• Gość odsłony: 7235

    Ślub najpiękniejszym dniem w życiu?

    Usłyszałam ostatnio takie zdanie: "Skoro ślub był najpiękniejszym dniem w życiu, to potem może być już tylko gorzej". Od razu skojarzyło mi się z wątkami w 'pamiętniku mężatki' ;)

    Czy to nie jest właśnie tak, że traktujemy ten dzień ślubu jako coś magicznego, a zapominamy, że później też może być pięknie?

    Odpowiedzi (29)
    Ostatnia odpowiedź: 2009-03-07, 09:04:52
    Kategoria: Ślub
Odpowiedz na pytanie
Zamknij Dodaj odpowiedź
Jania 2009-03-07 o godz. 09:04
0

Dzień slubu - piękny, nadzwyczajny, pełen magii, splątanych cudownych emocji. I na razie chyba najważniejsza podjęta w moim zyciu decyzja. Dzień, który zmienił mi zycie.

Ale już minął i trzeba zyc tym co jest teraz. Mniej barwnie i egocentrycznie.

I całe szczęscie, ze w zyciu czasami są takie wyjątkowe dni...

Odpowiedz
Gość 2009-03-06 o godz. 20:24
0

Najcudowniejszy? Na pewno nie.
Natomiast na pewno wyjątkowy, wart wspomnień i uśmiechu na samą myśl o nim. I chyba o to chodziło- aby był wyjątkowy i aby takim pozostał we wspomnieniach.
fagih, która nie popadła w szaleństwo ślubne ani przed ani po, ale narzekać na pierdułki, które się nie udały, również jej do głowy nie przyszło - nie dlatego, że nie wypada psuć otoczki najwspanialszego dnia w życiu - ale dlatego, że przy całej wadze tego co się działo - były to IMHO naprawdę nieistotne szczególy.

Odpowiedz
Rosalinda 2009-03-06 o godz. 19:37
0

to ja teraz powiem z perspektywy niemężatki

jakoś juz tak jest, że zawsze słowo "mężatka" brzmi inaczej niż "mam chlopaka" małżeństwo to oznaka jakiejś stabilizacji ...
a ślub jest rozpoczęciem pewnego etapu w zyciu... związek wkracza w inna fazę, juz nie jest "chodzeniem" tylko małżeństwem...

same sluby i wesela uwielbiam- jest w tym ogromna magia ;) wg mnie jest to jakies zwieńczenie milości, jakis symbol... ludzie chca być ze soba na zawsze (z tym na zawsze to też różnie bywa),,, ale to takie romantyczne wszystko... miód na serce...
i dlatego każdy chce, żeby ten dzień był najpiękniejszy i gdzieś tutaj kończy się szczęście, zaczyna komercja i biznes ...
pamietam jak kilka miesięcy temu pomagałam trochę koleżanceprzygotowac się do slubu... we wszystkich salonach buty z napisem "ślubne" były droższe od zwykłych (w końcu kupiła... na Stadionie X-lecia... nie wygladaly na stadionowe), dowiedziaam się ile kosztuje np welon (kawałek takiej firanki, a cena łuuu), za zdjęcia zaplacila majątek ( zdaje się ze to było 100 z za POZĘ) a z ilu rzeczy trzeba bylo zrezygnować... dla sklepikarzy słowo "ślub" to widac magnes na klientów jak mało co... wszystko co slubne,, musi być drogie

w ogóle mam wrażenie że slub jest takim troche cyrkiem- wszystko musi być super- oczywiście slub Kościelny (mimo że ostatni raz było się w Kościele pare lat temu), ociekająca koronką suknia, staranie żeby pociotka i wujaszek byli zadowoleni... do tego limuzyna, lub samochodzik retro, Bialy miś grany przez orkiestrę... z tego wszystkiego robi sie taki trochę teatrzyk... i troche ginie cała ta magia miłości...
z drugiej strony jak myśle o swoim slubie, to chcialabym miec to wszystko- suknie do ziemi, nawet dopuszczam romantyczny Kościółek (chociaż z Bogiem się nieustannie kłócę) samochód tonący w kwiatach, weselicho na 100 osób z tą cała otoczką: disco polo (nie słucham na codzień oczywiście no ale wesele bez Szalonej ), tort ociekający lukrem, rzucanie welonem itp ;) z 1 strony widze jaki to jest kicz, a z 2 strony sama bym chciala taki minicyrk i nie dziwię się, że ludzie prześcigają się w pomysłach

i tutaj jest wasnie pies pogrzebany- bajki o księżniczkach tkwią przez lata i eksploduja w dniu ślubu, bo (no nie mówie zę każda) wiele dziewczyn marzy o tym, aby tego dnia byc jak królewna z bajki...
ale jeżeli nie zgubi się gdzieś ta aura miłości, to i cyrk nie przeszkadza

Odpowiedz
Daggie 2009-03-06 o godz. 16:05
0

Ro chyba wiele zalezy od tego co kto oczekuje po slubie. Wiele jest takich zwiazkow co niestety sie gubia w przygotowaniach, w calej szalonej gonitwie, z wesela sie urywkowe wspomnienia a potem przychodzi proza zycia. I trzeba nauczyc sie rozmawiac ze soba i trzeba nauczyc sie zyc ze soba i mieszkac i dzieli obowiazki. Dlatego uwazam ze przed slubem powinno sie mieszkac razem.. to tak pomaga w pozniejszym pozyciu. Nie mowie ze to jest zlota recepta na sukcess malzenstwa, bo takowej nie ma, ale przynajmniej jakas namiastka co to znaczy "kompromis w malzenstwie.."
Nasz slub wspominam slodko. Nie byl ani ekstrawagancki, ani wyszukany, gosci bylo raptem chyba ok. 28 (wlaczajac nas). Nie bylo klepania przysiegi za ksiedzem, to nam sie nigdy nie podobalo; napisalismy swoje wlasne przysiegi, od serca, od siebie.. to co czulismy i chociaz to bylo dwa lata temu to do tej pory potrafimy je wyrecytowac z pamieci ! :D
Nasze zycie teraz nie przypomina sielanki pod zadnym wzgledem, ale z reka na sercu, nie zdarzaja sie nam ciche dni. Klocimy sie.. ale inaczej... dojrzale, potrafimy powiedziec "przepraszam". Nie wiem czy to dlatego ze mieszkalismy razem wiele lat przed slubem czy po prostu mamy takie szczescie, ale czuje, obydwoje czujemy ze znalezlismy w sobie naprawde te dwie polowki jednego jablka.
Moj maz mi kiedys powiedzial jak byl chory.. "ja nie potrzebuje lekarstwa.. jak mnie trzymasz za reke to mi jest dobrze.." Moze to takie tanie.. ale dla mnie to byl najslodszy komplement..

Odpowiedz
Gość 2009-03-06 o godz. 07:07
0

Nigdy nie rozpatrywałam dnia naszego ślubu w kategorii najpiękniejszy. Chciałam żeby wszystko się udało i udało się, chciałam żeby przygotowania do niego były sprawne, decyzje szybkie i żeby problem wyboru koloru serwetek ogóle się nie pojawił :) - jednym słowem żebyśmy nie popadli w "ślubne szaleństwo". I to też się udało.
Jeśli chodzi o sam dzień ślubu, to był to dzień przysięgi, którą sobie złożyliśmy, z pewnością jeden z najważniejszych w naszym życiu, bo potwierdzający nasze wybory i determinujący przyszłość, dlatego magiczny i nieco przerażający ;). Kategoria najpiękniejszy jest zbyt wąska żeby go tak określić.

Odpowiedz
Reklama
Gość 2009-03-05 o godz. 20:15
0

Daleka jestem od idealizowania dnia mojego ślubu, zwłaszcza teraz z perspektywy czasu. Był to na pewno dzień wyjątkowy, niepowtarzalny pod względem emocji, atmosfery, sytuacji i przeżyć - po prostu piękny. Czasem wracamy (ja częściej) do tego dnia oglądając film, zdjęcia - wzrusza nas to na nowo, ciagle jest w nas refleksja tamtego dnia - natomiast nie umiem i nie czuję, że to był najcudowniejszy dzień w moim życiu. To był dzień, który oboje zaplanowaliśmy, przygotowaliśmy się do niego, ten dzień był takim naturalnym, kolejnym etapem naszego wspólnego życia - był początkiem :) Minął już ponad rok - powiem tak :) - mam wspaniałego męża, cudownego, cierpliwego człowieka, jest nam razem bardzo dobrze, zmagamy się z różnymi, mniejszymi i większymi kłopotami, dzielimy smutki i radości - jesteśmy razem. Chciałabym mieć w życiu jeszcze wiele takich wyjątkowych dni :) a może kiedyś o jakimś powiem, że był najcudowniejszy? Dla mnie taka ocena jest możliwa i właściwa z perspektywy czasu.

Pamiętam wątek Kerali i to na co między innymi usiłowała zwrócić uwagę - że panuje swoistego rodzaju konieczność pisania o tym dniu - nie inaczej jak tylko "najcudowniejszy". Wtedy wydawało mi się, że inaczej się nie da :)

Odpowiedz
kasieńka13 2009-03-05 o godz. 19:43
0

Dzień ślubu był super! Bardzo mi się podobał. Ale to najlepsze dopiero przede mną...

Odpowiedz
Gość 2009-03-05 o godz. 18:38
0

Dzień ślubu był jednym z najważniejszych dni w naszym życiu. Raczej jednak nie najpiekniejszym...
Poprzedzony nerwówką związaną z informacją, że świadek jednak prawdopodobnie nie zdąży dojechać na ślub (wybiłam mu to jednak z głowy ;)), kłótniami o byle koszulę (Mąż uznał, że można ten zakup odłożyć do dnia "przed"), rozmowami czy na pewno dobrze zrobimy składając ślub skoro potrafimy się aż tak ranić...itd. aż do finalnego wzruszenia i wniosku, że jednak bez siebie nie potrafilibyśmy żyć.
Sam dzień: deszczowy, zimny... przemienił się w pełną ciepła uroczystość błogosławieństwa i później - ceremonię kościelną.
Dla mnie samej w kościele byłam tylko ja, Mąż, ksiądz i Bóg. Podczas liturgii słowa byli również moi świadkowie czytający czytania oraz siostrzenica śpiewająca psalm. Wzruszająca była przysięga. I to wszystko, tak świadomie przeżyte.
Później pieniążki srążki i ciocie przesądne, nerwy podczas jazdy na weselicho i muchy w nosie teściowej. Dla mnie - ogarniętej swoistą mieszanką świadomości wypowiadanych słów i amoku szczęśliwości - były gorzkim bardziej niż słodkim zejściem na ziemię.

W ostatni piątek przeżywaliśmy smutną ale i refleksyjną rodzinną uroczystość. Tak bardzo chciałabym pożegnać się z tym światem tak jak babcia, która usnęła w ramionach dziadka po 60 latach małżeństwa, w całkowitej intymności i pokoju.

Nie jesteśmy małżeństwem idealnym, nie nadajemy się raczej na wzór, ale kochamy się bardzo. Piękne są te chwile, kiedy to sobie uświadamiamy.

Odpowiedz
damula 2009-03-05 o godz. 16:43
0

Dla mnie był to wyjątkowy dzien.
A na ten najważniejszy ciągle czekam...
I zupełnie nie wiem co się nim okaże :)

Odpowiedz
Gość 2009-03-05 o godz. 16:25
0

I sie zgodze z kolezanka Mrowka ;)
Bo slub, to dopiero poczatek wspolnej drogi, a o uczucia trzeba dbac aby nie umarlo... :)

Odpowiedz
Reklama
joanna221 2009-03-05 o godz. 16:21
0

ja jestem rok i 4 miesiące po ślubie, i dzis jest okropny dzień.

Odpowiedz
mrówka 2009-03-05 o godz. 14:10
0

Dla mnie i mojego męża dzień naszego ślubu był cudowny, magiczny, ekscytujący i póki co najpiękniejszy w naszym życiu!!!!!!!!!! Mogłabym powtarzać go co pięć lat :):):):):) Był wsapnialszy niż w marzeniach (poważnie!!!). Teraz 2 i pół roku po ślubie jest naprawdę wspaniale - nie będę porównywała szarego zwykłego dnia z dniem ślubu - bo to zupełnie bez sensu... ale kochamy się wciąż bardzo, bardzo mocno. Przeszyliśmy przez ten czas sporo - mówię o tych złych dniach, o sytuacja tragicznych które nas spotkały, nigdy nie było dnia żebym żałowała decycji o wyborze patnera życiowego - nigdy!!! Na początku byłam trochę rozczarowana rodziną mojego męża (zresztą On również) - to powodowało różne przykre sytuacje - ale potrafiliśmy im razem stawić czoła!!! Dziś po siedmiu latach wspólnych, kochamy się jeszcze mocniej niż kiedykolwiek - jesteśmy silniejsi i bogatsi w doświadczenia, wszystkie problemy rozwiązujemy wspólnie dzięki temu jest naprawdę wspaniale!!!
Wciąż odkrywamy się na nowo i nie tracimy czasu na kłótnie czy jakieś nieznaczące bzdury. Cały czas nie możemy się sobą nacieszyć - naprawdę!!!!!!
Myślę, że kolejnym równie pięknym i wzruszającym dniem (albo nawet o niebo lepszym) będzie dzień w którym w końcu przytulimy nasze Małe Szczęście o które tak długo już walczymy... bo jedyny mankament naszego związku to fakt, że tworzymy rodzinę tylko z nas dwojga + kot, ale wierzę, że w końcu nasze największe marzenie się spełni...

Odpowiedz
mokato 2009-03-05 o godz. 13:43
0

No właśnie. Też było fajnie. Chyba bo ja nic nie pamiętam od czasu wejścia do kościoła aż do ,prawie, końca wesela. Dużo stresu, a magii żadnej się nie dopatrzyłam. ;)
Czy najpiekniejszy, nie sądzę ale wiem z pewnością, że jeden z najważnejszych.

Odpowiedz
Gość 2009-03-05 o godz. 13:11
0

Było fajnie, odświętnie, ale też trochę męcząco. Pięknie było w kościele, bo muzyka i słowa księdza w połączeniu z urokiem niewielkiej kaplicy sprawiły, że było to wyjątkowe przeżycie.
W tym dniu nie przejmowałam się tym co nie wyszło, ale teraz poirytowana jestem niesamowicie efektem pracy florystki, która zainkasowała mnóstwo kasy a wystrój kościoła był koszmarny a z bukietu wypadały kwiatki. Niby pierdoła, ale zła jestem i tych pieniędzy nie mogę odżałować, bo nie była to drobna kwota.
Dnia ślubu najpiękniejszym nie nazwę ale na to miano z pewnością zasługuje nasza msza ślubna - najpiękniejsza w jakiej uczestniczyłam :)

Odpowiedz
xandra 2009-03-04 o godz. 18:06
0

no to teraz troche zachwytow poczytacie ;)

moj pierwszy slub - był spoko, impreza była sympatyczna ale biorąc pod uwage ze jeszcze rano mowilismy sobie - to moze sie nie pobierajmy to chyba szkoda gadac (i szkoda ze sie tak stalo bo rozwod był kosztowny ;) , inna sprawa ze ja go wtedy starsznie kochałam i miałam nadzieje ze sie poprawi wszystko)

urodzenie dziecka - byłam oszołomiona lekami i tempem tego wszystkiego, moje zatrucie ciazowe, silne leki przeciwbolowe i misiek był czerwoną zapłakaną paskudą, cała w sluzie ale popłakałam sie ze szczescia ze juz jest, moje ukochane dziecko, moje słoneczko...

dzien slubu z P. - jak to u nas było wie chyba wiekszosc z was ;) , z racji braku kasy i planowanych innych wydatków "po", nie mielismy cisnienia na cokolwiek, wszystko było tak jak sobie wymyslilismy, mimo ze wesele było na wolnym powietrzu, były plastikowe sztucce i kubeczki itd ;)

ale to, to było drugoplanowe - koscioł... to było to
czułam sie jak w filmie, nierzeczywistosc... jakbym płyneła w jakiejs chmurze, widziałam w sumie tylko P i ksiedza... starałam sie byc twarda ale nie dałam rady, łzy szczescia same płyneły, prawie cała msze... dlaczego? bo wiem ze to własnie ON jest moją miloscią i przeznaczeniem, jak nie byc wdziecznym za to?

po tym dniu, jak i przed, było wiele pieknych dni - dzien zareczyn i nasza kolacja z kanapkami z musztardą w domu ;) , moje 30. urodziny i szok gdy otworzyłam drzwi i nie zobaczyłam P., tylko bukiet z 30 roz własnie, to jak pierwszy raz misiek powiedział do niego "tata"...

pisze i pisze i łezki sie kreca, nie jestem zwolenniczką przypisywania mezczyznom jakis nadrzednych cech ;) jak na feministke przystało ;) ale ze i P jest feministą to mysle ze jeszcze wiele i wiele dobrych i pieknych chwil własnie dzieki niemu...

no, starczy ;)

Odpowiedz
Ulib 2009-03-04 o godz. 11:56
0

hmm dla mnie to wcale nie był najcudowniejszy dzień ...... jakoś ogólnie dziwnie się rozczarowałam tym dniem ;) ta godzina w koście była faktycznie wyjątkowa, ale reszta..... hmmm teraz byłoby pewnie zupełnie inaczej.... ale było mineło i teraz czas do przodu iść i mieć nadzieję, że jednak będą piękniejsze dni ;)

Odpowiedz
Gość 2009-03-04 o godz. 11:44
0

Moja przyjaciólka zawsze na stwierdzenie "ślub to najpiękniejszy dzień w życiu" reagowała sarkastycznie "Tak - potem to już tylko z górki i coraz gorzej!" ;)

A mi sie od dnia slubu (który był cudowny) wydaje, że jest...coraz lepiej!!! Do czego to dojdzie?!! :D

Odpowiedz
Gość 2009-03-04 o godz. 11:09
0

Madeleine napisał(a):Mam nadzieję, że na obiad chociaż rosół i schabowy albo coś w tym stylu
kurczę pieczone ;)

właśnie dochodzi w piekarniku, jak się nie pospieszy, to się nie wyrobimy do Dominikanów, buu...

Odpowiedz
Gość 2009-03-04 o godz. 10:58
0

mysle, ze najpiekniejszy dzien w moim zyciu byl wtedy kiedy spotkalam swojego meza na swojej drodze :love: a nasz slub koscielny byl bardzo magiczny, niezapomniany, bajeczny :love: mysle, ze takich dni bedzie w zyciu wiecej ;) gdyby sie czesciej zdarzaly, nie byly by najpiekniejsze ;)

Odpowiedz
Gość 2009-03-04 o godz. 10:57
0

Shiadhal napisał(a):powiedziała osoba, która zrobiła już dziś pranie, upiekła chleb i przygotowała wstępnie obiad.
:zle: :mur: Wstydziłabyś się :P Mam nadzieję, że na obiad chociaż rosół i schabowy albo coś w tym stylu ;)

Odpowiedz
Gość 2009-03-04 o godz. 10:42
0

Ja bym się raczej trzymała wersji, że to był jeden z najpiekniejszych dni. Ale trudno mi go nazwać najwspanialszym, bo jednak wolę mniej stresujące imprezy. ;)

Poza tym - chyba znacznie szczęśliwsza byłam, kiedy się dowiedziałam, że jestem w ciąży. Niezależnie od tego, co się potem niestety stało, to wspomnienie jakoś bardziej we mnie tkwi.

Ja ślub traktowałam jako naturalną kolej rzeczy, coś dla mnie tak oczywistego, że sam fakt, iż zostałam mężatką mnie nie oszołomił, a dzień zamążpójścia, choć cudowny i niezapomniany, był jednak za bardzo męczący, żeby zyskać status najpiekniejszego. ;)

Odpowiedz
Alma_ 2009-03-04 o godz. 09:26
0

Mój najpiękniejszy na pewno nie będzie, a boje sie, żeby nie był najgorszy... Na stres reaguje zawsze koszmarną awanturą w strone połówka, a w dzień ślubu to chyba nie wypada, co? lol

On o tym wie i dlatego kurczowo trzyma się wersji tradycyjnej "zobaczymy się przed ołtarzem" lol

Odpowiedz
Yagutka 2009-03-04 o godz. 09:25
0

U nas wszystko w tym dniu poszło tak, jak planowaliśmy, nie było niespodzianek / problemów /itp, ale wcale nie uważam, aby ten dzień był najpiękniejszy.
Owszem, fajnie było, ale żeby się aż tak zachwycać??
Było wiele cudownych dni przed, po i wiem, że wiele będzie ich również w przyszłości.
Dla mnie ślub nie był ukoronowaniem nie wiadomo czego, a jedynie logiczną konsekwencją naszych działań, było to coś bardzo naturalnego. A inna kwestia jest taka, że tych całych przygotowań slubno-weselnych miałam powyżej uszu i poczułam wielką ulgę, jak to już się skończyło... :)

Odpowiedz
Gość 2009-03-04 o godz. 09:25
0

Madeleine napisał(a):A tak w ogóle, baby, do garów i sprzątania marsz
no jak to tak? przy niedzieli? toż najlepsza chwila na filozofowanie. ;)

powiedziała osoba, która zrobiła już dziś pranie, upiekła chleb i przygotowała wstępnie obiad.

Odpowiedz
Gość 2009-03-04 o godz. 09:03
0

Inna sprawa, Dżej, ze wiele panien mlodych czuje sie w obowiazku zachwycac ta magia - to nic, ze pozabijalaby polowe gosci i przede wszystkim pana mlodego bo nie zachwyca sie np bladorozowym kolorem jej bukietu - w pozniejszej relacji wszystko jest magiczne, cudowne i kazda MUSI CHCIEC jeszcze raz...
Oooo, to jest bardzo prawdziwe zdanie. Jak jakiś czas temu bodajże Kerala postawiła tezę (w trochę innym kontekście), że może i dzień ślubu bywa najpiękniejszy, ale akurat dla niej nie był, to mało jej interlokutorki nie zabiły - z tego, co pamiętam, wniosek był taki, że to Kerala źle zorganizowała wesele, bo gdyby było inaczej (z tego, co pamiętam, mniej gości, olać ciotki i takie tam), to ten dzień i dla niej byłby najnajnaj.

Ślub i wesele niosą bardzo duży ładunek emocjonalny dla pary młodej - jest się w centrum wydarzeń, wszystko ma być dopieszczone, odświętne i uroczyste. Bez kłótni i awantur.
I dla tych, którzy (a zwłaszcza które) to lubią i tak miały - to może faktycznie być bardzo piękny dzień, być może faktycznie dla części najpiękniejszy w życiu.

A dla całej reszty - którym:
a) coś może nie wyszło do końca - a to kwiatki z samochodu odpadły, a to orkiestra zawiodła, a to się cała rodzina spiła
b) miały inne oczekiwania - i myślały (tak trochę, jak w przypadku pierwszego razu ;) ), że wszystko będzie inaczej, fajerwerki i pełen odlot
c) nawet wszystko było ok, ale bardziej realistycznie podchodzą do życia

głupio jest się przyznać, że ten dzień był fajny, niezapomniany, cudowny, ale żeby aż najpiękniejszy? ;) I uznać, że to już koniec pięknego życia i można sobie właściwie trumnę szykować, bo już wszystko z górki będzie.

Ja tam liczę, że sporo fajnych momentów w moim życiu 8) (szczerze mówiąc byłam zdecydowanie bardziej podekscytowana, kiedy dostałam awans w pracy ;) , bo było to nieoczekiwane i nowe, świeże, a nie związane z wielomiesięcznymi żmudnymi przygotowaniami).

A tak w ogóle, baby, do garów i sprzątania marsz, a nie do takich wątków filozoficznych Magii im się zachciewa, ot co ;)

Odpowiedz
WhiteRabbit 2009-03-04 o godz. 08:48
0

W moim przypadku to nie był najpiękniejszy dzień życia ;)
Było fajnie, pewnie! Przecież byłam pięknie ubrana, uczesana, umalowana, byłam (ja i mąż) najważniejsza, itp...
Nie stresowałam się. Było po prostu fajnie ;) Wcale nie magicznie, ani jakoś super-ekstra-nadzwyczajnie.
Teraz jest... średnio. Raz lepiej, częściej gorzej.
Ten dzień był ładniejszy niż te, które są po ślubie ;)

A najcudowniejszym dniem był dzień narodzin mojego synka 8)

Odpowiedz
Loxia 2009-03-04 o godz. 08:42
0

i zgodzę się ze Szpilką. Było fajnie ale żeby to nazwać najpiękniejszym dniem w życiu? to ja mam chyba jakieś inne wyobrażenie o najpiękniejszym dniu :) i ciągle na niego czekam.

Odpowiedz
Gość 2009-03-04 o godz. 08:36
0

Coz, ja to powiedzenie rozpatruje jako "najpiekniejszy DOTYCHCZASOWY dzien w zyciu". W wielu przypadkach tak wlasnie jest - wszystko dopracowane, kreci sie wokolo mlodych, zainwestowane ogromne srodki - wczesniej raczej trudno o takie doswiadczenia.

A potem nalezy sie starac by bylo juz tylko lepiej ;)

Odpowiedz
szpilunia 2009-03-04 o godz. 08:36
0

Bede chyba malo reprezentatywna probka, ale dla mnie ten dzien moze i mial jakas magie, ale biorac pod uwage to ile nerwow mnie zjadlo wczesniej (zwlaszcza w ostatnim tygodniu gdy wszystko sypalo z zadziwiajaca konsekwencja..), to ja mam nadzieje, ze te najpiekniejsze chwile jeszcze przede mna (i nie beda oplacone takim kosztem.. 8) )

A z drugiej strony - jak sie zajrzy do Ciezarowek i Mamusiek, tam rowniez mozna znalezc zdania w stylu "Dzien narodzin mojej coreczki/synka byl dla mnie najpiekniejszym dniem w zyciu" i nie wiem czy dzien slubu tak blaknie przy tej chwili czy jest to po prostu inny rodzaj magii...mam nadzieje, ze kiedys to zweryfikuje 8)

Inna sprawa, Dżej, ze wiele panien mlodych czuje sie w obowiazku zachwycac ta magia - to nic, ze pozabijalaby polowe gosci i przede wszystkim pana mlodego bo nie zachwyca sie np bladorozowym kolorem jej bukietu - w pozniejszej relacji wszystko jest magiczne, cudowne i kazda MUSI CHCIEC jeszcze raz...

sorrki mam jakis zle dni ostatni wiec moze zle do tego podchodze

Odpowiedz
Odpowiedz na pytanie