-
Gość odsłony: 7644
Etapy kobiecości?
Czesc odpowiedzi jest tu:
http://forum.styl.fm/s2/viewtopic.php?t=19011&start=0
EmilkaK napisał(a):
Pracując w firmie, która zajmuje się energią, staram się działać dla dobra świata i przyrody, aby jak najdłużej zachować jej piękno. Wykorzystując swój rozum, a nie urodę. Tak to też rozumiem.
a ja pracując w firmie telekomunikacyjnej umożliwiam ludziom kontakty z bliskimi i ułatwiam je dzięki swojemu intelektowi...jakie to słodkie ;)
praca, to dla mnie przynajmniej, praca - można ją lubić lub nie, ale jeśli nie, to pojawia się pytanie, czemu jej nie zmienić zamiast narzekać?
EmilkaK napisał(a):Czy to nie jest tak przypadkiem, że niektóre z Was hołdują stereotypom, że jak kobieta chce pełnić rolę matki, gospodyni i żony, nie czuje potrzeby realizowania się zawodowo, to jest ona zaniedbana, zacofana i nieszczęśliwa? I trzeba ją za wszelką cenę, nawet wbrew jej z tego wyzwolić?
ja nie hołduję - znam kilka kobiet, które "siedzą" w domu i nie są ani zaniedbane, ani głupie, ani tym bardziej nieszczęśliwe
decyzja o pozostaniu w domu była ich własną decyzją, niewymuszoną sytuacją życiową czy nagabywaniami partnera i rodziny - mogły sobie na to pozwolić i uznały, że nie po to zakładały rodzinę, żeby teraz dzieci widywać po 3h dziennie i w weekendy
Może gdybym miała wybór, też bym została w domu z małą - tylko co z tego, skoro tego wyboru nie mam? Mam uznać, że wpadam do szufladki "bycia zmuszaną do pracy, poświęcając rodzinę"? A jeśli się tak nie czuję? To nie jestem kobieca?
W zamian co rano się maluję, zakładam szpilki i szukam nie-oplutej bluzki ;) , idę do pracy, którą lubię, ba, ja nawet lubię ten masakryczny nawał roboty i ciągłe zmiany, a potem biegiem wracam do domu i przytulam kurdupla, któremu mordka się śmieje na mój widok i piszczy, dopóki nie wezmę jej na ręce.
I nie czuję potrzeby wyzwalania się z takiej, a nie innej formy życia.
I nie czuję potrzeby narzucania mi roli upiększacza świata dookoła, tylko dlatego, że jestem kobietą.
I twierdzenia, że przebojowośc, delikatność czy zaradność lub ich brak to wyznacznik kobiecości, a nie tylko cechy charakteru.
Zgodzę się ze wszystko co opisałaś składa sie na twoją OSOBOWOŚĆ, ale dlaczego nazywasz to od razu KOBIECOŚCIĄ Bo akurat twoja osobowość pasuje do sterotypów
Odpowiedz
Blutka napisał(a):EmilkaK napisał(a):Jeżeli jestem kobietą, która wpisuje się w większość stereotypów i jest mi z tym dobrze i jest to mój wybór, to znaczy, że jestem gorsza? Jeżeli lubię być "kurą domową" sprawia mi to frajdę, jeżeli nie chcę pracować zawodowo, wolę się poświęcić wychowaniu dzieci, to znaczy, że jest coś ze mną nie tak?
Ależ skąd, wszystko w porządku, ale jeśli przeczytasz tego swojego pierwszego nieszczęsnego posta na trzeźwo ;), to zobaczysz, że brzmi on nieco naiwnie. Uściślenie za to wyszło Ci bardzo ładnie. ;)
Zgodzę się z Blutką.
Każdy może wybrać taką drogę, jaką chce. I nikt inny nie ma prawa potępiać za ten wybór.
A Twój post faktycznie brzmiał naiwnie i lekko egzaltowanie, stąd wzbudził taki a nie inny odzew ;)
EmilkaK napisał(a):Jeżeli jestem kobietą, która wpisuje się w większość stereotypów i jest mi z tym dobrze i jest to mój wybór, to znaczy, że jestem gorsza? Jeżeli lubię być "kurą domową" sprawia mi to frajdę, jeżeli nie chcę pracować zawodowo, wolę się poświęcić wychowaniu dzieci, to znaczy, że jest coś ze mną nie tak?
Ależ skąd, wszystko w porządku, ale jeśli przeczytasz tego swojego pierwszego nieszczęsnego posta na trzeźwo ;), to zobaczysz, że brzmi on nieco naiwnie. Uściślenie za to wyszło Ci bardzo ładnie. ;)
Ania napisał(a):Kasia_S napisał(a):A jak chyba rozumiem Emilkę.
Chodzi pewnie o to, że kobiety to większe estetki niż faceci i np. brudne skarpetki przy łóżku im przeszkadzają. Albo kwiatki na balkonie też prędzej ja posadzę niz mąż.
Czyli pielęgnujemy stereotypy?
nie no nie stereotypy a kwiatki ;)
Oj, widzę, że narozrabiałam.
Wiele kobiet jest wrażliwych na piękno. Ze mną przynajmniej tak jest. Lubię spędzać godziny na upiększaniu mieszkania, siebie itd. W moim rozumieniu nie chodzi tylko o to, żebym ładni pachniała i wyglądała, także zawodowo mogę upiększać świat w jakimś sensie. Jestem z wykształcenia magistrem ochrony środowiska. Pracując w firmie, która zajmuje się energią, staram się działać dla dobra świata i przyrody, aby jak najdłużej zachować jej piękno. Wykorzystując swój rozum, a nie urodę. Tak to też rozumiem.
Jeżeli któraś z Was nie odbiera upiększania świata, jako roli kobiety, to ok, jej sprawa. I nie twierdzę, że przez to jest złą kobietą, albo nie jest kobietą, albo cokolwiek innego. Napisałam o MOIM, SUBIEKTYWNYM odbiorze kobiecości i nie rozumiem dlaczego ze mnie kpicie. Nie mam prawa do swojego zdania?
Opieka mężczyzny. Ja jestem taką osobą, która jej potrzebuje i znam kobiety podobne do mnie. Źle się czuję, jak muszę podejmować bardzo znaczące decyzje. Nie potrafię tego. Dlatego szukałam faceta, który będzie potrafił to robić mądrze i dobrze, biorąc moje zdanie pod uwagę. Poszczęściło mi się, znalazłam, jest mi z tym dobrze, czuję się komfortowo i cieszę się, że w tym mnie dopełnia. Ja go dopełniam w innych sprawach, w których on jest kiepski. Tak, jestem naiwna i bezbronna i to jest znowu MOJA kobiecość, którą akceptuję. Jeżeli Wy jesteście przebojowe, zdecydowane, to super, gratuluję Wam.
Jesteśmy różne jako kobiety, inaczej odbieramy swoją kobiecość i to też jest wspaniałe. Tak mi się przynajmniej wydaje.
A tak poza wszystkim. Jeżeli jestem kobietą, która wpisuje się w większość stereotypów i jest mi z tym dobrze i jest to mój wybór, to znaczy, że jestem gorsza? Jeżeli lubię być "kurą domową" sprawia mi to frajdę, jeżeli nie chcę pracować zawodowo, wolę się poświęcić wychowaniu dzieci, to znaczy, że jest coś ze mną nie tak?
Czy to nie jest tak przypadkiem, że niektóre z Was hołdują stereotypom, że jak kobieta chce pełnić rolę matki, gospodyni i żony, nie czuje potrzeby realizowania się zawodowo, to jest ona zaniedbana, zacofana i nieszczęśliwa? I trzeba ją za wszelką cenę, nawet wbrew jej z tego wyzwolić?
Mi jest źle z tym, że dzisiejszy świat wymusza na mnie pracę zawodową, której nie chcę robić. Że jeżeli nie będę pracowała, tylko poświęcę się wychowaniu dzieci (dużej ilości dzieci, bo lubię dzieci), to nie przysługuje mi emerytura, jestem nazywana kobietą bezrobotną, uważana za bezużyteczną, a jeżeli moja rodzina będzie liczyła więcej niż troje dzieci, to będzie postrzegana jako rodzina patologiczna.
Już nie mówiąc o tym, że o jakimkolwiek kredycie mogę zapomnieć. To mnie wkurza i uważam, że jest to niesprawiedliwe.
No to widzę, że będzie kolejny temat do kpin ze mnie ;) Jaka to ja jestem biedna i ograniczona.
Nie, mi chodziło o to, że standardowo (? ;) ) częściej kobieta dba o - że tak powiem - owo "upiększanie" otoczenia. W każdym razie w moim przypadku tak jest.
No chyba, że Wasi mężowie częściej niż Wy robią stoiki świąteczne i stawiają zdjęcia w ramkach, tudziej pamiętają o podlewaniu kwiatków ;)
Generalnie mężczyźnie takie rzeczy nie są potrzebne i nie bardzo wiedzą czemu kobiety tak się tym ekscytują.
Ja tak zrozumiałam Emilkę :)
Właśnie mi się przypomniało.
W trakcie ślubu, ksiądz wypowiada modlitwę błogosławieństwa nad małżonkami. Jest kilka wersji tej modlitwy, ale jedna z nich, najczęściej spotykana (przynajmniej przeze mnie) potwierdza stereotyp. I wprowadza mnie za każdym razem w stan rozdrażnienia.
Błogosław swojej służebnicy. N., aby pełniąc zadania małżonki i matki, czystą miłością ożywiała swój dom, a zawsze życzliwa i dobra, była jego ozdobą.
Zadaniem kobiety jest być ozdobą domu? Upiększać świat? Ja tego nie pojmuję i nie akceptuję. I próbuję zrozumieć, dlaczego inna kobieta daje się wcisnąć w jakieś dziwne ramy.
Blutka napisał(a):Kasia_S napisał(a):A jak chyba rozumiem Emilkę.
Chodzi pewnie o to, że kobiety to większe estetki niż faceci i np. brudne skarpetki przy łóżku im przeszkadzają. Albo kwiatki na balkonie też prędzej ja posadzę niz mąż.
Generalizujesz, niestety.
Ja Emilkę rozumiem tak:
- kobieta jest gatunkiem dekoracyjnym i bezbronnym, który wymaga opiekowania się, ale w zamian ładnie pachnie.
Czysta przedmiotowość. Po części też to tak odebrałam.
Kasia_S napisał(a):A jak chyba rozumiem Emilkę.
Chodzi pewnie o to, że kobiety to większe estetki niż faceci i np. brudne skarpetki przy łóżku im przeszkadzają. Albo kwiatki na balkonie też prędzej ja posadzę niz mąż.
Generalizujesz, niestety.
Ja Emilkę rozumiem tak:
- kobieta jest gatunkiem dekoracyjnym i bezbronnym, który wymaga opiekowania się, ale w zamian ładnie pachnie.
Mnie osobiście takie podejście dziwi i uważam je za krzywdzące i dalece naiwne.
Kasia_S napisał(a):A jak chyba rozumiem Emilkę.
Chodzi pewnie o to, że kobiety to większe estetki niż faceci i np. brudne skarpetki przy łóżku im przeszkadzają. Albo kwiatki na balkonie też prędzej ja posadzę niz mąż.
Czyli pielęgnujemy stereotypy?
EmilkaK napisał(a):Dziewczyny, o co Wam chodzi? Piszę o sobie i swoim odbieraniu kobiecości. Chyba mam do tego prawo, prawda? Dobrze mi z tym. Jeżeli Wy tak tego nie odbieracie, to ok. Ja też chyba mogę być inna?
Czy nie mogę? ;)
Oczywiście, że możesz.
Ja pytam, dlaczego sądzisz, że zadaniem kobiety jest upiększać świat? Nie po drodze mi z tym poglądem, ale chcę zrozumieć.
Dziewczyny, o co Wam chodzi? Piszę o sobie i swoim odbieraniu kobiecości. Chyba mam do tego prawo, prawda? Dobrze mi z tym. Jeżeli Wy tak tego nie odbieracie, to ok. Ja też chyba mogę być inna?
Czy nie mogę? ;)
Mi się wykłady p. Pulikowskiego podobają, nauczyły mnie dużo o relacjach i do mnie pasują i nie zamierzam nikogo krytykować za to, że komuś nie pasują.
Pozdrawiam
dobbi napisał(a):Kiniak napisał(a):SkrawekNieba napisał(a):Carrie napisał(a):Ania napisał(a):Emilko, mam pytanie uszczegóławiające. Rolą kobiety jest upiększanie świata?
Tak. Inaczej jesteś złą kobietą 8)
nie no oddanie w opiekę wspanialemu mężczyźnie 8)
z czystą fujarą?
moze nawet dwoma...dwiema, kto wie?
no z dwoma to taki upiększony niby :lizak:
Kiniak napisał(a):SkrawekNieba napisał(a):Carrie napisał(a):Ania napisał(a):Emilko, mam pytanie uszczegóławiające. Rolą kobiety jest upiększanie świata?
Tak. Inaczej jesteś złą kobietą 8)
nie no oddanie w opiekę wspanialemu mężczyźnie 8)
z czystą fujarą?
moze nawet dwoma...dwiema, kto wie?
SkrawekNieba napisał(a):Carrie napisał(a):Ania napisał(a):Emilko, mam pytanie uszczegóławiające. Rolą kobiety jest upiększanie świata?
Tak. Inaczej jesteś złą kobietą 8)
nie no oddanie w opiekę wspanialemu mężczyźnie 8)
z czystą fujarą?
Carrie napisał(a):Ania napisał(a):Emilko, mam pytanie uszczegóławiające. Rolą kobiety jest upiększanie świata?
Tak. Inaczej jesteś złą kobietą 8)
nie no oddanie w opiekę wspanialemu mężczyźnie 8)
ale swoją drogą ciekawe, jak różnie można reagować na te same bodźce.
moja, powiedzmy, kobiecość jak slyszy p. Pulikowskiego to się pieni jak, powiedzmy, przegrzana cola.
i ma mało wspólnego ze spłaszczonymi stereotypami typu 'upiękaszanie'.
no ale ja to, jak wiadomo, inna jestem...
Carrie napisał(a):Kiniak napisał(a):Carrie napisał(a):Ania napisał(a):Emilko, mam pytanie uszczegóławiające. Rolą kobiety jest upiększanie świata?
Tak. Inaczej jesteś złą kobietą 8)
To ja jestem nieogolonym robolem z brudną fujarą 8)
Widać dosłownie nie rozkwitłaś 8)
Bo to zła kobieta była 8)
Kiniak napisał(a):Carrie napisał(a):Ania napisał(a):Emilko, mam pytanie uszczegóławiające. Rolą kobiety jest upiększanie świata?
Tak. Inaczej jesteś złą kobietą 8)
To ja jestem nieogolonym robolem z brudną fujarą 8)
Widać dosłownie nie rozkwitłaś 8)
Carrie napisał(a):Ania napisał(a):Emilko, mam pytanie uszczegóławiające. Rolą kobiety jest upiększanie świata?
Tak. Inaczej jesteś złą kobietą 8)
To ja jestem nieogolonym robolem z brudną fujarą 8)
Ania napisał(a):Emilko, mam pytanie uszczegóławiające. Rolą kobiety jest upiększanie świata?
Tak. Inaczej jesteś złą kobietą 8)
Emilko, mam pytanie uszczegóławiające. Rolą kobiety jest upiększanie świata?
Odpowiedz
Mogę odświeżyć? Bardzo ciekawy temat.
Ja poczułam się kobietą w kilku momentach. Pierwszy raz , kiedy w liceum usłyszałam o NPR i zaczęłam z ciekawości obserwować swój cykl. To było dla mnie coś niesamowitego, poczułam się prawdziwie dumna z tego, że jestem kobietą, łatwiej mi było zaakceptować trudy związane z miesiączką itd.
Drugi raz, też w liceum, kiedy wysłuchałam wykładu pana Pulikowskiego o męskości i kobiecości i odkryłam w sobie te wszystkie cechy, które on przypisał kobiecie i tak pięknie uzasadnił - delikatność, subtelność, umiłowanie piękna i dobra, podzielność uwagi.
Trzeci raz - moment, kiedy odkryłam, że jestem piękna i że moją rolą jest upiększanie świata, nie tylko swoim wyglądem, ale swoją pracą, zachowaniem, osobowością, ciepłem. Kiedy robiłam pierwszy makijaż, gdy zaczęłam podobać się mężczyznom, kiedy zapragnęłam oddać się pod opiekę temu wspaniałemu, jedynemu, odpowiedzialnemu mężczyźnie. Dzień ślubu, kiedy czułam się taka piękna, wybrana.
Myślę, że jeszcze będę odkrywać w sobie kobietę, czeka mnie macierzyństwo, wprowadzanie swojej córki (mam nadzieję, że jakaś będzie :) ) w kobiecość.
Kiedyś słyszałam takie bardzo mądre zdanie, że każda kobieta powinna mieć przyjaciółkę od siebie starszą, od której będzie się uczyć i przyjaciółkę młodszą, którą będzie uczyć. Ja pracując z gimnazjalistkami i licealistkami widzę, jak słuchają o kobiecości, jak szukają jej w sobie i jakie to jest piękne, kiedy ją odkrywają i dosłownie rozkwitają :)
Kerala napisał(a):Pogratulowac Twojej mamie i cioci reakcji. Rzadko się u nas zdarza, że kobiety w jakiś szczególny sposób witają kolejną "kobietę we wspólnocie krwi", zazwyczaj jest to pomijane milczeniem. A szkoda.
a.
Ot taka rodzinna tradycja, choc dla mnie to naprawde nic szczegolnego, zwykla kolej rzeczy.
Kerala napisał(a):Pogratulowac Twojej mamie i cioci reakcji. Rzadko się u nas zdarza, że kobiety w jakiś szczególny sposób witają kolejną "kobietę we wspólnocie krwi", zazwyczaj jest to pomijane milczeniem. A szkoda.
"wspolnota krwi" fajnie brzmi :) U mnie cala rodzina cieszyla sie, z powodu mojej pierwszej menstruacji, z tata wlacznie - byl dumny :)
tak naprawde nie kojarze chwili, w ktorej moglam sobie powiedziec "jestem kobieta". Kobiecosc od samego pocztaku gdzies we mnie tkwila bo tak mnie wychowano (rodzina pelna bab) . Napewno tym momentem nie byla menstruacja, przeciez ja wtedy mialam niecale 10 lat! Mama z ciocia przylecialy z kwiatami i prezentami a dla mnie byl to zwykly cykl biologiczny i nic poza tym.
Potem dlugo dlugo czulam sie kims gorszym i wytykanym , ale to juz przeszlosc i nie mam zamiaru doniej wracac.
Moze pierwszy raz poczulam sie kobieta gdy zauwazylam zainteresowanie moja osoba plci przeciwnej? To pewnie najpredzej, choc nie jestem tego do konca pewna.
Mysle ze tak naprawde poczulam sie prawdziwa kobieta kiedy poznalam mojego obecnego meza i kiedy zostalam zona.
Kiedys bardzo chialam byc chlopcem, teraz nigdy nie wyrzelklabym sie swojej kobiecosci.
No widzisz, a ja urodziłam syna i to się stało dla mnie tym "dopełniającym faktem" ;) Wniosek: dajcie mądremu człowiekowi doświadczenie, a sam je przekuje na teorię lol
Skoro jednak temat porodu został podniesiony, to powiem tak: poród był dla mnie doświadczeniem egzystencjalnym, a macierzyństwo wciąz trwa i uzupełnia tamto doświadczenie.
Co zapamiętałam z porodu ( z punktu widzenia tego wątku)?
Zapamiętalam pustkę ostateczną, coś jak buddyjskie satori, które nastąpiło w momencie skurczów partych. Nigdy wcześniej nie doświadczyłam tak zupełnego braku intelektu i myśli-przekładając to na filozofię: poczułam się całkowicie odarta z kultury i przywrócona biologii. Było to niesamowite uczucie (kto czytał "dziką kobietę" Angeliki Aliti, ten wie, o czym mówię). Odczuwałam natomiast absolutną pewność śmierci. Stało się dla mnie jasne, że nie przeżyję tego porodu, pytaniem było tylko, czy zdecyduję się na to ostatnie parcie, aby urodzić dziecko ( a wtedy moje ciało pęknie i umrę, za to ocalę inne istnienie) czy też zdecyduję się umrzeć jako "pełny byt" i zabiorę moje dziecko ze sobą. To była przepaśc między pragnieniem ocalenia tego, co stare (integralnośc, egoizm, dawny tryb życia, w którym nie musiałam brac odpowiedzialności za kogoś innego), a przyjęciem tego, co nowe i zapłaceniem za to najwyższej ceny. (Swoją drogą to fascynujące zagadnienie z punktu widzenia psychologicznego doświadczenia dezintegracji ;) )
Dla mnie była to walka o ofiarę: czy chcę ją złożyć, czy do tego dojrzałam i czy wybiorę egoistyczną pełnię, czy też altruistyczne "dwoje".
Zdecydowalam się na ostatnie parcie i urodził się mój syn. Oczywiście wcale nie pękłam i nie umarłam. Ale poza moim synem narodziło się też coś więcej: moja świadomośc jako kobiety i matki.
a.
A.... mozna wrócic do tematu wątku? ;)
Jak mozna, to ja wracam.
W mojej skromnej opinii kobiecość/dochodzenie do kobiecości jest procesem intelektualnym, który trzeba sobie podeprzeć emocjami.
Dlaczego tak? Dlatego, bo nasz kultura zatraciła pojęcie inicjacji w płec, a zresztą tematyka inicjacji i jej rys historyczny to mój konik, więc się w tym temacie nie będę produkowac, bo wyszedłby tasiemiec.
A własciwie ujmę to jeszcze inaczej: my tez się inicjujemy, tylko u nas jest to proces rozciągnięty w czasie i przestrzeni, który zaczyna się zazwyczaj od "inicjacji w seksualność" i rzadko kiedy dochodzi do jakichś rozwiązań egzystencjalnych. Brak temu podbudowy ideolo.
No to jak się stac kobietą?
Najprostsza odpowiedź: przez inne kobiety. Uważam, że tylko identyfikacja z innymi kobietami daje silne zakorzenienie we własnej płci. Osobiscie mam dużą awersję do kobiet, które deprecjonują swoją własną płeć, a raczej resztę jej reprezentantek
Dalej: granicznym doświadczeniem (czasem w postaci olsnienia a czasem się to tez rozciąga na lata) jest macierzynstwo. Mnie macierzyństwo osadziło biologicznie, dotarłam dzięki niemu do- że wyrażę to górnolotnie- swoich kobiecych trzewi.
Ktoś kiedyś powiedział, ze kobietą się czlowiek rodzi, a mężczyzną staje. Powiem szczerze, że to hasło świetnie mi się sprawdza od strony zawodowej (łatwo dzięki niemu wytłumaczyć wiele procesów i zjawisk), ale życiowo sądzę dokładnie odwrotnie. Trudno jest zostać kobietą.
Większośc kobiet poprzestaje na "substytucie kobiety" i ogranicza się do paru sloganów w rodzaju PMSu, tykającego zegara biologicznego, większej podatności na histerię, o ktorych pisac nie będę, bo podnosi mi się ciśnienie ;) Mało kobiet zadaje sobie trud odpowiedzenia na parę podstawowych pytan: kim jestem jako kobieta, co mi to daje, jakim jest to posagiem na życie? Dalej: kobiecośc, a biologia- temat traktowany po macoszemu i jesli podnoszony, to w kontekście walki z cellulitem, kremów przeciwzmarszczkowych, paru banałów o menstruacji i dobrego tuszu do rzęs.
Dochodze do wniosku, że temat jest w ogóle za szeroki, abym się mogła wypowiedziec w pełni i nie dojśc do objętości "W poszukiwaniu straconego czasu" lol Zatem na tym kończę.
Anka
Aleba napisał(a):Big Men napisał(a):Melba napisał(a):Czy pamiętacie tę chwilę, kiedy poczułyście się kobietą? A może było cih więcej? Co to za momenty - pierwsza menstruacja (silnie zakorzeniony przełom), pierwsza prawdziwa przyjaciółka, pierwszy seks? A może jeszcze coś innego?
Co w ogóle wyznacza nasze poczucie kobiecości?
A może jednak.....
Może...
Ale chyba nie w miejscu, gdzie będziesz miał możliwość to przeczytać
... no to wszystko jasne.
I źródełko wiedzy wyschło,
Pomarszczyły się powieki,
Serce me zamarło w piersiach,
I ucichło już na wieki.
Jak zbolałe moje członki,
Życia już nie czuję smaku,
Odebrała mi nadzieję,
Urżła duszę mą i świat mój.
Któż pomoże,
Któż mnie wskrzesi,
Któz zapali choćby świeczke?
Któż za rękę mnie potrzyma
I powiedzie na wycieczke?
W głab tajmnych korytarzy,
Których czar omotał szczelnie,
Oczy, serce, dłonie całe,
Kto wyszarpnie z ciała ciernie?
Nagle! spojrzał w lewo, w prawo
Puknął się z rozmachem w czoło,
Życia odech go omamił,
Ileż innych kobiet w koło !!! ...
Big Men napisał(a):Melba napisał(a):Czy pamiętacie tę chwilę, kiedy poczułyście się kobietą? A może było cih więcej? Co to za momenty - pierwsza menstruacja (silnie zakorzeniony przełom), pierwsza prawdziwa przyjaciółka, pierwszy seks? A może jeszcze coś innego?
Co w ogóle wyznacza nasze poczucie kobiecości?
A może jednak.....
Może...
Ale chyba nie w miejscu, gdzie będziesz miał możliwość to przeczytać
Melba napisał(a):Czy pamiętacie tę chwilę, kiedy poczułyście się kobietą? A może było cih więcej? Co to za momenty - pierwsza menstruacja (silnie zakorzeniony przełom), pierwsza prawdziwa przyjaciółka, pierwszy seks? A może jeszcze coś innego?
Co w ogóle wyznacza nasze poczucie kobiecości?
A może jednak.....
Melba napisał(a):ziutka napisał(a):Big Men napisał(a):
A odpowiedzi, których własciwie nie ma mogły by wiele Waszym facetom o Was kobiety powiedzieć. Bo to bardzo ciekawy temat.
No juz zobaczylam pozew o rozwod, bo nie chcialam zaspokoic potrzeb kogos, kto sie sam szumnie nazywa Wielkim Mezczyzna.
Ziutka, ja myślałam, że Wy ze swoim mężem po prostu rozmawaicie...
Nie, no owszem, on mi mowi, na ktora ma byc obiad i na kiedy potrzebuje uprasowane koszule, ale po tym co zobaczyl na forum, jak nie moge sie wypowiedziec w tak ciekawym temacie, to juz tylko pisemnie sie ze mna porozumiewa :|
Big Men napisał(a):
A odpowiedzi, których własciwie nie ma mogły by wiele Waszym facetom o Was kobiety powiedzieć. Bo to bardzo ciekawy temat.
No juz zobaczylam pozew o rozwod, bo nie chcialam zaspokoic potrzeb kogos, kto sie sam szumnie nazywa Wielkim Mezczyzna.
off topik - Melbus blagam z gory o wybaczenie
Big Men -
A... moze zamiast sugerowac innym co maja robic, zaczac by tak od siebie?
A... moze po poradnik to do ksiegarni lepiej pojsc?
A... moze najpierw pomyslec, potem napisac, potem przeczytac, potem pomyslec jeszcze raz, zanim sie wcisnie Enter?
ps. pytania byly retoryczne.
Big Men napisał(a):
A.. może to zbyt intymne?
A.. może trzeba umieć spojrzeć na siebie?
A.. może po prostu to mit, kilka kropelek czerwonych na prześcieradle i kilka łez tuż obok i konstatacja - stało się! ?
A... moze rzecz nie rozbija sie o rozdziewiczenie? :)
Co jest kurna? - Taki ciekawy topic, znaczy się pytanie bardzo ciekawe i tylko kilka myśli. Nam, - facetom, cholernie by to pomoglo gdybyście pozwoliły zerknąć za tę woalkę, której nigdy nam nie dano...
A.. może to zbyt intymne?
A.. może trzeba umieć spojrzeć na siebie?
A.. może po prostu to mit, kilka kropelek czerwonych na prześcieradle i kilka łez tuż obok i konstatacja - stało się! ?
Trudne pytanie, na ktore ja nie potrafie dac jednoznacznej odpowiedzi. Czuje sie kobieta niby caly czas, wielokrotnie w ciagu dnia dociera to do mnie dobitnie, ale czy to jest juz to? Moze powiem sobie "jestem kobieta" po urozeniu dziecka? A moze to bedzie dopiero gdy zostane babcia? A moze wtedy gdy wpadne w skrajna rozpacz, bo mi sie paznokiec zlamie?
Czesto zapytana dlaczego/czy nie chce miec teraz dziecka, odpowiadam "sama jeszcze jestem dzieckiem".
Ja jestem soba, kobieta, czlowiekiem, dzieckiem, dziewczynka, a troche tez facetem :)
Melba napisał(a):Czy pamiętacie tę chwilę, kiedy poczułyście się kobietą? A może było cih więcej? Co to za momenty - pierwsza menstruacja (silnie zakorzeniony przełom), pierwsza prawdziwa przyjaciółka, pierwszy seks? A może jeszcze coś innego?
Co w ogóle wyznacza nasze poczucie kobiecości?
Melba napisał(a):A stać się kobietą? czy to w nas dojrzewa, czy spada jak grom z jasnego nieba?
Chyba nie pamietam tej chwili - nie moge sobie przypomniec zebym kiedys, w jakiejs danej chwili uprzytomnila sobie "Jestem kobieta!" Nie mialam takiej rewelacji :) Jednym z tych wazniejszych momentow jest oczywiscie menstruacja. Przynajmniej ja to odczulam jako cos waznego, cos co mnie "mianuje" kobieta. Oczywiscie w wieku lat 12 trudno abym rzeczywiscie nia byla. Niemniej jednak jest to moment przelomowy. Bedac nastolatka i mloda 20-latka nieodczuwalam niczego specjalnie zwiazanego z moja kobiecoscia. Owszem, zdawalam sobie sprawe ze jestem kobieta i jest mi z tym dobrze (i ze za nic na swiecie nie chcialabym byc mezczyzna! ). Mialam swiadomosc wszystkich plusow i minusow bycia kobieta. Wydaje mi sie ze taka realizacja narastala we mnie, dojrzewala stopniowo. Ale taka "prawdziwa kobieta" poczulam sie, o paradoksie, w zwiazku z mezczyzna. Wtedy wreszcie mialam inny punkt odniesienia - od lat wzrastajac w rodzinie w ktorej absolutnie dominowaly kobiety, silne i madre, bylo dla mnie czyms naturalnym i niezauwazalnym ze tez taka kobieta jestem. Dopiero zwiazek pokazal mi moje "drugie" (czy moze prawdziwe? ;) ) oblicze "typowej kobiety". ;) :P
Podobne tematy