsłony: 2896
Mama w pracy - kampanie
Wczoraj widziałam w Warszawie dwa billboardy nowej kampanii promującej zatrudnianie mam. Na obu na pierwszym tle była kobieta, z tyłu dzieci i hasła: skupienie (chyba?) na jednym, co na drugim nie pamiętam. Oba łączyło jakieś hasło mówiące o tym, że mamy są dobrymi pracownikami.
Bardzo, bardzo mi się te reklamy podobały. Wiecie może coś więcej o tej kampanii? Jakiś link, cokolwiek?
Kajko napisał(a):wpadamy w wir bycia "naj" , żeby udowodnić, że sie nie damy dyskryminacji
swiete slowa. ja bym nawet poszla dalej i powiedzial; zeby udowodnic, ze nie jestesmy gorsze. gorsze nie tylko od mezczyzn, ale i od kolezanek.
ze dwa lata temu dopadl mnie dol potworny, jak sie dowiedzialam co robia znajomi z liceum. i zupelnie nie bralam pod uwage, ze wielka pani manager ze swiatowego koncernu czy slawna pani archeolog nie maja rodziny, ze matka 12 dzieci prowadzaca rodzine zastepcza nie ma innej pracy, ze pan filozof zarabia grosze, etc. wazne bylo, ze oni odnosza sukces w swojej dziedzinie i stworzylam sobie zupelnie walniety obraz idealu kobiety, ktora powinna stac na czele koncernu, wydawac publikacje ne ten temat, zarabiac miliony, majac wspaniala kochajaca rodzine i w miedzyczasie duskutowac o Kirkegaardzie, jak za starych czasow, nie zapominajac o super figurze i codziennych "obiadach czwartkowych", etc
owszem, nie borykam sie ze smiercia glodowa, ale obciazenie fizyczne zostalo niejako zastapione przez psychiczne, ktore obecnie jest potworne. spoleczenstwo nie daje przyzwolenia na porazke, osobista, zawodowa, kulturowa, socjologiczna. i tak sobie mysle, ze pewnie dotyczy to rowniez mezczyzn. tylko, ze kobiety za wszelka cene musza udowadniac, ze dadza rade.
Kajko napisał(a):Nabla napisał(a):
Czyli ogólnie jest wszystko fajnie, dyskryminacji nie ma i tylko jesteśmy przewrażliwione?
uhhh - dzis ze mną troche nie teges, bo mnie choroba rozkłada...ale żebym aż tak bełkotliwie gadała? żeby az takie niezrozumienie?
Dyskryminacja jest. Dzieje sie w najrózniejszych sytuacjach, o których pisały dziewczyny, i trzeba z tym wlaczyć. Ale najgorsze jest to co siedzi w naszej głowie: to że, by z tym wlaczyć wpadamy w wir bycia "naj" , żeby udowodnić, że sie nie damy dyskryminacji. I czasem na tym tracimy. siebie tracimy w pędzie do rozbijania szklanych sufitów, odbieramy sobie możliwość bycia panią domu li i jedynie (nawet jak właśnie tego chcemy) i cudowności najzywklejszego nudzenia się.
Zobacz dokładnie do czego był mój komentarz.
Nabla napisał(a):
Czyli ogólnie jest wszystko fajnie, dyskryminacji nie ma i tylko jesteśmy przewrażliwione?
uhhh - dzis ze mną troche nie teges, bo mnie choroba rozkłada...ale żebym aż tak bełkotliwie gadała? żeby az takie niezrozumienie?
Dyskryminacja jest. Dzieje sie w najrózniejszych sytuacjach, o których pisały dziewczyny, i trzeba z tym wlaczyć. Ale najgorsze jest to co siedzi w naszej głowie: to że, by z tym wlaczyć wpadamy w wir bycia "naj" , żeby udowodnić, że sie nie damy dyskryminacji. I czasem na tym tracimy. siebie tracimy w pędzie do rozbijania szklanych sufitów, odbieramy sobie możliwość bycia panią domu li i jedynie (nawet jak właśnie tego chcemy) i cudowności najzywklejszego nudzenia się.
Kajko napisał(a):A najgorsze jest to, że to sie tak wszczepiło już w naszą obyczajowośc, że sama musialam siebie przekonywać,że moja koleżanka wybierając TYLKO pracę do domu i rodziny NIC nie traci. I wcale łatwo mi to nie przyszło.
O właśnie, właśnie. Dla mnie pozostanie w domu byłoby czymś naprawdę super. Z męskich prac w domu - pranie (ciekawe, prawda? ale B. na przykład zawsze pierze i przyznaję jakiś ma dryg do tego), wszelka elektryka i naprawy, trzepanie dywanów. A ja uwielbiam... prasować (co jest szokiem dla niektórych ;), ale mnie to relaksuje ), zmywać, generalnie sprzątać - daje mi to straszną satysfakcję. O gotowaniu nie wspomnę.
Co bym miała stracić? Pewnie większy kontakt z ludźmi, ale za nim aż tak nie tęsknię.
za pewne i tak skończę jednak w pracy, bo z jednej pensji ciężko się utrzymać.
gonick napisał(a):
Przyzwolenie w mediach jest, a i owszem. nie jednak przyzwolenia na to, by za tę pracę płacic i uznawać ją za pełnowartosciową.
O coś takiego mi właśnie chodziło, dzięki Gonick. ;)
Kajko napisał(a):Tate napisał(a):Zauważyłyśmy ostatnio wsród znajomych kobiet, tych z 'feministycznym' zacięciem ;) że niekiedy przeradza się to w groteskę ( to tak w ramach samokrytyki)
Jesteśmy tak bardzo wyczulone na przejawy 'macho' wśród naszych facetów ( taki wewnętrzny detektor) , że każde stereotypowe zachowanie zapala w nas czerwone światełko.
Przychodzi po pracy, włącza tv i pyta o piwo. Alarm- alarm!Boże z jakim samcem typowym ja jestem. Alarm
Dopiero po chwili dopada nas myśl, że to on ma bonanzę w pracy przez ostatni miesiąc, ja w tym czasie wyjechałam na weekend ze znajomymi, kilka razy byłam sama na imprezkach i...on nie marudził. lol
heh - popisuje się. dlatego własnie mówię o nie wpadaniu w pułapkę presji i dystansie zdroworozsądkowym, czasem wbrew temu co piszą w "cosmopolitan" ;)
Czyli ogólnie jest wszystko fajnie, dyskryminacji nie ma i tylko jesteśmy przewrażliwione?
Tate napisał(a):Zauważyłyśmy ostatnio wsród znajomych kobiet, tych z 'feministycznym' zacięciem ;) że niekiedy przeradza się to w groteskę ( to tak w ramach samokrytyki)
Jesteśmy tak bardzo wyczulone na przejawy 'macho' wśród naszych facetów ( taki wewnętrzny detektor) , że każde stereotypowe zachowanie zapala w nas czerwone światełko.
Przychodzi po pracy, włącza tv i pyta o piwo. Alarm- alarm!Boże z jakim samcem typowym ja jestem. Alarm
Dopiero po chwili dopada nas myśl, że to on ma bonanzę w pracy przez ostatni miesiąc, ja w tym czasie wyjechałam na weekend ze znajomymi, kilka razy byłam sama na imprezkach i...on nie marudził. lol
heh - popisuje się. dlatego własnie mówię o nie wpadaniu w pułapkę presji i dystansie zdroworozsądkowym, czasem wbrew temu co piszą w "cosmopolitan" ;)
Zauważyłyśmy ostatnio wsród znajomych kobiet, tych z 'feministycznym' zacięciem ;) że niekiedy przeradza się to w groteskę ( to tak w ramach samokrytyki)
Jesteśmy tak bardzo wyczulone na przejawy 'macho' wśród naszych facetów ( taki wewnętrzny detektor) , że każde stereotypowe zachowanie zapala w nas czerwone światełko.
Przychodzi po pracy, włącza tv i pyta o piwo. Alarm- alarm!Boże z jakim samcem typowym ja jestem. Alarm
Dopiero po chwili dopada nas myśl, że to on ma bonanzę w pracy przez ostatni miesiąc, ja w tym czasie wyjechałam na weekend ze znajomymi, kilka razy byłam sama na imprezkach i...on nie marudził. lol
Tate napisał(a):Podobnie u nas: teoretycznie mamy to równouprawnienie, mamy tego świadomość, że teoretycznie możemy WSZYSTKO, w praktyce okazuje się, że wolno nam niewiele. I szczerze mówiąc ( wracając do tematu kampanii ) jest to żenujące, że XXI wieku ktoś musi bilbordami przypominać o tak oczywistych kwestiach!
Bo równouprawnienie to formalna kwestia,
Co z tego, że formalnie można, jak stereotyp matki-polki i milion innych stereotypów nieodłacznych naszej kulturze mówi "nie można"
Kajko napisał(a):To nie ja nazwałam to mityczna przeszłością Wink Ale tak-chodzi mi o takie sytuacje jak z Twoją babcią - nikt wtedy nie patrzył na nią jak na wariatkę. A dziś gdy jakas dziewczyna inna niż Ty wybierze z własnej woli takie rzowiązanie to jest bardzo dziwnie postrzegana.
Na prawdę uważasz, że ona to wybrała? I że ten wybór oznaczał dla niej mniejsze obciążenie fizyczne i psychiczne niż mamy teraz.
Tate napisał(a):Podobnie u nas: teoretycznie mamy to równouprawnienie, mamy tego świadomość, że teoretycznie możemy WSZYSTKO, w praktyce okazuje się, że wolno nam niewiele.
Żyjemy w szowinistycznym świecie, ale tak na prawdę to od nas, kobiet, zależy jak będzie dalej. Począwszy od wychowywania synów na feministów ;) na codziennej walce o uświadomienie facetów kończąc.
I potem może się zdarzyć jak w moim najbliższym otoczeniu - że to ojciec idzie na roczny urlop w przypadku choroby dziecka, że to ojciec gotuje w domu, płaci wszystkie rachunki i robi zakupy. Że to mąż odwiesza karierę na kołku, żeby dołączyć do żony robiącej swoją karierę. Że to szef walczy z biurokracją o wprowadzenie urlopu macierzyńskiego do kontraktu o pracę.
Mój ojciec, mój mąż, mój szef.
gonick napisał(a):
To jest osobny temat.
Dopiero zauwazajac cene, jaką sie płaci za kariere widzimy dokładnie "niewidzalny" mechanizm patriarchatu.
Kobiety przeciez moga robić kariery i piastować najwyzsze funkcje państwowe.
Tyle tylko ze zawsze jest jakas cena:
[...]
nie wspominając o szklanym suficie, nizszych pensjach i proponowaniu kobietom złotych środków w postaci niepełnych etatów i umów zlecenia, które moze i dają pieniądze, nie momagają jednak zbudować stabilnej kariery
To tak trochę jak ze społeczeństwem w krajach Trzeciego Świata.
Dostęp do tv dał im możliwość poznania czegoś innego, odmiennego, tym samym stwarzając pozór obietnicy, że u nich też tak już niedługo będzie.Rodzi to nic innego, jak frustrację.
Podobnie u nas: teoretycznie mamy to równouprawnienie, mamy tego świadomość, że teoretycznie możemy WSZYSTKO, w praktyce okazuje się, że wolno nam niewiele. I szczerze mówiąc ( wracając do tematu kampanii ) jest to żenujące, że XXI wieku ktoś musi bilbordami przypominać o tak oczywistych kwestiach!
Nabla napisał(a):Kajko napisał(a):
Chodzi Ci o takie mity, jak moja babcia? Po zajściu w pierwszą ciążę zrezygnowała z pracy. Potem wychowywała 3 dzieci, uprawiała działkę (bo pensja dziadka nie wystarczyłaby na wyżywienie całej rodziny), potem opiekowała się dziećmi swojego rodzeństwa, na końcu wnukami.
I ja równouprawnienie widzę trochę inaczej - nie uważam, że należy zacząć wymagać od kobiet mniej. Tylko od facetów więcej. ;)
To nie ja nazwałam to mityczna przeszłością ;) Ale tak-chodzi mi o takie sytuacje jak z Twoją babcią - nikt wtedy nie patrzył na nią jak na wariatkę. A dziś gdy jakas dziewczyna inna niż Ty wybierze z własnej woli takie rzowiązanie to jest bardzo dziwnie postrzegana.
To ja już wolę mój układ obecny, gdy pracujemy oboje i o dom dbamy oboje (nie czaruję się, że po równo ale mam prawo egzekwować od męża pewne obowiązki).
No taki układ to i ja wolę :) Nic dziwnego. Taki układ jest ok. Ale nie jest ok
1) gdy od męża sie wyekzekwować nie da i zasuwa się na 2 etaty bez bycia docenioną
2) gdy praca tylko w domu z wyboru jest traktowana jako cos dziwnego.
I ja równouprawnienie widzę trochę inaczej - nie uważam, że należy zacząć wymagać od kobiet mniej. Tylko od facetów więcej
Więcej od facetów. 3xTAK. Ale też czasem więcej dystansu do siebie i swojej doskonałości tak zewnętrznej jak i wewnętrznej... Żeby nie wpaść w pułapke i wasnemu dziecku nie fundować na komunie operacji plastycznej uszu...
za to, że nie angażowałysię w pracę zawodową na tyle, aby teraz móc prowadzić samodzielne życie.
To jest osobny temat.
Dopiero zauwazajac cene, jaką sie płaci za kariere widzimy dokładnie "niewidzalny" mechanizm patriarchatu.
Kobiety przeciez moga robić kariery i piastować najwyzsze funkcje państwowe.
Tyle tylko ze zawsze jest jakas cena:
- kiedy rezygnują z macierzyństwa i oddają się pracy - stają w obliczu "albo" albo" - ceną jest rodzina, o której nie musza, ale moga marzyc
- kiedy decydują sie owe dzieci odchować - startują do kariery z kilkletnim opóźnieniem
- kiedy mają dzieci i usiłują to jakoś godzić - pojawiają się nisnanski w domu, bo męzczyzna który wraca pózno - pracuje na utrzymanie rodziny, kobieta - zaniedbuje ją
- w wyścigu o pracę są dyskryminowane i uznawane za mniej dyspozycyjne - bo przeciez dzieci choruja - mógłby się chorymi dziecmi zając tata, ale w Polsce robi to tylko 1% mężczyzn
koło się toczy i samo zamyka
nie wspominając o szklanym suficie, nizszych pensjach i proponowaniu kobietom złotych środków w postaci niepełnych etatów i umów zlecenia, które moze i dają pieniądze, nie momagają jednak zbudować stabilnej kariery
Kajko napisał(a):mityczna przeszłość? hm... jeśli mitologia sięga 30-50 lat wstecz... a mityczne postacie wciąz żyją w naszym społeczeństwie - to można to zwać i mitologią....
Chodzi Ci o takie mity, jak moja babcia? Po zajściu w pierwszą ciążę zrezygnowała z pracy. Potem wychowywała 3 dzieci, uprawiała działkę (bo pensja dziadka nie wystarczyłaby na wyżywienie całej rodziny), potem opiekowała się dziećmi swojego rodzeństwa, na końcu wnukami.
Dziadek pracował na dwa etaty, żeby towarzystwo utrzymać. W domu nie robił absolutnie nic, był ścisły rozdział obowiązków.
To ja już wolę mój układ obecny, gdy pracujemy oboje i o dom dbamy oboje (nie czaruję się, że po równo ale mam prawo egzekwować od męża pewne obowiązki).
I ja równouprawnienie widzę trochę inaczej - nie uważam, że należy zacząć wymagać od kobiet mniej. Tylko od facetów więcej. ;)
Kajko napisał(a):
Tylko o presję psychiczną bycia: przedsiębiorczą, dzielną, radzącą sobie z wszystkim doskonale. Z wojną płci, gdy koniecznie musimy udowodnić,że pordzimy sobie też z "męskimi" zajęciami równie dobrze albo lepiej niż oni... I cos fajnego ugotować, bo to modne i do kina pójść i przeczytać i dziecko japońskiego nauczyć.
W ten sposób na wyzwoleniu kobiet w dużej mierze zyskali faceci! Żona traktowana jest jako równorzędny partner ( ideologicznie to brzmi nieźle).
Jednak po pewnym zastanowieniu widać, że w ten sposób nie ma dla nas taryfy ulgowej, gdyż utracone zostały bezpowrotnie przywileje kobiet.
I tak:matką trzeba być, ale po porodzie natychmiast należy wcisnąc sie w najmniejsze jeansy i wrócić z usmiechem do pracy,byc boginą sex-appealu, w wieku 50 lat wyglądać max. na 30, umieć poradzić sobie ze wszystkimi obowiązkami, zarówno tymi stereotypowo kobiecymi , jak i męskimi ( bo przecież jesteśmy nowoczesne, no nie? suflet, zmiana uszczelki, uszycie ślicznych zasłonek, sprawdzenie co tak 'stuka' w prawym kole)
A skoro jest to układ partnerski, tak jak w kontaktach biznesowych, gdy tylko przestaniemy się sprawdzać w którejś z tych dziedzin, mozna nas wymienić na 'nowszy, lepszy model'.
I w tym systemie nic nie chroni kobiet!
Szczególnie żal mi własnie matek, żon, które po 15 -20 latach malżenstwa pozostają ' na lodzie.' Poświęciły czas temu, co chciały i umiały robic: wychowaniu kilkorga dzieci, utrzymaniu domu, dbaniu o męża.
Dowiadują się potem, że są zwykłymi kurami domowymi, a opinia publiczna piętnuje je, za to, że nie angażowałysię w pracę zawodową na tyle, aby teraz móc prowadzić samodzielne życie.
Shiadhal napisał(a):Nabla, trawa jest zawsze zielensza u sasiada, nie?
a jeszcze w mitycznej przeszlosci, to juz w ogole ;)
nie jest to kwestią zazdroszczenia komukolwiek-bo komu?. tylko rzeczywistością. faktem. presja jest. albo nie - może bardzie poprawnie politycznie/forumowo będzie gdy powiem: ja ją odczuwam.
mityczna przeszłość? hm... jeśli mitologia sięga 30-50 lat wstecz... a mityczne postacie wciąz żyją w naszym społeczeństwie - to można to zwać i mitologią....
Najbardziej mnie w tym wszystkim zadziwia to, że gdy ktoś się zawodowo zajmuje prowadzeniem domu (teraz już w zaniku, ale była kiedyś instytucja gosposi czy pomocy domowej, a teraz w ten czy inny sposób też to funkcjonuje) to jest to traktowane z szacunkiem i zrozumieniem, jako taki rodzaj pracy zarobkowej.
W sytuacji gdy robi się to w domu (powiedzmy sobie szczerze, gdy kobieta robi to we własnym domu) ta sama praca nie ma żadnej wartości w odbiorze wielu osób.
Nabla, trawa jest zawsze zielensza u sasiada, nie?
a jeszcze w mitycznej przeszlosci, to juz w ogole ;)
Nabla napisał(a):
Ja mam wrażenie, że teraz mamy więcej na głowie, ale ciężar tego jest znacznie mniejszy. Bo lęk o "samospełnienie się", realizowanie się w pracy, parcie do przodu, wyścig szczurów, bycie idealną matką, pracownicą i kochanką - czym to jest w kontraście z wizją braku jedzenia na drugi dzień (absolutnie żadnego jedzenia), śmiertelności okołoporodowej matek rzędu 30%, wizją śmiertelnej w skutkach biegunki, opcji zabrania męża do wojska na kilka (a nawet 10) lat...
a jeśli to zestawić z AIDS, narkomanią czychającą na nasze dzieciaki, wszędobylską przemocą, niepłodnością, rozwodami na porządku dziennym (tak!) itp? ciężar porównywalny... a lęk o samospełnienie znacznie większy. właśnie tak jak napisała to Zła :Mi się wydaje, że nie ma takiego przyzwolenia w mediach na zostanie w domu i bycie gospodynią domową. Nie ma. A najgorsze jest to, że to sie tak wszczepiło już w naszą obyczajowośc, że sama musialam siebie przekonywać,że moja koleżanka wybierając TYLKO pracę do domu i rodziny NIC nie traci. I wcale łatwo mi to nie przyszło.
Zła kobieta napisał(a):Mi się wydaje, że też nie ma takiego przyzwolenia w mediach na zostanie w domu i bycie gospodynią domową. Może się mylę... ale czasami odnoszę takie wrażenie. Lubię zajmować się domem, sprzątać, gotować - po prostu dobrze się z tym czuję. ;) Z miłą chęcią zostałabym typową "kurą", co jednak nie ma nic wspólnego z byciem niezależną (no dobrze, może zależną wówczas finansowo... ale nie przesadzajmy).
Przyzwolenie w mediach jest, a i owszem. nie jednak przyzwolenia na to, by za tę pracę płacic i uznawać ją za pełnowartosciową.
Moi rodzice oboje pracują 8h dziennie, potem tata wraca z pracy i siada w fotelu.
Mama zdejmuje ciuchy eleganckie, wbija sie w dresik i do drugiej roboty - pranie, gotowanie, kanapeczki dla męża.
Dla mnie to są dwa etaty. Pełnowartościowe etaty.
Dla innych, prawdziwa praca to ta, która przynosi pieniądze, ta w domu sie nie liczy, jest niejako wpisana w "naturalny" podział ról
Kajko napisał(a):Nie chodzi mi o zmęczenie fizyczne: dobrodziejstwa postępu nam wiele rzeczy ułatwiają. Tylko o presję psychiczną bycia: przedsiębiorczą, dzielną, radzącą sobie z wszystkim doskonale. Z wojną płci, gdy koniecznie musimy udowodnić,że pordzimy sobie też z "męskimi" zajęciami równie dobrze albo lepiej niż oni... I cos fajnego ugotować, bo to modne i do kina pójść i przeczytać i dziecko japońskiego nauczyć. Nie ma przywolenia na nudę. Jak się nudzę to mam poczucie winy! I to jest wqrzające.
Ja mam wrażenie, że teraz mamy więcej na głowie, ale ciężar tego jest znacznie mniejszy. Bo lęk o "samospełnienie się", realizowanie się w pracy, parcie do przodu, wyścig szczurów, bycie idealną matką, pracownicą i kochanką - czym to jest w kontraście z wizją braku jedzenia na drugi dzień (absolutnie żadnego jedzenia), śmiertelności okołoporodowej matek rzędu 30%, wizją śmiertelnej w skutkach biegunki, opcji zabrania męża do wojska na kilka (a nawet 10) lat...
Hmm.. może by wydzielić ten kawałek dyskusji na osobny wątek, inne forumówki mogłyby się przyłączyć.
Mi się wydaje, że też nie ma takiego przyzwolenia w mediach na zostanie w domu i bycie gospodynią domową. Może się mylę... ale czasami odnoszę takie wrażenie. Lubię zajmować się domem, sprzątać, gotować - po prostu dobrze się z tym czuję. ;) Z miłą chęcią zostałabym typową "kurą", co jednak nie ma nic wspólnego z byciem niezależną (no dobrze, może zależną wówczas finansowo... ale nie przesadzajmy).
Odpowiedz
Nabla napisał(a):Kajko napisał(a):Wszysto TAK, ale.. Czasem męczy.
Serio? Na prawdę uważasz, że praca biurowa bardziej męczy niż szorowanie gaci na tarze przez 12h dziennie?
Życie obecnie jest bardziej obciążające psychicznie niż kiedyś (choć zniknęła nam wizja śmierci głodowej), ale jeśli chodzi o bycie "męczącym" to się absolutnie nie zgodzę.
Nie chodzi mi o zmęczenie fizyczne: dobrodziejstwa postępu nam wiele rzeczy ułatwiają. Tylko o presję psychiczną bycia: przedsiębiorczą, dzielną, radzącą sobie z wszystkim doskonale. Z wojną płci, gdy koniecznie musimy udowodnić,że pordzimy sobie też z "męskimi" zajęciami równie dobrze albo lepiej niż oni... I cos fajnego ugotować, bo to modne i do kina pójść i przeczytać i dziecko japońskiego nauczyć. Nie ma przywolenia na nudę. Jak się nudzę to mam poczucie winy! I to jest wqrzające.
Kajko napisał(a):Wszysto TAK, ale.. Czasem męczy.
Serio? Na prawdę uważasz, że praca biurowa bardziej męczy niż szorowanie gaci na tarze przez 12h dziennie?
Życie obecnie jest bardziej obciążające psychicznie niż kiedyś (choć zniknęła nam wizja śmierci głodowej), ale jeśli chodzi o bycie "męczącym" to się absolutnie nie zgodzę.
Nabla napisał(a):
Taaak... lekcje pianina i piękne suknie dalej są. W tych samych sferach, co wcześniej - czyli u szlachetnie urodzonych i bogatych.
A klasa średnia i niższa zasuwa jak zasuwała zawsze. Wtedy gospodyni szła do pracy w pole albo obrządzała krowy czy zasuwała jako szwaczka lub posługaczka, innej opcji nie było.
Bez pracy nie ma kołaczy 8) Jak by nie patrzeć na lekcje pianina, obecne czasy wymagaja od nas -babek - stanowczo więcej niż kiedyś. A na pewno my od siebie więcej same wymagamy. Może to i doskonalenie siebie,więcej czerpiemy z życia. Wszysto TAK, ale.. Czasem męczy. Ot i moja "filozofia" ;)
ja niestety czuje objawy dyskryminacji na włąsnej skórze. Jestem na etapie szukania pracy i już po kilku rozmowach widze że nie warto sie przyznawac że jest się matką. Byłam na jednym bardzo obiecującym spotkaniu i wygladało na to że prace mam w garści. Pracodawca (o dziwo kobieta) niestety dosć szybko uciął rozmowe i mi podziękował jak tylko wspomniałam o dziecku.
Teraz nie pytana nie poruszam tej kwestii.
a kampania ...cóż mam nadzieję że kiedyś tę sytuację zmieni
Kajko napisał(a):Nabla napisał(a):[ Na tej samej zasadzie my czerpiemy z osiągnięć sufrażystek, feministek i całej masy innych osób walczących o równe prawa.
No :) Tylko czasem mam dosyc tego czerpania. Z nostalgią patrzę w stecz, gdy tylko lekcje pianina, dobrych manier i te piękne suknie z dekoltami 8) A nie praca, przedszkole, zakupy, obiad, sprzątanie i jeszcze koniecznie chwila dla siebie, żeby nie było że taka ze mnie kura domowa... Męczące bywa to bycie wspólczesną kobietą.
Taaak... lekcje pianina i piękne suknie dalej są. W tych samych sferach, co wcześniej - czyli u szlachetnie urodzonych i bogatych.
A klasa średnia i niższa zasuwa jak zasuwała zawsze. Wtedy gospodyni szła do pracy w pole albo obrządzała krowy czy zasuwała jako szwaczka lub posługaczka, innej opcji nie było.
Nabla napisał(a):[ Na tej samej zasadzie my czerpiemy z osiągnięć sufrażystek, feministek i całej masy innych osób walczących o równe prawa.
No :) Tylko czasem mam dosyc tego czerpania. Z nostalgią patrzę w stecz, gdy tylko lekcje pianina, dobrych manier i te piękne suknie z dekoltami 8) A nie praca, przedszkole, zakupy, obiad, sprzątanie i jeszcze koniecznie chwila dla siebie, żeby nie było że taka ze mnie kura domowa... Męczące bywa to bycie wspólczesną kobietą.
trzeba działać ale nie liczyć od razu na kolosalne efekty
a za kampanią reklamową powinny iść zmiany w ustawodastwie mające na celu pomoc młodym mamom albo kobietom planującym ciążę...nawet gdyby to efekt nie będzie piorunujący ale nie znaczy to, że ja nie popieram takich działań - jestem za jak najbardziej
myhula napisał(a):akcja i pomysł bardzo fajne ale myślę że w naszym kraju to potrzeba jeszcze ze 20lat aby zmieniła się mentalność ludzi i nie było dyskryminacji w każdym obszarze oczywiście...
No i? Nawet jeśli potrzeba 50ciu lat to trzeba to robić. Za 50 lat też będą żyć kobiety i jeśli dzięki temu, co się dzieje teraz, będzie im się żyć lepiej, to chyba warto? Na tej samej zasadzie my czerpiemy z osiągnięć sufrażystek, feministek i całej masy innych osób walczących o równe prawa.
Moja znajoma usłyszała dokładnie taki tekst, jak znajomi z firmy gadali, że matki to raz na jakiś czas się odbębni (zwolnienie lek. w sensie), ale jeszcze ujdzie. Natomiast bezdzietna, młoda mężatka to już całkiem odpada... bo najpierw 9 miesięcy nie wiadomo jakie, potem macierzyński a potem tak jak matka. :/ Przykre to wszystko.
Odpowiedz
Zła kobieta napisał(a):A wiecie tak myślę, że bezdzietna kobieta też łatwo nie ma... matek nie chcą, ale "potencjalnych matek" też nie, bo przecież taka to jeszcze szybko w ciążę zajdzie... tym bardziej, jak jeszcze nie zaszła.
Taaa... Ze niby w wieku rozrodczym, nie? :|
A wiecie tak myślę, że bezdzietna kobieta też łatwo nie ma... matek nie chcą, ale "potencjalnych matek" też nie, bo przecież taka to jeszcze szybko w ciążę zajdzie... tym bardziej, jak jeszcze nie zaszła.
Odpowiedz
Super, właśnie o nich mówiłam.
Wg mnie, to jedna z lepszych kampanii tego typu.
Też widziałam te bilbordy, świetny pomysł.Podobało mi się hasło, że mamy lepiej potrafią się skupić. :)
OdpowiedzNie o tę kampanię pytam (choć ta też mi się podoba). "Moja" ma hasło: "Mamy w pracy mogą więcej". Dziś widziałam kolejny plakat z serii. Tym razem był o umiejętności negocjacji. Każdy z billboardów podkreśla inną umiejętność/cechę, którą mają mamy, a która pomaga w pracy.
Odpowiedz
a to ja się nie zgodzę z oceną, że 'mało' - to AŻ co szósta, a ile jeszcze może paść ofiarą innych szykan, a nie koniecznie zastać na 'dzień dobry' wypowiedzenie lub stracić pracę nieco później niż bezpośrednio po macierzyńskim/wychowawczym...
gdyby na billboardzie było 'dużo', możnaby pomyśleć, że np 3% czy 5% - to przecież tak naprawdę też byłoby dużo, gdyby co dwudziesta kobieta nie mogła wrócić po uriodzeniu dziecka do pracy mimo własnych chęci.
a tak - konkretnie aż do bólu. i przerażająco.
i jeszcze o bezpłatnych kursach dla mamusiek 8)
http://mama.home.pl/index2.html
Też widziałam u nas te plakaty. Nie przemawia do mnie tylko zawarta na nich liczba 16% (tych co mogą stracić pracę po macierzyńskim). Nie wiem czy do wszystkich dotrze, że to wcale nie mało... czy nie lepiej byłoby napisać coś w stylu, że wiele kobiet... no, ale może się mylę
OdpowiedzPodobne tematy