• Gość odsłony: 5061

    Czy są tutaj samotne mamy?

    Czy są takie na Forumi?! Przeważnie z tego co się czyta, to "oczekującymi" są prawie same szczęśliwe dziewczyny, mające cudownych, wspierających je na każdym kroku mężów...A czy są tu takie, które wsparcia męża nie mają?! Chodzi mi zarówno o te które mężów nie mają, jak i o te, które mają...ale i tak czują się samotne.

    Odpowiedzi (34)
    Ostatnia odpowiedź: 2009-06-30, 00:58:24
Odpowiedz na pytanie
Zamknij Dodaj odpowiedź
m. 2009-06-30 o godz. 00:58
0

Dziewczyny, bardzo miło słyszeć takie wieści :D Oby tak dalej, powodzenia

Odpowiedz
Gość 2009-06-29 o godz. 14:25
0

eternity, amst - znikajcie z tego watku i obysice nigdy tu nie wracaly!!! (chyba, ze jako obserwatorki ;))

Odpowiedz
Gość 2009-06-28 o godz. 17:16
0

Mieszkamy nareszcie razem znowu i jest lepiej - jakos mamy wspólną perspektywe do wielu spraw i to polepszyło...

Odpowiedz
Och 2009-06-28 o godz. 16:32
0

Eternity, super wiadomość! Trzymam kciuki byś do tego wątku nigdy nie wróciła!

Odpowiedz
eternity 2009-06-28 o godz. 16:17
0

My na razie znikamy z tego watku, oby na stale... ;)

Odpowiedz
Reklama
Gość 2009-04-20 o godz. 14:15
0

amst napisał(a):U nas okresowo lepiej - poczekamy, zobaczymy...remont ma sie ku końcowi. Trzymajcie za nas kciuki.
amst-trzymam kciuki tak bardzo jak tylko mogę... sama wiem, jak trudno jest walczyć o dobro rodziny, o to co dobre dla każdego po kolei, zwłaszcza dla tej małej istotki...

uda się wierzę w Was nam też się, mam nadzieję, uda...

Odpowiedz
Gość 2009-04-19 o godz. 09:12
0

U nas okresowo lepiej - poczekamy, zobaczymy...remont ma sie ku końcowi. Trzymajcie za nas kciuki.

Odpowiedz
Gość 2009-04-18 o godz. 07:24
0

amst, gruba żabciu, jak tam u Was??
lepiej troszkę? mam nadzieję, że tak...

Odpowiedz
Gość 2009-04-11 o godz. 15:49
0

Asiowa - wiem,że dziwnie...z tym remontem, planowalismy go na 3 tygodnie - do miesiąca ale jak zobaczyliśmy co poprzedni własniciel zostawił nam pod gumolitami...

Myslę, że dobija nas ten remont i priorytety, które się pozmieniały i mnóstwo inych rzeczy i osób...

Jakoś dam sobie radę - sama czy nie...ostatnio odkryłam,że mnóstwo rzeczy można robić jedną reką z małą na drugiej...nawet buty zawiązać się da :o

Żabo próbujcie...poddać się można zawsze - czeog i sobie zycze... :)

Odpowiedz
Asiowa 2009-04-11 o godz. 12:47
0

Martusiu ciesze sie ze zaczeło się Wam układać - i oczywiscie trzymam kciuki

Amst a nie mozecie jednak mieszkać razem:?: - dlaczego tak dziwnie zaplanowaliście ten remont - trzymaj sie kobitko jeszcze przyjdą jaśniejsze dni:D

Żabo za Was też trzymam kciuki mocno zacisnięte

Odpowiedz
Reklama
Gość 2009-04-10 o godz. 02:19
0

żabciu - pisz co się dzieje

amst - podejrzewam, że to przejściowe. rozmawiałaś z mężem? dizecko to mimo wszystko nowa sytuacja dla Was dwojga. Porozmawiaj z mężem o jego uczuciach. siedzę na różnych forach i widzę, że wiele par po urodzneiu dizecka rpzchodzi kryzysy. facet myśli inaczej, koboieta oczekuje, że domyśli się czego ona cozekuje i potrzebuje. jest skupiona na soboie i swoim żalu i na dziecku, a mąż mimo iż nam się wydaje inaczej schodzi na drugi plan.

Odpowiedz
Gość 2009-04-09 o godz. 16:47
0

Okresowo nie dogaduję się z moim mężem.... :( :( :(
aaaa i od porodu mieszkam u rodziców - a mąz przyjeżdza czasami, bo remontuje.
Naprawdę odczuwam znaczenie powiedzonka "z kim przestajesz takim się stajesz", bo wczesniej lepiej jakos nam się dogadywało a teraz no - koszmar.
Naprawdę mam poczucie bycia samotna matką - ale dochodzi do tego uczucie, że to minie i to jest najgorsze, bo ja przechodze przez ten najgorszy okres w zyciu małej sama. A potem już taką "odchowaną" dostanie tatuś do zabaw i boję się że to jego ona bedzie bardziej kochac, bo ma takie bezstresowe podejście, bo nie przezywa kolek, niewyspania, nerwów itp.
Tak więc gdybym wiedziała, że mam sobie radzic sama to byłoby to lepsze niż złudzenie nie bycia samą....
(Tfu idę z nerwem na pomyje....)

Odpowiedz
Gość 2009-04-08 o godz. 11:38
0

Żabko, zyczę Ci, zeby decyzja jaką podejmiecie była jak najlepsza i dla Was i dla Maleńkiej...

Ja po sobie w tej chwili wiem tyle, ze nawet największy kryzys może minąć w jednej chwili...Kiedy zakładałam ten wątek naprawdę myślałam, ze się rozstaniemy, nawet tego chciałam i myślałam, że to jest jedyne wyjscie.
Teraz wiem, ze przeżywaliśmy kryzys małzeński. Trwał prawie 9 m-cy, prawie całą moja ciąże i minął.
Minął w momencie narodzin dziecka. Nie przypuszczałam wcześniej, ze tak może się stać, ale na szczęście dla mnie i dla mojej rodziny tak się stało. Mój mąż sprawił, ze każdy dzień po porodzie był dla mnie coraz lepszy i tak jak całą ciąże miałam jakąś depresję, czułam się fatalnie psychicznie i bałam się, ze dopadnie mnie depresja poporodowa, tak mogę napisać, ze kazdy dzień był coraz lepszy, codziennie czułam się coraz lepiej (oczywiście psychicznie). Taki stan trwa nadal. I oby nigdy się nie zmieniło.
Piszę to, bo chciałabym, zebyście wiedziały dlaczego przestałam pisac w tym wątku. Przynajniej jako "samotna mama". No i proszę, zebyście trzymały za nas kciuki;)

Odpowiedz
gruba żaba 2009-04-08 o godz. 03:07
0

Alla napisał(a):Żabciu
co jest?
Póki co zawieszenie w próżni. Zastanawiamy się, co jest lepsze dla Małej. Ile można próbować coś sklejać... rok? Dwa? Choć chciałabym, żeby się jednak udało... mimo wszystko... :(

Odpowiedz
Alla 2009-04-07 o godz. 12:52
0

Żabciu
co jest?

Odpowiedz
gruba żaba 2009-04-07 o godz. 08:48
0

Kerala napisał(a): Kiedy się widzi ścianę i wiadomo, że dalej ten wózek nie pojedzie w dotychczasowym składzie, wtedy nie myśli się pojęciami odwagi i innych fafa rafa, a zyje się dalej, krok po kroku. I jakoś kasa się znajduje, i kąt się znajdzie i obiad tez się znajdzie.
Ludzie przetrwają wszystko, muszą mieć tylko motywację i determinację, ot co.
Bardzo, BARDZO chciałabym w to wierzyć... :(

Odpowiedz
pipix 2009-02-19 o godz. 03:11
0

Wprawdzie samotną matką nie jestem i mam nadzieje ze to sie nie zmieni
chciałabym jednak aby takich historii jak wasze było jak najmniej.

Martusiu, smutna jest historia o której piszesz ale spojrz na to z innej strony.
Pozostało juz niewiele czasu. A potem bedzie tylko radosć i szczęście i na pewno dasz sobie rade. Ten Maluszek,
który teraz kopie cie w brzuszku i rozpycha na wszystie strony może liczyć tylko na ciebie.
Tylko ty jests dla niego najwazniejsza i o tym nie zapominaj...

Choć zapewne jest to dla ciebie trudne to pomyśl raz jeszcze nad odwiedzeniem rodziców, warto mieć w czasie porodu najbliższych.
A teraz oni są dla ciebie takimi osobami.
Wiem, że pomyslisz coż moge na temat samotnosci powiedziec, ale chyba każdy z nas kiedyś doświadczył samotności.
Głowa do góry, ja wierzę że będzie dobrze a kolejne dni przyniosą ci więcej słońca i radości.
Trzymam kciuki za ciebie i za Maciusia :usciski:

Odpowiedz
Gość 2009-02-14 o godz. 05:32
0

Martusia, moja przyjaciolka jest krotko przed rozwiazaniem, od poczatku ciazy jest sama, w obcym kraju, facet jej pomaga finansowo, bo ona nie moze tutaj pracowac, ale zostawil ja wlasciwie sama z dzieckiem, z tymi wszystkimi troskami.
wiem co czujesz, wiem ze sie boisz, ze nie umiesz teraz myslec pozytywnie.

jedyna rzecza, ktora powinna cie pocieszac, to fakt ze niedlugo poznasz swojego malego szkraba.

trzymam za Ciebie kciuki :goodman:

Odpowiedz
Nezi 2009-02-14 o godz. 00:59
0

Martusia, ja samotną mamą nie jestem, ale jestem kobietą po rozwodzie. Nie uważam, że rozpad małżeństwa jest Twoją porażką. To głupie stwierdzenie, i nie powinnaś tak myślęć bo to tylko pogarsza Twoje samopoczucie.
Czasami tak w życiu bywa, że dośwadcza nas ono różnymi zdarzeniami. I wiele nas uczy. Być może Tobie los wyznaczył rozwód jako życiową lekcję. Walka o małżeństwo też była lekcją.
Jest taka mała książeczka "Życie jest grą", to ona pomogła mi się pozbierać po rozwodzie... a właściwie jeszcze wcześniej, kiedy wiedziałam że małżeństwa już z tego naszego zwiazku nie będzie. To ona pozwoliła mi podnieść głowę i spojrzeć przed siebie...
Postaram się sprawdzić dokładny tytuł i autora. Może powinnaś ją przeczytać...

Będzie dobrze Martusiu. Nawet jeśli rodzice nic nie wiedzą, pojedź do nich. Powiedz im, że teraz Twój mąż ma baaaardzo dużo pracy i nie może być przy Tobie, a Ty potrzebujesz mieć pewność że jak zacznie się poród ktoś przy Tobie będzie, a potem po porodzie ktoś Ci pomoże przy synku. Jeśli nie chcesz nie mów rodzicom całej prawdy, ale oni i tak się wiele domyślą. Będą Ci podporą, której teraz bardzo potrzebujesz.

Odpowiedz
Gość 2009-02-14 o godz. 00:54
0

Dzięki Dotka...
Co do pracy, to wcześniej myślałam, że pójdę na wychowawczy, ale teraz nie wiem, czy nie wrócę już po macierzyńskim, a pierwsze co bede musiała zrobić, to znalezienie drugiej pracy, bo z tej nie damy rady się utrzymać:(

Boję się, że jak pojadę do mamy to bede tu tesknić... :(

Odpowiedz
Gość 2009-02-14 o godz. 00:48
0

Nie przejmuj się jak tylko dzidziuś się urodzi to dostatniesz takiego "kopa" (w pozytywnym tego słowa znaczeniu), o jakim ci się nawet nie sniło :D .
Jesteś dorosła wykształconą, mądra masz pracę poradzisz sobie z mężem i bez niego. Dla pocieszenia dodam, że ja decydując się na rozstanie nie miłam i w sumie nie mam nadal wykształcenia i pracy i tylko wydatki bo właśnie chodziłam do szkoły. Ja sobie poradziłam więc ty tym tymbardziej sobie poradzisz.

Odpowiedz
Gość 2009-02-14 o godz. 00:39
0

Szkoda mi, że moja życiowa porażka (rozpad małżeństwa) pokrywa się z tak ważnym momentem w moim życiu. Chciałam, żebysmy byli razem. Chciałam mieć normalny dom i rodzinę, ale jak się okazuje, tym razem to chyba nie wyjdzie...Kiepsko się czuję psychicznie. Czuję się słaba. Nie znoszę sie tak czuć. Potrzebuję jakiegoś kopa, żeby stanąć na nogi. Powinnam czuć się silna chociażby dla dziecka, a ja się łamię...

Odpowiedz
Gość 2009-02-14 o godz. 00:29
0

Bez przesady Martusia nie będzie aż tak źle. Ja jestem podobnego zdania jak ty nic na siłę w związku dlatego jestem po rozwodzie. Dla spokoju moje i dziecka, żeby nie widziała, że mama umie tylko płakać.

Odpowiedz
Gość 2009-02-14 o godz. 00:26
0

To moje dziecko bedzie w takim razie b. nieszczesliwe...

Odpowiedz
Gość 2009-02-14 o godz. 00:23
0

Martusia :usciski: pamiętaj tylko że spokojna mama to szczęśliwa mama i szczęśliwe dziecko.
Teraz potrzebujesz spokoju i wyciszenia a nie nerwów i smutku.

Odpowiedz
Gość 2009-02-14 o godz. 00:16
0

Wszystko u mnie do d.... Parę dni do rozwiązania, a ja mam stresy takie jakich kobieta w ciąży nie powinna raczej doświadczać:( Spakować się i jechać do rodziców?!Oni o niczym nie wiedzą. Nikt nie wie jak bardzo jestem "szczęśliwa" w moim małżeństwie. Na samą myśl o tłumaczeniach itp...odechciewa mi się wszystkiego.
Kurcze....czemu nie przewidziałam, że tak będzie wygladało moje małżeństwo?! Nie słuchałam nikogo...a odradzających było trochę...
Chciałam, żeby Maciuś miał normalną rodzinę, ale chyba się nie da. A ja jestem przeciwna ratowaniu małżeństwa tylko ze względu na dziecko.

Odpowiedz
Gość 2009-02-13 o godz. 13:48
0

Kerala napisał(a):jestem albo i nie jestem samotną matką. Zalezy jak na to patrzeć. Jestem rozwiedziona z ojcem mojego syna, a jednoczesnie ponownie wyszłam za mąż. Ale nie zgodzę się z tym, że do końca życia jesteśmy samotnymi matkami, bo dzieci pozostają wyłącznie nasze. Ja wychowuję swojego syna wspólnie z mężem i w tym sensie nie mogę nazwac swojego macierzyństwa "samotnym". Nie jestem sama: tworzymy trzyosobową rodzinę i jest to rodzina pełna. Mamy swoje rytuały, wyjazdy, wspólne posiłki i wieczorne wygłupy. Mój mąż jest wspaniałym ojczymem, który kocha mojego syna i nożem by się dał za niego pokroić.
Samotnośc przejściowa czy chroniczna nie jest żadnym piętnem, a z każdego dołka można wyjśc- i będę to po wsze czasy powtarzać ;)
Natomiast co do odwagi: odwaga to jest wtedy, kiedy wynosicie rannego kolegę z pola boju, gdzie świstają kule. O odwadze można mówić, kiedy się ma wybór: można kolegę zostawić, a można go wynieść i zaryzykowac zycie.
Ja postrzegam swój wybór w wielu kategoriach, ale odwaga nie jest jedną z nich, bo wyboru nie miałam. Musiałam się rozwieść, bo dalej nie dawało się tak zyć. I koniec pieśni o bohaterach;)
Poza tym rozważanie "samotna matka, a sprawa polska i mit narodowej odwagi" kiedy nie ma się widma rozwodu przed oczami, to jest gadanie ślepego o kolorach. Kiedy się widzi ścianę i wiadomo, że dalej ten wózek nie pojedzie w dotychczasowym składzie, wtedy nie myśli się pojęciami odwagi i innych fafa rafa, a zyje się dalej, krok po kroku. I jakoś kasa się znajduje, i kąt się znajdzie i obiad tez się znajdzie.
Ludzie przetrwają wszystko, muszą mieć tylko motywację i determinację, ot co.
pozdrawiam samotne i niesamotne
Kerala
swietnie napisane...

Odpowiedz
Kerala 2009-02-11 o godz. 04:01
0

jestem albo i nie jestem samotną matką. Zalezy jak na to patrzeć. Jestem rozwiedziona z ojcem mojego syna, a jednoczesnie ponownie wyszłam za mąż. Ale nie zgodzę się z tym, że do końca życia jesteśmy samotnymi matkami, bo dzieci pozostają wyłącznie nasze. Ja wychowuję swojego syna wspólnie z mężem i w tym sensie nie mogę nazwac swojego macierzyństwa "samotnym". Nie jestem sama: tworzymy trzyosobową rodzinę i jest to rodzina pełna. Mamy swoje rytuały, wyjazdy, wspólne posiłki i wieczorne wygłupy. Mój mąż jest wspaniałym ojczymem, który kocha mojego syna i nożem by się dał za niego pokroić.
Samotnośc przejściowa czy chroniczna nie jest żadnym piętnem, a z każdego dołka można wyjśc- i będę to po wsze czasy powtarzać ;)
Natomiast co do odwagi: odwaga to jest wtedy, kiedy wynosicie rannego kolegę z pola boju, gdzie świstają kule. O odwadze można mówić, kiedy się ma wybór: można kolegę zostawić, a można go wynieść i zaryzykowac zycie.
Ja postrzegam swój wybór w wielu kategoriach, ale odwaga nie jest jedną z nich, bo wyboru nie miałam. Musiałam się rozwieść, bo dalej nie dawało się tak zyć. I koniec pieśni o bohaterach;)
Poza tym rozważanie "samotna matka, a sprawa polska i mit narodowej odwagi" kiedy nie ma się widma rozwodu przed oczami, to jest gadanie ślepego o kolorach. Kiedy się widzi ścianę i wiadomo, że dalej ten wózek nie pojedzie w dotychczasowym składzie, wtedy nie myśli się pojęciami odwagi i innych fafa rafa, a zyje się dalej, krok po kroku. I jakoś kasa się znajduje, i kąt się znajdzie i obiad tez się znajdzie.
Ludzie przetrwają wszystko, muszą mieć tylko motywację i determinację, ot co.
pozdrawiam samotne i niesamotne
Kerala

Odpowiedz
Gość 2009-01-16 o godz. 23:53
0

Misia napisał(a):
Nie mgoę nie zapytać - to dlaczego za neigo wyszłaś?
Czy planujecie włąsne dzieci?
Jeżeli chodzi o pierwszego męża to oczywiście z miłości bardzo źle psychicznie zniosłąm to małżeństwo. Można by rzec że bokiem mi ono wyszło i wychodzi do tej pory...Juz teraz drżę na myśl o moju i Komunii Kai.

Za drugim razem w momencie gdy planowaliśmy ślub byliśmy pewni naszej decyzji (ja chciałm by Kaja miała pełną rodzinę - niestety ona nie do końca akceptuje Michała jako ojczyma) potem w miarę upływu czasu oboje zaczęliśmy sie wycofywać z tej decyzji ale nie dlatego że nie nie kochaliśmy tylko te przygotowanie strasznie nas przerosły. A po ślubie było już coraz gorzej pretensje za pretensjami no i moje stawnowcze nie na dalsze dzieci. To był dla neigo duży cios bo do tej pory caly czas mówiliśmy o dzieciach a mi nagle się odwidziało.. Kwestia w tym że mi się nie odwidziało tylko uważam że póki co brak nam na to warunków..
Teraz powoli wychodzimy na prostą z naszym związkiem, ale ja nadal nie chce dzieci. Michał to dobry człowiek ale ma tą przypadłość której ja nie akceptuje czyli alkohol z kolegami. Obiecał że to się zmieni ale ja nie widzę żeby sie starał Mogłabym o tym książkę napisać, ale nie chcę tu nikogo zanudzać...

Moja Kaja oczywiście nie była planowanym dzieckiem i jak wspomniałam pojawiła się w momencie nagorszym bo mieliśmy się rozstać na krótko przed tym jak się dowiedziałam o ciąży. Wtedy mój 1 mąż zachował się chonorowo i postanowił sie ze mną ożenić a ja głupia myślałam że dlatego że mnie kocha

Odpowiedz
Gość 2009-01-16 o godz. 13:53
0

Dota napisał(a):Och Martusia ty moje biedactwo :usciski:
Wiem coś o wychowywaniu dziecka samodzielnie mimo iż w małżeństwie. To w sumie nie jest takie trudne. Ja już kiedyś pisałam że zaszłam w ciąże w najgorszym momencie mojego życia i sytuacji naszego związku. W czasie ciąży oparcia nie miałam żadnego a przechodziłam ją super bez żadnych zachcianek czy humorów. a po porodzie (już) mąż poszedł na tydzień urlopu by mi pomóc.. No i na tym się skończyło jego pomaganie.. Więc w sumie mimo iż w związku byłam sama. Dziecko posiadające dziecko (moja mama pracowała więc pomóc mi mogła koło 17 -18 jak wróciła do domu). samotną matką przesałam być teoretycznie rok temu jak wyszłam ponownie za mąż (choć teraz jak na to patrze to chba lepiej mi było być samotną matką).
Reasumując byłam samotną matka i będę nią do końca życia, bo choć posiadam męża to trudno nazwać go ojcem.
Nie mgoę nie zapytać - to dlaczego za neigo wyszłaś?
Czy planujecie włąsne dzieci?

Odpowiedz
Gość 2009-01-16 o godz. 08:38
0

Och Martusia ty moje biedactwo :usciski:
Wiem coś o wychowywaniu dziecka samodzielnie mimo iż w małżeństwie. To w sumie nie jest takie trudne. Ja już kiedyś pisałam że zaszłam w ciąże w najgorszym momencie mojego życia i sytuacji naszego związku. W czasie ciąży oparcia nie miałam żadnego a przechodziłam ją super bez żadnych zachcianek czy humorów. a po porodzie (już) mąż poszedł na tydzień urlopu by mi pomóc.. No i na tym się skończyło jego pomaganie.. Więc w sumie mimo iż w związku byłam sama. Dziecko posiadające dziecko (moja mama pracowała więc pomóc mi mogła koło 17 -18 jak wróciła do domu). samotną matką przesałam być teoretycznie rok temu jak wyszłam ponownie za mąż (choć teraz jak na to patrze to chba lepiej mi było być samotną matką).
Reasumując byłam samotną matka i będę nią do końca życia, bo choć posiadam męża to trudno nazwać go ojcem.

Odpowiedz
Gość 2009-01-16 o godz. 03:48
0

Martusia napisał(a):Oliśka, sumie to nic konkretnego sie nie stało...
Ja bardzo źle psychicznie znoszę ciążę i chyba brak mi wsparcia takiego jak bym potrzebowała, stąd różne takie moje przemyslenia. Nie wiem tylko, czy ciąza jest dobrym "doradcą", czy nie powinnam przeczekać tego podłego nastroju i spojrzeć na naszą sytuację jakims "świezszym" okiem. Na razie mąz wyjechał, więc mam troche czasu, żeby sie nad pewnymi sprawami zastanowić.
Wygląda to tak, jakbyś akurat w ciąży wpadła na taki pomysł...
U mnie nie byłot ak jak potrzeba i rzepd ciażą i w trakcie, i po ciąży tym bardziej...

W przyszły wtorek będzeimy "obhcodzić" 2 rocznicę ślubu... Ale pewnie gdyby nie dziecko to może i pierwszej już byśmy nie obchodzili...

Odpowiedz
Gość 2009-01-16 o godz. 01:12
0

Oliśka, sumie to nic konkretnego sie nie stało...
Ja bardzo źle psychicznie znoszę ciążę i chyba brak mi wsparcia takiego jak bym potrzebowała, stąd różne takie moje przemyslenia. Nie wiem tylko, czy ciąza jest dobrym "doradcą", czy nie powinnam przeczekać tego podłego nastroju i spojrzeć na naszą sytuację jakims "świezszym" okiem. Na razie mąz wyjechał, więc mam troche czasu, żeby sie nad pewnymi sprawami zastanowić.

Odpowiedz
Gość 2009-01-14 o godz. 05:08
0

Przepraszam Cię, Martusiu, za wcinanie się w temat, ale co się stało, że chcesz odejść? Pamiętam, że kiedyś myślałaś o rozstaniu, ale sądziłam, że od tamtej pory wiele się zmieniło. Mam nadzieję, że jednak będzie dobrze...

Odpowiedz
Odpowiedz na pytanie