• Kerala odsłony: 13604

    A czy u kogoś było okropnie? ;)

    Przepraszam, że mącę tę uroczą i pełną ślubnego sentymentalizmu kadź, ale zastanawiam się własnie, czy są tu męzatki, które:
    - wcale nie uważają, że było "śliczniusio"
    - nie mają ochoty na powtórkę z tej ślubnej i weselnej harówki
    - nie uważają, że to był "najpiękniejszy dzień ich zycia"
    - nie chciałyby wciskać bez przerwy "replay" na swoim życiowym filmie

    I nie wiąże się to bynajmniej z żałowaniem małżeńskiego kroku, a z tym, że średnio je bawią takie imprezy?
    Bo, uczciwie stawiając sprawę, mój ślub kojarzy mi się z:

    - wciskaniem się w falbaniastą kreację i byciem na ciągłym wydechu oraz nuceniem sobie "idzie panna młoda szeroka jak kłoda"
    - szczękościskiem, aby wyglądać na szczęśliwą i fotogeniczną
    - niewygodnymi pantoflami, które z rozkoszą zamieniłabym na mokasyny
    - podrygiwaniem w rytm melodii, które na co dzień określam jako
    kiczowate.
    - ochronie swoich płuc, bo nawet nie miałam czasu zapalić, a palę nałogowo
    - stwarzaniem wrażenia, że oto sama niebiańska słodycz i dobro wcieliły się w moją osobę, a wszak wiadomo, żem suka
    - krążeniem niczym pancernik Potiomkin wśród gości i dopytywaniem się, czy aby kurczaczek smakuje?
    - beznadziejnymi pończochami (co za dureń je wymyślił?!), które nie dawały się zapiąć i uwierały mnie w uda
    - niemożnością siarczystego klęcia, a było po temu wiele okazji, oj było
    - reagowaniem nerwowym chichotem na dowcipy wodzireja
    - i ogólnym udawaniem, że bawię się przednio

    Wychodzi mi zatem, że nie bardzo nadaję się na zachwyconą pannę młodą, której to funkcji nie zamierzam już nigdy więcej w życiu piastować. Nawet przez chwilę. Wzruszenie wzruszeniem, szczęście szczęściem, ale ta teatralizacja i konwencja mnie dobijały oraz powodowały wzmożony przypływ wewnętrznej autoironii.
    A poza tym torty weselne są paskudne i nic nie zmieni mojego zdania w tym temacie. Dwa dni temu obejrzałam sobie własnie film z wesela i uderzyło mnie, jaka to jest w gruncie rzeczy szopka. Szczególnie mnie rozbawiło celebrowanie wniesienia pieczonego prosiaka- były zgaszone światła, nastrojowa muzyczka i fontanny. Ogólnie rzecz biorąc miał zatem prosiak przedni orszak pogrzebowy. Może ulżyło to pośmiertnie jego świńskiej duszy.
    No niestety, nie zachwyca mnie ni dudu ta cała dęta otoczka weselna. Ani u innych mnie nie zachwyca, ani u siebie.
    Ale pewnie jestem wyjątkiem.

    Kerala

    Odpowiedzi (99)
    Ostatnia odpowiedź: 2009-11-26, 09:00:25
Odpowiedz na pytanie
Zamknij Dodaj odpowiedź
Gość 2009-11-26 o godz. 09:00
0

Liberales napisał(a):to dla kogo były te uśmiechy???bo ja uśmiechałam się do męża i do moich najbliższych przyjaciół......skoro tak ci źle było na tym weselu to po co je organizowaliście?? jest to dla mnie conajmniej dziwne
ZGADZAM SIĘ W 100 %

nie rozumiem Cię...
ja też nie wyobrażałam sobie, jak dam radę z uśmiechami, z falbaniastą sukienką i butami przez całą noc, więc żeby się nie "męczyć":

- sukienkę wybrałam niezbyt falbaniastą, taką która odpowiadała mnie a nie ogółowi i dzięki temu było mi w niej wygodnie i nie musiałam być na "wydechu"
- uśmiech sam cisnął mi się na usta bo tego dnia czułam się naprawdę wspaniale i niczego nie udawałam
- pantofle kupiłam sobie na malutkim obcasie /3 cm/ dzięki czemu bez problemu przetrwałam całą noc
- zespół i repertuar dobraliśmy tak, aby przede wszystkim nam się podobało więc nie było żadnego kiczu, bawiliśmy się przy tym, co lubimy
- nie palę, więc nie miałam problemów tego rodzaju
- przez cały wieczór byłam sobą i zachowywałam się w 100 % naturalnie
- nie krążyłam wśród gości i nie robiłam wywiadu na temat "czy potrawa A cioci smakuje, czy potrawa B jest według wujka dobrze doprawiona", po prostu to olałam... /niech rodzice się martwią ;) /
- pończochy kupiłam samonośne więc nic mnie nie uwierało
- co do "klęcia" ... coż, nie będę komentowała ... bez przesady
- nie śmieję się z tego, co nie śmieszne, tak już mam /dziwne, co ..?/ więc problemu z dowcipami wodzireja nie było /swoją drogą wodzirej był zajeb... tak jak reszta zespołu - sami wybieraliśmy/

Jeśli czegoś nie chcesz, to po co się zmuszasz

Odpowiedz
Sofija 2009-11-24 o godz. 20:35
0

Ja o naszym ślubie napisałam krótko w wątku pążdziernikowym. Mąż nie zgodził się na wklejenie zdjęć, więc nie było sensu zakładania wątku w pamiętniku. Napisałam, że to był magiczny, cudowny dzień, wszystko przeszło nasze najsmielsze oczekiwania, bo faktycznie tak było. Jednak wcale nie oznacza to, że było idealnie, wręcz przeciwnie. Gaf i potknięć była mnustwo. Świadek się upił i nie wytrzymał do oczepin, podobnie kilku gości spało już w pokojach po 22. Moja mama cały czas miała minę pogrzebową i szukała dziury w całym. Zachowanie teściów (są po rozwodzie 13 lat!) tragiczne. Nawet w dniu ślubu syna nie potrafili zakopać toporu wojennego, rezultat - teść sie upił i to bardzo, teściowa obrażona i nadąsana poszła do pokoju zaraz po podziekowaniu rodzicom, tortu nawet nie widziała. Rozprół mi się gorset, świadkowa uratowałą jak mogła ale było widać. Długo mogłabym jeszcze wymieniać
Przed weselem też sporo osób usilnie próbowało wyprowadzić nas z równowagi, w tym moi rodzice. Cały ślub i wesele organizowaliśmy sami, za wszystko sami też płaciliśmy. Moja mama uważała, że jak ja coś organizuję to będzie stypa a nie wesele itp. oczywiście dlatego, że nie było tak jak ona by chciała. Tata był obrażony bo nie zaprosiłam wujków, ciotek klotek, stryjków, którzy widzieli mnie jak byłam taaaka maała.
My przyjeliśmy jednak postawę olewatosrką to nasz ślub i będzie jak będzie. Bez względu na wszystko dla nas ten dzień i tak będzie wyjątkowy, bo dla nas najważniejszy.
I ta właśnie postawa uratowała nas w dniu ślubu i na weselu, nie zabiliśmy świadka i innych gości. Po prostu niczym się nie przejmowaliśmy. Wkurzenie się na kogoś lub na coś, myślenie, że nie tak miało być, zmieniłoby nasze uśmiechy w grobowe miny, nie bawilibysmy się już tak super przez co i goście nie. Uśmiechałabym się przez łzy rozpaczy i żałowała wszystkiego, a przecież od tego wcale nie zrobiłoby się lepiej.
Więc byliśmy wyluzowani, na każdą przykrą wpadkę wzruszaliśmy tylko ramionami bo takie rzeczy się zdażają i nic nie jest idealne. Ruszaliśmy dalej w tany. Na glupie uwagi, że mi się coś z gorsetem stało bo jakoś żle wygląda, odpowiadałam z uśmiechem, że nie, tak ma być, a jeśli nawet to czy jest to ważne. Naprawdę nie przestawaliśmy się uśmiechać i bawić a raczej szaleć. Dzięki temu wesele skończyło się o 7 rano prawie w komplecie gości, od 10 zaczeliśmy poprawiny, które o 20 zakończyło z nami w szampańskim humorze jakieś 80% gości.
Było super, niczego byśmy nie zmienili, niczego nie żałujemy. Wydaliśmy nasze wszystkie oszczędności, ten wyjątkowy dzień będziemy spłacać (kredyt) jeszcze przez 18 miesięcy ale warto było. Lepszego ślubu i wesela bym sobie nie wymarzyła. :D
Pozdrawiam

Odpowiedz
Tea 2009-11-20 o godz. 06:33
0

Wydawało się nam, że wszystko wyszło super :)
Byliśmy bardzo zadowoleni z TEGO dnia i wszyscy nasi goście też.
Podeszliśmy do tego na luzie i wszyscy dobrze się bawili.
Ale...
Ale ostatnio M. oglądając kasetę z wesela stwierdził, że nie było idealnie :)
W trakcie podziękowania dla Rodziców zespół zagrał nieśmiertelne (wzruszające, wiem wiem ;) ) "Cudownych rodziców mam".
My tańczyliśmy w środeczku, a goście dookoła nas. I wszyscy taaakie smętne miny, conajmniej jakby to była stypa tych rodziców lol
No, sama radość po prostu lol

Odpowiedz
Gość 2009-11-11 o godz. 17:31
0

A może nie nastawiajcie się, że nic się nie uda... Chyba jakaś nowa moda ;)
Nie ma cudów, życie to nie bajka, ale przy maksimum egoizmu można osiągnąć niemal ideał. 8) Fakt przyda się też mieć normalnych rodziców, dla których ważniejsze jest zadowolenie córki/syna niż zadowolenie krewnych typu "dziesiąta woda po kisielu". Jeśli to się ma, to można urządzić sobie dzień, że mucha nie siada. ;)
Po pierwsze nie iść na kompromis i nie pozwalać na targi rodziny - "zaprosimy ciocię Basię z wujkiem Zenkiem, bo w 1985 byliśmy na ślubie ich córki". Jeśli od tego czasu się z nimi nie wiedzieli, tudzież ciocia Basia ma przemiły zwyczaj wieczego narzekania, trzeba powiedzieć gromkie NIE takiej kandydaturze. lol I tyle.

I zapewniem, że jest to proste, nawet jeśli rodzice płacą za cały ślub i wesele. Przy najmniejszej próbie szantażu finansowego z ich strony, najwyżej powiecie, że w takim razie, ślub będzie skromny i nie będzie wesela. Bez Was "ich" wesele się raczej nie odbędzie. 8) ;)

Odpowiedz
Gość 2009-11-11 o godz. 11:13
0

A ja znam przewrotny los i swoje wybuchowe usposobienie. Idę o zakład, że coś lub ktoś wkurzy mnie niezlismko i skończy się na robieniu dobrej miny do złej gry. Wynika to głownie z konieczności zaproszenia pewnych osób "bo wypada". Listę gości tniemy co prawda do minimum, ograniczając liczbę złośliwych ciotek, ale nie każdego wyciąć się da.
Zresztą już na etapie przygotwań łatwo zauważyć, że wszystkim się nie dogodzi. Nie chcemy tradycyjnego wesela, które źle mi się kojarzy. Chcemy eleganckie przyjęcie, okrągłe stoły i zespół przygrywający do wykwintnego posiłku (jazz, swing). Jeśli będzie chęć ze strony gości i odpowiednia atmosfera mogą być tańce, ale niekoniecznie. Żadnych konkursów, oczepin itd. Rodzice są w porządku. Do niczego się nie wtrącają, ale reszta rodziny... Oni koniecznie chcą tradycyjną, weselną muzykę, twierdząc, że przy innej ludzie nie będą się dobrze bawić a to przecież od nich zależy atmosfera. Baaa ale co z tego, skoro na myśl o takiej muzyce dostaję nerwowego skrętu kiszek...
A dlaczego robimy w hotelu w centrum Gdańskaa a nie nad samym morzem? - Bo jedzenie lepsze i sala elegancka, krzesła będą miały pokrowce i będzie ładnie - Eeee w tym dniu przecież nie jedzenie jest najważniejsze. Chciałoby się rzec: "a idźcie w cholerę!"- ale nie mówię nic bo i po co.
Dla mnie najważniejsza jest ceremonia w Kościele. Chcę mieć piekny wystrój, dużo kwiatów i świece. Potem niech się dzieje co chce. Nie nastawiam się na rewelacje. Jeśli wszystko wypali, bardzo się ucieszę. Jeśli wyjdzie kiepsko, to też tragedii nie będzie. Ludzi nie zmienię, swojej koncepcji też nie. Iść na kompromisy nie zamierzam.
Palnowanie wesela kojarzy mi się trochę z oczekiwaniem na Gwiazdkę. Przygotowania i atmosfera im towarzysząca są bardzo ekscytujące. Co roku przeżywam to z jednakową radością. Gdy jednak święta przychodzą, coś jest nie tak. Mama się denerwuje, że jak zwykle jest urobiona po łokcie i chce iść spać. Ciocia siedzi nadąsana. Pierogi rozpadają się w gotowaniu albo sklejają w gigant kluchę. Z prezentów nikt się nie cieszy jak bym chciała. Wszyscy gdzieś się spieszą, bo rodzina porozbijana na wszelkie możliwe sposoby i trzeba obskoczyć trzy różne wigilie itd. W efekcie cieszę się po położeniu do łóżka, kiedy choinka łądnie świeci, w lodówce jest mnóstwo pysznego jedzenia a w tle słychać kolędy.
Przygotowania są zdecydowanie najprzyjemniejsze.
To samo ze ślubem. Zwykle planuje się go z dużym wyprzedzeniem. Chcąc, nie chcąc atmosfera podkręca się. Gdy już wszystko jest zaplanowane, zaczynamy przejmować się drobiazgami i to staje się sensem wielu tygodni, czy nawet miesięcy. Życie jednak toczy się dalej i łaskawe dla panien młodych nie jest. Zderzenie z rzeczywistością bywa bolesne.
Życzę sobie i innym, żeby TEN dzień był wyjątkowy, żeby było co wspominać. Mam nadzieję, że nie dam się wyprowadzić z równowagi, ale nastawiam się na dość nerwowy i bardzo pracowity dzień. Poza tym wiem, że nie tknę nic do jedzenia z obawy, żeby mi brzuch nie "wyskoczy' ;), a wiadomo, że Polak zły, póki głodny.

Odpowiedz
Reklama
Sylvana 2009-11-11 o godz. 05:29
0

ja własnie najbarziej obawiam się tego, ze bede się wszystkim stresować i na wszystkich drzeć. Juz raz to przezyłam na studniówce. Stresowałam się przy przygotowaniach a na studniówce pochorowałam się z nerwów i spędziłam noc na korytarzu płacząc masakra. a to tylko glupia studniówka...

Odpowiedz
Buzia 1 2009-11-10 o godz. 19:31
0

Jedyną rzeczą tzn. osobą, która wyprowadzała mnie z rownowagi i psuła atmosferę jak tylko się na nią spojrzalam to moja teściowa. Może to przykre, ale niestety to prawda - tak czuję i tego nie zmienię.

Odpowiedz
DobraC 2009-10-28 o godz. 00:40
0

Nikitka - powtarzam sobie ze bede sie dobrze bawic. Nawet w czasie "wiejskich" zaspiewek ktora zaintonuje moja babcia :) Nawet jak mi sypna monetami (wrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr....), bede i juz!

a ja bylam na weselu gdzie Mlodzi pili zdrowie, kamerzysta nie zdazylnakrecic wiec byl replay :) smieszylo mnie to, bo bylo sztywnie, sztucznie i w ogole....
wiem czego chce uniknac. pytanie czy sie uda...

Pozdrawiam :)

Odpowiedz
niikitka 2009-10-28 o godz. 00:38
0

ja teraz tak uwazam

ze panstwo mlodiz powinni isc na wesele z nastawieniem

to moje wesele

ja sie tutaj przyszlam dobrze bawic i bedzie cudownie!
na wpadki zareagowac usmiechem a nei grymasem i wsciekloscia

aha no i dla nawiedzonych perfekcjonistek polecam firme badz inna osobe niech ona sie wszystkim zajmmuje w trakcie wesela i niech ona sie martwi i pielki

ostatnio bylam na takim weselu i panna mloda z usmeichem patrzac jak brzdac rozwala tort powiedziala do pani z firmy organizujacej wesele

- "pani aniu niech pani sie tym zajmie"

i ruszyla w tan ;)

zazdroszcze takiej posatwy i takiego wesela

Odpowiedz
DobraC 2009-10-28 o godz. 00:31
0

Nikittka :)
wiem, nie powinnam, ale mimo wszystko usmiechalam sie czytajac Twoja "czarowna" relacje :)

Wiecie czego sie obawiam? Tego ze popelnie Nikkitkowy blad.... Bo to blad mysle.. Bede sie denerowowac, bede sie martwic, bede chciala zeby byo jak najlepiej, bede sie starala wszystkim dogodzic i bede sfrustrowana, zmeczona, marudzaca, czepialska Panna Mloda :)
lol
nie bede miala dystansu do wszystkiego.. obchodzic mnie bedzie prze trzy miesiace zestawienie surowki do glownego dania, strace radosc ktora powinna towarzyzyc przygotowaniom i to w dodatku na wlasne zyczenie.

a po slubie - wpisze sie z ciezkim serduchem do watku kerali :)

podobno jesli zdajemy sobie sprawe z wlasnych wad (w tym przypadku zagrozen) to juz pol sukcesu.... zobaczymy :)

Odpowiedz
Reklama
Gość 2009-10-28 o godz. 00:20
0

Kerala napisał(a):Bo, uczciwie stawiając sprawę, mój ślub kojarzy mi się z:
- wciskaniem się w falbaniastą kreację i byciem na ciągłym wydechu oraz nuceniem sobie "idzie panna młoda szeroka jak kłoda"
- szczękościskiem, aby wyglądać na szczęśliwą i fotogeniczną
- niewygodnymi pantoflami, które z rozkoszą zamieniłabym na mokasyny
- podrygiwaniem w rytm melodii, które na co dzień określam jako
kiczowate.
- ochronie swoich płuc, bo nawet nie miałam czasu zapalić, a palę nałogowo
- stwarzaniem wrażenia, że oto sama niebiańska słodycz i dobro wcieliły się w moją osobę, a wszak wiadomo, żem suka
- krążeniem niczym pancernik Potiomkin wśród gości i dopytywaniem się, czy aby kurczaczek smakuje?
- beznadziejnymi pończochami (co za dureń je wymyślił?!), które nie dawały się zapiąć i uwierały mnie w uda
- niemożnością siarczystego klęcia, a było po temu wiele okazji, oj było
- reagowaniem nerwowym chichotem na dowcipy wodzireja
- i ogólnym udawaniem, że bawię się przednio
Kerala
Rzadko bardzo tu zagladam, ale skoro juz zajrzalam i trafilam na to pytanie, to "odgrzewam".
Po pierwsze, Kerala, bardzo Ci wspolczuje. Tylko tak naprawde nie wiem czego bardziej: tego, ze swego slubu nie wspominasz najlepiej czy tego, ze pozwolilas na to, aby byl taki jaki byl. Bo chyba mialas jakis wplyw na "caloksztalt"? ;)
Moj slub w potocznym tego slowa rozumieniu idealny nie byl. Nie bylo falbaniastej sukni wybieranej przez 6 miesiecy, welonu, rezerwowania sali na rok przed, nie bylo wiejskiego weseliska na 100 par, pana z kamera, sesji w plenerze, nie bylo hipokryzji, ze "taka ze mnie katoliczka jak z koziej d*** trąba, ale slub w Kosciele musi byc" ;) Nie bylo tego wszystkiego. Za to bylo dokladnie tak, jak MY tego chcielismy- skromne ciuchy, prosta fryzura, USC, kolacja na 8 osob w dobrej restauracji, gdzie zamiast "Majteczek w kropeczki" grali smooth jazz (az sie musze :D na samo wspomnienie)... I dlatego cala "impreze" wspominam rewelacyjnie!!! Bylo cudnie, romantycznie, niepowtarzalnie. INACZEJ. Dokladnie w naszym stylu :)

Odpowiedz
sofia 2009-10-22 o godz. 23:28
0

ale ja też nie znosze typowych polskich wesel. kojarzą mi sie ze straszliwą tandetą i nic na to nie poradzę.
Kiedy myslałam o własnym przyjęciu weselnym to mi ciarki łaziły po plecach. No i zrobiłam całkiem po swojemu. zasada była taka 'wyeliminować wszystko co może sie kojarzyć z weselem, ma to być eleganckie przyjęcie z muzyką, Panna Młoda bez bezy i welonu!!!"
Jak dla mnie wyszło znakomicie, dla większości gości też. ale po jakimś czasie okazało się, ze są też niezadowoleni. a dlaczego? no właśnie dlatego, ze wybierali się na wesele a trafili na przyjęcie, na którym nie umieli się odnaleźć. los bywa przewrotny.
a poza tym o piątej rano rzucałam w duchu wszystkimi znanymi przekleństwami, żeby sobie goście poszli do diabła, a ja żebym sie mogła wreszcie położyć spać :D

Odpowiedz
chosia 2009-10-10 o godz. 01:31
0

pierwsza klasa watek, czyta sie jak kryminal.

kerala, w moim prywatnym rankingu opisow w 'pamietniku' zajmujesz 1. miejsce. niezle sie usmialam, jak zreszta przy wiekszosci twoich postow.

Odpowiedz
Gość 2009-10-05 o godz. 04:34
0

U mnie było okropnie 8)

zimno ;)

Odpowiedz
Jania 2009-10-05 o godz. 04:11
0

niikitka napisał(a):
pisze ze teraz chcialabym slub w zimie bo oszalelismy na punkcie gor i nart wiec stad zima
to ja już czekam na wasze zdjęcia i pomysły, bo z doświadczenia wiem, że macie je bardzo oryginalne i ciekawe :)

Odpowiedz
niikitka 2009-10-05 o godz. 03:18
0

zrobilabym taki sam slub przede wszystkim ze wzgledu na lukasza
ale nic bym nie robila sama

do wszystkeigo wynajelabym firme
a ja zajebym sie malownaiem czesaniem ubieraniem
a nie kwesia ze agregat na plazy nei chce odpalic nie ma prady czy cos w tym stylu bo nie zajecia dla panny mlodej
aha i jeszcze w miedzyczasie kocilam sie z tesciowa bo sie we wszystko wcinala ( wooky mowi ze chciala pomoc)

probelm byl we mnie bo chcialam wszytsko sama

pisze ze teraz chcialabym slub w zimie bo oszalelismy na punkcie gor i nart wiec stad zima

Odpowiedz
Gość 2009-10-05 o godz. 02:38
0

nikitka... to mnie zmartwiłaś :(
Pamiętam, że trafiłam na Twój opis ślubu i ulżyło mi, że nie tylko ja chcę "inaczej". Byłaś moim natchnieniem ;) A tutaj piszesz... że źle to wspominasz? Czyli nie było warto tak walczyc o ten inny ślub? Co byś zrobiła teraz? tak samo czy tradycyjnie? Czy w ogóle inaczej?

Odpowiedz
Kerala 2009-10-04 o godz. 09:44
0

Chodzi o konkretne zdanie "mącić narodową kadź". W tym kontekście parafraza wydaje mi się być czytelna. Napisałam "mącić tę pełną ślubnego sentymentalizmu kadź"- odniesienie jasne ;)

Kerala

Odpowiedz
Gość 2009-10-04 o godz. 08:39
0

Jeśli pisałaś wyłącznie o swoim weselu, to rzeczywiście ta rozmowa nie ma sensu :D

po prostu Twój post zaczyna się od pytań do innych forumowiczek -i wyglądało to, jakbyś pisałaś ogólnie.

co do słowa kadź, to jest ono na tyle popularne, że trudno było wpaść na to, iż użyłaś go jako parafrazy z Wyspiańskiego. lol W kontekście gratulowania i podziwiania opisów i zdjęć na pamętniku, wyglądało dla mnie dosyć kontrowersyjnie (żeby już nie użyć słowa ironia).

tylko proszę nie przekręcaj sensu mojego postu, bo nie twierdziłam wcale, że nie można "inaczej" pisać o swoim weselu.

Pozdrawiam więc i rozumiem już, że cytaty nie były złośliwym odniesieniem do konwencji pamiętnika :D

Odpowiedz
mamrocia_bem 2009-10-04 o godz. 07:44
0

tak, okropnie bolały mnie stopy!
oraz ogolnie była okropnie wymęczona!

i pomimo cąlego powyzszego okropieństwa POWTÓKĘ BYM ZROBIŁA

Odpowiedz
niikitka 2009-10-04 o godz. 07:07
0

no coż ja tez dorzuce swoje trzy grosze

najpierw slubu nei chcialam w ogole
pozniej po wielkiej awanturze kiedy wooky powiedzial ze i sie wyprowadza decyzja traumatyczna zapadla

slub bedzie

ale inny i wyjatkowy

no i przepadalam

wymarzylismy sobie slub nad morzem

w zasadzie weikszosc rzeczy pozalatwialismy zanim znalezlismy forum ktore bylo wtedy jesze w powijakach, wiec informacji nei bylo skad czerpac

no i pozniej faza sie wkrecila ale bylo juz za pozno sama postanowilam wszytsko zorganizowac i dopiac na ostatni guzik

ale wesele tam a my tu
500 km odleglosci polskimi drogami
tam wszyscy kiwali z powatpiewnaiem glowani na nasze pomysly
tu tesciowei mieli swoje pomysly
a ja walczylam ze wszystkimi jak lew

a to plonace swieczki a to inne duperele

w koncu w dniu slubu bedac tam okazalo sie ze wkrecilam sobei max faze
ze sama wszystkeigo nei dam rady
no i ze to czego najbardziej sie obawailismy jest calkiem realne (brzydka pogoda)

slub na plazy a tu wialo jak cholera
pani z usc mikrofon trzymala metr od ust w zwiazku z tym goscie nic nie slyszeli wiec oblegi nas w ogolo
rezultat zdjecia jak ze slubu na bazarku
w okolo pelno bylo jakis stach bab w leginsach i gowniarzy ktorzy nei wiem skad sie wzieli bo byli wynajci do tego ludzie zeby nie wpuszczac osob postronnych
w ogole milion rzeczy do dupy kazda jedna rzecz mi sie nie podobala nie bede tego szczegolowo opisywac bo szkoda czasu

ale

wszyscy inni zachywyceni wspominaja nasze wesele jako udowne romantyczne wyjatkowe inne ble ble ble

dla mnie bylo koszmarne

i teraz kiedy minelo ponad dwa lata juz wiem dlaczego bylo beznadziejne

bo ja bylam beznadzejna

rozkapryszona i czepiajaca sie wszystkiego

na szczescie mielismy tylko cywilny
( bo ja nei mam biezmowania)

i teraz po malu marze o slubie koscielnym
takim zwyklym kiczowatym slubie ktorym zajmie mi sie profesjonalna firma a ja pojde na neigo odzarowac te wszytskie chwile ktore sama popsulam swoim wlasnym zachowaniem

juz wiem ze slub bedzie w zimie
i ze ja sama w calosci bede musiala za niego zalacic
(za tamtem placialm polowe, polowe tesciowie)

*) Post ocenzurowano - to nie 'Pomyje'
Jagoda

Odpowiedz
Kerala 2009-10-03 o godz. 09:22
0

Dziubek, no więc chyba presja istnieje, skoro napisanie czegoś w odmiennym nurcie wywołuje posądzenia o złośliwośc i szyderstwo. Zresztą słowo "presja" jest niefortunne. Ja bym to nazwała konwencją. Konwencjonalnie śluby są najpiękniejszymi dniami w życiu i należy się nimi zachwycać. No i fajnie, nikomu tego nie bronię.
Sytuacja jest jednak nieco surrealistyczna: piszę o własnym weselu, ale posądzasz mnie o złośliwość. Wobec kogo? Wujka Mańka, który był moim gościem? Czy może wobec reszty panien młodych, których moje wesele ani ziębi, ani grzeje, bo nie do nich piję?
Kadź mącił Stańczyk i robił to u Wyspiańskiego, każda kolejna parafraza jest już powielaniem pomysłu Stasia. Ot taka licentia poetica. Jakby się tak wgryzać w każde słowo to wyjdzie, że najrozsądniej byłoby zrobić listę wyrażeń poprawnych politycznie i zakazać przewrotnego poczucia humoru. Nie jest w dobrym tonie komentowanie cudzych zdjęć zamieszczonych w necie (długa dyskusja nt. kiksów ślubnych, których fotografie były kiedyś wklejane na forum)- ok, rozumiem, akceptuję. Nie jest fajnie napisac "szkoda, że zapłaciłaś za tę kieckę bo jest koszmarna"- ok, jasne, że jest to nieprzyjemne i złośliwe. Ale napisac o WŁASNYM weselu w konwencji zgryźliwej tez jest nieteges, bo może kogoś urazić No więc pytam się ponownie, kogo? Nie przypominam sobie, abym gościła kogokolwiek z Forumi na moim weselu.
Ja rozumiem, że sytuacja skrytykowania cudzej sukni, męza, dziecka itd. jest dwuznaczna. Bo dobre obyczaje, kultura, i tak dalej. Ale sytuacja skrytykowania własnego przyjęcia jest dla mnie całkowicie jednoznaczna.
I jasne, że brałam w cudzysłów słowo "śliczniusia" bo mi się bebechy przewracają od tych uroczych deminutywków. A "najpiekniejszy dzień życia" toto dla mnie nie był, więc cudzysłów jest tym bardziej uzasadniony.
Tak w ogóle to nie wiem, o czym jest ta dyskusja, no ale skoro mam okazję, to sobie poćwiczę palce ;)

Kerala

ps. może posuniemy się do tego, aby odgórnie zakazać pisania "mój głupi wujek Roman", bo wszystkie forumówki posiadające stryjków Romanów moga się poczuć urazone. Nie trąca Ci to absurdem, Dziubek?

Odpowiedz
Gość 2009-10-03 o godz. 07:59
0

Madeleine napisał(a):
Show must go on ;) Więc, Dziubek, nie rozumiem, czemu się oburzasz. Bo Kerala przełamała stereotyp? I co z tego?
stereotyp? :o

sorry, ale nie wydaje mi się, żeby istniała presja pisania o achach i ochach i chyba trochę jest to teoria spiskowa, że dziewczyny siedzą ciuchutko jak myszki i się boją odezwać :o

Chyba to, że na weselu coś nie wyszło, że pogoda, pech albo ludzie spierniczyli imprezę nie jest powodem do pisania, że Pamiętnik =wspomnienia dziewczyn to cyt: "pełna ślubnego sentymentalizmu kadź"

chyba można utworzyć swój "inny" ("przełamujący stereotypy" lol ) wątek w pamiętniku, ale bez bycia złośliwym. i nie mówcie mi ,ze to co napisała Kerala nie było ironiczne, bo wyrazy: śliczniusio i najpiękniejszy dzień życia były wzięte w cudzysłów.

Podejrzewam, że Twoja zdolność jasnowidzenia jest tak rozwinięta, jak moja empatia -wiesz Kerala, skoro ja nie jestem wróżką...

ps. tak, stan mojego oburzenia rzeczywiście jest wielki lol

Odpowiedz
Gość 2009-10-03 o godz. 04:16
0

Wiem, że to odgrzewanie kotletów lol ale spójrzmy na sprawę z innej strony.

Wiem, że zasadą tego forum jest wspominanie w achach i ochach, jaki to wspaniały dzień był za nami. I pewnie - dla całej rzeszy z nas taki był. Ale to statystycznie niemożliwe, żeby u WSZYSTKICH było wszystko super i dla WSZYSTKICH był to ten najpiękniejszy dzień.
Bo to, niestety, niemożliwe. I jestem przekonana, że co najmniej kilka z nas obudziło się następnego dnia i pomyślało "o co to wielkie halo", "nigdy więcej", "Boże, co ja zrobiłam" itp.
Tylko te, które piszą cichutko w kącie, że nie chcą wspominać swojego wesela, bo nie było czego, bo było okropne, zawiodły się, wujek Franek zwymiotował do talerza, zespół zalał się w trupa przed północą, kuzynka Helenka zrobiła strip-tease na stole, a ciotki dewotki zdążyły obgadać parę młodą przed połową wsi - te się nie odzywają, bo tego to forum nie ma w zwyczaju.

Show must go on ;) Więc, Dziubek, nie rozumiem, czemu się oburzasz. Bo Kerala przełamała stereotyp? I co z tego?

Odpowiedz
Kerala 2009-10-02 o godz. 11:06
0

Ejże, Dziubek, czepiasz się. Wątek sprzed miesiąca i nawet nie sądziłam, że komus się będzie chciało go jeszcze odgrzewać.
Podejrzewam, że Twoja zdolność jasnowidzenia jest tak rozwinięta, jak moja empatia, bo nie śmiałam się wniebogłosy podczas lektury "pamiętnika". Nie wiem, skąd ten wniosek, czy raczej przypuszczenie. W ogóle jakie ma znaczenie, czy ktoś je kanapkę czy klęczy w zachwycie podczas lektury tego forum? IMHO żadne. Jak dla mnie to Iksińska może sobie w zębach dłubać, kiedy czyta o moich tragediach życiowych. Ale swoją drogą akurat zawartość tego forum jest na tyle sympatyczna, że nie sądzę, aby kogokolwiek bawiła do łez i popychała do szyderstwa. Wszystkie panny młode są piękne- bez względu na to, czy Bozia obdarzyła je urodą, czy nie. Mają po prostu szczęście na twarzach, a to jest najpiękniejszy makijaż, jaki stworzyła natura. Natomiast to, czy wesele się udało, czy nie, jest inną parą kaloszy.
A "sliczniusio" było bohaterem niejednego wątku, głownie pomyjowego. Nie przypominam sobie nawet, aby ktoś na tym forum uzył tego przymiotnika w odniesieniu do swojego slubu.
I w ogóle skoro ludzie mogą się cieszyć, to czemu ja nie mogę się niecieszyć? ;) To, że czyjeś wesele było...no, średnie powiedzmy, nie jest afrontem dla cudzych wesel. Mamy demokrację i pluralizm, więc nie wszystkie twarze muszą być radosne, a serca przepełnione chęcią walki o lepsze jutro ;)
Nie podobał Ci się wątek- trudno. Ja tam myslę, że pisanie "Twoja wypowiedź jest niegrzeczna" jest co najmniej nieporozumieniem w kontekście tego wątku, ale co mi tam, święta noc idzie, denerwować się nie będę, a zresztą emocje mi opadły.

Kerala

ps. powtórki nie zrobiliśmy, bo zdązyło mi się odechcieć. Kobieta zmienną jest jak wiadomo ;) Grunt, że mam nowy ekspres do kawy, co wynagradza mi wszystkie weselne wspomnienia ;) I tym optymistycznym...

Odpowiedz
Gość 2009-10-02 o godz. 10:45
0

Kerala napisał(a):przepraszam, że mącę tę uroczą i pełną ślubnego sentymentalizmu kadź, ale zastanawiam się własnie, czy są tu męzatki, które:
- wcale nie uważają, że było "śliczniusio"
- nie mają ochoty na powtórkę z tej ślubnej i weselnej harówki
- nie uważają, że to był "najpiękniejszy dzień ich zycia"
- nie chciałyby wciskać bez przerwy "replay" na swoim życiowym filmie

:(
nazywasz ten wątek humorystycznym?
doprawdy taki cel miało napisanie tego, co zacytowałam?

możesz mnie posądzić o niezrozumienie, ale dla mnie to co napisałaś było po prostu złośliwe. złośliwe wobec wszystkich dziewczyn, które podzieliły się przepełnionymi miłością i radością relacjami ślubnymi. zjadliwe i niegrzeczne moim zdaniem.

piszesz potem, że źle Cię ktoś interpretuje, ale uważam, że masz na tyle rozbudowaną empatię, że łatwo możesz zgadnąć, że któraś z dziewczyn, zwłaszcza z "Pamiętnika", może odczuć przykrość po twoich w cudzysłowach zawartych ironiach (bo świadczyć mogą, że być może czytając właśnie jej relację wyśmiewałaś się w niebogłosy).

a już wogle w szoku jestem, po tym co pisałaś o weselu, że robicie powtórkę -Ty znowu w sukni?

mam nadzieję, że Ci rozgoryczenie przejdzie, a może nawet "pierdolniętą książniczką" się okażesz i relacjwę nam z fotkami wkleisz ;)

Odpowiedz
monia333 2009-10-01 o godz. 21:42
0

Moje przyjęcie było w zasadzie udane - poza tym, że niektórzy goście nie byli w stanie po spożyciu pewnej ilości napojów uszanować konwencji tegoż - a więc obiad a nie huczne weselicho - mimo, że ten brak zabawy do białego rana starliśmy się zrekompensować przyjęciem w naprawdę dobrej restauracji i pysznymi posiłkami. No i kelner musiał koniecznie wylać 2 kieliszki wina na moją "ulubioną" szwagierkę - zupełnie jakby nie mógł na mnie - potem usłyszałam komentarz - że nawet w najlepszych restauracjach takie rzeczy się zdarzają - jak to w Polsce. Dodam, że nie jest to osoba wychowana na paryskich i londyńskich salonach tylko w bloku z wielkiej płyty na Bemowie (nie żebym miała cos przeciwko - sama w takim mieszkam). Ale co tam - przynajmniej mam co wspominać. A czy był to najpiękniejszy dzień w moim życiu - na pewno byłam najważniejsza jak każda panna młoda, ale mam nadzieję, że wiele tych najpiękniejszych dni jeszcze przede mną.
pozdr. M

Odpowiedz
nei 2009-10-01 o godz. 01:34
0

to ja jeszcze dodam moje 3 grosze... a co? ;)

swojego slubu nie wspominam jako najcudowniejszego dnia mojego zycia aczkolwiek nie byla to jakas najgorsza trauma ;)

a winowajca byli:
- kamerzysta, ktory mial przyprowadzic swojego fotografa, a okazalo sie ze sam robil na dwa fronty, a nastepnie sprezentowal nam beznadziejny film, ktory zwyczajnie zakopalam na dnie szuflady i nigdy do niego nie wroce;
- dj, ktory robil co chcial i jak chcial zupelnie nie tak jak sie umawialismy;
- moja mam, ktora stroila fochy z powodu niezadowolenia z muzyki na weselu;
- moj tatus, ktory tez swoje niezadowolenie, ze "traci" jedynaczke okazal niejednokrotnie;

i pomimo, ze slub byl cudowny to powyzsze przycmiewa skutecznie radosc z "tego" dnia i tak juz niestety pozostanie :x

krzywdzace rowniez jest to co przebija z paru wypowiedzi (moze mi sie tylko tak wydaje), ze sama autorka tematu jest sobie winna, bo niedopatrzyla, wzglednie zla osobe zatrudnila. Wiem to po sobie, bo np skad mialam wiedziec, ze zatrudniam indolentow - prezentowali sie dobrze, a szydlo wyszlo z worka po fakcie, niestety.

to na tyle marudzenia :)

Karela - rozumiem Cie calkowicie :usciski:

Odpowiedz
Gość 2009-09-26 o godz. 02:14
0

w zeszla sobote bylismy na slubie, gdzie ksiadz po blogoslawienstwie trwajacym chyba z 10 min :o (ja nie dalam rady stac,, wiec troche to trwalo...) zawinął sie i wyszedl. nie podszedl do mlodych. jakos to niezbyt ciekawie wygladalo. zostali pozostawieni sami sobie pod oltarzem

Odpowiedz
AuRoRa 2009-09-25 o godz. 23:24
0

Oj jak dobże że jest taki wątek, przynajmniej wiem że nie jestem sama.

Wyobraźcie sobie: wszyscy goście w kościele czekają na was, wy wchodzicie do środka jest pięknie i uroczyście. Ha Ha ja też tak myślałam, a tu d....a. Podjeżdżamy a wszyscy goście stoją na zewnątrz, ksiądz nie otworzył głównego wejścia a goście nie wiedzieli że jest z boku jeszcze jedno takie malutkie, myślałam że się w nim nie zmieszcze w sukni. Dochodzimy do ołtarza a tam kolejny dowód złośliwości księdza, cały wystrój kościoła był biało- zielony a na samym środku przed ołtarzem pomarańczowy bukiet z kwiatów nie pierwszej świerzości.(potem się dowiedziałam że to ksiądz go tam postawił jak już kwiaciarka pojechała).

10 minut wcześniej kazał sobie przynieść nasze dowody osobiste mógł w nie przynajmniej zajrzeć, a wczasie przysięgi półgębkiem pytał się o nasze imiona.
Dokumenty podpisywaliśmy na ołtarzu, po czym ksiądz wyszedł zostawiając nas bez błogosławieństwa, goście nie wiedzieli czy już koniec czy nie.
Ostatni raz byłam w tym kościele.

Dobrze że chociaż wesele było udane, z 2 wyjątkami:
-przez pierwsze pół godziny na sali nie było wody i prądu
-pokłóciłam się ze szwagierkami i nie zamierzam się nawet godzić

Za to noc poślubna była udana :D

Odpowiedz
ixi2 2009-09-23 o godz. 07:06
0

Podejrzewam, Kerala, że podobnie jak i ja padłaś ofiarą potrzeby zorganizowania i dopilnowania wszystkiego samej. Ja miałam podobnie (ślub był ok. rok temu) mimo że nie znoszę tradycyjnych wesel i na swoim pewno bym nie dozyła do rana, więc zrobiliśmy tylko przyjęcie w restauracji. Lecz ja stwierdiłam że to moja impreza i ja wszystko sama zorganizuję i nikt mi nie będzie się w to mieszał. Ale całość organizacyjna niestety mnie przerosła, do tego doszło trochę w sumie drobnych zmian pierwotnych planów, i w dniu ślubu ja już nie miałam sił tym się cieszyć tylko się martwiłam czy impreza się uda i kiedy wreszcie koniec tej szopki. I nie chodziło o niewygodę stroju czy niedobrane towarzystwo tylko że poprostu nie wyrobiłam psychicznie.
Dlatego teraz doradzam znajomym że jeżeli ktoś z rodziny chce pomóc w organizacji imprezy to skwapliwie z tego korzystać. Wtedy w dniu ślubu będziecie się martwić tylko o same miłe sprawy typu fryzura, sukienka i jak ladnie wyglądać na zdjęciach.

Odpowiedz
awangarda w stylu retro 2009-09-17 o godz. 21:20
0

" Szczególnie mnie rozbawiło celebrowanie wniesienia pieczonego prosiaka- były zgaszone światła, nastrojowa muzyczka i fontanny. Ogólnie rzecz biorąc miał zatem prosiak przedni orszak pogrzebowy. Może ulżyło to pośmiertnie jego świńskiej duszy."
o o to mnie rozsmiesyzlo do lez:)hehehe, ale tak powaznie to ciesze sie, ze ktos mysli podobnie. mnie co prawda dopiero czeka ten caly rozgardiasz, ale wcale mnie to nie cieszy. dobrze, ze chociaz PM mysli podobnie i nie przymusza mnie do wesela lecz w pelni zadowli sie obiado-kolacja po slubie. naprade mi ulzylo, ze jest wiecej osob, ktore mysla podobnie bo juz myslam, ze to ze mna jest cos nie tak.:)))

Odpowiedz
Gość 2009-09-16 o godz. 23:09
0

Kerala, współczuję, i tym razem dobrej zabawy życzę :)

Ja kocham wesela, ale swojego nadal nie widzę

Odpowiedz
Kerala 2009-09-02 o godz. 11:01
0

Dzięki Kirka:)
I tak oto minął kolejny dzień na osuszaniu naszych poweselnych rezerw alkoholowych (dodam, że zostało nam w sumie 20 litrów czystej wódki ) w towarzystwie znajomych i przyjaciół. Wszyscy schodzą się stadnie, aby obejrzeć zdjęcia, film, prezenty tudzież wymienić ploty.
W trakcie dzisiejszej narady z udziałem Malibu, Finlandii i Campari uchwalono, co następuje:
- robimy powtórkę z rozrywki, bo umknęły nam zupełnie tzw. zdjęcia w plenerze lub w studio (zapomniałam o nich )
- przyjaciółka po filmówce podjęła się fotografowania, tak więc:
- za tydzień ponownie zakładamy slubny przyodziewek i jedziemy imprezowac pod Warszawę
- robimy ognisko oraz karaoke
- zapraszamy krewnych i znajomych królika
- wypijamy resztki alkoholu i przygotowujemy się psychicznie do śpiewania szlagierów w stylu "jesteś szalona"
- przyjaciółka robi nam zdjęcia tak długo, dopóty wódka jej nie zmoże (na szczęście rzadko kiedy Ją zmaga)
- odbijamy sobie wszelkie frustracje

wady:
- slubnej kiecki już raczej nie sprzedam po takim wieczorze, ale mówi się trudno i płynie się dalej

Nie powiem, humor mi się poprawił znacznie. Zwłaszcza, że przyjaciółka przywiozła swoje własne zdjęcia, na których wyglądamy na co najmniej natchnionych i przystojnych ;) Nie ma to jak fachowa fotografia z ręki przyjaciela, który w lot chwyta klimat i wszelkie smaczki. Dla tych zdjęc jednak było warto wciskać się w kieckę :)
No miód na moje serce po prostu. Zawsze marzyłam o reportażu fotograficznym i powiem, że dziewczyna przeszła samą siebie, jak i moje marzenia :)

Kerala

Odpowiedz
Gość 2009-09-02 o godz. 08:58
0

ee tam, ja mysle, ze kazda z nas ma ochote czasami pogledzic, pomarudzic i pozalic sie. Jedne robia to w jeczacy sposob, inne w humorystyczny, a inne jeszcze inaczej.

Cel jest jeden. Otrzymac wsparcie i glaskanie po glowce.

Nadmienie, ze ja sie tez musialam pozalic na moja swiadkowa, ktora swoja droga swietna kobieta jest.

li i jedynie, poglaskanie dostalam i juz nie mecze sie przykrymi wspomnieniami

Glasku glasku Kerala :) nad wszystkim zapanowac sie nie da :)))

Odpowiedz
Gość 2009-09-02 o godz. 08:03
0

Kerala napisał(a): można sobie wszystkiego dopilnowywać do upojenia, a potem patrzeć, jak piorun przypadkiem uderza w salę weselną i sala płonie. Wybaczcie ten prymitywny przykład, ale jakoś natchnienia mi dziś brak.
Zmierzam do tego, że czasem chęci sobie, a realizacja sobie. No i do tego, że "śliczniusie wesele" zależy także w pewnym stopniu od szczęścia, a nie od perfekcyjnych planów
Wiesz... nie w tym rzecz, ze na pioruny sie nie ma wplywu. To akurat oczywiste i wiekszosc osób zdaje sobie z tego sprawe. Rzecz raczej aby nie rozpamietywac jakie to wszystko ble i nieudane, skoro juz sie zdarzylo cos nieprzewidzianego a jakies plany nie wypalily. IMHO to jakie ma sie wspomnienia nie zalezy od perfekcji wykonania a od wlasnego podejscia. Tylko i az.

Odpowiedz
Kerala 2009-09-02 o godz. 03:58
0

No cóż, musisz nadal z tym żyć, Karolisiu ;)

Kerala

Odpowiedz
Gość 2009-09-02 o godz. 00:48
0

Kerala napisał(a):
bla bla bla bla bla bla bla bla blablablablabla

Kerala
to jest dla mnie styl twojej wypowiedzi
i nie dlatego, ze to ja mam problem ze zrozumieniem czegokolwiek

Odpowiedz
Gość 2009-09-02 o godz. 00:39
0

Kerala napisał(a):Caro, obie zrozumiałyśmy, tylko sformułowałam tamto zdanie bardzo niefortunnie i wyszło na to, że odnoszę je do Ciebie. Pojawiały się w tym wątku sugestie typu "to trzeba było nie robic wesela" lub "a ja to wszystkiego u siebie dopilnowałam i dlatego było cacy" i to własnie z nimi polemizowałam w tamtym zdaniu, a nie z Twoim postem. POleciałam skrótem i wyszło, jak wyszło, więc przepraszam za nieporozumienie.

No więc ja myślę, że można sobie wszystkiego dopilnowywać do upojenia, a potem patrzeć, jak piorun przypadkiem uderza w salę weselną i sala płonie. Wybaczcie ten prymitywny przykład, ale jakoś natchnienia mi dziś brak.
Zmierzam do tego, że czasem chęci sobie, a realizacja sobie. No i do tego, że "śliczniusie wesele" zależy także w pewnym stopniu od szczęścia, a nie od perfekcyjnych planów.

Uff... juz myslalam ze napisalam cos dziwnie... tak, masz racje - tak tez odbieram czesc tego co sie dzieje w tym watku... a ja naprawde chcialam zeby bylo wszystko super a rzeczy poprostu zaczely jedna za druga sie dziac... a tyle planowalam i dopinalam... i nic! Mam nadzieje ze obie kiedys przestaniemy nad tym wszystkim ubolewac... jakos.

Odpowiedz
Kerala 2009-09-02 o godz. 00:08
0

A Twój powyższy post nie jest przypadkiem ilustracją Twoich własnych słow:

Karolisia napisał(a):jaaaaaaaaasneeeeee.....
nie ma to jak najpierw rzucic jakies haslo, a potem stopniowo, mniej lub bardziej zgrabnie sie z niego wycofywac

8) lol

Ja rozumiem, że masz problem z moim stylem wypowiedzi, ale jednak projekcja to nie jest najlepsze wyjście w tej sytuacji ;)

Kerala

Odpowiedz
Gość 2009-09-01 o godz. 23:48
0

Kerala napisał(a):Przykro mi Cię wytrącać ze stanu samozachwytu nad własną inteligentną ironią, ale z czego to ja się niby wycofuję? lol Wątek ma początek, rozwinięcie itd. Wystarczy tylko przeczytać, aby zrozumieć logikę wydarzeń i postów ;)

Kerala
no wlasnie problem polega na tym, ze jedyna osoba, ktora przejawia samozachwyt jestes ty; nad wlasna wyjatkowoscia, indywidualnoscia oraz odmiennoscia pogladow....
zderzenie z rzeczywistoscia bywa czasem bolesne

Odpowiedz
Kerala 2009-09-01 o godz. 22:28
0

Przykro mi Cię wytrącać ze stanu samozachwytu nad własną inteligentną ironią, ale z czego to ja się niby wycofuję? lol Wątek ma początek, rozwinięcie itd. Wystarczy tylko przeczytać, aby zrozumieć logikę wydarzeń i postów ;)

Kerala

Odpowiedz
Gość 2009-09-01 o godz. 22:23
0

jaaaaaaaaasneeeeee.....
nie ma to jak najpierw rzucic jakies haslo, a potem stopniowo, mniej lub bardziej zgrabnie sie z niego wycofywac

Odpowiedz
Kerala 2009-09-01 o godz. 21:41
0

Caro, obie zrozumiałyśmy, tylko sformułowałam tamto zdanie bardzo niefortunnie i wyszło na to, że odnoszę je do Ciebie. Pojawiały się w tym wątku sugestie typu "to trzeba było nie robic wesela" lub "a ja to wszystkiego u siebie dopilnowałam i dlatego było cacy" i to własnie z nimi polemizowałam w tamtym zdaniu, a nie z Twoim postem. POleciałam skrótem i wyszło, jak wyszło, więc przepraszam za nieporozumienie.

No więc ja myślę, że można sobie wszystkiego dopilnowywać do upojenia, a potem patrzeć, jak piorun przypadkiem uderza w salę weselną i sala płonie. Wybaczcie ten prymitywny przykład, ale jakoś natchnienia mi dziś brak.
Zmierzam do tego, że czasem chęci sobie, a realizacja sobie. No i do tego, że "śliczniusie wesele" zależy także w pewnym stopniu od szczęścia, a nie od perfekcyjnych planów.

A co do Karolisi: tak, my się faktycznie nie zrozumiałyśmy.

Kerala

Odpowiedz
Kasia_S 2009-09-01 o godz. 19:12
0

Kerala napisał(a):A teraz co do tego, że Nie jest najważniejsze to co nas w życiu spotyka ale jak na to reagujemy. , jak napisała Kaska1.
Niby prawda, ale...
Ja od kilkunastu lat reaguję godnie na wariactwa jednego z moich rodziców, co nie zmienia faktu, że na własnym ślubie jednak oczekiwałabym od tego rodzica trzymania pewnej klasy. Szczególnie, jeśli obiecuje mi cuda wianki przed ślubem i składa setki obietnic. No i oczywiście stało sie odwrotnie, czego nie chcę tu rozszerzać, bo do dziś robi mi się czerwono przed oczami, kiedy o tym pomyślę. Zyczliwych, którzy napiszą "to trzeba było nie zapraszać" informuję od razu, że sama choroba nie jest przyczyną, dla której zrywa się z kimś stosunki rodzinne. Szczególnie, jeśli jest to nasz ojciec lub matka i jeśli na co dzień normalnie funkcjonują w społeczeństwie i rodzinie. I jeśli w stosunku do nas bywają na ogół bardzo w porządku.
Nie mamy na to wszystko wpływu, choćbyśmy w pocie czoła rysowały winietki, kleiły pudełeczka i suszyły płatki kwiatów. I choćbyśmy nakresliły pięc planów awaryjnych.
Tak więc oprócz radości i wszystkich pozytywnych emocji nadal może pozostać niesmak i zwyczajny żal.

Kerala
Wiem, Kerala, wiem jak to boli, sama mam taką nieciekawą sytuację i oczywiście masz prawo czuć się tak czy inaczej.
Napisałam o tym reagowaniu właśnie po to, żeby teraz z perspektywy czasu nie myśleć o tym, że coś nie było tak jak powinno być (i nie mogłyśmy mieć na to wpływu, bo jednak można sobie planować, układać etc. a są sytuacje od nas niezależne, nieprzewidziane, którym nie da się zapobiec), tylko żeby pamiętać te dobre momenty a te "złe" potraktować jako przygodę.
Bo jednak nie chciałabym do końca życia wspominać dnia ślubu jako pasma nieszczęść tylko jako fascynujący początek wspólnej drogi we dwoje. Tyle mojego :D

Odpowiedz
Gość 2009-09-01 o godz. 18:59
0

Kerala napisał(a):O to to, Caro. Czytałam Twoją relację zaraz po tym, jak ją zamieściłaś.
I krzywdzące (ja to tak odbieram) jest dla mnie aludowanie, że czegoś nie dopatrzyłam, nie przemyślałam lub pozwoliłam czemuś iść na żywioł. Bo było dokładnie odwrotnie.


:o ? Albo ja czegos tu nie rozumiem albo Ty...

Odpowiedz
Gość 2009-09-01 o godz. 17:29
0

Kerala napisał(a):
Mnie mój ślub i wesele jednoczesnie bawią, denerwują, wzruszają, irytują itd. Nie umiem precyzyjnie oddzielić jednych uczuć od drugich, bo chyba się nie da.

Tak, ja też wolę mówić "było ciekawie" i smiać się z tego. I własciwie czynię to w tym wątku, acz jest to ironiczny śmiech. Lepszy mimo wszystko taki ironiczny śmiech niż dołowanie się powtarzaniem, że los się na nas uwziął.

Nie mamy na to wszystko wpływu, choćbyśmy w pocie czoła rysowały winietki, kleiły pudełeczka i suszyły płatki kwiatów. I choćbyśmy nakresliły pięc planów awaryjnych.
Tak więc oprócz radości i wszystkich pozytywnych emocji nadal może pozostać niesmak i zwyczajny żal.

Kerala
Nieeeeee, no ja wiem, ze to nie pomyje...ale @#$#%$^%&*:"?>M@# żesz mać!!! GRATULUJE TEGO ODKRYCIA!!!! To jest iście nowatorskie, wyjątkowe, odkrywcze, oryginalne i jedyne w swoim rodzaju przemyślenie, na skalę wręcz światową!!! Kotuś, jak chcesz kogoś częstowac takimi newsami, to proponuje przeprowadzke na forum dla slodkich idiotek. Moze je nawrocisz.

Odpowiedz
BTB 2009-09-01 o godz. 05:13
0

Ja tez nie uwazam zeby dzien naszego slubu byl najpiekniejszym w naszym zyciu, co zreszta widac na zdjeciach gdzie raczej brakuje "promienistego" usmiechu. Bardziej chyba cieszylo mnie planowanie niz uczestniczenie. Blogoslawienstwo, ceremonia, droga na sale, wszystko bylo w pozadku, ale wesele... Niby wszystko sie udalo, ale ja bylam tak wykonczona zmiana czasu i bieganiem przez caly tydzien oraz niechecia GTB do tego typu imprezy ze nie potrafilam sie bawic jak przystalo pannie mlodej. Zdaje sie ze ok godziny 2 bylam tak padnieta ze poszlam do naszego apartamentu prawie w placzu.

Pamietajac radosc rodzicow nie zaluje tego ze wesele sie odbylo, ale gdybym miala robic kolejne to bym raczej zrezygnowala. Chetnie tez zrezygnowalabym z chodzenia na jakiekolwiek wesela.

Odpowiedz
Gość 2009-09-01 o godz. 05:01
0

Nigdy nie lubiłam chodzic na wesela .
Zawsze wydawało mi się,że są to imprezy sztuczne, robione na pokaz dlatego strasznie buntowałam sie przed swoim.
Marudziłam i wybrzydzałam, martwiłam sie jak przeżyję tę szopkę :zle:
Od ponad dwóch tygodni jestem już szczęślią mężatką i ku mojemu zdziwieniu slub i wesele wspominam fantastycznie i żałuję ,że to juz nigdy się nie powtórzy
Co do przytoczonych przez Ciebie argumentów to moje zdanie jest takie:
- wciskanie się w falbaniastą kreację i bycie na ciągłym wydechu oraz nucenie sobie "idzie panna młoda szeroka jak kłoda" -
Nie znosze falbaniastych kreacji dlatego kupiłam sobie skromna prosta suknię, w której czułam sie wygodnie i komfortowo bawiąc sie do białego rana

szczękościsk, aby wyglądać na szczęśliwą i fotogeniczną -
Nie miałam szczękościsku bo byłam szczęśliwa , uśmiechałam sie kiedy chciałam.Niestety po mnie widac jak na dłoni kiedy coś udaję
niewygodnym pantofle, które z rozkoszą zamieniłabym na mokasyny
Miałam bardzo wygodne buty, mimoże bardzo wysokie to nie sprawiały mi większych problemów a ok 3 nad ranem najzwyczajniej w swiecie wskoczyłam w japonki ;)
- podrygiwanie w rytm melodii, które na co dzień określam jako
kiczowate
Zespół konsultował z nami repertuar dlatego nie było niespodzianek typu kiczowate melodie
stwarzaniem wrażenia, że oto sama niebiańska słodycz i dobro wcieliły się w moją osobę, a wszak wiadomo, żem suka
Jak juz wspominałam nic nie udaewałam po prostu swietnie sie bawiłam lol
- krążeniem niczym pancernik Potiomkin wśród gości i dopytywaniem się, czy aby kurczaczek smakuje?
goście sami przychodzili do nas i dziękowali za świetna imprezę lol
- beznadziejnymi pończochami (co za dureń je wymyślił?!), które nie dawały się zapiąć i uwierały mnie w uda
Ja bardzo lubie pończochy i dosyć często je nosze dlatego nie stanowiły dla mnie wiekszego problemu.Zdjęłam je dopiero wtedy gdy zmieniałam buty na japonki 8)
- niemożnością siarczystego klęcia, a było po temu wiele okazji, oj było
nie miałam na co kląć ;)
- reagowaniem nerwowym chichotem na dowcipy wodzireja
mieliśmy doskonałego wodzireja, który bawił wszystkich do łez
- i ogólnym udawaniem, że bawię się przednio
ja bawiłam sie super zarówno na weselu i na poprawinach lol

Odpowiedz
Kerala 2009-09-01 o godz. 01:13
0

O to to, Caro. Czytałam Twoją relację zaraz po tym, jak ją zamieściłaś.
I krzywdzące (ja to tak odbieram) jest dla mnie aludowanie, że czegoś nie dopatrzyłam, nie przemyślałam lub pozwoliłam czemuś iść na żywioł. Bo było dokładnie odwrotnie.
Mnie mój ślub i wesele jednoczesnie bawią, denerwują, wzruszają, irytują itd. Nie umiem precyzyjnie oddzielić jednych uczuć od drugich, bo chyba się nie da.
Tak jak Ty nie miałaś wpływu na to, czy samochód Ci zniknie sprzed domu czy nie, tak ja, do cholery cięzkiej, nie miałam wpływu na to, że osoba mająca poprowadzić wesele trafi do szpitala. A potem okazało się, że ta jedna ryfa własciwie zadecydowała o kształcie wszystkiego.
Tak, ja też wolę mówić "było ciekawie" i smiać się z tego. I własciwie czynię to w tym wątku, acz jest to ironiczny śmiech. Lepszy mimo wszystko taki ironiczny śmiech niż dołowanie się powtarzaniem, że los się na nas uwziął.
A teraz co do tego, że Nie jest najważniejsze to co nas w życiu spotyka ale jak na to reagujemy. , jak napisała Kaska1.
Niby prawda, ale...
Ja od kilkunastu lat reaguję godnie na wariactwa jednego z moich rodziców, co nie zmienia faktu, że na własnym ślubie jednak oczekiwałabym od tego rodzica trzymania pewnej klasy. Szczególnie, jeśli obiecuje mi cuda wianki przed ślubem i składa setki obietnic. No i oczywiście stało sie odwrotnie, czego nie chcę tu rozszerzać, bo do dziś robi mi się czerwono przed oczami, kiedy o tym pomyślę. Zyczliwych, którzy napiszą "to trzeba było nie zapraszać" informuję od razu, że sama choroba nie jest przyczyną, dla której zrywa się z kimś stosunki rodzinne. Szczególnie, jeśli jest to nasz ojciec lub matka i jeśli na co dzień normalnie funkcjonują w społeczeństwie i rodzinie. I jeśli w stosunku do nas bywają na ogół bardzo w porządku.
Nie mamy na to wszystko wpływu, choćbyśmy w pocie czoła rysowały winietki, kleiły pudełeczka i suszyły płatki kwiatów. I choćbyśmy nakresliły pięc planów awaryjnych.
Tak więc oprócz radości i wszystkich pozytywnych emocji nadal może pozostać niesmak i zwyczajny żal.

Kerala

Odpowiedz
Kaskak1 2009-09-01 o godz. 00:26
0

My własnie wczoraj obcodziliśmy pierwszą rocznice ślubu. I jak tak sobie myśle, to jakoś nie przychodzi mi do głowy nic, co by mi przeszkadalo, bylo źle. Od samego poczatku wiedzielismy czego chcemy i tego sie pilnowaliśmy. Inna sprawa, ze mieliśmy zaufanego DJ i wodzireja wiec wesele bylo takie jak chcieliśmy. Jdyne czego mi chwilami brakuje to zdjęc w plenerze.
A na pewno nie żaluje decyzji o ślubie. :D :D :D :D :D :D To byl najpiekniejszy rok w naszym życiu ( dalej nie udało sie nam pokłócić :) )

Kasia

Odpowiedz
Kasia_S 2009-09-01 o godz. 00:12
0

Caro, przeczytałam Twoją relację i współczuję Ci, bo faktycznie przed ślubem to powinno sie mieć troche spokoju a nie martwić skradzionym samochodem czy nieudaną fryzurą.
Ale powiem tak: ja mogłabym powiedzieć, że u mnie było okropnie - moje przezycia spisałam w podróży poślubnej na 28 stronach! i daję je do czytania innym ale nie po to, żeby mi współczuli, tylko, żeby sie pośmiać.
Mogę mówić: "miałam pecha" ale wolę mówić "było bardzo ciekawie" i smiać się z tego.
Przecież najważniejszy tego dnia jest ślub (który wspominasz dobrze), najważniejsze jest, ze zaczyna się nowe życie i tak naprawdę wszystko zależy od nastawienia.
Nie jest najważniejsze to co nas w życiu spotyka ale jak na to reagujemy.
Tego się trzymam i nie mówię, że u mnie było okropnie tylko że miałam niesamowite przygody. :D

Odpowiedz
Gość 2009-08-31 o godz. 23:50
0

Juz od jakiegos czasu zastanawiam sie czy cos powiedziec w tym watku... nie wiem czy chce wygrzebywac to wszystko znowu...
Powiem tak, jesli nie czytalyscie mojej relacji - ktora napisalam natychmiast , nie zeby sie pochwalic a wyrzucic wszystko co poszlo zle z siebie... gdzies musialam to napisac i foruma wydawala sie najlepsza - http://forum.styl.fm/s2/viewtopic.php?t=29388.
Oprocz tego co tam napisalam jeszcze tysiace malych "szczegolow" poszlo nie tak jak chcialam. I dalej szlag mnie trafia jak o tym mysle... plakac mi sie chce tak naprawde.
Jedyne z czego jestem tak naprawde zadowolona to zdjecia... ktore zreszta rowniez pokazywalam - bo to jedyne co dobre z tej calej afery i roku pracy! Na nich nie widac jak wiele rzeczy sie zawalilo podczas tego dnia i poprzednich. Glownie jest mi przykro, bo juz nigdy nie bede w stanie tego naprawic. To bedzie moj slub, ten jeden jedyny, na zawsze... beznadziejny, smutny, nieudany... zawsze.

Odpowiedz
Gość 2009-08-31 o godz. 14:11
0

Kerala napisał(a):Natomiast widac mamy inne formy ekspresji twórczej 8)
Prawda, tyle ze ja bym sie ograniczyla ogolnie do ekspresji, zapedow do 'tworczej' nie posiadam :)

Odpowiedz
Kerala 2009-08-31 o godz. 12:21
0

Ależ zrozumiałam Cię doskonale, tylko- o ironio- odpowiedziałam zapewne niezgodnie z Twoimi oczekiwaniami ;)

Kerala

ps. Cieszę się Twoją radością z powodu dj'a i dvd, co nie umniejsza w niczym mojej radości odczuwanej z tych samych powodów. Natomiast widac mamy inne formy ekspresji twórczej 8)

Odpowiedz
Gość 2009-08-31 o godz. 11:54
0

Kerala napisał(a):Ziuta, przywracasz mi wiarę w ludzkość. Nieodmiennie. :lizak:

Kerala
No, coz, zdaje sie, ze mnie nie zrozumialas :)
Pojecie ironii zapewne znasz, tylko pewnie trudno odniesc to do siebie.

Ja mam ucieche po pachy jak ogladam swoje dvd. DJa zobaczylam pierwszy raz dzien przed slubem, nie posluchal naszych sugestii, puszczal swoja muzyke i wyszlo z tego takie badziewie, ze az fajnie.

Odpowiedz
Gość 2009-08-31 o godz. 05:55
0

Kerala napisał(a):A więc mimo tego, że slub i wesele były bardzo miłe, to nie byłam w stanie wpłynąć np. na to, że osoba mająca poprowadzić moje wesele od strony muzycznej na 4 dni (!!!) przed imprezą zadzwoniła i powiedziała, że aktualnie przebywa w szpitalu i na weselu się nie stawi.
Jak łatwo się domyśleć: wyszła z tego wielka kicha rzutująca na całość atmosfery i przebieg wesela. Do dziś trafia mnie szlag, jak o tym pomyślę. I przez całe wesele wkurzałam się zarówno poziomem "zastępczego dj'a" jak i faktem, że zgodziłam się na takie (k...a) zastępstwo, zamiast od razu uderzać do Norberta chociażby...
Aaa! To twoje wesele nie było okropne, bo każde wesele jest okropne, ani dlatego, że w szale (przed)ślubnym gust zmienił Ci się z wyrafinowanego na kiczowaty! Ty po prostu miałaś pecha do ludzi i tak wyszlo, choć chciałaś inaczej. To teraz rozumiem o co chodzi w wątku i "nawet" mi przykro, że to Cię spotkało :goodman: A może by iść na Pomyje i pozłorzeczyć mocniej?

Odpowiedz
Kerala 2009-08-31 o godz. 04:01
0

Boli mnie w wielu miejscach, ostatnio najbardziej boli mnie kostka, którą skręciłam. Jakie to jednak ma znaczenie? Ostatecznie załozyłam powyższy wątek, bo nie uważam, aby mój slub i wesele były "sliczniusie" o czym od początku piszę. Gdzie wiec niezgodnośc faktów? ;)
Jak kogoś nie boli to sobie zakłada wątek o kwiatkach, motylkach i różanych płatkach, którymi go druhenki obsypały.
A jak kogoś boli to może sobie pozłorzeczyć, albo po prostu dostrzec w tym mimo wszystko humorystyczny aspekt. Albo tez uczynić obie rzeczy naraz ;)

Kerala

Odpowiedz
Gość 2009-08-31 o godz. 02:47
0

Kerala napisał(a):No to skoro przyjęłyśmy ton powazny, to odpowiem w tonie także powaznym.
A więc mimo tego, że slub i wesele były bardzo miłe, to nie byłam w stanie wpłynąć np. na to, że osoba mająca poprowadzić moje wesele od strony muzycznej na 4 dni (!!!) przed imprezą zadzwoniła i powiedziała, że aktualnie przebywa w szpitalu i na weselu się nie stawi.
Jak łatwo się domyśleć: wyszła z tego wielka kicha rzutująca na całość atmosfery i przebieg wesela. Do dziś trafia mnie szlag, jak o tym pomyślę. I przez całe wesele wkurzałam się zarówno poziomem "zastępczego dj'a" jak i faktem, że zgodziłam się na takie (k...a) zastępstwo, zamiast od razu uderzać do Norberta chociażby... Teraz, kiedy oglądam taśmę z wesela, ponownie trafia mnie szlag.
Ogólnie można wiec powiedzieć, że wszelkie złe wspomnienia nie wzięły się stąd, że nie dopięłam czegoś na ostatni guzik, a z tego, że naprężoną tkaninę w końcu diabli wzięli.

Kerala
Tiaaa i tu Cię boli ;)

Odpowiedz
Kerala 2009-08-31 o godz. 02:26
0

Ziuta, przywracasz mi wiarę w ludzkość. Nieodmiennie. :lizak:

Kerala

Odpowiedz
Gość 2009-08-31 o godz. 01:54
0

Taaak, dystansik by sie chcialo miec, ale szlag trafia, jak sie kasete z wesela oglada.
;)

Odpowiedz
anulab 2009-08-30 o godz. 07:16
0

w morde
nieźle
:o
ja też byłabym wk....wiona na maxa
Kerala :usciski:

Odpowiedz
Kerala 2009-08-30 o godz. 06:47
0

No to skoro przyjęłyśmy ton powazny, to odpowiem w tonie także powaznym.
A więc mimo tego, że slub i wesele były bardzo miłe, to nie byłam w stanie wpłynąć np. na to, że osoba mająca poprowadzić moje wesele od strony muzycznej na 4 dni (!!!) przed imprezą zadzwoniła i powiedziała, że aktualnie przebywa w szpitalu i na weselu się nie stawi.
Jak łatwo się domyśleć: wyszła z tego wielka kicha rzutująca na całość atmosfery i przebieg wesela. Do dziś trafia mnie szlag, jak o tym pomyślę. I przez całe wesele wkurzałam się zarówno poziomem "zastępczego dj'a" jak i faktem, że zgodziłam się na takie (k...a) zastępstwo, zamiast od razu uderzać do Norberta chociażby... Teraz, kiedy oglądam taśmę z wesela, ponownie trafia mnie szlag.
Ogólnie można wiec powiedzieć, że wszelkie złe wspomnienia nie wzięły się stąd, że nie dopięłam czegoś na ostatni guzik, a z tego, że naprężoną tkaninę w końcu diabli wzięli.

Kerala

Odpowiedz
anulab 2009-08-30 o godz. 06:40
0

Kerala napisał(a):przepraszam, że mącę tę uroczą i pełną ślubnego sentymentalizmu kadź, ale zastanawiam się własnie, czy są tu męzatki, które:
- wcale nie uważają, że było "śliczniusio"
- nie mają ochoty na powtórkę z tej ślubnej i weselnej harówki
- nie uważają, że to był "najpiękniejszy dzień ich zycia"
- nie chciałyby wciskać bez przerwy "replay" na swoim życiowym filmie

I nie wiąże się to bynajmniej z żałowaniem małżeńskiego kroku, a z tym, że średnio je bawią takie imprezy?
Bo, uczciwie stawiając sprawę, mój ślub kojarzy mi się z:

- wciskaniem się w falbaniastą kreację i byciem na ciągłym wydechu oraz nuceniem sobie "idzie panna młoda szeroka jak kłoda"
- szczękościskiem, aby wyglądać na szczęśliwą i fotogeniczną
- niewygodnymi pantoflami, które z rozkoszą zamieniłabym na mokasyny
- podrygiwaniem w rytm melodii, które na co dzień określam jako
kiczowate.
- ochronie swoich płuc, bo nawet nie miałam czasu zapalić, a palę nałogowo
- stwarzaniem wrażenia, że oto sama niebiańska słodycz i dobro wcieliły się w moją osobę, a wszak wiadomo, żem suka
- krążeniem niczym pancernik Potiomkin wśród gości i dopytywaniem się, czy aby kurczaczek smakuje?
- beznadziejnymi pończochami (co za dureń je wymyślił?!), które nie dawały się zapiąć i uwierały mnie w uda
- niemożnością siarczystego klęcia, a było po temu wiele okazji, oj było
- reagowaniem nerwowym chichotem na dowcipy wodzireja
- i ogólnym udawaniem, że bawię się przednio

Wychodzi mi zatem, że nie bardzo nadaję się na zachwyconą pannę młodą, której to funkcji nie zamierzam już nigdy więcej w życiu piastować. Nawet przez chwilę. Wzruszenie wzruszeniem, szczęście szczęściem, ale ta teatralizacja i konwencja mnie dobijały oraz powodowały wzmożony przypływ wewnętrznej autoironii.
A poza tym torty weselne są paskudne i nic nie zmieni mojego zdania w tym temacie. Dwa dni temu obejrzałam sobie własnie film z wesela i uderzyło mnie, jaka to jest w gruncie rzeczy szopka. Szczególnie mnie rozbawiło celebrowanie wniesienia pieczonego prosiaka- były zgaszone światła, nastrojowa muzyczka i fontanny. Ogólnie rzecz biorąc miał zatem prosiak przedni orszak pogrzebowy. Może ulżyło to pośmiertnie jego świńskiej duszy.
No niestety, nie zachwyca mnie ni dudu ta cała dęta otoczka weselna. Ani u innych mnie nie zachwyca, ani u siebie.
Ale pewnie jestem wyjątkiem.

Kerala
powiem tak:
Kerala wcale nie musiałaś robić tego wesela, ale wiem co czujesz i myślisz.
Szczególnie jeśli Młodzi organizuja wszystko samodzielnie to maja prawo poczuc dyskomfort i zmeczenie.
My bawilismy sie zarowno na naszym slubie i weselu znakomicie. Ale tez mielismy pare momentow zwatpienia i zmeczenia. Nie chodzi o to zeby slubu i wesela nie robic ale raczej o "zmeczenie materialu". Rzeczywiscie chcac zeby wszystko wyszlo znakomicie to trzeba sie nameczyc i dlatego kazda pierdoła jest istotna. Nawet serwetki. Też to przerabialiśmy. Dlatego w pełni Cie Kerala rozumiem, ale też nie uważam żeby ŻAŁOWAĆ że się wesele robiło. MY JESTEŚMY BARDZO ZADOWOLENI pomimo paru kłód rzucanych czasami przez innych. Ale dzięki temu uważam że jesteśmy mocniejsi i możemy być dumni że dokonaliśmy sami paru istotnych spraw
:P

Odpowiedz
Kerala 2009-08-30 o godz. 06:23
0

Skoro tak twierdzisz, to nie będę niegrzecznie zaprzeczać lol
A co do warszafskich suk to tez się w tym środowisku nie obracam, bo ja zoologiczną hybrydą jestem: wewnętrznie suka i żmija, ale na zewnątrz przykładna kura domowa. Zgodze się jednak z tym, że ogólny trend jest taki, aby kląć na czym świat stoi, że ślub będzie okazją do wkładania bezowych kiecek, gibania się w discopolowych rytmach itd. Z tym, że ten trend dostrzegam głownie wśród tych, którym nawet nie majaczy na horyzoncie możliwośc zamążpójścia czy ożenku. Btw: Oscar Wilde miał wiele racji- kto nie wierzy, niech zerknie na moją sygnaturkę. Dokładnie tak samo uważam.
Ciekawe jest jednak to, że zaraz po slubie (a często tuż przed nim) wszystko się zmienia jak za dotknięciem różdżki i nagle okolicznośc "slub i wesele"zaczyna się nam bardzo podobać ;) Czasem zaczyna się nam podobać już w chwili włożenia pierścionka na palec ;)
Mniej więcej o tym traktowała moja uwaga, że nie dostrzegam zjawiska krytyki wokół siebie- ale nie dostrzegam go tylko wśród tych, których problem ślubu REALNIE dotyczy, bo reszta krytykuje, ile wlezie.
Pewnie dlatego, Skrzaciku, połowa Twojego towarzystwa biadoli na te ślubno- weselne anturaże. Pozwól, że zapytam: czy ta biadoląca połowa jest chociaż zaręczona? Bo najłatwiej krytykować coś, na co się nie ma póki co widoków ;)
U mnie w rodzinie największym krytykiem zamieszania okołoślubnego jest kuzynka, której panowie- aby uzyć eufemizmu- unikają...
No, ale to tylko pseudopsychologiczna teoria kobiety wychowanej na "niewolnicy Isaurze" ;) Mniemam jednak, że dość bliska prawdy :)
Kerala

Odpowiedz
ampa 2009-08-30 o godz. 06:12
0

ojjejjj a ja bym chciała raz jeszcze było świetnie- goście cudnie - niestety nie zdążyłam wszystkich zapytać o kurczaczka dlatego mogę mieć jeszcze jedno weselich dokładnie w tym samym skaładzie oczywiście...

PS była jedna lipa - kilka dni przed Slubem z moją teściową w czyś tam (chyba głupota bo nie pamiętam)się nie zgodziłyśmy i ja bezczelna nie chciałam ustąpić i coś tam pysknęłam i się obraziła i chodziła niby miła a naburmuszona i jeszcze nas nie odwiedziła ale tony pościeli i firanek już dała...a w ogóle temat teściwych to nie tutaj więć sorry ale tak się mi jakoś nasuneło

Odpowiedz
Persy 2009-08-30 o godz. 01:18
0

Oj Kerala, Kerala...
A któż się bulwersuje tymże topikiem? ;)
Chyba jest różnica pomiędzy tym, że kogoś coś trochę wkurza - a bulwersuje, nieprawdaż?

To tak ode mnie, bo przecież poczułam się megawyróżniona :P Twoją miażdżącą ripostą na moją miażdżącą ripostę...

A już powaznie - no nie wiem, może obracam się w środowisku samych warszefskich suk, ale wśród znanych mi kobiet przynajmniej połowa biadoli na okoliczność tematu "ślub i wesele" , że zwykle wszystko to taka szopka i w ogóle obciach. Ciekawe czemu... hmmm... może dlatego, że zawsze to lepiej wygląda w towarzystwie jak się jest anty, niż pro.
Ale...
co ja tam w sumie wiem o zyciu. Ja tam jestem taka sobie zwykła dziewczyna ze wsi w zachodnipomorskiem, wychowana na telenowelach, dopiero 26 lat mam i pewnie jakieś teorie okołopsychologiczne se do niewinnego topiku dorabiam...

lol

Odpowiedz
Kerala 2009-08-29 o godz. 22:43
0

A nie, Skrzaciku, ja nie zarzucam innym, że u nich było kijowo, ale nie chcą kalać świętości (że Cię zacytuję). Ja zarzucam tylko, że mnie samej przeszkadzają kalać wymyślając mniej lub bardziej zabawne teorie okołopsychologiczne lol
Ale powiem szczerze, że sądziłam, że temat przeminie niczym wiosenny deszcz. A okazało się, że jednak może być dla kogoś bulwersujący, a w każdym razie motywujący do zebrania w kupę potencjału. I to faktycznie mnie dziwi, bo wątek nie jest aż tak oryginalny czy łamiący stereotypy, aby na to zasłużyć. Powiedziałabym raczej, że w założeniu był lekki oraz przyjemny, a także pisany z przymrużeniem oka.
Ale nie pierwszy to raz, kiedy się nie zrozumiałyśmy, nieprawdaż...
Kerala

Odpowiedz
Gość 2009-08-29 o godz. 20:50
0

u mnie bylo tak:

-wciskaniem się w falbaniastą kreację i byciem na ciągłym wydechu oraz nuceniem sobie "idzie panna młoda szeroka jak kłoda"
ja jestem bez sukni szeroka jak kloda, wiec nie musialam byc na ciaglym wdechu, mialam gorset maskujacy brzuszek ale bardzo wygodny

- szczękościskiem, aby wyglądać na szczęśliwą i fotogeniczną -
nie jestem fotogeniczna, ale bylam szczesliwa, i ciagle zapominalam, ze mam krzywe zeby i aparat sobie zaloze za kilka miesiecy dopiero :)

-niewygodnymi pantoflami, które z rozkoszą zamieniłabym na mokasyny
- mam 178, nizszego meza, nie umiem chodzic na obsacach wiec mialam biale baletki plaskie na dzien slubu

- podrygiwaniem w rytm melodii, które na co dzień określam jako
kiczowate.
dawno sie tak nie ubawilam, jak skaczac do melodii A wszystko to bo Ciebie kocham, z moja paczka ze studiow, bo nam sie dobrze ta melodia kojarzy :) / ocziwiscie zwyczajowo nie slucham do poduszki Ich Troje :)

ochronie swoich płuc, bo nawet nie miałam czasu zapalić, a palę nałogowo
jaralam jak moglam, gdzie moglam, nawet po kosciele pojechalismy do domu zapalic, mimo, ze rodzice chcieli bysmy jechali z goscmi na sale.
powiedzialam ze mam okres i musze zmienic podpaske /co tez bylo prawda/

- stwarzaniem wrażenia, że oto sama niebiańska słodycz i dobro wcieliły się w moją osobę, a wszak wiadomo, żem suka
zagrozilam orkiestrze ze im nie zaplace jak zrobia inne oczepiny niz bylo ustalone z nami wczesniej.

- krążeniem niczym pancernik Potiomkin wśród gości i dopytywaniem się, czy aby kurczaczek smakuje?
nie pytalam, ale po weselu doszly mnie sluchy ze dobre :)

- beznadziejnymi pończochami (co za dureń je wymyślił?!), które nie dawały się zapiąć i uwierały mnie w uda -
mialam rajstopy, bo sie boje ponczoch

wszystko bylo konsekwencja naszego wyboru ze robimy wesele, za ktore placa rodzice, wiec duzo bylo kompromisow dla nich ale kompromisow, bo wiedzielismy ze im na danych rzeczach zalezy.
zaprosilimsy NASZYCH gosci a nie cocie co pamietaja jak Olenka byyyla taaaaka mala, a teraz jest Taaaaka duza :)

inna sprawa to nie spodziewalam sie, ze ceremonia koscielna tak na nas podziala, ze bedziemy chcieli sie wyciszyc potem, tylko we dwoje, i ze bedziemy musieli sie przelamac, zeby jechac na wesele, no ale tego nie moglismy przewidziec :)

Odpowiedz
Gość 2009-08-29 o godz. 18:25
0

Kerala, musisz być niepowtarzalna, co? Wyjątkowa, z bagażem (nie danych nikomu innemu) doświadczeń, odważna, jedyna która nareszcie odważyła się przełamać stereotyp "cudownego wesela". 8)
Fajne uczucie? Jeśli tak, to może faktycznie nie będziemy go zaburzać.
lol

Co do tematu - niecierpię wesel, pompy ślubnej, sztucznych uśmiechów, wodzierejów, gorzko-gorzko, oczepin, pierwszych tańców itp. (mówiłam o tym już 2 lata temu, na tym forum). I co? zorganizowłam to sobie, żeby później móc narzekać na mieszczańskość i kiczowatość mojego ślubu? Odpowiedź brzmi - NIE. Bo i po co? :o

Jeśli się czegoś nie lubi, to po co brać w tym udział? lol

Nas nie dziwi i nie szokuje, że nie podobał Ci się wodzirej, czy cała banalna otoczka wesela. Serio.
Zaskakuje nas tylko fakt, że sama to sobie zorganizowałaś, mając silne przypuszczenia jak to będzie wyglądało, i teraz niesamowicie narzekasz. lol I co najistotniejsze, zarzucasz innym, że u nich też było kijowo, ale się nie przyznają, bo nie chcę kalać "świętości". lol

Odpowiedz
Kerala 2009-08-29 o godz. 10:58
0

A ja ponownie opuściłam moją alkowę, aby sprawdzić, czy jakaś odpowiedź się nie pojawiła. No i proszę, intuicja mnie nie zawiodła, acz tym samym zadałam ostateczny cios mitowi o swoim autodystansie ;) POnieważ jednak posiadam autodystans to brak autodystansu mnie nie zaburza ;)
Persy- ja się nie "jaram" jak to ujęłaś. Ja, co najwyżej, mogę zajarać papierosa, choć lepiej brzmi "przypalenie końca szlachetnej cygaretki zapalniczką marki Zippo". To oczywiście licentia poetica, bo nie mam zapalniczki zippo i używam chamskich zapałek. Oraz nie palę cygaretek.

Do ad remu:
Odpisywałam ogólnie, a nie szczególnie, więc nie powinnaś się czuć wyróżniona. Moje wesele było- jak sądzę- całkiem przeciętne i nieprzegięte ani in plus, ani in minus. Napisałam jednak, że malkontenctwo mnie bawi, więc zrobiłam sobie dobrze- czy to źle? ;) A tak w ogóle to nie spotkałam się ze zbyt dużą ilością postów w klimacie "jak to okropnie jest mieć wesele". Cóż, być może czytam wybiórczo.
Tak więc miałam białą suknię, piękny ślub i cudne weselisko. Teraz konwencja jest bardziej akceptowalna, prawda?
Najzabawniejsze jest jednak to, że w dniu wesela tak wiele się dzieje, że z łatwością można z tego wyłuskać zarówno kiczowaty pejzażyk, jak i munchowski "Krzyk". Pełna różnorodność. Wszystko zalezy od tego, na czym w danym momencie się skupimy. Mnie rozbawiły wszystkie momenty odbiegające od landszaftowej konwencji, ale to nie znaczy, że nie było i wzruszająco, i sympatycznie, i pięknie itd. itp.
A poza tym to ja się z Tobą zgadzam, Persy. Ja w ogóle ugodowa jestem;)
Kerala

ps. ale jeleni na rykowisku nie lubię i tu jednak będę obstawać przy swoim zdaniu 8)

Odpowiedz
Persy 2009-08-29 o godz. 10:43
0

Eh, Kerala, a ja mam wrażenie, że to Ty się za bardzo podjarałaś tą całą "koszmarnością" weselnych imprezek, i jednak trochę robisz z igły widły - bo tak jak wspomniałam - nikt przecież wpienionych swoją pannomłodowatością Panien Młodych przez duże P nie zmusza do tego, by "w tym najpiękniejszym dniu w życiu" przeistoczyć się z suki w anielicę... OK, masz doświadczenia jakie masz, i pewnie nie Ty jedna - ale pomyśl, że nie dla każdego z założenia musi być to dzień męczarni. Wszystko zależy od tego, JAK dana osoba to wszystko po prostu zorganizuje, i na ile będzie to spełnienie czyjejś prywatnej wizji slubu ;)

A co do "śliczniusich klimatów"... mam wrażenie, że równie popularne, wręcz trendy jest załamywanie się nad tym, jak to okropnie i strasznie jest mieć wesele - bo zespół, bo biała(=bezowata i koszmarna) sukienka, bo trzeba się uśmiechać... i że wszystko to takie przaśne, małomiasteczkowe/wsiowe i popeliniaste...

Reasumując - gniazdko można kalać, jak najbadziej. Ale można też chyba spojrzeć na temat po prostu obiektywnie - bez jakiegoś kosmicznego podniecania się cudownością weselnego klimatu, jak i bez załamywania się nad tym, jakie to wszystko tandetne i be. I ja to tak właśnie staram się widzieć.

A zresztą... jeszcze ślubu i wesela nie miałam, więc tym bardziej reprezentatywna nie jestem :P.

I jeszcze jedno, droga Keralo. Zawsze, jak Cię czytam, to nie mogę pozbyć się wrażenia - że Tobie faktycznie bardzo zależy na tym, by uchodzić za osobę bardzo zdystansowaną - tylko chyba nie do końca Ci się udaje ;)
Co najlepiej widać w nadinterpretacji mojej wypowiedzi.

Niezależnie od powyższego życzę spokojnej nocy i również oddalam się w meandry mej alkowy...

Odpowiedz
Kerala 2009-08-29 o godz. 10:17
0

A mnie nieodmiennie bawi, kiedy ktoś się irytuje tak niewinnym postem, jak pierwszy w tym wątku. Czyżby gniazdka jednak nie wolno było kalać?
Ostatecznie nasze śluby i wesela nie są sprawą publicznej wagi, zatem niewiele dbam o to, czy czyjaś ciocia się upiła winem mszalnym i czy komuś było "śliczniusio" czy wręcz odwrotnie. Mnie to w niczym nie kłuje, ale widac nie jestem reprezentatywna. A może po prostu nie mam frajdy w namiętnym stosowaniu przeniesień, kto wie? lol
O ironii i autodystansie nie będę znowu pisac, bo widzę, że jest to nieistotny aspekt dla wszystkich, którzy koniecznie chcą życzliwe ręce załamać ;)
Tak więc cieszę się Waszym szczęsciem, Dziewczyny. I tym, że miałyście super wygodne kiecki, i że pogoda dopisała, i że sam Duch Święty na Was zstąpił, dzięki czemu zdjęcia wyszły piękne, a i dzień był niepowtarzalny ;) A sama obgryzam do krwi swe sztuczne paznokcie, bo taka ryfa wyszła na moim ślubie, że tylko zazdrość mi pozostała...
Naprawdę nie czujecie śmieszności tej sytuacji?
No dobra, wiem, że nie czujecie.
Zatem oddalam się zmiażdżona Waszymi ripostami ;)

Kerala

Odpowiedz
Persy 2009-08-29 o godz. 09:31
0

Przyznam, że trochę wkurza mnie takie podejście pod tytułem "jak bardzo cierpiałam w związku z kiczowatą otoczką imprezy zwanej naszym weselem". Od razu korci, żeby zapytać - to po kiego grzyba robiliście to wesele? Chyba szkoda zachodu, nerwów, zdrowia i kasy...

Zakładam, że osoby biorące ślub - jako że pełnoletnie zazwyczaj - jakąś tam samodzielnością myślenia winny się wykazywać, i jeśli wiedzą, że wesele w gronie ich rodziny i znajomych=kiczowaty i sztuczny spęd, to chyba powinny sobie je po prostu odpuścić, nieprawdaż? No, chyba, że są do tego stopnia zdominowane przez "rodzinkę" tudzież opinię społeczną ("bez weselicha nie wypada")... wtedy można im tylko współczuć.

Oczywiście, pewnie zdarza się, że ktoś CHCE mieć wesele, i stara się, by było fajną okazją do spotkania i zabawy w gronie najbliższych osób - a mimo tego tak nie jest - bo coś lub ktoś schrzani atmosferę. Ale to już jakby trochę inna sytuacja.

Odpowiedz
wijka 2009-08-28 o godz. 23:13
0

No niestety. U mnie też nie było okropnie.
Pozwól, że wyjaśnię, poprzez opisanie własnego ślubu cytując Twoje skojarzenia.

- wciskaniem się w falbaniastą kreację i byciem na ciągłym wydechu oraz nuceniem sobie "idzie panna młoda szeroka jak kłoda"

W swojej kiecce czułam świetnie.
Wybrałam sobie taką, w której czułam się ubrana a nie przebrana.

- szczękościskiem, aby wyglądać na szczęśliwą i fotogeniczną

Szczękościsk okazał się na tamtą chwilę stanem naturalnym, nad którym nie mogłam zapanować.
Chyba po prostu byłam szczęśliwa...
Nie jestem fotogeniczna, więc nawet nie wiem co należałoby robić, żeby na taką wyglądać lol

- niewygodnymi pantoflami, które z rozkoszą zamieniłabym na mokasyny

Buty jak buty, od innych na obcasie różniły się tylko kolorem.

- podrygiwaniem w rytm melodii, które na co dzień określam jako kiczowate.

Zrobiłam wszystko, aby tak właśnie nie było.
Zamiast tradycyjnego wesela wyprawiłam uroczysty obiad w restauracji dla najbliższych ze smooth jazzem w tle - to był jeden z puktów umowy z szefem lokalu.
I muszę przyznać, że całkiem przyjemnie się przy tym bujało - gościom również.

- ochronie swoich płuc, bo nawet nie miałam czasu zapalić, a palę nałogowo

To przykre. Ja nie palę, ale pali mój mąż. Kiedy miał ochotę na cygaretkę, wychodził na zewnątrz - nie było z tym absolutnie żadnych trudności.

- stwarzaniem wrażenia, że oto sama niebiańska słodycz i dobro wcieliły się w moją osobę, a wszak wiadomo, żem suka

To faktycznie dość paskudna sprawa udawać kogoś, kim się nie jest.

- krążeniem niczym pancernik Potiomkin wśród gości i dopytywaniem się, czy aby kurczaczek smakuje?

A to tak trzeba?... Przyznam, że nie wiedziałam.
Gościom jadło smakowało a i nie sprawiali wrażenia, że trzeba ich jakoś nazbyt zabawiać własnym towarzystwem.
I bez tego wyglądali na zadowolonych :D

- beznadziejnymi pończochami (co za dureń je wymyślił?!), które nie dawały się zapiąć i uwierały mnie w uda

Miałam na sobie pończochy samonośne. Wygodne i przez cały czas na swoim miejscu.
Nie przyszło mi do głowy zkładanie czegoś, z czym nie zetknęłam się już wcześniej.

- niemożnością siarczystego klęcia, a było po temu wiele okazji, oj było

No cóż...... Pod nosem chyba zawsze można burknąć co na sercu leży lol

- reagowaniem nerwowym chichotem na dowcipy wodzireja

Nie miałam wodzireja. Tym samym uniknęłam wszelkich niezręcznych sytuacji, których nie chciałam być świadkiem czy też przedmiotem...

- i ogólnym udawaniem, że bawię się przednio

Zdecydowałam się na zorganizowanie takiej uroczystości, aby mimo wszystko nie musieć nic udawać...

No niestety, nie zachwyca mnie ni dudu ta cała dęta otoczka weselna.

Mnie też nie... Dlatego odpuściłam sobie wszystko to, w czym uczestnicznyć nie chciałam:
od ślubu kościelnego począwszy [w naszym przypadku nie było prawnych przeciwskazań ku temu],
na weselu z akcentami folkloru do białego rana skończywszy.

Właśnie dlatego mogę powiedzieć, że mój ślub nie był dla mnie koszmarem. Był dokładnie taki, jaki obydwoje z mężem mieć chcieliśmy.

I zapewne uroczystość zamążpójścia byłaby dla mnie traumą, jakbym zorganizowała ją sobie w typowej acz zupełnie mi obcej i nic nie znaczącej dla mnie formie........
Ja chciałam tylko, żeby było uroczyście, żeby byli ze mną najbliżsi, żeby nie musiała opowiadać o tym wydarzeniu ze wstydem i niesmakiem..... :)

Odpowiedz
haza 2009-08-28 o godz. 21:29
0

Witam,

ja tylko dopiszę, że u nas było kilka ciekawych zdarzeń, ale niestety bez naszego udziału . My czuliśmy się jak gospodarze i dopiero po 3:00 się zupełnie wyłączyliśmy. Teraz jak spotykam się ze znajomymi, to opowiadają mi rzeczy, o ktorych nie miałam pojęcia i cieszę się, że dobrze się bawili, ale jak też chciałabym być gościem przez trochę.

Odpowiedz
Gość 2009-08-28 o godz. 19:04
0

Kerala napisał(a):
- wciskaniem się w falbaniastą kreację i byciem na ciągłym wydechu oraz nuceniem sobie "idzie panna młoda szeroka jak kłoda"

kreacje mialam waska, lekka i byla najladniejsza rzecza, jaka w zyciu nosilam, a poniewaz jestem niewiarygonie zgrabna lol nie musialam meczyc sie na wdechu

- szczękościskiem, aby wyglądać na szczęśliwą i fotogeniczną

bylam szczesliwa i szczescie przycmiewalo braki w mojej fotogenicznosci

- niewygodnymi pantoflami, które z rozkoszą zamieniłabym na mokasyny

pantofle mialam bardzo wygodne i nie zamienilabym ich na nic innego

- podrygiwaniem w rytm melodii, które na co dzień określam jako
kiczowate.

cala rzecz w tym, aby wybrac sobie odpowiedni zespol i repertuar - kiczowi na wstepie powiedzialam NIE

- ochronie swoich płuc, bo nawet nie miałam czasu zapalić, a palę nałogowo

na szczescie udalo mi sie rzucic

- stwarzaniem wrażenia, że oto sama niebiańska słodycz i dobro wcieliły się w moją osobę, a wszak wiadomo, żem suka

szczescie, ktore ogarnialo mnie tego dnia sprawilo, ze niebianska slodycz i dobro wcielily sie w moja osobe, co pozwolilo mi wyjatkowo w tym dniu nie byc suka

- krążeniem niczym pancernik Potiomkin wśród gości i dopytywaniem się, czy aby kurczaczek smakuje?

olalam ten zwyczaj i bawilam sie swietnie

- beznadziejnymi pończochami (co za dureń je wymyślił?!), które nie dawały się zapiąć i uwierały mnie w uda

mialam kabaretki i czulam sie w nich sexy

- niemożnością siarczystego klęcia, a było po temu wiele okazji, oj było

lubie sobie zaklac

- reagowaniem nerwowym chichotem na dowcipy wodzireja

takowego nie wynajelam

- i ogólnym udawaniem, że bawię się przednio

jak zapewne mozna sie domyslic: BAWILAM SIE PRZEDNIO

Kerala
co nie zmienia faktu, ze nie koniecznie chcialabym wciskac non stop replay z dnia slubu - bylo super - minelo
i wspolczuje nieudanego wesela
to smutne, ze ludzie musza robic rozne rzeczy wbrew sobie

Odpowiedz
Gość 2009-08-28 o godz. 18:35
0

Kerala, z wypróbowaniem wesela to nie jest tak, jak ze spróbowaniem nowej potrawy. 8)
Na przeróżnych weselach pewnie bywałaś i widziałaś jak to wygląda.
Ale pewnie miaś nadzieję, że U CIEBIE BĘDZIE INACZEJ. lol Co mnie dziwi, bo rozsądna babka z Ciebie.
Masz, co chciałaś. ;)

Nie dziw się więc, że ludzie, którzy lubią takie i imprezki, tego dnia bawili się świetnie i chcieliby to powtórzyć. 8)

Swój dzień ślubu wspominam wspaniale. Byłam otoczona wyłącznie ludźmi, których zaliczam do grona najbliższej i ukochanej rodziny (nie zaprosiłam np. siostry mamy, z którą mamy luźny kontakt). I to raczej oni szczerze troszczyli się, czy ja się dobrze bawię i czy kaczka mi smakuje ;)

Ale ja to wywalczyłam wcześniej, nie poszłam na łatwiznę, nie stwierdziłam - dobra, jakoś to będzie, idę na całość - bo wiedziałam, że nie będę z tego zadowolona.

Własnoręcznie przygotowałam sobie miły dzień i potem z niego korzystałam. :D 8)

Trafiło się jeszcze kilka nieoczekiwanych bonusów np. tuż po ślubie w drodze na rodzinny obiad spontanicznie zajechliśmy ze świadkami do PUB-u (tam poznałam J.), gdzie wypiliśmy po jednym piwku (co na pusty żołądek wywołało fajny efekt). :D

Odpowiedz
Gość 2009-08-28 o godz. 11:15
0

Kerala napisał(a):Zaś typem chłopczycy nie jestem- świadczy przeciw temu obwód moich bioder, nad czym zresztą ubolewam ;)
nie marudz - prawdziwie kobieca jest wszak wg. wszelkich kanonów figura gruszki lol

fagih, której nie przeszkadza ani watek przewrotny ani zdanie autorki. Ba! wrecz przeciwnie :) autoironia jak najbardziej w cenie - co nie przeszkadza podyskutowac dla zasady i przyjemnosci :)

Odpowiedz
Kerala 2009-08-28 o godz. 11:03
0

Cóż, mój syn wyznaje głęboko przemyślaną zasadę życiową: "nie zjem tego, bo to niedobre"- "a jadłeś to już kiedyś?"- "nie, nie jadłem właśnie dlatego, bo to niedobre". Jego logika mnie nieodmiennie poraża.
Mimo to wyznaję inną zasadę, która mówi, że nalezy czegoś spróbować, nim wygłosi się o tym ostateczny sąd. No więc spróbowałam, jak to jest mieć prawdziwe wesele i teraz mogę sobie pozwolić na luksus sformułowania opinii ;)
Zresztą mogłabym znaleźć setki powodów, dla których warto takie wesela urządzać. Ale dlaczego nie miałabym sprawić sobie przyjemności i założyć malkotenckiego wątku? Ja tam bardzo lubię malkontenctwo, a przekorę lubię jeszcze bardziej. A cynizm w ogóle doprowadza mnie do łez radości ;) Pomyslałam więc sobie, że w tym sekretnym gaiku małżeńskiego szczęścia i cudownych panien młodych, mogę umieścić i swoje zatrute jabłko. W Kerali wystepuje ponad 17 gatunków jadowitych węży, więc konwencji w niczym to nie zaszkodzi, a nawet będzie z nią współbrzmieć.
Zaś typem chłopczycy nie jestem- świadczy przeciw temu obwód moich bioder, nad czym zresztą ubolewam ;)

Cóż, nigdy nie ukrywałam, żem dziwna. Tak więc i usmiechać się potrafię pod przymusem i -jak to było?- wmawiać sobie, że nie lubię każdej wujenki ;) Bo tak naprawdę cała ta otoczka jest zabawna, o ile tylko pozwoli się sobie na dystans. Podobno "nie ten ptak, co gniazdo kala, lecz ten, co o kalaniu mówić nie pozwala". Wychodzę dokładnie z tego samego założenia- o ślubie i weselu mozna mówić różnie i w różnych konwencjach, więc czemu nie w takiej? Tak naprawdę wujenka i szczękościsk są problemami jedynie wówczas, kiedy podchodzimy do sprawy śmiertelnie poważnie i nie szargamy narodowych świętości. Ja tam sobie lubię świętości poszargać, o ile mam pewnośc, ze Młodzież Wszechpolska nie wyskoczy zza węgła i nie postraszy mnie pozwem.
A wysypiam się przednio, dziękuję :)

Kerala

Odpowiedz
Gość 2009-08-28 o godz. 10:21
0

Kerala napisał(a):
Bo, uczciwie stawiając sprawę, mój ślub kojarzy mi się z:

- wciskaniem się w falbaniastą kreację i byciem na ciągłym wydechu oraz nuceniem sobie "idzie panna młoda szeroka jak kłoda"
- szczękościskiem, aby wyglądać na szczęśliwą i fotogeniczną
- niewygodnymi pantoflami, które z rozkoszą zamieniłabym na mokasyny
- podrygiwaniem w rytm melodii, które na co dzień określam jako
kiczowate.
- ochronie swoich płuc, bo nawet nie miałam czasu zapalić, a palę nałogowo
- stwarzaniem wrażenia, że oto sama niebiańska słodycz i dobro wcieliły się w moją osobę, a wszak wiadomo, żem suka
- krążeniem niczym pancernik Potiomkin wśród gości i dopytywaniem się, czy aby kurczaczek smakuje?
- beznadziejnymi pończochami (co za dureń je wymyślił?!), które nie dawały się zapiąć i uwierały mnie w uda
- niemożnością siarczystego klęcia, a było po temu wiele okazji, oj było
- reagowaniem nerwowym chichotem na dowcipy wodzireja
- i ogólnym udawaniem, że bawię się przednio
[...]
No niestety, nie zachwyca mnie ni dudu ta cała dęta otoczka weselna. Ani u innych mnie nie zachwyca, ani u siebie.
Ale pewnie jestem wyjątkiem.
Jaki fajny watek :) Wylamie sie troszke i naraze zapewne bo mam zamiar skrytykowac autorke ale nic tam- i tak mnie lubisz mam nadzieje ;)

Rozczaruje Cie- wyjatek z Ciebie zaden, miescisz sie w typie ;) Nie pierwsza i nie ostatnias, która nie lubi calej tej pompy i zadecia. Jednak IMHO mam nieodparte wrazenie, ze wiekszosc niedogodnosci, na które sie uskarzasz powyzej, niewiele maja wspolnego z cala ta gala a znacznie wiecej z niedorobkami organizacyjnymi, które zafundowalas sobie troche na wlasne zyczenie.
Wiesz:
-kiecke mozna miec taka, zeby nie byc i nie czuc sie w niej 'ustrojona' -buty wygodne na calonocnej imprezie to podstawa, niezaleznie od tego czy to Twoje wesele czy bal u pani ambasadorowej
- jak sie nie lubi ponczoch to zaklada sie to co wygodne i sprawdzone
- z bliskimi osobami - a w zalozeniu takie sie zaprasza na wesele - jest wiecej ciekawych tematów do poruszania niz smak kuraka
- jesli wodzirej ma kiepskie dowcipy to znaczy, ze zle sie wybralo- w koncu to on mial byc dla Ciebie a nie Ty dla niego
itd.
Ogolnie- problemy organizacyjne niejednemu zepsuly humor i niejedemu jeszcze zepsuja. Ale niewiele maja wspolnego z cala pompa i zadeciem weselnym, tyle ze dokladaja kolejny kamyczek do czegos za czym sie nie przepada. Ot i tyle.
A tak swoja droga- na co Ci ta szopka byla skoro nie lubisz tego typu imprez? Ja równiez nie przepadam za weselami z cala ich konwencja ale wiedzialam na co sie decyduje i z pelna premedytacja stwierdzilam, ze pal to szesc- ja sie bawie, niewazne jaka muzyka, jedzenie, etc - zabawa to zabawa, spotkanie z bliskimi to spotkanie. A to jak wygladam, czy sie szczerze czy ponuracze, czy sprawiam wrazenie takie czy siakie - w nosie to mialam. Po co sobie psuc humor na wlasne zyczenie. Pewnie, ze jakbym chciala to znalazlabym niejedno niedociagniecie czy niedogodnosc ale... po co?

Odpowiedz
Gość 2009-08-28 o godz. 10:05
0

Ja z uwagi na awersję do wesel organizuję obiad weselny. Przeraża mnie ilość przygotowań. Jeśli niemal rok człowiek zajmuje się dograniem każdego szczegółu to faktycznie bardzo łatwo o rozczarowanie. To, że coś pójdzie nie tak jest po prostu pewne. Jeśli odcień serwetek będzie współgrał z kolorem bukietu panny młodej to jakać ciotka lub wujek wyskoczy jak filip z konopii z jakimiś idiotycznym tekstem, który co wrażliwsze panny doprowadzi do białej gorączki ;)
To oczywiście przerysowany żart ale mniej więcej tak odbieram ślubno-weselną gorączkę. Lubię czytać relacje na Forumii i podziwiać zdjęcia oraz efekty długotrwałych przygotowań. Doceniam to tym bardziej, bo sama nie mam tyle cierpliwości.
Wolę obiad bo trwa krócej. Gości tak porozsadzam żeby ci zaproszeni z konieczności siedzieli poza zasięgiem mego wzroku i mam szczerą nadzieję, że jeśli dożyję tego dnia to złość mnie nie zaleje.

Odpowiedz
ediee 2009-08-28 o godz. 08:23
0

apropos tematu...bo wojownicza też trochę dziś...jestem ;)
na jakiś ydzień przed mieliśmy juz z mężem dość lol 8) ...gadania, latania, pierdu...pierdu...cuda na kiju naszych mam..tat...a zamieszanie organizacyjne szoooook :o ...zapragnęłam cichego ślubu gdzies na końcu świata...
jednak...sama uroczystość, a później wesele były największą zapłatą za te chwile zwątpienia ;) lol ...i uwieńczeniem ostatnich nerwów i chaosu...

Odpowiedz
Gość 2009-08-28 o godz. 08:22
0

oprocz paru momentów, ktore wolałabym zapomniec, np fochy mojej kuzynki, ktora zostala prawie siłą zaciągnięta na wesele, a przeciez miala zrobic mi na zlosc i nie pojawic sie na imprezie bo urazilam jej dume i narzeczonego, ktorego nie zaprosilam z imienia i nazwiska. Juz o tym pisalam, ale co tam ulżę sobie raz jeszcze - w odpowiedzi na moje podziekowania, ze jednak przyszla i pytanie czy jednak musi ostentacyjnie siedziec z gorbowa miną przy stole (i ryczec w kiblu - ludzie ale jej krzywde zrobili) odparła "a z czego tu sie cieszyc?" ale po chwili dodala pocieszajaco " no ty mozesz sie cieszyc bo to twoj slub" rozwalila mnie i to byl ostatni raz jaki do niej tego wieczora podeszlam.
Pomijając wszelkie nerwy, afery i milion problemow przed, stresy w trakcie, zeby wszystko bylo ok, chcialabym moc to powtorzyc :) ale juz w innej atmosferze - na luzie :)
A co do fajek - moj brat mało ne dostał spazmow, kiedy po obiedzie wszyscy wybyli na patio na fajka, no i panna mloda wsrod nich. Odwrocilam sie z papierosem na mojego tatę (przy ktorym mialam zakaz palenia) i zrobilam sie zielona. Ale sie obsmial...nie dosc , ze zarabiasz na siebie, mieszkasz sama, wlasnie wyszlas za maz to boisz sie ze tata cie przylapie z papierosem :) ?

A ponczoch i ja nie cierpie, a wcale nie uwazam sie za typ chlopczycy :) z ulgą zauwazylam ze polecialo w nich piekne oczko i choc mialam na zmiane, zalozyłam z radością japonki :) co wzbudziło oczywiscie radosc gosci :)

Odpowiedz
Gość 2009-08-28 o godz. 08:15
0

u mnie slub byl po prostu fajna impreza nawet dwoma bo mialam dwa sluby.. i nie weniosl nic nowego do naszego zycia..

Odpowiedz
ediee 2009-08-28 o godz. 08:14
0

kurczak napisał(a): Nie czułam nawet potrzeby umieszczania swoich zdjęć w płatkach róż by usłyszec "ze są sliczne" ;)...

kurczak jakiś ty wojowniczy ;)
domyślam się, że pijesz może także i do mnie właśnie...i każdy ma swoje zdanie

ale ja wbrew(może pozorom) nie umieszczałam zdjęć płatków w takimże celu ale po to by pokazać Liance i Adze73, ze sprawiły mi wielką radochę...i dzięki nim buzia roześmiała mi się szeroko i mam teraz wielką, pamiątkę z Tego dnia...
i inne fotki pokazałam dla jego uczczenia
i tylko tyle ;) bo dalej jestem szczęśliwa
pomimo tego ,że już na kilka dni przed dałam sobie spokój ze wszystkimi serwetkami i innymi, związanymi z uroczystością sprawami...
i wielu rzeczach zapomnieliśmy i wiele rzeczy wszło spontanicznie ;)

Odpowiedz
aga w-wa 2009-08-28 o godz. 07:57
0

a ja bym jeszcze raz zrobiła swoje wesele, bo ani przez chwile nie udawałam niczego - usmiechałam się, bo było mi wesoło, a gości nie zabawaiłam, bo od tego był wodzirej; Buty jak mnie zaczęły uwierać o 3 nad ranem, zdjęłam i tańczyłam na bosaka; "Melodie" mieliśmy takie, jakie sobie zazyczylismy, a nie pod stare ciotki ani hity disco - polo - bo to MY mieliśmy sie bawic chyba, nie?!!! Mam wrażenie Kerala, że jestes typem "chłopczycy" ? Bo jak mozna pończoch nie lubić....

Odpowiedz
Gość 2009-08-28 o godz. 06:51
0

Okropnie nie było lol ale było parę osób któr wytrąciły nas z uroczystego nastroju swoim zachowaniem w tym dniu.Na szczęście dla nich:
1.bralismy pod uwagę możliwości tych osób
2.był to zestaw obiad plus ślub plus wyjazd w podróż poślubną w jednym dniu i nie mogły się owe osoby szerzej wykazac na weselu
3.gdyby wesele było obawiam się,że usłyszałyby od Pani Młodej czyli mnie lub Pana Młodego czyli mężusia co myslimy na temat ich durnych poczynań
Więcej nic nie piszę,bo znajomi Forumę podczytują
Podsumowając było ok.,były te osoby które były nam bliskie i te które byc musiały-i to był jedyny zgrzyt.

Odpowiedz
Gość 2009-08-28 o godz. 06:17
0

U nas było fajnie, bo od razu wiedzieliśmy (mniej więcej ;) ) w co się pakujemy robiąc wesele.
Ale pierwszymi naszymi małżeńskimi słowami, gdy zrąbani dotarliśmy o 6 nad ranem do małżeńskiego apartametu były: NIGDY WIĘCEJ :!:

Odpowiedz
Gość 2009-08-28 o godz. 06:09
0

U mnie bylo okropne to, że zaprosiłam na ślub mojego eksnarzeczonego. Poza tym unosily sie opary kadzidla z wonnoscia marki "ach, jak cudownie :lizak:".

Ale ja, cale szczescie, byłam na tyle "młoda", żeby się "zbuntować" przeciwko "formalnej otoczce ślubu" 8) I nawet przez chwilę przygotowań ani w dniu ślubu nie musiałam sobie wmawiać, że olewam każdą stryjenke 8)

Odpowiedz
Liberales 2009-08-28 o godz. 05:33
0

to dla kogo były te uśmiechy???bo ja uśmiechałam się do męża i do moich najbliższych przyjaciół......skoro tak ci źle było na tym weselu to po co je organizowaliście?? jest to dla mnie conajmniej dziwne

Odpowiedz
Gość 2009-08-28 o godz. 04:57
0

No to Karela teraz to ci dopiero wspolczuje ! Nie moc zapalic w ludzkich warunkach to skandal :)
Ja tez nie lubie palic w ukryciach ale u nas pogoda byla niezla, ogrudek tez wporzo wiec klub palacza byl i to solidny. To, ze nie moglam palic na sali mi srednio przeszkadzalo z dwoch powodow
-nie przepadam za dymieniem sobie w talerz
-od kiedy jakas laska w klubie zrobila mi przychara na rece takiego, ze do dzis mam slad miejsca w ktorych sie pali i tanczy napawaj mnie lekka groza :ghost:

Odpowiedz
Gość 2009-08-28 o godz. 04:44
0

Mam tylko jednen komentarz - nie trzeba było robić wesela 8)

Ja nie robiłam (nie znoszę takich imprez i dzięki temu nie musiałam udawać, że mnie obchodzi, czy wujkowi Zdzisiowi smakuje kurczaczek lol). Dlatego dzień ślubu wspominam bardzo miło.

Jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz ;)

Odpowiedz
Gość 2009-08-28 o godz. 04:09
0

Karina!! ciesz się że Kerala w ogóle założyła jakikolwiek wątek na "pamiętniku" ;)
nagabywana przeze mnie niestety stanowczo odmówiła relacji

a szkoda

Odpowiedz
Gość 2009-08-28 o godz. 03:55
0

Oj rozczarowałam się
Kerala, myślałam że zamieściłaś opis swojego ślubu, no i że zobaczę Cię w końcu w tej pięknej sukni, a tu nici.....

Odpowiedz
Kerala 2009-08-28 o godz. 03:45
0

Niczka, ja pończochy zdjęłam także przy stole, zaś halkę w samochodzie. Dzięki temu sprawiłam sporo radości przypadkowym kierowcom.
No i oczywiście, że paliłam podczas wesela. Tyle, że mniej, niż zazwyczaj palę, bowiem jestem palaczem zmanierowanym: muszę sobie wygodnie siedzieć, mieć coś do picia i posiadać towarzystwo do konwersacji. Inaczej palenie mnie nie bawi.
Swoją drogą to jest dopiero absurd: płacę jak za zboże za salę weselną, a nawet papierosa nie mogę sobie kulturalnie zapalić przy stole. Musiałam wychodzić co chwila na patio i stać w deszczu. Obsługa mi powiedziała, że właściwie "w drodze wyjątku" moga mi przynieść popielniczkę, ale wtedy goście też zażądają popielniczek i zaczną palić. Nie wiem, co to była za droga wyjątku, ale w tej knajpie nie było zakazu palenia i personel spokojnie puszczał dymek w korytarzu między zapleczem, a salą. No ale mniejsza z tym.
Powiem Wam jedno: odbiję to sobie podczas złotych godów ;)

Magdage: nie podrzuciłabyś linka? Chętnie sobie poczytam.

Kerala

Odpowiedz
Gość 2009-08-28 o godz. 02:57
0

Kerala, to co tu opisalas bylo mniej wiecej streszczeniem moich odczuc przed slubem.
Slubu bardzo chcialam ale ta cala teatralizacja mnie dobijala. Nie podobaly mi sie suknie (bo nigdy nie chcialam wygladac jak ksiezniczka)., przerazalo mnie disco polo, usmiechy i krazenie jak Potiomkin lol
Dlatego tez zrobilam to wszystko troszke po swojemu.
Nie stawialm na to, zeby wszystko bylo "slubo piekne" ale zeby bylo piekne po mojemu. Na stolach nie mialam imponujacych, pietrzacych sie dekoracji z roz a kielichy z plywajacymi swieczkami, nie bylo serca z balonow a serce z lisci is wiecacych waszek. Zamiast disco polo byly przeboje ktore my i nasi znajomi lubimy i bylo nbardzo fajnie.
Moze nie bylam wysniona panna mloda (ponczoch zdjelam cichaczem siedzac przy stole) ani nawet najsubtelniejsza bo non-stp znikalam na fajka ale bylo fajnie.
Nie zaluje choc byly spore szanse, ze taz bedzie. ja sie czulam dobrze i goscie tez.

Odpowiedz
magdage 2009-08-28 o godz. 02:37
0

eeeee Kerala widac ze nie czytałas mojego opisu;) ja to miałam dopiero dosc i jeszcze mi i mojej kumpelce potem grożono :o
hihihihi

Odpowiedz
Gość 2009-08-28 o godz. 02:35
0

Ja chyba nalezałam do tych wyjątków, które nastepnego dnia po weselu nie weszły na forum i nie piały ochów i achów jakam to ja szczesliwa mezatka. Nie czułam nawet potrzeby umieszczania swoich zdjęć w płatkach róż by usłyszec "ze są sliczne" ;)...
Ale ja wtedy byłam bardzo alter lub też any- stadnemu działaniu zgodnie z wyznaczonymi trednami i chyba wciąz jestem lol
Generalnie kariery w polityce nie zrobię lol
Nie robi na mnie wrazenia dewiza " kto nie jest z nami ten jest przeciwko nam"

A jesli chodzi o samą uroczystość slubno-weselną, to chyba nie mam jakiś traumatycznych doswiadczeń, które kazałyby mi to usunąc z pamięci.
Choć w tej chwili mysle, ze troszeczkę przesadziłam z tym całym cyrkiem.
Jak sobie pomyśle, ze miałam problemy z podjeciem decyzji o kolorze serwetek - to wciąz sie zastanawiam czy naprawde nie miałam wtedy wiekszych problemów na głowie?

Odpowiedz
Odpowiedz na pytanie