• zzzmijka odsłony: 5269

    Spełnienie marzeń - Indie

    Tak sobie pomyślałam, że może tym razem uda mi się zrelacjonować wyprawę. Znając siebie wiem, że nie będzie to takie łatwe dlatego wpadłam na pomysł, że zainicjuję wątek przed wyjazdem. Może potem będzie mi głupio się nie opisywać.
    Mam też nadzieję prowadzić dziennik podróży i w miarę możliwości i dostępu do sieci na bieżąco wpisywać jak nam idzie.

    Więc tak:
    wyjeżdzamy jutro i najzwyczajniej w świecie nie mogę już usiedzieć na krześle. W nocy (z czwartku na piątek) lądujemy w Delhi a potem... będzie co Bóg da!
    Plan mamy jednak taki: Delhi - Varanasi-Delhi-Agra- Jaipur-Udaipur- Bombaj - Goa - Kerala - SriLanka (?) - Bangalore - dom!



    Chociaż powinnam chyba uznać, że nasza podróż już się zaczęła... w ambasadzie Indii w Warszawie.
    Wiele osób uprzedzało nas, że hindusi, to specyficzna nacja, ale postanowiłam sama sobie wyrobić zdanie na ich temat. Zaczęłam budowanie własnej opinii obserując jak wygląda praca urzędników ambasady. Można powiedzieć, że przysłowiowy Kowalski to prawdziwy pracoholik, esteta szanujący czas swój i bliźniego. Poznani hindusi sprawiają dokładnie odwrotne wrażenie .
    Na złożenie wniosku wizowego oczekuje się 2 godz. Odbiór po 4 dniach roboczych między 16:45 a 17:00 (!). Najpierw pomyślałam, że muszą być świetnie zorganizowani, ale jak przyszłam na miejsce... Dokładniej wjechałam windą, jako przedostatnia, bo ostatnia osoba, która chciała sie dostać na 4 piętro (gdzie mieści się ambasada)stanęła w drzwiach windy (blokując ją), bo nie było już miejsca na podłodze, co by swobodnie dwie nogi postawić. :o Z fragmentów rozmów dowiedziałam się, ze coś mnie ominęło (mimo, że byłam o 16:40) i że możliwe, że ambasador nic dzisiaj nie wyda, bo sie obraził, bo ludzie coś mu tam próbowali wytłumaczyć, że może troche za mało miejsca mają, czy jak... Parę min po 17 drzwi sie jednak otworzyły i pani zaczęła wyczytywać nazwiska szczęśliwców, którzy otrzymali wizę. Odetchnęłam z ulgą! Moje nazwisko padło jako 4!!! Odebrałam i czekam na dokumenty męża przy 10 nazwisku napięcie już mocno wzrosło ale stałam cierpliwie. W tym rzucie nie dane mi było jednak odebrać jego dokumentów. Czekałam dalej. Kolejna transza i... znowu nic! :o i dalej i nic... i za 5 podejściem słyszę nagle upragnione nazwisko (hurra!!!). Minęło jedynie 2,5godz nasłuchałam sie przy tym arcyinteresujących rozmów jakie prowadzili indyscy żigolacy z pracującymi tam polskimi niewiastami ( ) pooglądałam obciachowe foldery i zaczęłam sie sama na siebie złościć, że planuję realizację marzeń w tym kraju.
    Żeby nie było wątpliwości. Oba paszporty zostały oddane w tym samym czasie dlatego liczyłam, ze w tym samym czasie, razem, będę mogła je odebrać :x . Chociaż byłam chyba w lepszej sytuacji od pana, który miał ich 8... Tylko sposób pracy mnie zastanawia i idea jaka temu przyświeca... Po co wołać ludzi, skoro dokumenty są robione w naszej obecności?

    To pierwsza część elaboratu i mam nadzieję, że nie ostatnia. Chociaż jeżeli nie chcecie słuchać/czytać to krzyczcie co sił.

    Odpowiedzi (49)
    Ostatnia odpowiedź: 2010-11-24, 13:36:30
    Kategoria: Pozostałe
Odpowiedz na pytanie
Zamknij Dodaj odpowiedź
Gość 2010-11-24 o godz. 13:36
0

przeczytałam z zapartym tchem :D czekam na reszte relacji no i oczywiście fotki :D

Odpowiedz
Gość 2010-11-23 o godz. 20:29
0

Popieram przedmówczynie. 8) Czekamy na zdjęcia i ciąg dalszy relacji. :)

Odpowiedz
Gość 2010-10-30 o godz. 21:31
0

w sobote przez przypadek trafiłam na Twoją relację i wkońcu udało mi się ja skończyc.
teraz czekam na więcej i na fotki!

Odpowiedz
Ardabil 2010-10-29 o godz. 02:10
0

wiedziałam, zejedziesz do Indii, ale jakoś mi umknął ten wątek w odpowiednim czasie.
Zazdroszczę

a może by tak upublicznić jeszcze bardziej te swoje opowieści - zajrzyj w linka w moim podpisie

Odpowiedz
Gość 2010-10-28 o godz. 20:22
0

zzzmijka, przypomniałaś mi się ostatnio na privie i teraz w mamuśkach - a ja się pytam, co z resztą relacji i fotkami, co? :cisza:

Odpowiedz
Reklama
liberte 2010-08-23 o godz. 20:50
0

a ja sie grzecznie pytam, gdzie te obiecane fotki :cisza:

Odpowiedz
Gość 2010-08-15 o godz. 15:22
0

zzzmijka super :) ja tez czekam na ciag dalszy i na fotki :)

Odpowiedz
Gość 2010-08-15 o godz. 11:42
0

Czekam z wielką niecierpliwością na ciąg dalszy :D

Odpowiedz
Gość 2010-08-14 o godz. 23:01
0

Żmijka, czytam z zapartym tchem - i sama nie wiem, z podziwem, zazdrością czy ulgą, że mnie tam nie ma

Odpowiedz
Liberales 2010-08-14 o godz. 21:46
0

nie ma co...podróż pełna wrażeń :D

Odpowiedz
Reklama
zzzmijka 2010-08-12 o godz. 20:05
0

Mumbai rozleniwia...
to takie europejskie miasto tzn na tle innych indyjskich. Zostalismy tam 3 dni walesajac sie po okolicy, jezdzac podmiejskim pociagiem (bo juz zaprawieni w boju lol ) i rozkoszujac sie ta normalnoscia. Mimo, ze turysta wszedzie wzbudza sensacje to jednak w Mumbaiu hindusi oswoili sie juz na tyle z widokiem turysty, ze mozna bylo zrobic pare dobrych krokow bez nagabywania :D
Tutaj tez jedlismy najlepsze pod sloncem kebaby i baranine w masali! Nieodzowny w kwesti doradztwa okazal sie byc przewodnik LonelyPlanet kupiony na miejscu (wydanie ang. z 2005r za jedyne 636Rs czyli ok 40zl!)
sporo czasu spedzilismy na tak waznym zajeciu jak zakupy... czasu sporo mimo, ze efektywniej bylby on w Polsce wykorzystany, no ale tu caly rytual zwiazany z zakupami musimy przejsc...
Dalo sie to nam niezle we znaki w Ernakulam. Niesamowite miasto! im dalej na poludnie tym te sklepy, prawie centra handlowe upodabniaja sie do naszych. No wiec weszlismy do "najwiekszego na swiecie salonu pokazowego z jedwabiem". 6 pieter: 3 pierwsze dla kobitek (sari, materialy i prawie normalne ciuszki) potem cos dla mezczyzn, dzieci i domu. Niestety nie doszlismy do meskiego, bo jak na kobiecym zalapala nas obsluga... Ja rozumiem uprzejmosc i fachowosc doradcow sklepowych i moge to zaakceptowac, ale nie trawie kiedy nie moge ruszyc reka bez reakcji "cienia" . Obsluga ubrana w sari takiego samego koloru byla gotowa na kazde skinienie a i bez skiniena tez byla gotowa. Stal taki cien w odleglosci ok 30cm ode mnie i zadawal typowe pytania (juz sie chyba znieczulilam na te pytania dot kraju, imienia, dzieci i meza). Tu poszlismy dalej, bo i my wiecej czasu do wytracenia mielismy... bylo o imionach o podrozowaniu o oczach o milionie innych caly czas w odleglosci 30 cm Gdzie tu wolny wybor jak 10 osob proponuje ci jakis towar? jak kolejne 10 pyta czy aby nie ten? i czy moze moze juz zaniesc do kasy cos tam? Ostatecznie kupilam bluzeczke za 130RS (ok 8zl) i jakies bizu. Obsluga miala muchy w nosie bo liczyly na sprzedaz konkretnego cenowo sari lol

Odpowiedz
zzzmijka 2010-08-12 o godz. 19:45
0

witam, witam

to znowu ja. tym razem siedze sobie w kafejce w Trichy... kafejka tego miejsca nazwac raczej nie mozna, bo to jakis internetowy kolos jest! z mojego stanowiska widze takie z numerem 86 a to jeszcze nie koniec...
no wiec siedze z cala masa mlodych ludzi i cala masa komputerow (7Rs/godz!) i wszyscy sie gotujemy - i sprzet i ludziska :(
Tak tu goraco, ze chetnie wyslalabym Wam pare stopni Celcjusza a pewnie i tak nie poczulabym roznicy. Odczuwalna w dzien ok 40!

wracajac jednak do mojej opowiesci. Jezeli kiedykolwiek bedziecie w Jodhpurze to musicie, ale to musicie sprobowac tutejszego lassi (niesamowity napoj jogurtowy w roznych smakach). odkad go skosztowalam w kazdym kolejnym miejscu zamawiam i oczekuje tego niesamowitego smaku i aksamitnej konsystencji, ale niestety :( zaden nie smakuje tak jak ten w Jodhurze :(

... jeszcze chwila a sie zagotuje, a to przeciez jest juz 21:00...
tak patrze na siebie... dzis jestem ubrana na czerwono a do tego mam cudne lososiowe plamy na calym ciele. Dopadlo mnie jakies paskudztwo i tak pokasalo, ze musialam sie wspomoc tutejszym medykamenem. I do tego jeszcze jakies uczulenie na nie wiadomo co... no generalnie jest super

no ale wracajac do podrozy, to po kilku godzinach zwiedzania zapakowalismy sie do pociagu do Bombaju (oficjalnie stresowalam sie tym faktem kilka wypowiedzi wczesniej ;) Okazalo sie jednak, ze 20 godzin moze minac baaaardzo szybko. Wyladowalismy na stacji "Bolivari", ktora okazala sie byc odlegla godzine drogi pociagiem od Colaby (poludniowa dzielnica Bombaju, do ktorej zmierzalismy). Jazda podmiejskim pociagiem razem z tubylcami to nielada przezycie. Na szczescie nie bylo mowy o panach dotykalskich, ktorych balam sie najbardziej niemniej jednak troche nas ta podroz zmeczyla. Niby tylko godzinka, ale zar sie lal z nieba, pociag pekal w szwach a na plecach za wielkie plecaki. Dojechalismy jednak i przekrecilismy do hotelu poleconego przez Reg. (Reg jeszcze raz wielkie dzieki!)
Mieli miejsca a na mapie wychodzilo, ze to tak blisko, wiec moze z buta... zadnych butow wiecej w taki skwar, bez dobrej mapy i z tymi plecakami :x Na pocieszenie uslyszalimy, ze nasz hotel kosztuje znacznie mniej niz przez telefon (jedyne 750Rs ze wspolna lazienka...)

Odpowiedz
zzzmijka 2010-08-09 o godz. 12:24
0

no wiec z tego "nie chodzenia" wyszlo, ze kupilismy dwie koszulki i szal i w sumie dzien by minal, bo proces kupowania ciagnie sie w nieskonczonosc :x ale tego tez zakosztowac trzeba i granata czerwonego bardzo, i samoski i wielu, wielu innych rzeczy trzeba tu skosztowac :P

Dobrnelismy jakos do pociagu (przebic sie przez rikszarzy, zebrakow, spiacych na dworcach potem informacja z ktorego peronu odjezdza pociag... to sa klimaciki lol ) i zapakowalismy sie do naszego przedzialu/nie przedzialu, bo to znowu wagon pelen lezanek poprzedzielanych kotarami. Dojechalismy na rano. Male odswiezanie na dworcu, ktory byl wybitnie chwalony przez Pascala (za prysznic, obsluge, poczekalnie...) nie ma co zawsze wierzyc papierowi - ten przyjmuje wszystko. przemyc sie jenak moglismy, bagaz zostawilismy w przechowalni (!!!), bo obslugiwala tam kobieta i jakos tak dobrze jej z oczu patrzylo, bo pomieszczenie moim zdaniem tylko na przechowalnie ziemniakow sie nadawalo, na nic wiecej (no i 10! Rs poszlo ;) )
Bez plecaka to mozna zwiedzac! mowie Wam! Wolni jak... dzieki (ale moze nie) swinie ruszylismy na podboj miasta. Jeszcze sie ono nie obudzilo i bedzie to widac na fotkach ale urzeklo nas swoim wygladem!. Przesliczne uliczki, przepiekne domki jakims cudem znalezlismy sie na sciezce do palacu maharadzdzy (jednego z niewielu ciagle zamieszkiwanych przez wspomnianego). Co wiecej samo miasto baaardzo czyste!!! Tzn nie myslcie sobie, ze tak czyste jak u nas. Chodzi o taka indyjska czystosc to jest inny poziom czystosci.
Kawal drogi pod gore i moglismy podziwiac nieprawdopodobna panorame belekitnego (doslownie) miasta! cos niesamowitego. Palac rzucil nas na kolana - jeszcze nie ogladalismy tak dobrze zachowanego miejsca, no ale co prywatna wlasnosc, to prywatna... Pokaze fotki potem.
Po drodze sporo dzieciakow zaczepialo i prosilo o dlugopis (dostal pierwszy, bo wzielismy niestety tylko 2 :( )reszta chciala sobie robic fotki tzn chciala, zeby im robic a na koniec raczka w nasza strone z haslem: "ten rupies"
dobra reszta potem, bo sie skonczy rozwodem...

Odpowiedz
zzzmijka 2010-08-09 o godz. 12:09
0

rozgadalam sie... no wiec ten Jaipur...
w drodze do "centrum" (nie mylic z naszymi centrami bo nie maja z nimi nic wspolnego; ) ) przystanelismy z przydroznej knajpce. (beda fotki) Jedlismy tan najlepsze jedzenie jakie udalo nam sie zjesc w Indiach (pewnie, ze wszystko jest pyyyyszne! lol ). Knajpka... no coz nie ma nic wpolnego z naszymi knajpkami, ale "kelner" pewnie czasami myje rece mydlem, ale nam to akurat wcale nie przeszkadza. Nie zdarzyly nam sie zadne problemy zoladkowe. Zakladamy ze to dlatego, ze staramy sie jednak jesc potrawy gorace a dwa, ze chyba jednak az tak zgubne dla nas te bakterie nie sa! No wiec jedzonko bylo obledne cena za nie rownie obledna (czytaj niska, i az glupio bylo mi zostawiac 100Rs = 6,70PLN lacznie z napiwkiem , no ale taki life! )
Przemaszerowalismy kawal do ladnego hotelu, w ktorym mielismy nadzieje zlozyc bagaz, ale sie troche rozczarowalismy. Moze wiec dlatego skelpy i wieelkie wedrowki nie byly nam dane, bo zwyczajnie upal i ciezar na plecach odbieral cala frajde.
Staralismy sie wytracic czas. Zaraz oczywiscie po tym jak zawalczylismy o bilet na pociag. (Powiedziano nam, ze nie ma juz miejsc na przejazd do Jodpuru a raczej ze sa, ale tylko 2 szt biletow dla turystow (zazwyczaj jest ich jakas pula) ale trzeba biegiem na dworzec i sie upierac i kupowac natychmiast. Kupilismy! udalo sie! 2 ostatnie sztuki. Ten sam myk w Bombaju juz nie zadzialal. Ktos szybciej dobiegl na stacje i wykupil, no ale Indie to wielki kraj i duuuze jest prawdopodobienstwo ze cie ktos ubiegnie :( )

Odpowiedz
zzzmijka 2010-08-09 o godz. 11:55
0

Objechalismy caly Jaipur pierwszego dania. Gdybysmy to byli wiedzieli wczesniej juz noca siedzielibysmy w pociagu do Jodpuru a tak...
Drugiego dnia szwedalismy sie po okolicy z plecakami niestety :( Bylismy co prawda na dworcu chcac tam przechowac bagaze, ale wydawalo nam sie, ze to co widzimy gwarantuje nam tylko tyle, ze nasze rzeczy zostana przynajmniej przeszukane. Ruszylismy wiec z calym dobytkiem przed siebie. Po drodze z mijajac tony smieci na ulicach, brudne i obdarte dzieciaki (powoli sie uodparniamy) i... szczury. Tak se mysle, ze to sa jedyne dobrze wygladajace (najlepiej najedzone?) stworzenia w tym kraju. Jak juz byc szczurem to tylko w Indiach! lol
A jak juz jestem przy zwierzakach, no to oczywiscie te krowy slawetne. Mnie juz wychodza kazda dziurka i wcale nie dlatego, ze tyle mieska zjadam ( bo i tu sie je podaje), ale dlatego, ze sa doslownie wszedzie! Ulica - sa, dom - (czy raczej lepianki, czy kurniki) sa, srodek skrzyzowania - sa, restauracja upsss spelunka - sa! Nie ma miejsca gdzie ich nie ma! Wysypiska, swiatynie, plaza, szczera pole i palmowy gaj - wszedzie sa krowy. Wszedzie zostawiaja po sobie slad w postaci zgrabnego placka, ktory chyba tez musi byc swiety, bo nikt nie wazy sie go sprzatnac (Nota bene plaze Goa sa uslane... no moze to zbyt mocne okreslenie, ale trzeba patrzec pod nogi co by nie w depnac w krowie czy psie g )
A jeszcze jak o krowach to i o psach powiem. Maaaaasa ich tu. Okropne, paskudne, wychudzone, pokasane, pokaleczone, zapchlone (to widac golym okiem) no generalnie ogrom zaniedbanych zwierzakow moze przytloczyc. chociaz te tutaj na Goa maja obroze z napisem "amnesty... cos tam) nie pamietam, ale ze niby ktos im pomaga zastanaiwam sie tylko w czym? czy nie lepszym rozwiazaniem byloby wykastrowanie kilku sztuk? zmniejszenie populacji? co to za pomoc, skoro na kazdym kroku spotykam zabiedzonego psa a jak juz spotka sie on z innym to trzeba sie miec na bacznosi bo jatka murowana! Bardzo na siebie warcza i skacza sobie do oczu co niestety widac na siersic :(

Odpowiedz
zzzmijka 2010-08-09 o godz. 11:40
0

no i witam moje czytaczki prosto z Goa (tzn ja jestem na Goa ;) )
hi, hi, hi jezdem na Goa lol
jest piasek, jest goraca woda (czysta, gdyby nie fakt, ze silne fale wzburzaja piach przy brzegu), sa palmy, chatka z bambusa (bez cieplej wody oczywiscie) no i jest jeszcze cala masa innych rzeczy o ktorych to za chwile.

Poki co wracam do relacji, co by jakos chronologicznie szla.
No wiec ten Jaipur... Bedac na Goa poznalismy Polakow, ktorzy sa zachwyceni tym miastem... zastanawiam sie na ile miastem na ile oferta handlowa miasta... Chyba wiem. Kupili tam troche kamieni (szlachetnych oczywiscie), kilka szmatek, przypraw i innych. Trafili na fajnego rikszarza, ktory sporo im o miescie i ludziach opowiedzial i pokazal kilka sklepow z bizuteria. Co dziwniejsze oboje oszaleli na punkcie tutejszych wyrobow jubilerskich. M sie cieszy, ze ja nawet nie chcialam chodzic po tych sklepikach, bo tym samym troche zaoszczedzilismy ;)
No wiec ja nie chcialam! ja bardzo chcialam usiasc gdzies sobie na krawezniku czy murku obserwujac jak toczy sie zycie. Niestety to jest marzenie, ktorego w Indiach spelnic sie nie da :(
Tutaj raz, ze nie usiadziesz na krawezniku, bo go zwyczajnie nie ma (tak jak chodnikow i czesto ulic - tylko utwardzona gleba) a dwa, bo jak usiadziesz, to Cie zaraz stado tubylcow dopadnie i bedzie usilowalo sprzedac cos. Inna rzecz, ze jak juz nawet bylby chodnik i nie byloby tych sepow to ten chodnik jest tak brudny, ze szkoda mi najbardziej zuzytych spodni, zeby na nim usiasc. No wiec nie siedzielismy - chodzilismy.
Sporo maszerujemy w czasie tego wyjazdu (poprzedniego zreszta tez) czym oczywiscie wzbudzamy ogolna sensacje, bo jak to, zeby bialy tak sobie maszerowal zamiast skorzystac z rikszy :o
Generalnie maja nas za dzikusow, rowniez dlatego, ze nie raz zdarzylo nam sie jechac ichniejszymi srodkami komunikacji podmiejskiej. Bylismy jedynymi bialymi w podmiejskim pociagu i podmiejskim autobusie. I to nie my im a oni nam sie przygladali z dzikim zaciekawieniem . Przyjezdzajac tutaj trzeba sie nastawic na to, ze to jednak turysta jest ta malpeczka w klatce, ktora sie podziwia a nie jak mu sie wydaje na poczatku on podziwia...

Odpowiedz
zzzmijka 2010-08-05 o godz. 12:17
0

dodam jeszcze, bo zapomne, ze itam sa ludzie przekupni.
Chcielismy przyoszczedzic na bilecie za kamere video (wysoka cena) i weszlismy bez tego biletu korzystajac jednak z kamery. Jur prawie sie udalo, ale w ostatniej sali gostek do nas podchodzi i pyta o bilety. To my mu te normalne a on, ze chodzi o bilet na kamere... Najpierw chcial zebysmu uiscili kare (500INR, gdzie bilet na nia 200), no ale tu moj M sie wykazal i gadka szmatka pan na boczek upsss - "do biura" i po drodze dostal nasze drobne (mniej niz za bilet) ale mamy dosyc cwaniactwa ;)

Odpowiedz
zzzmijka 2010-08-05 o godz. 12:13
0

ale wracajac do minionych dni, to po Delhi bylismy w Jaipurze.

pociagiem oczywiscie pierwszy raz. Miejsca w wagonie A3 tzn 3 lozka w pionie po dwoch stronach przedzialu, ktory jednak nie jest przedzialem jak u nas bo nie ma drzwi tylko wszystko jest na otwartej przestrzeni. Przytwierdzilismy plecaki linka rowerowa do odpowiednich haczykow i ruszylismy. Po poludniu bylismy na miejscu. Rikszarze... jeden z nich nas zlowil, w miare porzadnie wygladal, ale okazalo sie, ze on tylko turystow wabi a potem oddaje ich w rece swoich "braci" rikszarzy - wszedzie to samo. Taki alfons tylku u rikszarzy.
Zabral nas do ... w sumie wielu hoteli bo okazalo sie ze tlok jest straszny w miescie hotele albo pelne albo obskurne. Wyladowalismy w koncu w jakims za 650 INR za noc. Zostajemy tu dwa dni i... to okazalo sie byc kiepskim posunieciem. Na 13:00 umowilismyh sie ze znajomym rikszarzem na ogladanie miasta. Mial zapowiedziane, ze jak zawiezie nas do sklepu to nie dostanie ani grosze. Zarzekal sie, z eon nie z tych i zarabia tylko na transporcie. Oki. Pojechalismy. Zwiedzilismy co trzeba i palac i obserwatorium i palac wiatrow - wszystko piekne, nie wszystko dobrze utrzymane, ale zdecydowanie inne niz u nas.

Odpowiedz
zzzmijka 2010-08-05 o godz. 11:58
0

hejka dziewczynki!!!

jestesmy w Mumbaiu!!!!

tu jest boooosko!!!

nawet nie myslalam, ze tak polubie ktores z tutejszych miast! To uwielbiam. Troche jak Bangkok, tylko brudniej, glosniej, ludzie biedniejsi domy brzydsze, jedzenie inne, ale tak poza tym to podobnie ;)

Inna rzecz, ze mam swiadomosc, ze na moja opinie ma fakt, iz kazde kolejne miejsce jest przyjemniejsze od poprzedniego a wszystko porownywane z Delhi jest o niebo lepsze!!!

Odpowiedz
Gość 2010-08-02 o godz. 18:21
0

Zazdroszczę 8) Bylam dwa razy w Indiach i mimo syfu jaki tam, nie da się ukryc, panuje, kocham ten kraj ;)
Fajnie, że Goa na koniec. IMHO raj.

Ale w ogóle podoba Ci się tam czy nie? Bo nie piszesz jak Twoje odczucia.

Odpowiedz
zzzmijka 2010-08-02 o godz. 13:06
0

Reg, dzieki wielkie!!!

jestesmy wlasnie na dworcu. O 15:15 mamy pociag do Bombaju!
Niby fajnie, ale jak sobie pomysle o 20 godzinach w pociagu...
chce mi sie wyc!!!!! ale bylo zalatwiac wczesniej lotnicze... chociaz i tak powinnam byc szczesliwa, bo to ostatnie dwa miejsca byly w tym pociagu

ratunku! ;) lol

jeszcze moze przedzwonimy i wypytamy o hotel.

Odpowiedz
Gość 2010-08-01 o godz. 21:41
0

Zmijka, to moze pisz w wordzie i kopiuj na koniec?

W Bombaju mieszkalam najpierw "luksusowym" hotelu Residency za 2300, pare minut od Victoria Terminus, a w powrotnej drodze w hotelu Carlton na Colabie za 700. Pokoj byl czysty, ale prysznice ... Jednak lepiej wyspalam sie w tym tanszym, bo w Residency byl straszny halas.
Jakbys nic lepszego nie znalazla tel do Carltona 22 02 06 42

Polecam muzeum Mani Bhavan poswiecone Mahatmie Gandhi (Gandhiemu??), odpoczynek w Hanging Gardens i znajdujaca sie w okolicy sliczna Jain Temple...

Zmijka z jakiego korzystasz przewodnika?

Odpowiedz
zzzmijka 2010-08-01 o godz. 20:29
0

przed chwila opisalam kolejna historyjke...

powiedzialam panu z obslugi co mysle i... potrzebuje sie w sobie zebrac bo mnie krew zalewa. A podobno wszystko co dotyczy kompow w Indiach jest na wysokim poziomie...

szukam hoteli w bombaju, moze Reg cos ma?

Odpowiedz
Gość 2010-08-01 o godz. 20:23
0

zzzmijka, nam nie przeszkadza (prawda, dziewczyny?) jak historia jest w kawałkach, jak ma Ci co chwilę zżerać jej część przez niesprawny komputer to pisz w krótkich odcinkach, coby się nic nie zmarnowało :D bo my chcemy wszystko wiedzieć!

i przyślij trochę słońca

Odpowiedz
Jania 2010-08-01 o godz. 20:10
0

jeszcze chcemy jeszcze !!!!

Odpowiedz
zzzmijka 2010-08-01 o godz. 19:14
0

a teraz mam ochote plakac, albo krzyczec... tylko co to da? 45 min stukania w klawiature ( a wolno nie pisze!) polecialo w kosmos!!!
a mowil M... ale ja madrzejsza jestem...

zastanawiam sie czy zaczynac od poczatku...

aniasz Red Fort to jeden z punktow na mapie turysty. Jest sporo takich fortow w Indiach. To jakby zamki tylko na nute arabsko/indyjska. Zbudowane z czerwonego piaskowca (stad nazwa) i zachowane w idealnym stanie.

Reg co do Mumbaju to chyba Cie rozczaruje ;) - wybieramy sie tam na 2-3 dni. Z pelna swiadomoscia miejsca, do ktorego jedziemy.
Wiemy jak wyglada ruch na drogach, wiemy jak brudno byc moze (bo juz bardziej byc nie moze!) i wiemy tez niestety jaka jest mentalnosc mieszkancow tego kraju. Czy raczej ludzi, ktorzy maja odwage/potrzebe kontaktu z turystami. Tych sie nalezy wystrzegac! Jedziemy bo Bombaj zobaczyc trzeba i juz lol

Odpowiedz
Gość 2010-08-01 o godz. 00:49
0

Ja niedawno wrocilam z Indii i musze potwierdzic, ze drogi w Polsce sa swietne, a kierowcy bardzo ostrozni i kulturalni lol
Jeden z naszych plecakow rowniez nie dolecial, ale mielismy mniej szczescia niz Zzzmijka, bo dostalismy go dopiero piatego dnia.
Akurat grupowe wycieczki (na Goa) zorganizowane byly calkiem w porzadku i bylismy zadowoleni.
Goa jest super, ale Bombaj, sadzac Zzzmijka po Twoim opisie, nie spodoba Ci sie...
Jeden wielki smietnik, wsciekle trabiace samochody, przejscie przez ulice to walka o zycie i jeszcze ci taksowkarze - nie uzywaja taksometrow, a jak juz raz jednego zmusilismy, to zaczal jezdzic w kolko.
Proponuje ominac to miasto szerokim lukiem

Odpowiedz
Gość 2010-07-31 o godz. 20:38
0

Nie znam się na Indiach to zapytam wprost: co to są te Czerwone Forty?

Odpowiedz
zzzmijka 2010-07-31 o godz. 19:22
0

teraz niechcacy...

no wiec woda najswiezsza i najczystsza nie byla a "recznik" w ktory potem wytarl swoje umyte raczki... mnie wszystko podeszlo do gardla i chyba, zeby nie dobic chwycil dwie kulki (zakladam, ze sera) i zgniotl je w tych czysciutkich dloniach. Reszte widzialam juz tylko katem oka. Dodal troche ciasta francskiego kilka sosow i jogurt, szpatulke to jedzenia i tyle. Wzielam i po dwoch krokach oddalam dziewczynce ktora wygladala jakby przez tydzien nie jadla. (ciezko tutaj znalezc prawdziwych grubasow)
zabrali nas w koncu do tego mojego Taj Mahal!!! (750Rs/os)
przed wejsciem rewiduja, nie wolno wnosic duzych toreb i plecakow, wiec swoj musielismy oddac i znowu nerwy Weszlismy w koncu i na bilecie przeczytalam ze upowaznia mnie on do darmowego wejscia do czerwonego fortu, za ktory placilismy 300Rs
To tez jest znamienne jak sie spojrzy na ceny bieltow dla turystow i tubylcow, ale to w sumie w wielu miejscach tak byc moze...
co do samego Taj Mahal.... no co mam powiedziec?! czegokolwiek bym nie powiedziala to wiem, ze zabrzmi banalnie. Nic nie jest w stanie oddac klimatu jaki tam panuje i urody tego miejsca. Robi piorunujace wrazenie, czegos zupelnie nieralnego... jakby byl dorysowany... no nie wiem... zjawiskowy zwyczajnie!!!
Kiedy emocje juz opadly wrocilismy do autokaru. ha! myslicie, ze tak latwo bylo? a no nie!
Zaczelo sie od tego, ze przy czerwonym forcie podszedl do nas "przyjaciel" - jeden z obslugujacych nasz kurs kierowcow/naganiacz/naciagaczy i zapytal czy nie lepiej jak pojedziemy od razu do Taj Mahal i wrocimy sobie pociagiem :o a my, ze przeciez zaplacilismy za podroz w te i spowrotem, a on, ze ma dobrego przyjaciela i nas zabierze, albo da bilet na pociag "free" - trele morele! Potem drugi naciagacz to samo! Musielismy sie mooooocno pilnowac naszej grupy, bo na 100% by na nas nieczekali . Chodzi oczywiscie o to, ze maja chetnych na wolne miejsca do Delhi i zarobili by dwa razy tyle.
oj... nawet mi sie juz nie chce pisac, ze wycieczka, ktora miala sie skonczcyc o 19 skonczyla sie ok 2:00 w nocy, bo po drodze bylo do zwiedzania wiezienie, gdzie nie wolno wniesc ze soba niczego oprocz kasy (komorki, kamery, kalkulatora etc.) :o Poddalismy sie i nie poszlismy bo jednak troche dobytku mielismy a okolica wygladala tak (szczegolnie o 21 wieczorem) ze bym ja cala zmaknela, mimo, ze uprzedzen nie mam. Potem jeszcze zwiedzanie swiatyni Harry Krishna (jak to sie pisze?) bo wycieczka przez nich organizowana i od wiezienia gostek uswiadamial caly autokar jak i co (po ichniemu oczywiscie i jak by w trans wpadl...) Mielismy serdecznie dosyc.

Podsumowujac pobyt w Delhi: trzeba zobaczyc Taj Mahal i kilka innych miejsc ale NIGDY ze zorganizowana wycieczka! Miasto jest przerazliwie brudne ale i tak najgorsze jest to ze mieszkaja tam wredni ludzie! wredni i juz!!!

5:00 rano pobudka i wyjezdzamy do Jaipuru.
O tym jednak pozniej, bo chca zamykac kafejke tylko smialosci nie maja lol

buzka i slonce Wam wysylam, bo go tu duzo mamy lol

Odpowiedz
zzzmijka 2010-07-31 o godz. 19:02
0

pisze po kawalkach bo M tak kaze ;)

no wiec lunch tez zbojkotowalismy, a co! na ulicy jest tyle tak pysznych i tak tanich jedzonek. Uraczylismy sie samosa i jakimis plackami ala nasze ziemniaczane, ale z duza iloscia przypraw i innych. Potem zaczepilam pana z wozkiem, ktory nie mial nic na goraco (wiem, wiem, nie powinnismy) mial jednak cos... nie mam pojecia co. Przygotowujac nam posilek w malenkiej miseczce (ze specjalnie profilowanych lisci - ktore jak mi sie wydawalo sa jednorazowe, ale... potem przyuwazylem jak tatus namawia synka do zbierania tych miseczek - przeciez jak sie wyjmie jeden lisc to pozostle trzy jak nowe) zaczal od oblucji... chyba wolalam tego nie widziec. Pewnie chcial nas przekonac tym ruchem, ze taki czyscioszek z niego, ale nasz sokoli wzrok... no wiec pan zanurzyl swe dlonie w wiadrze z woda... no nie pierwszej

Odpowiedz
zzzmijka 2010-07-31 o godz. 18:57
0

no to znowu ja :))))

juz oblecielismy Jaipur! moze wiec zaczne od poczatku i od Agry i za chwile wroce do dnia dzisiejszego i bede na zero ze swoimi opisami ; )

Niedziela, 11.02 AGRA

no wiec o 6:30 przyczlapal po nas do hotelu chlopaczek, ktory zwykle doprowadza takich farciarzy jak my na miejsce spotkan - to samo co dzien wczesniej i nawet wczorajszy przyprowadzacz tam byl. Oczywiscie musielismy odpowiednio dlugo poczekac sobie na autokar i pewnie juz gzdies kolo 7:00 do niego wsiedlismy. Nie bede nawet mowic ile razy po drodze sie zatrzymywalismy (nie wyjezdzajac nawet z Delhi ). Po drodze byla tez akcja pt prosze zmienic miejsce na to obok kierowcy bo zapozno kupili panstwo blet. Na szczescie nie dotyczylo to nas tylko anglikow i na drugie szczescie nie dali sie. A co! tyle rzadzili to sie teraz latwo nie poddaja. No wiec jechalismy sobie (przez chwile chcialam uzyc okreslenia: spokojnie, ale) to co sie dzieje tu na drogach jest nie do opisania. Na takiej autostradzie do Agry sa dwa pasy w kazda strone nie oznacza to jednak, ze poruszaja sie po nich dwa rzedy samochodow. Wrecz przeciwnie. Kazdy kto ma prawo na tej drodze przebywac (a nawet jak nie) to stara sie stworzyc swoj wlasny rzadek! Dramat! przed wyjazdem myslelismy o wynajeciu auta/motoru tutaj ale po przyjezdzie... Najlepszym wyjsciem jest zasnac, ale to ciagle trabienie kierowcy... oni nie uzywaja kierunkowskazow wcale!!! do poinformowania reszty uzytkownikow drogi o checi ich wyprzedzenia powiadamiaja ich kalaksonem. Te dzwieki to jakies szalensto. Przerazliwie dlugie i glosne (i jeszcze kazdy ma inne) bipanie. Do tego ruch lewostronny wiec dla nas dodatkowy stres jak sie na to patrzy. Krotko mowiac: mamy super drogi i zajefajnych kierowcow w tej naszej Polszy!!!
no ale wracajac do tematu. Zanim dojechalismy do Taj Mahal pojechalismy obejrzec Czerwony Fort w Agrze - niesamowity, potezny, czerwony i kontroluja cie mocno na wejsciu. Dalszy plan wyprawy obejmowal, a jakze, wizyte w jedynym w tej okolicy godnym zaufania i szczerze polecanym sklepie z ichniejszym rekodzielem. Z naszej strony znowu protest i znowu nie poszlismy - marnowanie czasu. Potem, zeby zwiekszyc napiecie przed ogladaniem Taj Mahal a moze sprawdzic nasza wytrzymalosc wzieli nas na lunch...

Odpowiedz
Gość 2010-07-31 o godz. 12:42
0

Fajowo się to czyta :)

bawcie się dobrze, a my czekamy na ciąg dalszy!

Odpowiedz
zzzmijka 2010-07-31 o godz. 11:43
0

no i napisalam sie od ch.... i nic mi nie zostalo bo sie komp zawiesil

no wiec jeszcze raz goraco pozdrawiam z cieplego Jaipuru!
Przyjechalismy tu pociagiem z Dehli (6:10 - 10:45) super szybkim expresem ;) przejechalismy jednyne 309km i dzis jedziemy zwiedzac autoriksza okolice! dosc juz zorganizowanych wycieczek! A bylo tak:

w sobote, 11.02 wyruszylismy o 9:00 zwiedzac Delhi. Wyruszylismy to za duzo powiedziane bylismy w punkcie zbornym a potem jeszcze czekalismy na komplet pasazerow Od rana lalo, wiec dojscie do autobusu (luksusowego z AC ) bylo nie lada wyczynem.
Ruszylismy zeby zobaczyc parlament z odleglosci 500m, bo byl kiedys zamach i blizej nie mozna ;( potem swiatynia. W kolejce na deszczu potem sciagac butki i skarpetki (bo po co w nich chodzic po mokrej posadzce) i aparat do przechowalni - to byl stres, ale odzyskalismy :)
potem dluuuuuuga jazda gdzies i info o tym jak to bezpiecznie robic zakupy w Indiach trzeba tylko wiedziec gdzie i dlatego nasz przyjaciel przewodnik zabiera nas (cale 20km od dehli!!!) do centrum expo gdzie bezpiecznie mozemy zrobic zakupu (Aga, cos Ci to przypomina?) Po ponad godzinie wracaja - my na znak protestu zostalismy w autokarze. potem powrot a po drodze lunch w przydroznej spelunie po zabloconej drodze w strugach deszczu. Pan wspanialomyslnie przetarl stoli (sciera, ktora od wielu lat myje podlogi) i dal menu. Zamowilismy jedno na dwoje - 80RS (ptrzeba sie bylo wyklocac, bo pan ciagle sie gubil w rachunkach) obok francuzi podliczeni na 1000 :o
droga powrotna, ciagle leje ogladamy cos... nas to juz nie interesuje jest zimno i czekamy tylko na czerwony fort. Okazuje sie, ze to ostatni punkt programu Kiedy wreszcie dojezdzamy jest juz za pozno na zdjecia i ciagle leje. Trudno nadrobimy czerwony fort w innym miescie. Wracamy zli ze swiadomoscia, ze na drugi dzien mamy wykupiona wycieczke zorganizowana do Agry, gdzie jest moje marzenie - Taj Mahal! - ale o tym pozniej...
humor poprawilismy sobie za to pysznym jedzonkiem zjedzonym w miejscu, ktore co prawda uraga ludzkiej godnosci ale za to jest tanio, sympatycznie i przedewszystkim pysznie!

buzka!
lecimy na podboj Jaipuru!

PS
bagaz caly dotarl szczesliwie do nazsego hotelu - gupi to ma szczecie co?

PS

dla niewtajemniczonych: podaje ceny w rupiach (Rs lub INR), bo to kwestia przelicznika ale na dzien dzisiejszy 100Rs to 6,57PLN.

Odpowiedz
liberte 2010-07-30 o godz. 14:35
0

zzzmijka, świetny pomysł z tym dziennikiem podróży. To będzie moja ulubiona lektura w najbliższych tygodniach :)
zwiedzajcie, bawcie się, róbcie zdjęcia...

jak ja Wam zazdroszczę

Odpowiedz
ediee 2010-07-30 o godz. 03:27
0

czekam a ciąg dalszy i ffoty..koniecznie!!

Odpowiedz
Gość 2010-07-30 o godz. 02:49
0

zzzmijko, czy moglabyś ichniejsza walute przeliczac nam ca cos bardzij europejskiego zebyśmy mialy pojecie?

Odpowiedz
Gość 2010-07-30 o godz. 02:04
0

Ja też...

Odpowiedz
zzzmijka 2010-07-28 o godz. 10:30
0

taaa... nawet siec chodzi inaczej...

no wiec dolecielismy ze sporymi problemami:
opoznienie wylotu w Wawie, bo zamiec sniezna w Londynie... wylot... nie mozemy wysiasc z samolotu w Londynie, bo taki jest korek po sniezycy, ze czekamy spooooro na wolny rekaw... w sumie po zamknieciu odprawy meldujemy sie na poklad samolotu do Dehli. Siadamy i... czekamy jakies 3 godz, bo sniezyca i musza obsluzyc wszystkie oczekujace. Dolatujemy i nie straszne nam turbulencje. Przy wyjsciu z samolotu widze swoje nazwisko... nasz bagaz nie dolecial. (wlasnie podalismy gdzie maja go przywiezc i mocno trzymamy kciuki...). Dojechalismy prepaid taxi (280INR za ok 15km) na miejsce spotkan wszystkich plecakowych turystow. Byla 4 rano i latarine, wiec poszukiwania hotelu ulatwione ;) dwa razy okrazylismy okolice, bo uparlismy sie znalezc czysciutki pokoj za rozsadne pieniadze - trzeba zweryfikowac podejscie - albo jedno albo drugie. Mamy lokum w Royal Guest Hause (za jedyne 590INR/dwojke - to sporo). Jest lozko i pomieszczenie z lazienka (troche za duzo powiedziane). Najwazniejsze, ze nie brzydzilismy sie wejsc do srodka.
okolica
To co zobaczylismy w nocy... za dnia wyglada o niebo gorzej! Tak brudnego zakatka nigdzie na swiecie nie zobaczycie! Nie wiem jak musza sie starac, zeby utrzymac taki syf, ale naprawde musza i im sie udaje! i te krowy i namolni "zyczliwi"...
teraz idziemy na zakupy: butelkowana woda, papier toaletowy (mimo drogiego pokoju to zbytni luksus) i najwazniejsze - sniadanko (od ktorego zakladamy sie nie pochorowac!!!).
To tyle na ta chwile idziemy pozwiedzac :)
PS godzina internetowania na sprzecie pamietajacy pewnie Shiwe 15INR (i te naklejki na klawiaturze, ktore i tak sie starly...)

Odpowiedz
zzzmijka 2010-07-28 o godz. 10:15
0

no wiec witam! (a raczej witamu, bo M siedzi obok)
dolecieli

Odpowiedz
Gość 2010-07-27 o godz. 15:44
0

Życzę powodzenia i niech was chronia dobre duchy.

Odpowiedz
eschiva 2010-07-27 o godz. 15:18
0

Ja też czekam z niecierpliwością na relacje!
Indie to kierunek nr. 2 w naszych z mężem planach podróżniczych (nr. 1 czyli Ekwador+Peru+Boliwia już zrealizowany :D ). Niestety z małym Francichem nie odważymy się pojechac do Indii (te odległości do pokonania w środkach lokomocji różnorakiego standardu, obecność malarii i innych poważnych chorób...) więc to marzenie musi poczekać.

Ale twoja wyprawa zapowiada się fantastycznie (mego P. ujęłaś tą Sri Lanką!!!) więc czekam na relacje i zdjęcia!!! w dużej ilości.

Odpowiedz
elek 2010-07-27 o godz. 11:12
0

czekamy na dalsze relacje... :)
właśnie koleżanka z mężem wyjechali do Indii na stałe..

Odpowiedz
Gość 2010-07-27 o godz. 07:04
0

Indie, to obok Australii miejsce, gdzie ja MUSZE pojechac :)

Odpowiedz
agnieszka82 2010-07-27 o godz. 01:13
0

ps. Niestety moja L. zostala okradziona. Staranie sie o paszport i wize to byl nie lada zgryz. Duzo nerwow i czasu...

Powodzenia i bezpiecznej podrozy. :)

Odpowiedz
agnieszka82 2010-07-27 o godz. 01:09
0

Zycze Wam cudownej wyprawy, niezapomnianych wrazen i spelnienia marzen!! Czekam z niecierpliwoscia na relacje i zdjecia, zdjecia i zdjecia. :D

Bardzo niedawno, po trzech miesiacach wrocila z Indii moja przyjaciolka. Byla na wolontariacie i pracowala z dziecmi z autyzmem, ale tez duuuuzo udalo jej sie zwiedzic. Jest tym krajem zauroczona, do tego stopnia, ze moglaby tam zamieszkac.

Indie to takze nasze marzenie, moze kiedys... Hindusi sa b. sympatyczni, ale i specyficzni. A to jedzenie... moim zdaniem najlepsze "jadlo" na swiecie. ;)

Odpowiedz
Liberales 2010-07-27 o godz. 00:37
0

Bezpiecznej podróży i do zobaczenia :D

Odpowiedz
Gość 2010-07-27 o godz. 00:37
0

Ja chcę, chcę, chcę!!!!
Pisz, proszę, to arcyciekawy kierunek :)

Odpowiedz
agga73 2010-07-26 o godz. 20:02
0

zmijka, udanej podróży i wspanalych przeżyć, mniej stresujących od tych w ambasadzie ;)
na jak dlugo jedziecie??

Odpowiedz
baskent 2010-07-26 o godz. 19:58
0

Ależ chcemy
czekamy na ciąg dalszy lol

Odpowiedz
Odpowiedz na pytanie