• bonsai odsłony: 3332

    Ambicje kontra rodzina

    No właśnie...własnie rozmawiałam z kolegą który parę miesięcy temu zaczał pracę we francuskiej pracowni w Warszawie i ...same sukcesy, własnie wygrał wewnętrzny konkurs i prawdopodobnie poleci do Paryża na pół roku go realizować...a mamy po 24 lata...a ja...

    -wyszłam za mąż
    -jestem potwornie szczęśliwa
    -obroniłam dyplom inżynierski
    -czekam na mieszkanie
    -kupuję kafelki, kibelki itp.itd
    -planuję rodzinę powiększyć

    ...kiedyś miałam marzenia związane z zawodem i marzenia jakoś zbladły w konfrontacji z rzeczywistością, a może zastapiły je inne marzenia te rodzinne i bardziej może przyziemne.
    Mamy wspólne plany z mężem plany zawodowe...i...cały czas ważniejsze jest dla mnie spędzenie czasu z mężem i skończenie studiów niż praca, bo nie pracuję, chociaż wiem że bym mogła, że nie jestem od kolegi dużo mniej zdolna, może tylko trochę bardziej się boję...i nie muszę pracować...

    ...i wiem że w końcowym rozrachunku ja będe miała szczęśliwa rodzinę i małą karierę, a kolega wielką karięrę i może mu rodzina umknąć...ale teraz jakoś mu troche zazdroszczę.

    Jak sobie radzicie z ambcją...lecicie naprzód rezygnując ze spacerów i długich rozmów z mężem przy herbacie, czy wolcie czasem zrezygnować z pracy na rzecz wspólnie spędzanego czasu???

    Odpowiedzi (32)
    Ostatnia odpowiedź: 2009-06-15, 02:52:51
    Kategoria: Pozostałe
Odpowiedz na pytanie
Zamknij Dodaj odpowiedź
agga73 2009-06-15 o godz. 02:52
0

z tym doplacaniem, to może przesadzilaś, ale ogolnie, to święte slowa, Big_Sister :)

Odpowiedz
Big_Sister 2009-06-14 o godz. 07:07
0

Katarinka, dla mnie to jasne, że młody po studiach najpierw jest kreślarzem i się praktycznie tylko uczy zawodu. IMHO nawet powinien dopłacać za praktykę, zwłaszcza jeśli trafi do biura robiącego większe i ambitniejsze rzeczy, a nie domki-potworki ;)

Odpowiedz
katarinka7 2009-06-14 o godz. 03:44
0

Godziny pracy w biurze są podbne jak w większości firm.
Często gęsto w biurze rola młodego architekta, gdy pracuja tam inni "wyjadacze" jest sprowadzona do roli kreślarza.
Pensje u kogos są minimalne, zwłaszcza na początku.
Oczywiście są od tego wyjątki.

Odpowiedz
Big_Sister 2009-06-13 o godz. 06:13
0

Bonsai, powiem szczerze, że nie rozumiem Twoich rozterek ;)

Jeśli jesteś dopiero co po architekturze, to wszystko przed Tobą. Wbrew pozorom w tym zawodzie, jeśli robisz w biurze, są najbardziej dogodne godziny pracy (choć trzeba co jakiś czas zostawać po godzinach) i wlaśnie to jest lepsze niż własna działalność, która pochłania znacznie więcej czasu. To znaczy lepsze dla kobiety, która chce też mieć czas na życie rodzinne ;)

Odpowiedz
Gość 2009-06-13 o godz. 02:52
0

Priorytety: najpierw rodzina, potem praca.
Jedno i drugie musi też satysfakcjonować.

Ambicji zawodowych chyba nie mam za wielkich, drabinka kariery mnie nie pociąga, czego z kolei mąż zrozumieć nie może. Na dizeń dzisiejszy wystarczy mi:

- dobra, zdrowa atmosfera,
- satysfakcjonująca, rozwijająca praca
- pensja wystarczająca, żeby przestać się martwić o przeżycie.

Być może dlatego, że pod koniec poprzedniej pracy żaden z powyższych warunków nie był spełniony.
Teraz wystarcza mi więc to co mam... a za jakis czas być może i ambicje się powiększą ?

Odpowiedz
Reklama
Fiba 2009-06-12 o godz. 21:55
0

Ogólnie to wychodzę z założenia, że jeśli coś dla czegoś poświęcać, to pracę dla rodziny. Mam wrażenie, że praca jest taką zabawą dorosłych ludzi. Dlatego często mam do niej dość luźne podejście. Traktuję to jak wkręcającą grę np. w podchody. Angażuję się, ale zawsze mam zapaloną lampkę "to nie jest prawdziwy sens życia" ;)

Więc w rozmowach z mężem prezentuję podejście, że ja to bym mogła kota po brzuchu i dżemy ;) Ale on wtedy się uśmiecha i mówi, że przecież ja w miejscu nie mogę wysiedzieć 3 dni, nosi mnie. I faktycznie- chyba by mi jednak psychika siadła.

Odpowiedz
Yagutka 2009-06-12 o godz. 02:09
0

Anirrak napisał(a):Co do głownego pytania - to ja wybieram i rodzine i karierę ;)

I pod tym się podpisuję :D

Ja pracuję w domku, robię to co lubię, nie chce tego zmieniać, owszem, zazwyczaj pracuję 7 dni w tygodniu, bo tak mam zlecenia, ale nie zamieniłabym się na nic innego - zresztą zrezygnowałam z innych rzeczy, żeby robić to co lubię :)
W sumie praca to moje hobby, więc niestety grozi mi pracoholizm ;)

A jak się powiększy rodzina, to ponieważ pracuję w domu będzie mi łatwiej :)

Odpowiedz
Gość 2009-06-11 o godz. 11:24
0

Mysle, ze potrafie to zbalansowac. Jak pracuje, to intensywnie, czasami az za intensywnie. Tyle, ze jak spedzam czas z mezem to staram sie w to rowniez wkladac serce.
Na szczescie jak dotad nasz odbior relacji praca-dom jest podobny, wiec zadne nie czuje sie jakos mocno skrzywdzone.

Dla mnie praca jest wazna. Sprobowalam kiedys (nie z premedytacja) 8 miesiecy siedzenia w domu. Moglabym to kontynuowac, nie bylo zadnej presji finansowej itd. Ja nie potrafie, siada mi psychika. Potrzebuje pracy, lubie to co robie, staram sie byc w tym dobra, widze efekty, a ze dodatkowo przynosi mi to coraz lepsze pieniadze, to tylko sie cieszyc. 8)

Odpowiedz
Adamowa 2009-06-11 o godz. 06:22
0

A moim marzeniem by było, żeby móc siedzieć w domu zawsze i zajmować się domem, a mąż na tyle dobrze zarabiał, bym ne nic nam nie brakowało... Niestety, to tylko marzenia... :(

Odpowiedz
Gość 2009-06-10 o godz. 19:40
0

Co do głownego pytania - to ja wybieram i rodzine i karierę ;)

Nie chciałabym byc robotem i realizować się jedynie na polu zawodowym,
ale tez nie widze siebie jako kobiety wyłącznie domowej - zajmującej się dziećmi i meżem...

Każda z tych opcji coś by mi zabrała - i przy każdej czułabym, że nie do końca to jest to.

To nie jest tak, że nie cenie przysłowiowego dzbanka herbaty ;), ale nie potrafiłabym dla niego
zrezygnować ze spotkań z klientami, z chodzenia do sadu, z grzebania w komentarzach ;)

Odpowiedz
Reklama
Gość 2009-06-10 o godz. 19:35
0

Skrzacik napisał(a):
(...) lubię swoją pracę, ale męczy mnie świadomość, że trzeba..., że koniecznie..., że muszę pracować ;)

Ogólnie, staram się pracować, żeby żyć, a nie żyć, żeby pracować.
Mam podobnie 8)

Swoja prace lubię - nawet bardzo :)
Cos tam osiągnęłam, na jakis poziom weszlam - na wyższy powoli sie skrabię ;)
Jest dobrze - a na tle osób, które razem za mna studia kończyły nawet bardzo dobrze...
Tyle, że meczy mnie świadomość, że pracować MUSZĘ.
Że nie moge sobie walnąc wszystkiego w kąt i powiedzmy przez rok bimbac radośnie ;)

Co nie znaczy, że przez ten rok chciałabym robić za "panią domu" i kręcić dżemy i ciasta :P
Co to - to nie ;)
Ale jakaś wyprawa dookoła świata, jakiś rejsik - nie oponowałabym lol

Odpowiedz
buniuta 2009-06-10 o godz. 18:43
0

Również należę do osób z poukładanym życiem zawodowo rodzinnym.
W domu miód:lol:
W pracy supcio!
W połowie ciąży dostałam propozycje awansu od już! Przyjęłam dopiero po powrocie z 4 miesięcznego matkowego lol
I...- jest fajnie. Spełniam się, wprowadzam pomysły o których zawsze marzyło mi sie,a i tak najwazniejszy jest kajtek czterokończynowy (jeszcze) w domu i małż producent kajtka.
No bo cóż... pracę moge zmienić!
I ta świadomość pozwala mi żyć w spokoju. I pracować i rodzinowac się do woli. Nie czuję pędu, stresu i szczura oddechu! i.... realizuję się....

Odpowiedz
bonsai 2009-06-10 o godz. 18:11
0

teraz juz wiem ze to może lakdnie brzmi, ale wcale nie jest w tym zawodzie tak kolorowo...na szcęscie mój mąż ma doświadzcenie, ja świeżość, razem mamy górę pomysłów i mam nadzieje że uda sie razem cos z czasem konkretnego zrobić

Odpowiedz
katarinka7 2009-06-10 o godz. 04:18
0

Bonsai, doskaonale wiem o czym piszesz.
Niestey różnei to bywa w różnych zawodach.
Zawód architekta jest - przynajmniej moim zdaniem - bardzo wymagający, żeby do czegoś dojść i dobrze zarabiać trzeba duzo czasu pośwęcić.

I cóż, z moich obserwacji wynika, że kobiecie troche gorzej w tym zawodzie.
Niesty, ludziom z zewnątrz wydaje się, że cóż to jest - narysowac pare kresek...................niestety, rzeczywiśtośc jest inna i śmiech mnie ogarnia jak niektórzy psioczą na projektantów.

Wiesz, Bonsai, ja też mam znajomych któzy wyjechali do Irlandii, pracuja w zawodzie w wielkich pracowniach i robią tzw karierę.
Mam kolegę, który założył swoją firmę i w ciągu roku tak się rozwinął, że nie wyrabia się ze zleceniami, pracuje nawet w niedzielę, zarabia full kasy, wie sporo więcej ode mnie - bo ma więcej doświadczenia.

Czasem mi zazdrość pika, nie pwiem, ale wiem, że ja po prostu nie dąłabym tak rady. Mnie nakręca szczęsliwy związek, rodzina, z samą praca byłoby mi smutno, a w tym zawodzie nie umiałabym pracowac na maksa i mieć rodzinę na maksa.

He, he mama mnie przetrzegała kiedyś przed architekturą, nie wierzyłam......

Odpowiedz
Adamowa 2009-06-10 o godz. 03:38
0

Ja najchętniej nigdy bym nie pracowała i Memu Mężczyźnie też zabroniła, tak byśmy cały czas mogli być razem :D Niestety, to niemożliwe, jednak dla mnie to nie są w ogóle wartości godne zestawiania:praca i związek. Praca to przykra konieczność, marzeniem mym jest, byśmy jak najmniej godzin mogli w niej spędzać, nawet kosztem lepszych zarobków; związek i miłość to zdecydowanie priorytetowa sprawa w moim życiu.
Największym koszmarem i niebezpieczeństwem dla mojego szczęścia jest właśnie taka sytuacja, kiedy widywałabym bym się z Moim Potencjalnym Mężem od czasu do czasu w domu, bo większą część czasu spędzalibyśmy w robocie lub zwyczajnie rozmijalibyśmy się z powodu różnych godzin tyrki. Czuję, że w takim układzie długo bym nie pociągnęła; już teraz jest mi ciężko bardzo: ja nie pracuję, ale On mam totalnie porąbany grafik, prawie co wieczór siedzi w pracy, często prawie całe dnie - nie wyobrażam sobie, bym mogła teraz pracować i ja (póki on robi tam, gdzie teraz) , bo choć mieszkamy razem, widywalibyśmy się okazjonalnie. Nie wyobrazam sobie tego NAWET gdyby nadarzyłaby mi się okazja pracować w najcudowniejszym miejscu i za wielkie pieniądze...

Odpowiedz
bonsai 2009-06-10 o godz. 00:06
0

to pocieszające że tyle z nas docenia dzbanek herbaty, bo dla mnie to najmilsze chwile, kiedy pijemy hektolitry czaju gadając przy stole. Równie miłe jest siedzieć tak i rozmawiać o projektach moich studenckich lub jakichś drobnych fuchach które się trafiaja...zastanawia mnie tylko to czy taka metodą uda nam się zarobić na dom, samochód, wakacje i narty raz w roku, a jak będa dzieci to na angielski, karate, czy inne tam zajęcia płatne...bo to chyba niezbyt wygórowane marzenia.

Cały czas wierzę ,że się da zachować jakąś równowagę... w naszym zawodzie żeby "się dorobić choć troszkę" trzeba pójść na swoje ( i mieć dużo znajomych, którzy podsuną zlecenia), albo się zarzynać od rana do nocy.

..a jak się jeszcze chce wszystko na raz i od razu..to wtedy czasem człowieka dopadają rozterki jak w temacie...

Odpowiedz
Aoi 2009-06-09 o godz. 23:34
0

Czy mogę pogodzić życie rodzinne z pracą? A i owszem.
Niestety u nas jest to dość skomplikowane, bo mimo że ja pracuję od 9-17, mąż ma nielimitowany czas pracy. Czasem pracuje od 8-20 (z dojazdem +2 godziny), a czasem ma cały dzień wolny (jest wykładowcem na uczelni).
Są dni, kiedy się wręcz nie widzimy, kiedy ja wstaję raniutko a on jeszcze śpi, zaś kiedy mąż wraca do domu, to ja już śpię. Czasem komunikujemy się wyłącznie poprzez maile lub komórki.
Ale czy warto zrezygnować z pracy? Chyba nie, bo i tak któregoś z nas w domu by nie było krócej bądź dłużej.
Kiedy możemy spędzamy maxymalnie czas ze sobą: jeździmy na rolkach, trenujemy karate, lub spędzamy czas przy dzbanku herbaty.
Narazie nie odczuwam braku czasu do wspólnego spędzania, ale nie powiem, że nie wolałabym spędzać czas w domu zamiast w pracy. Tak jak Awa. Tylko z czego żyć?

Odpowiedz
Gość 2009-06-09 o godz. 23:14
0

Mi marzy sie praca na pol etatu. I tak polowe czasu w pracy sie marnuje, tak na prawde, wiec w te 4 godziny dzienie intensywnego wysilku zrobilabym rownie duzo. Ale z moim zawodem to malo prawdopodobne :( Ambicje zawodowe mam, lubie swoja prace (no... to co moglabym w niej robic i na co mam nadzieje, zo rzeczywistosc czasem sie z tym rozmija), ale szczescie daje mi raczej zwiazek, wlasny dom, drapanie kota po brzuchu i czasem ogladanie programu o dinozaurach od rana do nocy.

Odpowiedz
DobraC 2009-06-09 o godz. 22:51
0

hm... ciekawy topic....

kiedys bylam przekonana ze rodzina to w ogole taki priorytet ze nie ma o czym gadac.

potem znalazlam moja prace

i.....

no wlasnie

wiem ze dziecko mi wywroci poukladany swiat a ja dopiero na rozpedzie jestem... i tylko czasem K. mowi ze jak jakis czas temu mowil o dziecku to odpowiadalam ze chocby jutro, a teraz to tylko oczy spuszczam.....

w pracy sie realizuje, mam ja naprawde niezla , pomimo przejsciowych trudnosci i braku motywacji (ot jakby chociaz teraz - stad wiecej postow na Forumi ;) )

zycie prywatne tez mi kwitnie... ale wiem juz ze zachowac wlasciwe proporcje to sztuka i kawalek....

nie jest proste to zycie, oj nie....

pozdrawiam Was cieplo

Odpowiedz
Gość 2009-06-09 o godz. 22:49
0

Ja podobnie jak awangarda tylko, że chciałabym jeszcze do tego miec jakąś działalność. najlepiej właśnie żeby było zgodne z miomi zainteresowaniami.
I to wcale nie jest tak, że marzenia idą na bok.
po prostu dla jednych marzenia to ciepły dom i rodziny, dla innych spełnienie zawodowe, a dla jeszcze innych wszystko na raz. kwestia ustalenia priorytetów.

Odpowiedz
Gość 2009-06-09 o godz. 22:48
0

Awa, gdyby, to co napisłaś było możliwe bez kariery zawodowej (czyli zarabiania kasiory), to ja się piszę. 8)
Pracę traktuję głównie jako źródło zarabiania pieniędzy, a nie główne źródło życiowej satysfakcji. Tzn. traktowałabym ją tak, gdyby mi te pieniądze przynosiła. ;) Teraz mam raczej wrażenie, że bawię się w pracę (ale już niedlugo).
Nie zrozumcie mnie źle, bo lubię swoją pracę, ale męczy mnie świadomość, że trzeba..., że koniecznie..., że muszę pracować ;)

Ogólnie, staram się pracować, żeby żyć, a nie żyć, żeby pracować.

Odpowiedz
awangarda w stylu retro 2009-06-09 o godz. 22:30
0

a ja chce rodzic dzieci, miec duzo zwierzat wokol, miec chalupe z ogrodem, sadem i rosarium, robic dzemy, piec ciasta i chleb.
i w nosie mam kariere zawodowa.

awa bardzoooo zadowolona z swojej pracy :)

Odpowiedz
Vilemo 2009-06-09 o godz. 05:03
0

a ja jestem przeszczeszliwa w zyciu prywatnym i tak srednio zawodowym

pomimo ze ide do przodu odnosze wrazenie ze wyszystko idzie za wolno.
na poczatku mialam totalny niefart - i zmarnowalam dwa lata po studiach na przeskoki z przyslowiowego deszczu pod rynne. teraz jest duuuzo lepiej, ale odnosze wrazenie ze mam chora ambicje. nie potrafie sie cieszyc z tego co mam, bo caly czas odnosze wrazenie, ze stac mnie na wiecej, ze to co robie jest zbyt malo ambitne, ze marnuje czas

najgorzej ze wlasnie skonczylam 27 lat i wypada powoli zaczac myslec o dziecku, a ja wciaz uwazam ze nie mam dosc dobrej pozycji zawodowej. najgorzej ze nie wiem, czy za 2-3 lata taka bede miala

wiec caly czas czuje niedosyt a z II strony tykajazy zegar

Odpowiedz
Anna! 2009-06-09 o godz. 04:53
0

SkrawekNieba napisał(a):mężczyzna jest w stanie za koszt kariery jest w stanie poświęcić cieplo domku i żony.
Właśnie przez to przechodzi mój związek.
Mąż zmienił pracę i praca go pochłonęła ogromnie. Siedzi w pracy po 14-16 godzin. Codziennie. Bez dnia wolnego. Urlopu. Dom traktuje jak hotel - tylko w nim śpi.
A ja... Ja już nie mam siły
Wiem, że praca daje mu satysfakcję, że się w niej spełnia, tylko DLACZEGO robi to kosztem naszego małżeństwa?
Z biegiem czasu oddalamy się do siebie, bo de facto nie spędzamy ze sobą czasu.
Za miesiąć mamy dostać mieszkanie i wiecie co? Jakoś coraz mniej mnie cieszy ten fakt. Boję się, że zostanę z tym wszystkim tzn. remontem, urządzaniem itd. sama. Bo on nie będzie miał czasu. Bo praca jest teraz najważniejsza.
Kiedyś chciał mieć dziecko - teraz nie. Bo mu tak wygodnie.
Eh... Na pomyje to sie tylko nadaje...
:chlip:

Odpowiedz
agga73 2009-06-09 o godz. 04:32
0

a ja się w pracy, że tak powiem ogólnie nie nadwyrężam, tzn robię swoje najlepiej jak umiem, ale moglabym pracować duuuużow więcej, wieczorami i nocami, na swoje konto etc, ale jakoś nie mam parcia na kasę i wolę ten czas spędzać w swobodny sposób, z mężem w domu lub ze znajomymi.
nie zazdroszcze osobom, które dużo więcej pracując, więcej osiągają, bo to mój wybór.
jednocześnie nie mam wrażenia, że cokolwiek pośwęcam w imię rodziny.
po prostu tak mi pasuje i tyle.

Odpowiedz
Gość 2009-06-09 o godz. 04:16
0

Należę do ludzi, którzy mają udane życie zawodowe i zarazem rodzinne.
Praca nie wymaga ode mnie poświęceń typu : liczne nadgodziny, częste wyjazdy. Daje mnóstow satysfakcji mimo czasem potwornego zmęczenia i fizycznego i psychicznego. Ostatnio trochę na pracę psioczyłam ale na urlopie pewnie zastęsknię. Praca wraz z pozostałą działalnością zawodową całkowicie zaspokaja moje ambicje. Szkolę się, mam swoją pozycje w pracy i dodatkowo ją lubię. Jakoś nigdy nie przyszło mi do głowy, że mogę chcieć więcej więc chyba jest dobrze ;) .
Wg. mnie nie trzeba poświęcac kariery dla rodziny, czy rodziny dla kariery przynajmniej nie w moim zawodzie i moim przypadku.
Ale też kariera w moim zawodzie i typie pracy jest pojęciem względnym : nie ma awansów, wyścigów szczurów.
Troszkę Cię nie rozumiem bo piszesz o potwornym szczęściu. Skoro jesteś szczęśliwa to po co cokolwiek zmieniać. Dla mnie szczęście nie wymaga zmian :)

Odpowiedz
Gość 2009-06-09 o godz. 03:24
0

bonsai napisał(a):i wiem że w końcowym rozrachunku ja będe miała szczęśliwa rodzinę i małą karierę, a kolega wielką karięrę i może mu rodzina umknąć...ale teraz jakoś mu troche zazdroszczę.
do mnie tlumaczenie, ze cos mu moze umknac - nie trafia. to zupelnie tak jakby Tobie ktos powiedzial - ze ja bede miec kariere, a Tobie moze sie zwiazek rozleciec. (tfu, tfu na psa urok ;)) nie jest powiedziane nigdzie, ze nie mozna miec satysfakcjonujacego zycia zawodowego i szczesliwej rodziny. wszystko zalezy od tego jakie mamy te ambicje i jak jestesmy zorganizowani. owszem, czesto ambicje zawodowe wymagaja wyrzeczen osobistych - ale tak szczerze mowiac, co nie wymaga jakis wyrzeczen czy poswiecen?

Odpowiedz
Alma_ 2009-06-09 o godz. 02:15
0

Bonsai, udaje mi się, bom jeszcze szczaw ;) i rodzina obejmuje tylko mnie i Ł., ambicji powiększania póki co nie mamy. Co będzie później - zobaczymy, ale wierze, że też ni ebędzie źle :)

Odpowiedz
bonsai 2009-06-09 o godz. 02:00
0

może mu umknąć, nie znaczy że umknie, jeżeli tobie sią tak udaje, to gratuluje i jesteś dla mnie WZOREM

Odpowiedz
Alma_ 2009-06-09 o godz. 01:58
0

bonsai napisał(a):...i wiem że w końcowym rozrachunku ja będe miała szczęśliwa rodzinę i małą karierę, a kolega wielką karięrę i może mu rodzina umknąć...
Nie lubię takiego podejścia, czy to, że mam udane życie zawodowe oznacza, że reszta mi "umyka"?
Nie zgadzam się.

Odpowiedz
Gość 2009-06-09 o godz. 01:52
0

ja często rezygnuję ze spotkania z koleżankami na rzecz spędzania czasu z Puzlem. Jego mi ciągle brakuje. Codzinnie tak mocno za nim tęsknię, że nie wyobrażam sobie zostawić go w domu kiedy mamy wolny wspólny czas i spotkać się z przyjaciolkami (co nieczęsto się zdarza-to wolne oczywiści-ale się zdarza).

Jeśli chodzi o realizowanie się zawodowe to czasem ciężko jest pogodzić to z życiem rodzinnym i tu już ważną rolę odgrywają priorytety i poczucie bezpieczeństwa, wygody, stalości.
Nie chcę być sexistką ale to kobieta chyba bardziej pragnie mieć dom, dziecko i rodzinę; mężczyzna jest w stanie za koszt kariery jest w stanie poświęcić cieplo domku i żony. Mężczyzna ma więcej czasu, kobieta pod względem biologicznym ma mniej, dlatego pewnie wcześniej decyduje się zakończyć karierę a poświęcić się dziecku i rodzinie.

Odpowiedz
xandra 2009-06-09 o godz. 01:46
0

kiedys byłam takim młodym tygrysem ;)
przestałam, gdy zobaczyłam ze ludzie dla pieniedzy sa w stanie zrobic dosłownie wszystko :o

i dobrze mi z tym, rodzina jest dla mnie najwazniejsza
kiedys był topik o uzdolnieniach, nie pamietam juz, jest tak jak jest moze tez dlatego ze moje zdolnosci były tłumione i lekcewazone, to zostaje jednak w głowie , teraz troche zaczynam w to wracac, moze własna działalnosc gospodarcza? ;)

i teraz moze tez bym była jakas znana malarką ;) a i forum pewnie bym nie znała

Odpowiedz
Odpowiedz na pytanie