-
liberte odsłony: 5293
Korsyko, przybywamy....
No i klamka zapadła. W nocy z 6 na 7 lipca wyruszamy w podróż na Korsykę. Mamy już w garści klucze do mieszkanka w Calvi, mamy bilety na prom i rezerwację noclegów na trasie dojazdowej. Przewodniki kupione, rozmówki na wszelki wypadek też. Przed nami ostanie zakupy i pakowanie. :D
nie będzie nas 2 tygodnie
pierwsze cztery dni przeznaczamy na spokojną podróż do miejsca przeznaczenia. Planujemy odwiedzić po drodze Wiedeń, Wenecje i Florencję.
nasza trasa:
Nastepnie czeka nas tydzień zwiedzania Korsyki i leżenia na plaży 8) . Ostatnie 2 dni przeznaczymy na podróż powrotną tym razem przez Niemcy. I tu nie nastawiamy sie już na zwiedzanie a raczej szybki powrót do domu na pierwsze urodziny Marcela :D
Ja tez bardzo bym prosila o namiary do mieszkania. Wlasnie zesmy zdecydowali jechac i zaczynam planowac. Maluszka coprawda mamy wiekszego ale dla was czapka z glowy i wielki uklon ze odbyliscie tak dluga podroz z takim malenkim.
ps. nie wiem dlaczego nie moge tez zdjec zobaczyc moze sa jeszcze gdzies w innym miejscu na necie zeby mozna bylo obejrzecz.
Dziekuje z gory
Super wyprawa!
Jak większość -podziwiam odwagę wyprawy z maluchem! (Ja bym sama nie wytrzymała takiej trasy autem! )
Bluemendale napisał(a):Liberte wszystkiego najlepszego dla Marcela- roczniaka!
rewelacyjne zdjęcia - zazdroszcze odwagi i rewelacyjnej podróży.
Jeśli można również poproszę o namiar na mieszkanie na korsyce (będę chciała skorzystać 8) )
w imieniu Marcela dziekuję za życzenia :D
namiary poszły na priv
Aliencia, a plan podróży jak wcześniej obiecałam , wkleję tutaj jak tylko pozbieram to wszystko do tzw. "kupy" . Może jeszcze komuś sie przyda.
Liberte wszystkiego najlepszego dla Marcela- roczniaka!
rewelacyjne zdjęcia - zazdroszcze odwagi i rewelacyjnej podróży.
Jeśli można również poproszę o namiar na mieszkanie na korsyce (będę chciała skorzystać 8) )
Liberte a mozesz podrzucic namiary na mieszkanie na Korsyce ? Tak na przyszlosc :)
Odpowiedzzdjecia swietne, opisy bardzo interesujace. Podziwiam wyjazdu z maluchem, my tez sporo podrozujemy i zastanawiamy sie jak to bedzie teraz.
Odpowiedzliberte brak słów by opisac to co zobaczyłam na zdjęciach... ależ tam pięknie :love:
Odpowiedz
Fibi napisał(a):Liberte,
Mam na razie cztery pytania..
1) a którędy wracaliście
2)w jaki sposób załatwiliście mieszkanie na Korsyce?
3) Noclegi po drodze rezerwowaliście bezpośrednio przez kontakt z hotelem/ pensonatem czy przezz biuro podrózy?
4)Czy znajdowaliście je przez wyszikiwarkę? znajomych, biuro
I czekamy na więcej zdjęć...
już odpowiadam:
1) wracaliśmy przez Austrię i Niemcy praktycznie nie zjeżdzajac z autostrad. Podróz powrotna trwała dwie doby i zaczęła się nocą spędona na promie. Drugi nocleg mieliśmy w Czechach (taniej) gdzie na noc zboczyliśmy z niemieckiej autostrady.
2) mieszkanie na Korsyce znaleźlismy przez internet. Wynajęlismy je od Polaka, który w chwilach kiedy sam z niego nie korzysta wynajmuje je innym. Jechaliśmy więc z kluczami od mieszkania w garści.
3/4) wszystkie noclegi po drodze (poza tym nieplanowanym w Austrii)znaleźliśmy i zarezerwowalismy przez internet jeszcze przed wyjazdem, bezpośrednio w hotelach i pensjonatach.
Przepiekne zdjecia z cudna relacja, nie moglo byc lepiej. Dziekuje za umilenie dnia. :)
Odpowiedz
Liberte,
Mam na razie cztery pytania..
1) a którędy wracaliście
2)w jaki sposób załatwiliście mieszkanie na Korsyce?
3) Noclegi po drodze rezerwowaliście bezpośrednio przez kontakt z hotelem/ pensonatem czy przezz biuro podrózy?
4)Czy znajdowaliście je przez wyszikiwarkę? znajomych, biuro
I czekamy na więcej zdjęć...
liberte faantastyczna podróż :lizak:
A zdjęcia boskie. Toskania, cudo :D
Jednym słowem: zazdroszczę :)
Całą wyprawa trwaa 14 dni. Zrobiliśmy w sumie cos około 5000km - paliwo kosztowało ok. 2200zł ceny paliwa są rózne i wahają się od 1,1 do 1,4 Euro za litr. Spalanie tez rózne zależnie od trasy. (autostrada/serpentyny górskie)
prom w obie strony z czego w jedną wybraliśmy rejs nocny z kabiną dwuosobową - 650zł
noclegi na korsyce - mieszkanie na tydzień - 1800zł (nie płaciliśmy dodatkowo za nic, prąd, gaz, woda - wszystko w tej cenie)
noclegi po drodze - ok 1000zł w tym nasz niespodziewany nocleg w czterogwiazdkowym hotelu w Austrii.
razem jakieś 5650zł + koszty wyzywienia no ale to juz zależy co kto lubi jesc więc tutaj cen nie podam bo nawet nie wiem ile w sumie wydaliśmy. Na Korsyce gotowalismy sami bo tak było taniej. Zaopatrywaliśmy sie w pobliskim supermarkecie gdzie ceny były zblizone lub nieco wyższe od polskich. W trasie na ogół szukaliśmy McDonaldów żeby było taniej zwłaszcza w Austrii i Niemczech. Śniadania mieliśmy 2 razy w cenie noclegów. Restauracje w Czechach i na Słowacji wciaz potrafią mile zaskoczyć niską ceną więc korzystaliśmy z ich dobrodziejstw.
Super wyprawa, super relacja i super zdjęcia.
Mamy w planie podobną trasę, ale bez dziecka i zakończoną na Toskani (czyli bez tego co najpiękniejsze). Będę więc pewnie miała kilka pytań, co do noclegów i tras.
A na razie wyrazy zazdrości. I czekamy na jeszcze. Ja jeszcze na kilka słów o drodze powrotnej.
fantastycznie, pięknie - baardzo zazdroszczę :) Tylko nie wiem czego bardziej Toskanii czy Korsyki ;) Podziwiam za odwagę wędrówki z maluszkiem :)
Odpowiedz
no to jeszcze kilka zdjęć
widok z jednej z wiosek na góry
ta sama wioska od środka
wszędobylskie krowy które czasem pasły sie na asfalcie
podobnie jak konie, ten akurat postanowił nam zmienic plan podrózy zagradzajac drogę
krótka górska wędrówka
Marcela wyraźnie nudziły góry
Wyspa zwana najpiękniejsza urzeka nas swym pięknem. Lazurowe morze, wysokie góry, piękne stare wioski na skałach, kręte drogi z malowniczym widokiem na morze i wszędzie pełno kwitnących krzewów oleandrów we wszystkich możliwych odmianach i barwach. Wiatr wiejący od morza sprawia, że zupełnie nie doskwierają nam ponad 30-to stopniowe upały. Jak dla mnie ideał.
Nasze mieszkanie ma ok. 30 m2 ale zupełnie nam wystarcza. Jest aneks kuchenny, WC, łazienka, salon i sypialnia a także niewielki taras, na którym spędzamy w sumie większość czasu . Od piaszczystej plaży dzieli nas zaledwie10 minut spacerkiem.
W pobliżu mamy dwa supermarkety wiec postanawiamy żywić się sami po tym jak sprawdziliśmy ceny w kilku barach i restauracjach. Wybór gotowych, zapuszkowanych potraw jest spory więc przygotowanie ciepłego posiłku nie zabiera więcej niż kwadrans.
Pierwsze dwa dni postanawiamy spędzić w Calvi i odpocząć od samochodu. W tym czasie kupujemy w końcu nową oponę za jakieś chore pieniądze i mamy w końcu w pełni sprawny pojazd, którym możemy zwiedzić okolicę. Pracownik warsztatu samochodowego też jest Polakiem (gdzieś już pisałam, że wszędzie nas pełno :D )
7 dni to zdecydowanie za mało. Wyspa jest duża (1000km linii brzegowej) i górzysta więc nie da się zwiedzić południa mieszkając na północy w jeden dzień. Decydujemy się w sumie na trzy wycieczki. Resztę czasu spędzamy na plaży.
Najbliższa okolica Calvi
kościół a raczej kapliczka Kapucynów, przepięknie położony na wzgórzu z którego roztacza sie widok na Calvi i okolicę
a teraz ciąg dalszy 8)
Dzień 5
Wstajemy zupełnie nieprzytomni o 5.30. Pakujemy szybko dobytek i chcemy znieść do samochodu. Niestety hotel jest zamknięty na 4 spusty a w recepcji żywej duszy. Próbujemy dzwonić z komórki na numer hotelowy ale przełącza nas na faks. Mam dość. Prom zapłacony, zarezerwowane bilety z ponad dwutygodniowym wyprzedzeniem bo trudno o miejsca a my utknęliśmy w jakiejś dziurze na szczycie toskańskiej góry. Mózg mi ze stresu przyspiesza i po chwili namysłu stwierdzam, że to przecież nie jest możliwe żeby hotel w którym mieszka chwilowo kilkadziesiąt osób był szczelnie zamknięty. Muszą być jakieś wyjścia ewakuacyjne. Bingo. Znalazłam drzwi awaryjne w sali restauracyjnej i wydostaliśmy się z hotelu. Jestem gotowa wyjechać nie płacąc jeśli w ciągu 15 minut nie uda nam się znaleźć nikogo z obsługi. Mąż zaczyna wynosić bagaże do samochodu a ja z Marcelem na rękach szukam jakiejkolwiek metody kontaktu z pracownikami recepcji. Jest już 6.30 kiedy natrafiam na domofon przy drzwiach wejściowych. Po kilku naciśnięciach na guzik z głośnika słyszę zaspane i zachrypnięte „Pronto”. Włoszka okazuje się nie znać ani słowa po angielsku ale udaje mi się ściągnąć ja w szlafroku do hotelowego hallu. Chyba zrozumiałą o co chodzi jak zobaczyła nas wynoszących walizki i zadzwoniła po inną która już znała kilka słów po angielsku. Po kilku minutach przyszła wściekła jak osa złorzecząc po włosku i pokazując na zegarek jakby była co najmniej trzecia nad ranem. Około siódmej odjeżdżamy. Na szczęście nie było korków po drodze i do Livorno dotarliśmy o 8.00. Cos mnie tknęło i wyciągam bilety choć do odpływu jeszcze godzina. Niestety okazuje się że pamięć mnie zawiodła bo na bilecie stoi jak wół: godzina odpływu – 8.15. Możemy więc mówić o farcie bo wjeżdżamy na prom w ostatniej chwili.
Podróż morska trwa 4 godziny. Strasznie długie 4 godziny jak się płynie z marudzącym dzieckiem. Jakoś jednak przetrwaliśmy i chwile po 12.00 byliśmy już na Korsyce.
Pierwsze kroki kierujemy do warsztatu samochodowego w Bastii. Niestety okazuje się ze nasza opona jest „casse” czyli musimy kupić nową a najlepiej oczywiście 2 bo takiej samej jak ta którą zniszczyliśmy nie mają. Postanawiamy poczekać z podjęciem decyzji i jedziemy na zapasie do Calvi czyli naszego miejsca przeznaczenia. Półtorej godziny później jesteśmy już na miejscu. Nareszcie.
Korsyka widziana z promu
wszystkie, które myślą że nie dałyby rady wyjechac z dzieckiem w taka podróz zapewniam ze dziecko się bardzo szybko dostosowuje. Marcel błyskawicznie zdał sobie sprawę z tego że przez jakis czas pomieszka w samochodzie i pogodził sie z tym bez większych protestów. Nauczył sie zasypiac w foteliku choc osatnio przed wyjazdem miał z tym spore problemy.
Martucha, po naszej czerwcowej wyprawie nad Bałtyk byłam prawie pewna, że porzucimy nasze plany ale zaryzykowaliśmy i nie żałujemy. Nie wiem czy MArcel sie przez miesiac tak zmienił czy to kwestia podejścia ale zniósł podróż 100 razy lepiej niz tę nad Bałtyk.
AGA_M, strajk głodowy chyba nie był do końca spowodowany stresem. Po tym jak sie zastanowiłam to myślę że przyczyna była inn. W nocy kiedy wyjeżdzaliśmy z Polski, zabrałam w butelce MArcelowi trochę samego mleka żeby zjadł jak sie obudzi podczas przenoszenia i smacznie ponownie zasnął. NIestety od dawn już nie podawałam samego mleka tylko zawsze z dodatkiem kaszki która znacząco zmieniałą smak wstretnego Bebilonu. No i po tym jak posmakował tego nieszczęsnego mleka na widok buteliki zaczął zaciskac usta. Poza tm jak już wyżej pisaam żadnych innych objawów niezadowolenia Marcela z podróży nie zaobserwowałam. Zasypiał na ogół bez problemu w każdym miejscu i przesypiał całe noce.
Świetna wyprawa. I podziwiam szczerze, że wybraliście się z małym dzieckiem. Ile ja miałam nerwów jak na tydzień tylko nad Bałtyk z młodym się wypuszczaliśmy
Z niecierpliwością czekam na dalsze części :D
Liberte, pisz dalej. Podziwiam Was za odwagę i wyprawę samochodem. Mi czasami brakuje cierpliwości jak jedziemy nad morze, a co dopiero parę tysięcy km!
Odpowiedz
Liberte wspaniały urlop mieliście, cos innego niż codziennosc, a Marcel miał ciekawe i pelne wrażeń pierwsze w zyciu wakacje i pewnie cudowny prezent na pierwsze urodzinki :)
Czy oprócz "strajku" w postaci niejedzenia w trakcie podróży wykazywał jakies zniechęcenie podróżą?
Podziwiam za odwagę by wybrać sie z maluszkiem w taka wyprawe samochodem :)
P.S. czekam z niecierpliwościa na dalsza relacje i prosze o wiecej fotek
Dzień 4
Mam już trochę dość podróży. Na szczęście przed nami najbardziej malowniczy odcinek – Toskania. Po trzech godzinach docieramy w okolice Chianti. Jest pięknie. Większość dnia spędzamy na podziwianiu niewielkich wiosek na zboczach toskańskich wzgórz. I ta atmosfera „dolce farniente”. Dobrze się tu czuję. Mijają nieco stres i zmęczenie podrózą.
Popołudniu docieramy do Florencji. Znalezienie miejsca do zaparkowania to znów nie lada wyczyn ale udaje się. Obchodzimy co ważniejsze miejsca zabytkowej częsci miasta. Jemy najdroższe chyba w życiu choc najtańsze w okolicy spaghetti i canneloni. Kelnerka, która nas obsługuje okazuje się być Polką. Wszędzie nas pełno ;)
W drodze do hotelu łapiemy gumę. Na szczęście mamy zapas więc po kwadransie jedziemy dalej. Jest już wieczór wiec nie mamy szans znaleźć wulkanizacji we Włoszech. Musimy to załatwić już na Korsyce.
50km od Florencji w San Mirano czeka na nas pokój w hotelu. Niestety San Mirano okazuje się być miejscowością na szczycie jakiejś góry wiec podróż zajmuje nam półtorej godziny i kosztuje sporo nerwów. W końcu docieramy na miejsce. Jest już ok. 21.00. pokój jest mały i podłoga nie byłą myta chyba dawno ale jest nam już wszystko jedno. Udaje się nawet wlać w Marcela kolację ale pokój nie przypadł mu chyba wyjątkowo do gustu bo postanowił nam urządzić Meksyk przed snem i przez ponad godzinę wył i krzyczał jakby go kto ze skóry obdzierał. Miałam już wtedy ochotę wyskoczyć oknem i wrócic pieszo do domu. W końcu jednak zasnął. Była chyba 23.00 a budzik nastawiony na 5.30 żeby zdążyć na prom o 9.00 do oddalonego o ponad 100km Livorno.
Toskania
florenckie wróbelki wylizujące nasze talerze ;)
Joanna76 napisał(a):
Nas Wenecja też ogromnie rozczarowała, też nie śmierdziało, bo akurat było po deszczu i nie było upału ale okropnie brudno i liczba turystów porażająca. Znajomi byli wtedy z dzieckiem w wózku i ciężko było z tym wózkiem gdziekolwiek się przepchnąć ale zobaczyć należało, więc zaliczone :D
hehe, my też sie wybraliśmy z wózkiem i mój mąz teraz mówi, że Wenecja kojarzy mu się głownie z wnoszeniem i znoszeniem wózka po schodach lol szzczęscie że to była lekka parasolka a nie jakiś wózek kolos. Swoją drogą niepełnosprawni to chyba nie mają szans zwiedzić Wenecji
liberte napisał(a):Joanna76 napisał(a):a dlaczego nie chcieliście jechać autostradą?
z czystego skąpstwa lol jak się okazuje skąpstwo nie popłaca ;)
hihihi lol
Pytałam dlatego, bo my też kiedyś ćwiczyliśmy omijanie autostrad w krajach, gdzie są one drogie (za namową znajomego, który często tak sie porusza po całej Europie) i też nam w pięty poszło i od tego czasu trzymamy sie autostrad ile sie da lol Ja nie mam cierpliwości na jazdę po jakiś zadupiach 50km/h
Nas Wenecja też ogromnie rozczarowała, też nie śmierdziało, bo akurat było po deszczu i nie było upału ale okropnie brudno i liczba turystów porażająca. Znajomi byli wtedy z dzieckiem w wózku i ciężko było z tym wózkiem gdziekolwiek się przepchnąć ale zobaczyć należało, więc zaliczone :D
Relacja świetna, z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy :D
Dzień 3
Wstajemy półprzytomni. Marcel wieczorem znów kategorycznie odmówił jedzenia więc zafundował nam pobudkę o 5.00, chyba z głodu ale butlę zjadł nie bez protestów. Pospał potem jeszcze do 6.30.
Śniadanie było smaczne ale nastroje nam kompletnie siadły. Mamy kilkaset kilometrów obsuwy. Nicniejedzące dziecko i kilkadziesiat Euro mniej na koncie zupełnie bez sensu. Podłe nastroje sprawiają, że wyjezdzamy dopiero ok. 9.00. Dzisiejszy cel podrózy to Wenecja. Tym razem nie stronimy już od autostrad i ok. 16.00 dojezdzamy do Kanale Grande. Spacer po Wenecji zajmuje nam 3 godziny. Wczesniej ponad pół godziny szukamy parkingu który nie skasuje od nas 20Euro za postój (!). W końcu udaje się. 2 Euro za godzinę w jakims zawszonym podwórku i trzeba zostawić kluczyki w stacyjce :-O nie mamy wyjścia. Musimy zaufac właścicielowi parkingu. Co cenniejsze przedmioty zabieramy ze sobą. Sprawdzamy czy inne samochody mają pozostawione kluczyki. Mają. Ruszamy. Wenecja nieco mnie rozczarowuje. Spodziewałam się nieco większej skali. Na szczęscie kanały nie śmierdzą. Przytłacza natomiast tłum turystów przeciskających się przez metrowej szerokości uliczki.
Po szybkim spacerze i kilkudziesięciu zdjęciach ledwie żywi wracamy na parking. Samochód stoi z nienaruszoną zawartościa. Jedziemy do oddalonego o ok. 20 km Mirano gdzie mamy zarezerwowany nocleg.
Odnajdujemy niewielki hotelik, w którym jak się okazuje czeka na nas apartament w cenie dwuosobowego pokoju. Tak wyszło. Upewniam się tylko czy aby na pewno nie musimy nic dopłacić. Mmay więc dwa pokoje z łazienką klimatyzacja. Poprawia nam to humory bo znów możemy położyć Marcela w osobnym pokoju i dzięki temu lepiej się wyspać. Przed snem wpadamy do pobliskiej taverny na pizzę.
widok z autostrady
i parę zdjec z Wenecji
Dzień 2
Obfitosć bufetu ze śniadaniem tylko utwierdzila nas w przekonaniu, że trafiliśmy na świetny hotelik. Sprawnie się pakujemy i jedziemy do Wiednia. W końcu jest ciepło i słonecznie. Zwiedzanie Wiednia zajmuje nam prawie cały dzień. Nogi mamy schodzone po kolana ale co tam. Marcel jest wyjatkowo grzeczny. Jeździ w wózku a w międzyczasie przysypia w samochodzie podczas przemieszczania się z jednego wspanialego miejscaw inne. Ok. 16.00 posanawiamy opuścić stolicę Austrii. Przed nami 300 km do następnego zarezerwowanego wczesniej miejsca noclegu w Klagenfurcie. Trasę wybrał GPS. Miała być najszybsza (z pominięciem autostrad) ale to co zobaczyliśmy sprawiło, że zaczęliśmy podejrzewac ze urządzenie to nie jest jednak bezduszną maszyną i podstępnie wybrało trasę najbardziej malowniczą. Szkoda tylko, że nie dało się nią jechać szybciej niż 50km/h. Serpentyny, urwiska - no pięknie ale do Klagenfurtu raczej przed północą nie dotrzemy. Po 6 godzinach mamy już serdecznie dość pogórza alpejskiego i o 22.00 udaje nam się znaleźć wolny pokój mniej więcej w połowie drogi do Klagenfurtu i w dodatku za ponad dwukrotnie wyższą cenę. Nie mamy wyjścia. Ledwo żyjemy, musimy się gdzies przespać wiec wydajemy 95 Euro za nocleg w cztrogwiadkowym hotelu w jakims pipidówie. Całe szczęsie ze w cenie jest choć śniadanie. ;)
Poniżej kilka zdjęć z Wiednia
c.d.n.
no to doszłam już do siebie po podróży i pierwszych urodzinach Marcela wiec moge przystąpić do relacji :)
Dzień 1
Wyjezdzamy o 3.30. Po dopakowaniu ostatnich toreb i torebeczek staram się bezszelestnie wyniesc spiącegoMarcela do samochodu. Prawie by się udało gdyby nie alarm który wlączył się w stojacym nieopdal samochodzie sasiada. Probuje mlodego uspić butlą z mlekiem ale odmawia kategorycznie. Ruszamy więc w drogę.
Po ok. półtorej godziny Marcel wreszcie usypia. Ja również choć pozycja siedząco leząca nie sprzyja. Niestety po ok. kwadransie zatrzymuje nas patrol drogówki. Co oni robili na Trasie Katowickiej bladym świtem? Marcel na głos policjanta reaguje spazmatycznym płaczem. Moje wkurzenie sięga zenitu. Ciekawe kto go teraz uśpi. M. Wraca z radiowozu po chwili. Obłaskawił jakoś strózy prawa. Puścili nas wolno.
Na śniadanie jesteśmy już w Wiśle. Jajecznica i kawa a w tle Italo Disco lol
Okazuje się ze na znak protestu Marcel rozpoczął głodówkę. Oczom własnym nie wierzę. Moje dziecko, które na widok butelki wypełnionej białym płynem trzęsło się dotąd z radosci teraz kategorycznie odmawia przyjęcia choćby kropli kaszki. Zaczynam się martwić.
Wczesnym przedpołudniem zatrzymujemy się na lody i kawę w malowniczo położonej kafejce. Udaje się wcisnąc w Marcela kilka łyżeczek zupki ze słoiczka. Głodówka trwa.
W końcu docieramy do miejsca pierwszego noclegu czyli Trnavy pod Bratysławą. Stąd rano wyruszymy na zwiedzanie Wiednia. Jeszcze tylko kolacja i małe piwko na lepszy sen. Kwatera zaskoczyła nas baaardzo pozytywnie. Czysto, schludnie, przestronnie i co najważniejsze niedrogo. Zwłaszcza w porównaniu z szokim cenowym, którego doznamy póżniej. Marcelowi w naszym tymczasowym lokum najbardziej przypadła do gustu lodówka :D
Marcel w koncu dał się przekonać i zjadł na kolacje normalną porcję kaszki. Przestronna łazienka pomieściła turystyczne łóżeczko. Jest szansa ze wszyscy się porządnie wyśpimy po długim dniu.
Beskidy
mały podróznik
Rajecke Teplice na Słowacji
nasz Pension w Trnavie
Marcel z lodówką
Matko!
To z zadrosci. Dotarło do mnie gdzie i co do ogladania, data była mało wazna. Sorry.
Maura napisał(a):Powodzenia i szerokiej drogi.
ale liberte już wróciła ;)
czekamy na zdjecia i relację, byliście sami czy z z małym?