• Gość odsłony: 14910

    Strefa wolna od dzieci?

    Zdecydowanie mi się nie podoba, a raczej jego przesłanki (bo my NIE MAMY dzieci...). Rozumiem, ze małe dzieci, zwłaszcza nieco rozpieszczone, moga być uciążliwe. Ale żeby od razu robić strefę wolną od nich?...

    Choć oczywiście kij ma dwa końce. Obie strony mają swoje racje. Jednak żądania USTAWY na ten temat to już przesada.

    Osobiście, wolałabym nie musieć kiedyś rezygnować z pójścia do restauracji z moim dzieckiem, bo nie ma dla mnie stolika w strefie dziecinnej.

    Odpowiedzi (61)
    Ostatnia odpowiedź: 2011-03-31, 22:53:07
    Kategoria: Pozostałe
Odpowiedz na pytanie
Zamknij Dodaj odpowiedź
Licho 2011-03-31 o godz. 22:53
0

Kiniak napisał(a):A ja zamierzam zmieniać, choćby ględzeniem samym mentalność
No to nie wiem czy dobrą formę wybrałaś... Ponieważ mnie tylko upewniłaś w słuszości mojego podejścia i niemożności porozumienia się z "drugą stroną barykady".

Cytujesz moje słowa porównując mnie do wojewody mazowieckiego (czyli w zestawieniu z jakąś decyzją która ewidentnie jest przez Ciebie nieakceptowana - czuję się obrażona tym porównaniem). Po pierwsze nie znam sprawy, wiec się nie wypowiadam, a po drugie zupełnie olałaś moje pytanie. Podobnie jak rodzice owych dzieci olewają moje potrzeby dla zapewnienia swoich potrzeb - wyjścia z dziecmi, integracji rodziny czy cokolwiek co było poruszane w tym watku.

Kiniak, problem sprowadza się do tego, że o ile ja STARAM się zrozumieć, że dzieci są dziećmi - i zachowują sie jak dzieci, nawet te najlepiej wychowane - nie mówiąc już o tych z którymi rodzice sobie nie radzą, co nie jest rzadkie, o tyle TY oraz inni rodzice zupełnie nie staracie się zrozumieć czyjegoś innego stanowiska.

Przepraszam, ale dlaczego, za swoje własne pieniądze mam sobie fundować horror? I jeszcze udawać, że jestem zadowolona? Sorki, nie jestem masochistką...


a tak w ogóle to upewniłaś mnie co do tego, że w ogóle JEST druga strona barykady...

Odpowiedz
Gość 2011-03-31 o godz. 19:31
0

A ja zamierzam zmieniać, choćby ględzeniem samym mentalność. Uważam, że jesteśmy w stanie więcej osiągać jako zbiorowość, współpracując i pomagając sobie nawzajem niż wycinając się w wyścigu szczurów.
Licho napisał(a):A jakoś nie potrafię zrozumieć, dlaczego mam się czuć winna, że czasem JA chcę odpocząć i że DLA MNIE jest ważne, żeby to zrobić w spokoju ducha, a niekoniecznie w otoczeniu rozwrzeszczanego tłumu dzieciaków...
wojewoda mazowiecki tez nie rozumie. I dlatego chce rozebrać prywatne przedszkole na koszt inwestora :/

Odpowiedz
Licho 2011-03-31 o godz. 18:02
0

nie batożyli bejsbolem, bo nie mieli...
za to kij do poganiania bydła idealnie nadawał się do "upominania" dzieci...
a po dzieciach było widać, że przyzwyczajone, bo oczy dookoła głowy i szybkie uniki...

Kiniak, ja nie mówiłam to patologiach, bo o azjatyckich patologiach też parę słów mogłabym napisać... Łamaniu dzieciom kończyn, żeby lepiej żebrały i tak dalej... I to nie są rzeczy, o którychś gdzieś przeczytałam, tylko widziałam na własne oczęta efekty tych działań (znaczy się dzieci - kaleki). A mimo wszystko katowanie dziecka nawet u nas traktowane jest jak patologia...

Ale to nie zmienia stanu rzeczy, że TAM nie miałam problemu z dziećmi skaczącymi mi po głowie, bo ich rodzice nie pozwalali na to. Musiało być jednoznaczne przyzwolenie z mojej strony, wręcz zaproszenie, żeby dziecko ośmieliło się do mnie podejść i rodzic go nie "upomniał"...

Żyjemy w takiej kulturze w jakiej żyjemy. Jesli się nie podoba - zawsze można zmienić miejsce życia... Staram się nie krytykować tego, czego nie zamierzam zmieniać. A jakoś nie potrafię zrozumieć, dlaczego mam się czuć winna, że czasem JA chcę odpocząć i że DLA MNIE jest ważne, żeby to zrobić w spokoju ducha, a niekoniecznie w otoczeniu rozwrzeszczanego tłumu dzieciaków...

Odpowiedz
Gość 2011-03-31 o godz. 16:36
0

Licho napisał(a):
Poza tym, czy przychodzi Ci do głowy, że owa "nauka porządanych zachowań" to zwyczajna tresura? Że dziecko rzeczywiście "nie podskoczy", bo dostanie w łeb? Że konsekwencją tej nauki życia w grupie jest to, że dziecko ma ograniczoną możliwość zabawy? Warunki nie tylko urągające europejskim ale które przechodzą ludzkie pojęcie?

Dlaczego w indyjskim pociągu indyjskie dzieci nie sprawiały problemu innym podróżnym? Widzialam dlaczego. Bo za tamtejszy sposób nauki życia w grupie, tutaj by ktoś poszedł siedzieć...
To samo mogłabym napisać o niejednym polskim domu. I jakoś nikt nie idzie siedzieć, bo gówniarzom się należy nie? No ale my tu mamy Europę panie. Cud, miód i orzeszki. Pląsająca kultura hipokryzji.
Zakładam że w środku azjatyckiej wioski zapewne powstrzymywali się przed turystami dzicy Azjaci i tylko wysiłkiem i ciężką pracą woli nie batożyli dzieci bejsbolem czy siekierą.

Odpowiedz
Licho 2011-03-31 o godz. 16:21
0

Kiniak, to może po prostu przenieś się tam, gdzie nie będzie europejskiego egoizmu...

Może wtedy, w azjatyckim klimacie obserwując dzieci w grupie doroslych nie będzie Ci przeszkadzało, ze pięcioletnie dziecko pracuje tak samo ciężko jak dorosły, ma zestaw obowiązków o jakim w polsce nie pomyśli dziecko 15-letnie... Rzeczywiście, dzieci w azji nie szaleją po knajpach, bo jakby właściciel wziął kija, jakby przemówił okrężną drogą do rozumu...

I juz naprawdę pomijam chińskie obozy pracy, czy indyjskie fabryki...

Nie jestem w stanie pojąć wyciągania elementów z różnych kultur, bez oglądania tej kultury całościowo. I ubolewania jak to tutaj jest gorzej.

Poza tym, czy przychodzi Ci do głowy, że owa "nauka porządanych zachowań" to zwyczajna tresura? Że dziecko rzeczywiście "nie podskoczy", bo dostanie w łeb? Że konsekwencją tej nauki życia w grupie jest to, że dziecko ma ograniczoną możliwość zabawy? Warunki nie tylko urągające europejskim ale które przechodzą ludzkie pojęcie?

Dlaczego w indyjskim pociągu indyjskie dzieci nie sprawiały problemu innym podróżnym? Widzialam dlaczego. Bo za tamtejszy sposób nauki życia w grupie, tutaj by ktoś poszedł siedzieć...

Odpowiedz
Reklama
Gość 2011-03-31 o godz. 13:56
0

Tak generalnie to przeszkadza mi europejski egoizm. Ja, moje, dla mnie. W pracy, w związku, w rodzinie, wszędzie. Człowiek bez drugiego daleko nie zajedzie bo jest zwierzęciem stadnym. A my na wzór rozwiniętych społeczeństw zachodnich kreujemy popyt na psychoanalityków. O to mi chodzi. Może jakbyśmy sobie popatrzyli na kultury azjatyckie, gdzie dzieci są takim samym członkiem społeczeństwa jak dorośli, gdzie przebywają z dorosłymi od maleńkości i to jest naturalne, od pierwszych dni życia uczą się bycia w grupie i pożądanych zachowań, to nie byłoby tego wątku. Miło by mi było na polskich ulicach zamiast zaciętych grymasów spotkać ciepły uśmiech na wzór balijskiego.

Odpowiedz
Licho 2011-03-30 o godz. 21:55
0

Kiniak, Prawdę mówiąc to zastanawiam się o co Ci chodzi...

Społeczność to nie zbiór jednostek, które dla korzyści wynikających z przebywania w kupie - w taką kupę się zbijają... Kosztem pewnych ustępstw...

Problem pojawia sie tam, gdzie pewne jednostki żądają dla siebie (lub przynają sobie) większych praw i przywilejów niż inne są im skłonne przyznać...

Jak widzisz tutaj problem JEST...

Ja sobie z tym problemem radzę na swój sposób: nie przebywam w miejscach zadyminych (nawet jesli przez to muszę zrezygnować ze spotkania w jakimś pubie), nie chadzam do restauracji, gdzie czyjeś dzieci skaczą mi po głowie...

Nie przeprowadzam demonstracji spod kolumny zygmunta na wiejską pod hasłem "precz z dziećmi w restauracjach".

Zaś tego typu wątki traktuję jako (pozytywne) zaskoczenie, że ktoś zauważył, że mi - jako cząstce społeczeństwa - pewne rzeczy na tyle przeszkadzają, że ich unikam. Innymi słowy ze względu na przekroczenie mojego progu tolerancji - usuwam się z pewnych obszarów aktywności społecznej (i społeczeństwa)

Albo z punktu widzenia ekonomii: że może jakiś restaurator dojdzie do wniosku, że zapewniając komfort psychiczny zarówno bezdzietnym jak i dodatkowe udogodnienia osobom chcącym czas w restauracji spedzić razem - sciągnie większą ilość klientów i docelowo więcej zarobi...

Odpowiedz
Gość 2011-03-30 o godz. 20:15
0

Nadal uważam, że z prowadzonej dyskusji wypływa piękny obraz społeczeństwa jako sumy indywidualnych roszczeń, a nie społeczności współżyjącej/współtworzącej.
Ja mam mieć spokój/ja mam mieć dziecko w restauracji/ ja chcę palić do obiadu/ ja chcę sklep w niedzielę/ ja chcę na szczyt samolotem rządowym i tak dalej

Odpowiedz
Licho 2011-03-30 o godz. 19:58
0

Kiniak, z jednej strony masz rację, z drugiej...

Widzisz, nie chodzę do pubów (no dobra, teraz to mi się nie chce), ale LATAMI nie chodziłam do pubów, bo nie mogę siedzieć w dymie papierosowym...

Nie chodzę do McDonalda (podjeżdżam do drive), bo męczą mnie dzieci skaczące mi po głowie i ogólny hałas...

Jeśli idę do restauracji, to do takiej w której mogę odpocząć a nie do takiej, gdzie będę musiała się oganiać od szalejących i piszczących dzieci...

Na wakacjach nie mogę odpocząć, bo trafiam "obok" rodziny z szalejącymi dziećmi - i w efekcie zamiast spędzać czas tak jak lubię (na przykład bycząc się na leżaczku) uciekam na całe dni do lasu, bo nie mogę znieść wrzasków dzieciaków...

Zwróć uwagę, że w tej dyskusji jest mniej więcej po równo głosów na "za" i na "przeciw", co świadczy, że jednak dzieci nieokiełznane przez swoich rodziców są problemem dla innych... I to problemem na tyle dużym, że owi inni chcieliby aby powstały metody na ograniczenie uciążliwości niekontrolowanych przez rodziców dzieci...

Tutaj pragnę dodać, kwoli sprawiedliwości, że znam wielu palaczy oraz wielu rodziców (z dziećmi), którzy nie przeszkadzają mi przy stoliku obok... Ale nawet przy najlepiej wychowanych dzieciach na wakacjach wolę mieć domek z dala od domku dziecięcego (no, chyba że dzieci nie są wychowywane a tresowane i zamiast być dziećmi wszystko robią "na baczność")

Problem my - oni nie powstałby, gdyby nie określone zachowania - lub brak reakcji - rodziców na zachowania dzieci / palaczy etc...

A przy okazji dodam, że na moim własnym ślubie dzieci były obecne (w liczbie ok. 10). Miały własny stolik (za plecami rodziców), własne miejsce do zabawy i własny pokój gdzie mogły obejrzeć bajkę i pójść spać jak się zmęczą...

Ja bym tego typu zachowań nie traktowała w kategorii dzielenia społeczeństwa, tylko stworzenia warunków, w których wszyscy będą się czuli możliwie najbardziej komfortowo...

p.s. zwróć uwagę, ze nawet dorośli posiadający dzieci nie chcą być sadzani w części "dziecięcej" ze względu na panujący tam harmider... więc czemu mają być tym obciążeni inni?

Odpowiedz
Gość 2011-03-30 o godz. 17:46
0

A nie macie wrażenia że każda z tych postaw jest roszczeniowa?
Że nie współtworzymy społeczności jako całość, tylko wieczne podziały my i oni?

Odpowiedz
Reklama
Licho 2011-03-30 o godz. 17:24
0

A ja jestem zdecydowanie "za" stworzeniem takich miejsc.

W sensie:
restauracja ma dwie sale, w jedna jest "wolna od dzieci" druga "sprzyjająca dzieciom" - czyli ze wszystkimi mozliwymi udogodnieniami dziecięcymi - kącikiem do zabawy, krzesełkiem do karmienia czy co tam jest potrzebne...

analogicznie w hotelach i ośrodkach wypoczynkowych...
marny to dla mnie wypoczynek, jesli jadąc bez dzieci trafię w środek rozwrzeszczanego placu zabaw... Tym bardziej że zazwyczaj na wakacje jeżdżę z psem, którego nie chciałabym ciągle trzymać w zakmnięciu bo obok biegają dzieci... (a pies szaleje...)

za to zdecydowanie łatwiej mi będzie (w sensie jako matce), jeśli jadąc z dzieckiem nie będę się musiała stresować, że za ścianą mieszkają ludzie nieprzywykli do wrzasków, pisków, ruchliwoci, zabaw, odbijania piłek i tak dalej... i jeśli trafię w okolice, gdzie będzie więcej dzieci (czyli towarzystwo)

Żeby nie było, podobnie jestem zwolenniczką stref dla palących i niepalących... nie mam nic przeciwko sali dla palaczy w restauracji, o ile znajdzie się dla mnie miejsce w sali w której nie będę miała "przyjemności" oddychania dymem papierosowym...

To samo zdanie mam na temat kościołów. Mi osobiście przeszkadza w skupieniu czyjeś rozwrzeszczane dziecko. Jestem w stanie to zrozumieć na ślubie. Po to są robione msze dziecięce, w których cały przebieg mszy (i kazanie) w miarę możliwości jest dostosowywane do wieku dzieci, żeby dzieci mogły maksymalnie dużo wynieść z takiej mszy a nie tylko przeszkadzać dorosłym. Ja rozumiem, że kiedyś dziecko musi się nauczyć przebywać również w kościele. Ale ta nauka powinna jak najmniej obciążać innych ludzi...

Niestety, możemy sobie dyskutować długo i namiętnie o dobrze i źle wychowanych dzieciach czy jeszcze dłużej o dobrze i źle wychowanych ich rodzicach...


mia.mamma napisał(a):tworzenie stref wolnych od dzieci to skrajny egoizm bezdzietnych...
a takie podejście to skrajny egoizm posiadających dzieci...

Odpowiedz
karola78 2011-03-23 o godz. 19:30
0

Już kiedyś była podobna dyskusja na forum.

Co do miejsc wydzielonych dla rodzin z dziećmi to jestem za pod warunkiem, że będą to miejsca dostosowane dla dzieci: jakieś zabawki, małe stoliki, krzesełka do karmienia, przewijak w łazience itp. Nie czułabym się jakoś dyskryminowana, bo posiadam dziecko. Gorzej jeśli byłyby to dwa stoliki oddzielone dźwiękoszczelną szybą od reszty restauracji.

Co do kościoła to się nie wypowiem, bo nie bywam. Chociaż jak młoda miała chrzest, to była ponoć msza dla dzieci, wg mnie od tej typowej różniła się wyłącznie tym, że wszędzie były rozwrzeszczane dzieciaki (czytaj 1,5h nudy).

Odpowiedz
mia.mamma 2011-03-23 o godz. 17:36
0

tworzenie stref wolnych od dzieci to skrajny egoizm bezdzietnych...

Odpowiedz
Rosalinda 2009-03-23 o godz. 01:20
0

to ja z kolei donosze z Kościoła...
dawno, dawno a nawet bardzo dawno nie byłam ale z przyczyn osobistych wybralam się w tę niedziele po dłuuuuuuuuuuuuuuuuuuugiej przerwie
no i tak:
pod konfesjonałem trwała istna impreza- 2 dziewczynki, 2 chopców, na oko tak ze 3-4 latka, dziewczynki przyszły każda z inna mamą, chlopcy byli braćmi...
oczywiście cala czwórka szybko się zaprzyjaźniła
bieganie, tupot nóżek śmiech, pisk...
z tyłu kolejne dziecko, które w polowie Mszy powiedzialo głośno i dobitnie: mama nuuuuudnooooo
i wreszcie, podczas Podniesienia, 4 osobowa banda spod konfesjonalu postanowiła zgwałcić wielki kwiatek... no i potarmosili kilka liści... dorośli oczywiście nie wiedzieli czy wstac i reagowac ( a to był punkt kulminacyjny gdzie cały kościół zamiera na chwilę w najwikszej kontemplacji) czy jednak rozgonic towarzystwo... przeczekali całość, oczywiście nic z niego nie wiedzieli bo zerkali na dzieci, nawet jeszcze nie zadzwoniono na kniec podniesienia, a juz pojawili się rodzice żeby rozdzielić towarzystwo, ktorewpadło w rozpacz z tego powodu co udowodnił ryk 4 gardeł...
a no i był jeszcze dzidziuś który bezwstydnie wlazl na oltarz, na szczęście ksiądz miał poczucie humoru i powiedział że w przyszłości maluch napewno będzie ministrantem ;)

podsumowując na Mszach Świętych jest wesooolo... ksiązke możnaby napisac... szkoda troche, bo przyszłam poszukac chwili skupienia i modlitwy w trudnej sytuacji życiowej, a zapamiętałam tylko te dzieciaki

Jezus mówił: "pozwólcie dzieciom przyjśc do mnie" ale co, kiedy te dzieci przeszkadzaja dorosłym w modlitwie ???

Odpowiedz
sylw 2009-03-22 o godz. 23:23
0

sorki, ale ja wciąż nie umiem cytować i stąd może spore niezrozumienie...

till, ja cię nie "oskarżam", że popierasz zakaz wprowadzania dzieci do restauracji, tylko odpowiadam na jeszcze wcześniejszego posta, w którym pytałaś, "a kto mi zabrania iść z dziećmi do restauracji" - więc ja powołałam się na artykół... nie chodziło mi, że ty masz taki pogląd, tylko wskazałam miejsce... dobra... mniejsza o to

myślę, że tak naprawdę to chyba nam w większości chodzi o to samo
spokojne dzieci i te w chwilowym, krótko trwajacym kryzysie - czemu nie ;)
a te z "niezaradnymi rodzicami" - niech, jak pisze Agabora, robią nasiadówki w domu

ja też nie lubię awantur na cały kościół czy restaurację czy przedział w pociągu ale jeszcze gorzej znoszę, jak dziecko robi dsłownie co chce - skacze nogami po siedzeniu, brudzi łapskami po czekoladzie okno, bije rodziców, inne dzieci, rozpycha się... a oni nic :o

ja mam dziecko i chciałabym móc iść z nim do restauracji i wiedzieć, że nie będę nie mile widzianą osobą - dlatego bronię się przed tym "ruchem"... ale naprawdę rozumiem, że nieznośne dzieci mogą zatruć uroki odpoczynku

Odpowiedz
AGABORA 2009-03-22 o godz. 20:38
0

No własnie Anirrak
Np. idziesz do knajpy ,nie po to zeby zaspokoic instynkt pierwotny czyli napchać żołądek ,ale w celach wyższych ;) tj. spędzić czas w miłym gronie ,odreagowac po cięzkiej pracy ,spotkać się z przyjaciółmi ,obgradać jakiś biznes ,albo uczcić nową romantyczną znajomość ...
i co ...i d.....a ,bo jakiś krnąbrny bezstresowo chowany brzdącyk ma ochotę własnie urządzić swoim rodzicomi i wszystkim wokół zebranym piekło roku
Sorry ...ale albo rodzic trzyma w ryzach dzieciaka ...albo jak sobie z tym nie radzi ,to niech urządza domówkę -nasiadówkę
takie jest moje zdanie 8)

Odpowiedz
Gość 2009-03-22 o godz. 20:17
0

Ja dzisiaj jestem baaaardzo za
A jestem za - bo jestem po radosnej sobotniej "randce z mężem" spędzonej obok małżeństwa z dwójka maluchów - na oko 2 i 4 lata
Ja nawet nie wiedziałam, że dwulatka potrafi tak piszczeć :o
Jak hamujący pociąg :x
I to nieustannie przez pół godziny...

A słodki czterolatek walczył ze mna o serwetke pod talerzem
Za wszelką cene chciał ją wyciagnąć w sobie tylko wiadomym celu...

A najfajniejsze, że "dzieciątka" były z rodzicami :|

Rodzicami, którzy po prostu mieli swoje dzieci gdzieś - i spokojnie (?!) jedli kolację...
Zero reakcji, zero zwrócenia uwagi - zero słowa "przepraszam"

Odpowiedz
AGABORA 2009-03-22 o godz. 19:11
0

Zacznę od tego ,ze dzieci nie mam ;)
iii.....
no wlasnie ,dzieci lubię ,moi znajo,i dzieci mają ,często tez chodzimy do knajp razem z tymi dzieciakami
I o ile takie ślodkie maleństwo (na miare temperamentu i z racji wieku) zachowuje sie grzecznie ,to bardzo fajnie
Gorzej kiedy taki maluch biega obok mnie rozwrzeszczany ,trąca w momencie kiedy własnie ładuję kolejny kęs do ust ..itp...kopie wszystich dookoła
Wtedy nici z przyjemnego wypadu do knajpy ....
No sorry,ale czemu ja muszę znosić wrzaski ,krzyki i histerię źle wychowanych dzieciaków ,których rodzice bezstresowo pomagając im wejść w życie kompletnie olewają fakt,że innym gościom to przeszkadza
A na pytanie czemu nie reagują i na prośbę o uspokojenie "pociechy" ,odpowiadają rozbrajająco "Ależ proszę pani to tylko dziecko"

Szczerze mówiąc -"jestem jakby za "
Nie za zakazem wprowadzania dzieci do tego typu miejsc w ogóle
ale za sensownym podziałem stref ,jakkolwiek to zabrzmi

Odpowiedz
till 2009-03-22 o godz. 18:52
0

sylw napisał(a):o tym, że jedną z ewentualności tworzenia sfer wolnych od dzieci byłyby w ogóle restauracje o podwyższonym standardzie, gdzie z dziećmi nie koniecznie można przesąpić próg
Nigdzie nie napisałam, że popieram ewentualny zakaz wprowadzania dzieci do restauracji

Trochę nie rozumiem dlaczego wprowadzenie stref ze swojego rodzaju placem zabaw jest dobre, a wprowadzenie możliwości tworzenia sal w restauracjach, gdzie mogliby przebywać tylko dorośli jest złe.
Podobnie jak Alma_ pytam się - co złego jest w tym, że niektórzy nie mają ochoty jeść kolacji w towarzystwie dzieci? Jeśli chcą się izolować, a właściciele niektórych restauracji wyjdą tej potrzebie na przeciw - to ich sprawa.
Nikt tutaj nie chce odbierać rodzinom możliwości zjedzenia kolacji w dobrej restauracji.

Tworzenie kącików zabaw dla dzieci w restauracjach to już osobny temat.

Odpowiedz
Alma_ 2009-03-22 o godz. 18:21
0

sylw napisał(a):otóż ten ruch raczej założenie ma jedno - "nie mam dzieci, nie chcę mieć, nie wtrynżalajcie mi się zatem ze swoimi dziećmi tam, gdzie ja jestem"
No i niech mi ktoś wytłumaczy - co w tym złego??

Odpowiedz
sylw 2009-03-22 o godz. 16:34
0

Melba na 100% się z Tobą zgadzam - tylko my to raczej wychodzimy z założenia "jak pomóc dzieciom i osobom współprzebywającym w danym miejscu, żeby było wszystkim lepiej" a mam jakoś dziwne przeczucie, że ten ruch, o którym mowa w artykule (punkt wyjściowy tego dialogu, Till - tam piszą!!!!!! o tym, że jedną z ewentualności tworzenia sfer wolnych od dzieci byłyby w ogóle restauracje o podwyższonym standardzie, gdzie z dziećmi nie koniecznie można przesąpić próg...) - otóż ten ruch raczej założenie ma jedno - "nie mam dzieci, nie chcę mieć, nie wtrynżalajcie mi się zatem ze swoimi dziećmi tam, gdzie ja jestem"

Odpowiedz
Rosalinda 2009-03-21 o godz. 00:16
0

ja tez jestem za takim rozwiązaniem, niech to nie będzie odizolowanie dzieci a stworzenie oddzielnych kącików zabaw w pociągach czy restauracjach

Odpowiedz
Rosalinda 2009-03-20 o godz. 03:42
0

wiecie ja jechałam w zeszłym roku do Zakopanego pociągiem
zdarzyło mi się jechac Intercity w ktorym nie było przedziałów, ale był jeden duży wagon z fotelami jak w samolocie
i jechała rodzina z maluszkiem...
ten maluszek prawie cała drogę (Warszawa-Zakopane- to nie jest godzina czy 2) biegał, tupal, krzyczał, płakał, zaczepiał itp
to nie był zbyt miłe dla ucha ;// jakoś nikt szanownych rodzicow nie opierniczył a oni mieli dziecko głeboko w ...

Odpowiedz
Gość 2009-03-20 o godz. 01:42
0

chcialabym delikatnie zauwazyc, ze strefy wylacznie dla doroslych z malymi dziecmi juz istnieja.
Np kina organizuja specjane seansy dla matek karmiacych.
I wlasciwie nikt bez dziecka na taki seans nie wejdzie..
I jakos zaden samotny, dorosly sie tam nie pcha.

Nie widze problemu by takie strefy robic tez w restauracjach.
Ja nie lubie obcych dzieci.
A szczegolnie dzieci "meczacych" z niefrasobliwymi rodzicami.
Bo co innego, jak dziecko w knajpie sie rozplacze i rodzice na to reaguja. Przytulaja, uspakajaja, zabawiaja, czy wychodza z nim do toalety, by malucha nakarmic, uspokoic...
A co innego jak sie drze, a rodzice maja to w nosie.
Albo biega i piszczy.
Albo wklada paluchy do cudzych talerzy, albo chce sie (umorusane w czekoladzie) przytulac.
Mowie o obcych mi kompletnie dzieciac.
Takich rodzicow, ktorzy kompletnie nie regauja na zachowanie swego potomka mam ochote wystawic natychmiast z restauracji.

W Wawie w jakiejs knajpie przy placu 3-krzyzy jest restauracja, ktora od lat ma taka strefe. Jest tam fajnie urzadzony kacik dla dzieci. I cala sala przeznaczona dla doroslych z dziecmi. Oraz toalete dostosowana do potrzeb malych dzieci (przewijak etc)
Swego czasu tam bywalam i wiem, ze wroce (maja pyszne pizze).
Z dzieckiem, czy tez bez.
Bo zadbali o komfort kazdego.
I tego duzego czlowieka i tego malego.
A o to w tym tak naprawde chodzi.
By jedzenie w restauracji bylo przyjemnoscia, a nie udreka.
Dla jednych i dla drugich

Odpowiedz
Gość 2009-03-20 o godz. 00:58
0

till napisał(a):Aż tak to ogranicza Twoją wolność osobistą, że ktoś zadecyduje za Ciebie, że lepiej by było, gdyby Twoje dziecko nie siedziało na jednej sali z pijącymi alkohol ludźmi lub całującą się namiętnie romantyczną parką?
A może ja chciałabym o tym zadecydować. Mam sie za istotę myślącą więc generalnie wiem gdzie dziecko powinno chadzać a gdzie nie. Nie jestem jakimś odmóżdżonym skorkiem żeby ktoś musiał mnie zawiadamiać gdzie wolno a gdzie nie.
Poza tym nie widzę nic zdrożnego by moje dziecko oglądało jak ktoś pije alkohol bądź jak ludzie się całują. Generalnie pewnie już to widziało jakieś set razy.

Till podane przez Ciebie przypadki nijak maja się do tematu dyskusji. Wyznaczanie szlaków czy chodnika lub pasów jest spowodowane zasadami bezpieczeństwa, ochrony zdrowia, życia.
Pokazywanie " dzieciom dziękujemy " nie ma z tym nic wspólnego.

Odpowiedz
till 2009-03-19 o godz. 23:02
0

Mika_ napisał(a):Till powiedz, że żartujesz ? Bo nie chce mi się wierzyć, że ktos nie dostrzega różnicy pomiędzy restauracją a klubem ze striptizem ?
;) Odnosiło się to do Twojej wypowiedzi:
Ktoś pokazuje mi " wiesz sami zadecydujemy za Ciebie gdzie masz wchodzić i z kim " i mam myśleć, że tak fajnie się mną zaopiekował.
Czasami jednak ktoś za nas decyduje i nie musi być to od razu karygodnym ograniczeniem wolności. W górach ktoś za nas decyduje, którędy mamy chodzić - możemy oczywiście omijać wyznaczone szlaki turystyczne, ale wtedy możemy mieć tylko do siebie pretensje jak wpadniemy w jakąś rozpadlinę. W mieście ktoś za nas zadecydował gdzie powinniśmy przechodzić przez ulicę. Ktos decyduje za rodziców, które filmy w telewizji dostają kategorię odpowiednich dla dzieci i są puszczane rano, które lecą wieczorem. Takich przykładów jest wiele.

Aż tak to ogranicza Twoją wolność osobistą, że ktoś zadecyduje za Ciebie, że lepiej by było, gdyby Twoje dziecko nie siedziało na jednej sali z pijącymi alkohol ludźmi lub całującą się namiętnie romantyczną parką?

sylw napisał(a):Alma, Til - sorki, ale gdy słyszę, czy czytam o tym, że do "lepszych" restauracji nie będę mogła pójść z dzieckiem...
A kto mówi, że nie będziesz mogła?

Maryjka napisał(a):Mi ogólnie pomysł się podoba ale właśnie na zasadzie, że to nie ja z dzieckiem idę do wydzielonej strefy tylko ktoś komu dziecię przeszkadza
Szczerze mówiąc w restauracjach nigdy się nie zastanawiałam czy to ja idę do strefy wydzielonej dla niepalących, czy to palący mają wydzieloną strefę. Z tego, co zauważyłam wielkość tych stref zależy od tego, w jaką klientelę lokal celuje.

Odpowiedz
Gość 2009-03-19 o godz. 10:06
0

Anirrak napisał(a):Wiesz sylw - wydaje mi się, że nikt nie patrzy źle na grzeczne i spokojne dziecko czy to w kościele czy w restauracji...
Nie wiem, jak w restauracji - w kościele tak, nagminnie. Na dziecko przez 90% czasu spokojne, które jedna w którymśtam momencie zacznie gadać coś tylko dla siebie zrozumiałego (kategoria 'szept' dla 8miesięczniaka nie istnieje) czy zaliczy zbyt bliskie spotkanie z klęcznikiem, co kończy się półminutowym płaczem.

A celują w morderczych spojrzeniach (i nie tylko) panie w wieku dość mocno postprokreacyjnym.

A, zdegustowane spojrzenia można też zaliczyć za np nie trzymanie dziecięcia cały czas na kolanach/rękach, tylko pozwolenie mu na próby stania i opierania się o ławkę/krzesło (no wiem, może te Dominiki przysiady nie są pełne szacunku, ale do licha - nie chciałabym, żeby kościół kojarzył jej się z brakiem wolności...).

Odpowiedz
Gość 2009-03-19 o godz. 02:13
0

Maryjka - spoko 8)

Ja tam nigdy zdegustowanych spojrzeń nie posyłam ;)
Co najyżej szybciej pałaszuję posiłek i zwiewam :P

Odpowiedz
Gość 2009-03-19 o godz. 02:12
0

A jeszcze jeśli chodzi o kościoły to wybieram msze dla dzieci, nie mam stresu, ksiądz pozwala "na wszystko", nawet na wdrapywanie się na ołtarz- to jest msza dla dzieci i to jest kościół dla dzieci (tak mówi), gromadzi je wokół siebie i przez to zbliża do kościoła- takie jest moje zdanie.
A wymaganie od kilkulatka grzecznego siedzenia i nie odzywanie się przez GODZINĘ (bez jednoczesnego zniechęcenia dziecka do instytucji kościoła) jest raczej awykonalne

Odpowiedz
Gość 2009-03-19 o godz. 02:06
0

Anirrak napisał(a):Maryjka - no i jak ma ten "trudny" dzień, to może dobrym pomysłem byłoby zabranie go własnie do wydzielonej salki w kościele,
czy też podarowanie sobie kolacji w restauracji...
No niby tak, sama nigdy nie pcham się w paszczę lwa jak Julka ma zły humor i raczej się nie narażam na zdegustowane spojrzenia 8), bo doskonale rozumiem ludzi, którzy chcą w spokoju i z przyjemnością zjeść posiłek.
Ale oprócz tego są sytuacje wyjątkowe, np: coś się dziecku stało, uderzyło się, rozbolał je brzuszek, cokolwiek trudne do przewidzenia i w takich przypadkach apeluję o zrozumienie, bo rodzice (wierzcie mi) też nie czują się komfortowo. Trudno jest po prostu zawsze odpowiadać za zachowanie swojego dziecka :|

Odpowiedz
Gość 2009-03-19 o godz. 01:56
0

Maryjka - no i jak ma ten "trudny" dzień, to może dobrym pomysłem byłoby zabranie go własnie do wydzielonej salki w kościele,
czy też podarowanie sobie kolacji w restauracji...

A skoro pomysł dotyczy "stref wolnych od dzieci" - to ja rozumiem to tak, że w lokalu jest np. jedna sala, w której moga przebywać wyłącznie dorośli,
czyli nikt nikogo nie przegania - a jest jasny podział: "z dziećmi na lewo - bez dzieci na prawo" ;)

Tylko jak znam zycie to te "dorosłe" sale będą jednocześnie salami dla palaczy

Odpowiedz
Gość 2009-03-19 o godz. 01:45
0

Mi ogólnie pomysł się podoba ale właśnie na zasadzie, że to nie ja z dzieckiem idę do wydzielonej strefy tylko ktoś komu dziecię przeszkadza 8)

Anirrak napisał(a):wydaje mi się, że nikt nie patrzy źle na grzeczne i spokojne dziecko czy to w kościele czy w restauracji...
Ale wyjący i piszczący stfur
Tu bym polemizowała, nawet naaaaaaaaaaaaaaaaaaajgrzeczniejsze i naaaaaaaaaaaaaaaaaaaaajlepiej ułożone dziecko ma czasami zły dzień (jak każdy) i jest marudne, płaczliwe itd.

Odpowiedz
Gość 2009-03-19 o godz. 01:10
0

Wiesz sylw - wydaje mi się, że nikt nie patrzy źle na grzeczne i spokojne dziecko czy to w kościele czy w restauracji...

Ale wyjący i piszczący stfur potrafi zespuć nawet najbardziej romantyczną kolację ;)
I chętnie bym nie jeden raz takiego stforka wraz z wpatrzonymi w niego jak w obraz rodzicami przesadziła do osobnej sali :P
Albo lepiej: chętnie wtedy sama przesiadłabym sie do "strefy wolnej od dzieci" ;)

Odpowiedz
sylw 2009-03-19 o godz. 00:25
0

Alma, Til - sorki, ale gdy słyszę, czy czytam o tym, że do "lepszych" restauracji nie będę mogła pójść z dzieckiem... samo się nasuwa na myśl, że to leciutki atak na na spójność rodzinki
nawet wydzielone miejsca na mszy czy w innych miejscach - a dlaczego niby ja z moim (mam nadzieję grzecznym dzieckiem) nie mogę wspólnie spędzić mszy wśród osób dorosłych z całą np rodziną - jakoś nie widzę tego, ze w Święta/ święto rodzinne wszyscy stoją razem na mszy a ja z dzieckiem lub mój mąż idziemy do "specjalnej" salki lub w restauracji - będąc z jednym dzieckiem a resztą dorosłych będziemy musieli usiąść w specjalnej strefie, gdzie z siły po prostu będzie hałas, jak się wszystkie rodzinki i ich dzieciaki wrzuci w jedno miejsce - jak tu porozmawiać
i nie przemawia do mnie argument, że jak są palący i niepalący, to ktoś musi ustąpić - o zgrozo, po pierwsze - powtarzam - jak można zestawiać dzieci i fajki :o a po drugie tu nie ma wyboru - nie powiemy to choćmy do strefy dla bezdzietnych by sobie spokojnie pogadać jak maleństwo zaśnie... tylko - rozumiem, że zasada ma być taka: masz dziecko/ dzieci idź tam - jaki wybór mają pozostali czyt dorośli
... zostawić dziecko w domu ... i wracamy do problemu rozdzielania rodziny

i jeszce raz podkreślam, co innego, jak chcę iść gdzieś bez dziecka lub go oddać na placy zabaw w supermarkecie, McDonaldzie a co innego jak mi się to narzuca - w taki czy inny sposób

Odpowiedz
Gość 2009-03-18 o godz. 20:56
0

till napisał(a):Przecież już teraz istnieją kluby "tylko dla dorosłych" i jakoś nikt nie buntuje się, że dziecka na striptiz zabrać nie może Twisted Evil
Till powiedz, że żartujesz ? Bo nie chce mi się wierzyć, że ktos nie dostrzega różnicy pomiędzy restauracją a klubem ze striptizem ?

Odpowiedz
till 2009-03-18 o godz. 10:49
0

Mika_ napisał(a):Nie wiem czy też uciążliwe dzieci zdarzają się nagminnie w restauracjach żeby robić z tego problem na miarę tworzenia frontów
Skoro ktoś rzucił propozycję podziału niektórych restauracji (podziału, nie zakazu wstępu) i sporo osób go poparło oznacza, że problem jednak istnieje.

sylw napisał(a):ja jednak jestem za tym, żeby rodzina mogła być razem
A kto tutaj pisze o rozdzielaniu rodziny?

Mika_ napisał(a):i mam myśleć, że zostało to wprowadzone w trosce o mnie i o moją rodzinę. Ktoś pokazuje mi " wiesz sami zadecydujemy za Ciebie gdzie masz wchodzić i z kim " i mam myśleć, że tak fajnie się mną zaopiekował.
Przecież już teraz istnieją kluby "tylko dla dorosłych" i jakoś nikt nie buntuje się, że dziecka na striptiz zabrać nie może
Jak już napisałam, nie traktowałabym tego jako jakiegoś zakazu wymierzonego w rodziny z dziećmi. Tym bardziej ograniczenia wolności osobistej. W strefie rodzinnej dzieci mogłyby robić co im się podoba i rodzice nie zostaliby za to przez nikogo skrytykowani, w strefie dla dorosłych ludzie mogliby zachowywać się bardziej na luzie, rozmawiać na różne tematy, bez obawy, że ktoś uzna ich za gorszycieli maluczkich. Wręcz przeciwnie, dla mnie jest to wyjście na przeciw pewnym ludzkim oczekiwaniom.

Odpowiedz
Gość 2009-03-18 o godz. 01:42
0

No właśnie, szczerze mówiąc mam wrażenie, że trochę sobie teoretyzujemy - a przynajmniej w miejscach, gdzie ja chadzam (poza kościołem), dzieci jakoś nie widuję.

Odpowiedz
Gość 2009-03-17 o godz. 20:57
0

Alma_ ale ja wyraźnie piszę, że rzadko chodze do kina bo ludzie jedza popcorn, gadają przez komórki, zachowują się delikatnie mówiąc jak neandertale. Jeśli coś mi nie pasuje to nie szukam winy w towarzystwie, nie chodzę tam i tyle. Pisałam też, że może czas zacząć tworzyć jakieś stowarzyszenia. Można więc nie chodzić, można poszukać innej restauracji, można iść wieczorem - nie wiem co jeszcze. Nie wiem czy też uciążliwe dzieci zdarzają się nagminnie w restauracjach żeby robić z tego problem na miarę tworzenia frontów ;)

Odpowiedz
Alma_ 2009-03-17 o godz. 19:37
0

Mika_ , czyli co - nie ma możliwości odcięcia się od uciążliwego towarzystwa?

Odpowiedz
Alma_ 2009-03-17 o godz. 19:32
0

sylw, ale kto chce dekompletować rodziny?
Przecież nie mówimy o podziale "dzieci na prawo, dorośli na lewo", tylko o takim, gdzie dla rodzin z dziećmi byłoby przeznaczone inne miejsce niż dla tych bez dzieci.

Nie widzę różnicy w wystawianiu kogoś wbrew jego woli na działanie dymu papierosowego czy niesfornego brzdąca.
Jeśli taka jest moja wola, to chcę mieć możliwość np. zjedzenia posiłku nie niepokojona żadną z powyższych (ani rozmaitych innych) atrakcji.

Odpowiedz
Gość 2009-03-17 o godz. 18:51
0

till napisał(a):Mika_ napisał:
Bo jak dowiedziałabym się, że w "mojej " restauracji jest takie miejsce to generalnie bym bojkotowała.

Widzę, że problem nie w samym podziale restauracji, ale w tym, że ludzie z dziećmi będą uważali, że zostało to wprowadzone im na złość.
Generalnie dajesz mi do zrozumienia, że mam myśleć, iż ktoś wprowadzi mi zakaz wchodzenia z moim dzieckiem do restauracji lub jej części i mam myśleć, że zostało to wprowadzone w trosce o mnie i o moją rodzinę. Ktoś pokazuje mi " wiesz sami zadecydujemy za Ciebie gdzie masz wchodzić i z kim " i mam myśleć, że tak fajnie się mną zaopiekował.
Zakazy są zwykle przeciwko komuś lub czemuś.
Głupie pomysły zawsze bojkotuję więc tak samo byłoby z restauracją

Odpowiedz
sylw 2009-03-17 o godz. 17:43
0

jak czytam porównania dzieci z papierosami, to mi :o i za tych, którzy te dwa światy zestawiają...
przepraszam, ale nie dziw, że osoby palące nie czują się dyskryminowane, bo palić mogą - a to raczyj niepalące i tak wąchają dym...i są wystawione - chcąc nie chcąc na działanie nikotyny...

zgadzam się z tymi, którzy piszą, że to raczej kwestia rodziców, czy potrafią upilnować własne dziecko czy też nie
ja jednak jestem za tym, żeby rodzina mogła być razem ; razem świętować czyjeś urodziny czy roczincę ślubu rodziców w restauracji; raem się modlić na mszy świętej, bo kto inny da przyłakd wiary, postawy wobec Boga, jak nie rodzice (najpierw)... ja nawet nie bardzo jestem za tym strefom dla dzieci w kościołach; choć mi też rozbrykane, niesforne, krzyczące brzdące niesamowicie przeszkadzają i wtedy uważam, że Ksiądz powinien im zwrócić uwagę i poprosić o przejście do zakrystii lub wyjście na dwór - ale tak z pedagogicznego punktu widzenia... o to właśnie chodzi maluchom, nie siedzą na nudym kazaniu, są w centrum a w zakrystii czy na dworzu rodzice przynajmniej zajmą się nimi lub tam właśnie spotkają inne "niepokorne" cieciaki i sobie teraz poużywają... i kogo my sobie wychowujemy

ja wiem, ze temacik jest trudny i kontrowersyjny, ale to właśnie dzieciaki są naszą przyszłością (zaleciało pretensjonalnością - sorki)- i wg mnie nie możemy ich spychać na margines społeczny a rodzicom "tych spokojych" dzieci wpajać, że nawet kwilnięcie na mszy czy w publicznym miejscu to potwarz dla współuprzebywających w dnym miejscu - bo w konsekwencji obawiam się, że do tego doprowadzimy.

nie wiem czy do końca zrozumiale przekazałąm o co mi chodzi - kij ma dwa końce, ale ten jeden jakoś mi się wydaje ważniejszy od drugiego (rodzina w komplecie! - to przecież, jak tak dalej pójdzie, będzie relikt, więc należy o nią walczyć)

co innego, gdy rodzice chcą zostawić malca, zeby trochę pobyć sami... nie widzę powodu, by wszędzie ciągnąć dzieciaka ze sobą

problem wielowątkowy

Odpowiedz
till 2009-03-17 o godz. 16:47
0

Mika_ napisał(a):Bo jak dowiedziałabym się, że w "mojej " restauracji jest takie miejsce to generalnie bym bojkotowała.
Widzę, że problem nie w samym podziale restauracji, ale w tym, że ludzie z dziećmi będą uważali, że zostało to wprowadzone im na złość.
Na świecie istnieją restauracje z podziałem dla osób palących i niepalących, jakoś palacze nie protestują, że są w ten sposób dyskryminowani, nie omijają szerokim łukiem podobnych miejsc.
Jeśli osoba dorosła zacznie wydzierać się, rzucać jedzeniem, przeszkadzać innym ludziom zostanie wyproszona z restauracji. A dziecko? I tu pojawia się problem. Matki z płaczącym dzieckiem nie wypada wyrzucić, więc jeśli nie uspokoi dziecka, będzie ono nadal przeszkadzać ludziom naokoło. Ludzie będą się patrzyli na taką rodzinę zabójczym wzrokiem, co wcale nie musi być dla nich przyjemne.
Wg. mnie podział restauracji na strefy rodzinne i dla dorosłych byłby dobrym rozwiązaniem, które mogłoby zadowolić obie strony. Jeśli oczywiście rodziny z dziećmi nie wezmą tego zbyt do siebie i nie uznają, że taki podział ma być wprowadzony przeciwko nim, jest niemal równy zakazowi wprowadzania dzieci do restauracji. Przecież nie o to chodzi.

Odpowiedz
Gość 2009-03-17 o godz. 01:49
0

Ostatnio bylam na kolacji, na ktora rodzice zabrali 3,5 letniego synka. Dziecko nie dopuszczalo innych do glosu, darlo sie niemozliwie, robilo wszystko, by byc w centrum uwagi. Wiem, to wina rodzicow, ale jednak, mi ten chlopczyk przeszkadzal.

Mysle, ze odgorny zakaz nie jest dobrym pomyslem. Natomiast niektorzy rodzice powinni czasem pomyslec, ze nie kazdy ma ochote na towarzystwo malego dziecka.

Odpowiedz
Gość 2009-03-16 o godz. 20:20
0

Generalnie troche mi sie to kojarzy z dzieleniem autobusow na czesc 'dla bialych' i 'dla reszty', ale z drugiej strony... Oj, niestety wielokrotnie rodzicom brak wyobrazni czy najmniejszego poczucia empatii. Zwlaszcza tu, gdzie przyszlo mi mieszkac... gdzie to dzieciom ustepuje sie miejsca wsrodkach komunikacji miejskiej, dzieci rycza, wrzeszcza, rozrabiaja i zlego slowa nie uslysza, nawet jesli kogos przydepcza, uderza, pobrudza. :x

Mimo wszystko zostawilabym to zdrowemu rozsadkowi (lub jego braku ;) ) rodzicow, bo zaczynajac od jakichs zakazow potworzymy getta, co innego np. zorganizowanie 'miejsc przyjaznych rodzinie' itd.

Odpowiedz
Gość 2009-03-16 o godz. 14:38
0

Podpisuję się pod tym, co napisała Mika_.
Nie ukrywam, że widok rozwrzeszczanego dziecka, rzucającego dookoła jedzeniem i goniącego go między stolikami rodzica, będzie działał mi na nerwy. Ale jeśli dziecko jest spokojne i zachowuje się w miarę ok (oczywiście jak na swoje dziecięce możliwości, bo przecież nie oczekuję, ze kilkulatek będzie siedział godzinę w milczeniu i bezruchu), to nie mam nic przeciwko temu, żeby siedziało choćby przy sąsiednim stoliku. Także tu wiele zależy od rodziców, którzy najlepiej znają swoje dziecko i wiedzą, czy można z nim "iść do ludzi" czy lepiej jeszcze nie.

Odpowiedz
Gość 2009-03-16 o godz. 11:19
0

Nie znoszę argumentu " Nie masz dziecka więc nie rozumiesz" ale akurat tutaj do tego artykułu pasuje jak ulał.

Nie chodzimy do knajp z dzieckiem bo 1,5 roczniak nie jest w stanie wysiedzieć czasu przeznaczonego na posiłek. Lubię zjeść spokojnie, bez pośpiechu, posmakowac po prostu. Dlatego chodizmy sami albo wcale. I o tyle jestem w stanie zrozumieć argument, że nie lubi ktoś wrzasku, ryku, rzucania jedzeniem to o tyle nie rozumiem dlaczego para z dzieckiem grzecznym, będącym w stanie wysiedzieć, zjeść - powiedzmy 5 letnim ma zrezygnować z pójścia do restauracji. Bo jak dowiedziałabym się, że w "mojej " restauracji jest takie miejsce to generalnie bym bojkotowała. Wiem, są inne miejsca, są inne restauracje ale chyba ostatnio mnóstwo spraw w których istnieją nakazy, zakazy, obostrzenia. Coraz więcej rzeczy ludziom nie pasuje, nie podoba się. Skupiamy się na tworzeniu petycji, pozwów zapominając trochę o innych ludziach. Mi przeszkadzają osoby ciamkające, klnące w knajpach albo osoby zachowujące się głośno w kinie. Tylko, że ja głupia jestem i raczej ograniczam moja bytność w tych miejscach. A powinnam zacząć tworzyc organizacje.
Jeśli mi nie pasuje widok miesięcznego dziecka w supermarkecie które wozi sie w plastikowym foteliku twarzą do sufitowych reflektorów to nie tworzę frontu " niemowlaki precz ze sklepów". Co więcej front ten byłby bardziej uzasadniony po podyktowany odczuciami dziecka a nie widzimisię moim, że przeszkadzają mi dzieci w supermarketach.

Odpowiedz
Gość 2009-03-12 o godz. 15:29
0

Aha, i jeszcze jedno. Pod oknem mam plac zabaw i do furii doprowadzają mnie dzieciaki (zwłaszcza celują w tym małe dziewczynki), które piszczą. Nie: krzyczą (rozumiem), grają w piłkę o ścianę (rozumiem), która czasem wleci w różne dziwne miejsca (no ok, zdarza się), wrzeszczą, gadają i takie tam. Ale piszczą. Grrrr. Tyle, że raczej nie zabronię dzieciakom pobytu na placu zabaw ;)

Odpowiedz
Gość 2009-03-12 o godz. 15:26
0

No właśnie u Dominikanów we Wrocławiu również to funkcjonuje. Ale co zrobić, jeśli rodzice nie uważają za stosowne wysłać tam dzieci?

Inna sprawa, że rozumiem - dziecko 2-3 lata może nie rozumieć, że ma być cicho. Ale już 5 czy 7 lat jest dla mnie przynajmniej takim wiekiem, że jakiś kontakt powinno się umieć z latoroślą złapać Tymczasem ostatnio notorycznie napotykam się na takie toto, które może i nie lata po kościele, ale GADA. Bo wytrzymać mszę spacerową pół godziny z buzią zamkniętą jest strasznie ciężko Ale czemu się dziwię, skoro matka dziecka nie ucisza, tylko mu odpowiada :|

Nie jestem za tym, żeby dzieci chodziły tylko na msze dziecięce - chociaż pewnie wtedy więcej z nich wynoszą. Ale za tym, żeby to RODZICE byli za nie odpowiedzialni i wychowywali, a z tym, jak widać, ciężko. Nie tylko w kościele czy restauracji.

Odpowiedz
Gość 2009-03-12 o godz. 14:47
0

Są kościoły w Warszawie, gdzie coś takiego jest - u jezuitów jest "akwarium", a u dominikanów na Służewiu jest wc z przewijakiem. Myślę, że przynajmniej to ostatnie to dobry pomysł. ;) Szyba zresztą też...

Odpowiedz
Gość 2009-03-12 o godz. 13:38
0

Cóż powiem tyle, że to tylko zależy od rodzica. Albo nie potrafi on przekazać dziecku elementarnych zasad dobrego wychowania i jak najbardziej rozumiem zakaz wstepu takiej rodziny do niektórych miejsc publicznych, albo ma wyjatkowo niesforne dziecko, z którym nie moze sobie poradzić, ale wtedy również nie widzę powodu, dla któryc miałby przyprowadzać je do np. restauracji. Bo nie wiem czemu inni ludzie musielby znosić skandaliczne zachowanie jego bachora.
Czy jesli ja zaczełabym rzucać jedzeniem i drzeć sie w niebogłosy na lunchu w modnej knajpie, to nikt nie miałby prawa zakazać mi do niej wstępu?

Ja rozumiem, że dzieci do ok. drugiego roku życia są powiedzmy średnio kumate i często nie rozumieją zasad dobrego zachowania, ale czterolatek powienien wiedziec, ze w restauracji nie wolno biegać, krzyczeć, rzucać lodami itp. Jesli tego nie wie, powienien miec zakaz wstępu w ogóle. Nawet do hipotetycznych wydzielonych salek dla dzieci i ich rodzicow.

Natomiast jetem przeciwna szykanowaniu matek z malutkim niemowlakami, ktore czasem płaczą. Dzieci nie robią tego specjlanie, tak po prostu mają. 8)

Odpowiedz
Gość 2009-03-12 o godz. 12:47
0

bardzo przeszkadza Wam w skupieniu cudze dziecko?
Mi przeszkadza. Szczególnie, że w większości przypadków mam wrażenie, że to skutek bezstresowego wychowania i beztroski rodziców :|
A że w kościele, do którego chadzam, jest zrobiona salka / wydzielona część (nie wiem dokładnie, jak to wygląda, nie zapuszczam się w tamte rejony) specjalnie dla dzieci, a MIMO tego rodzice pozwalają latać dzieciakom luzem, zamiast je tam zaprowadzić, to denerwuje podwójnie.

Odpowiedz
Nezi 2009-03-12 o godz. 12:00
0

Kościół moim zdaniem to inna sprawa. Matka z dzieckiem ma prawo chodzić na mszę tak samo jak inni wierni. Może jedynie wybierałaby msze dla dzieci? Nawet jeśli maluch jest mniejszy niż adresaci takiej mszy, to mniej przeszkadza ;) Bo idziesz do kościoła i masz świadomość że będą dzieci na takiej mszy... więc wybierasz inną mszę ;)

Odpowiedz
Gość 2009-03-12 o godz. 11:57
0

restauracje restauracjami, można - ostatecznie - nie chodzić.

natomiast mam silne wrażenie, że wiele osób chciałoby uczynić strefami wolnymi od dzieci - kościoły. a miejscem dla matki z dzieckiem - placyk przed kościołem.

jakieś opinie? bardzo przeszkadza Wam w skupieniu cudze dziecko?

Odpowiedz
Yagutka 2009-03-12 o godz. 10:57
0

Też jestem ZA.
Tak jak pisałyście, są rózne powody, ale są też osoby, które po prostu nie mają ochoty na towarzystwo dzieci w restauracji.
Ja z pewnością do takich należę, bo strasznie wkurzające są rozwrzeszczane bachory ganiajace po sali i rzucające w ludzi czym popadnie ;)
Oczywiście do spokojnych dzieci nic nie mam, ale one rzadko się trafiają :D

Odpowiedz
Gość 2009-03-12 o godz. 02:20
0

Jestem ZA.
Jest mi przykro gdy idąc w miejsce publiczne musze znosić fochy kogoś komu nie jest miła obecność cudzego dziecka.
Z drugiej strony pamiętam jak po poronieniu niemal wyłam w sklepie widzac matkę z maluszkiem, niedaj boże ciężarówkę. Rozumiem,że ktoś może sobie nie życzyć obecności dzieci. Z różnych powodów...

Odpowiedz
Nezi 2009-03-12 o godz. 02:00
0

Ja chyba też byłabym za.
Wielokrotnie miałam dość wrzasków rozwydrzonych dzieciaków.
Ale to nie w dzieciach jest problem a w ich rodzicach, którzy nie potrafią sobie z malcami poradzić i wychowują małych terrorystów. Przed wejściem do restauracji z dzieckiem rodzice powinni się okazać dokumentem, że przeszli szkolenie "kulturalne zachowanie w miejscach publicznych naszych dzieci" ;) lol

Odpowiedz
Rosalinda 2009-03-12 o godz. 01:44
0

hmmm mnie tez drażni jak np w autobusie jedzie pani z dzieckiem a dziecko sie drze, albo biega po autobusie...
a co dopiero w restauracji, w której szukam spokoju

chyba nie jest az takim problemem, wydzielenie specjalnego kącika, najlepiej z zabawkami,w którym dzieci czulyby się spokojniej a inni mogliby zjeść

Odpowiedz
Alma_ 2009-03-11 o godz. 14:57
0

Skrzacik, to chyba tak samo, jak gdy cześć towarzystwa jest paląca, a częśc nie - ktoś musi ustąpić.

Odpowiedz
Gość 2009-03-11 o godz. 14:55
0

Ja myślę, ze lepiej by było obarczac rodziców rozkosznego brzdąca rachunkiem za pralnię lol

Ja nie widzę technicznej mozliwosci wydzielenia takich stref. A co bedzie jeśli do knajpy przyjdzie razem 6 pań w tym dwie z dzieckiem. Rozdzielą się przy wejściu, żeby nie zajmować dodtakowego stolika i krzeseł w strefie specjalnej?

Ale samą petycję rozumiem, bo siedzenie w zamknietym pomieszczeniu z czteroletnim bachorem, ktory rzuca lodami i drze sie w niebogłosy, nie nalezy do przyjemności. Nie wiem też jaką przyjemność mają z tego jego rodzice? ;)

Odpowiedz
Alma_ 2009-03-11 o godz. 14:55
0

W sumie... każdy ma chyba prawo żyć, jak mu się podoba - dlaczego mielibyśmy być narażeni na towarzystwo dzieci, którego sobie nie życzymy? Nie mam nic przeciwko powstaniu takich miejsc.

Odpowiedz
Odpowiedz na pytanie