• Gość odsłony: 6230

    Ja nie jestem feministką, ale...

    Melba napisał(a):Często takie zdanie pada z naszych ust. No właśnie, "nie jestem feministką, ale..." czy "jestem feministką..." Co dla Was znaczy bycie feministką? Kto to jest feministka? Czy jesteście feministkami?
    Melba, wielkie :usciski: za ten temat!!!
    Juz nie jednokrotnie chcialam go podac do dyskusji i jakos zawsze splywalo na niczym.
    SUPER ze jest!!! :D

    JESTEM feministka! :D (and proud of it!!! ;) 8) )
    Jestem swiadoma swoich praw i obowiazkow.
    Jestem swiadoma nierownosci jakie istnieja i chce z nimi walczyc.
    Zdaje sobie sprawe z istnienia faktycznej i utajonej dyskryminacji kobiet i nie mam zamiaru sie jej poddawac.

    To (tak w pigulce) dla mnie feminizm.
    NIE wymachiwanie biustonoszem i puste slowa na plakatach, a raczej swiadomosc naszej (kobiet) nierownej sytuacji w zyciu i w spoleczenstwie oraz przeciwstawianie sie tak dyskryminacji jawnej jak i dyskryminujacym konwenansom i tradycjom. Oraz chec do zycia gdzie wolno nam decydowac o samych sobie i gdzie wolno nam wymagac traktowania nas w sposob ktory nie jest zwiazany z faktem ze jestesmy... malymi, slabymi kobietkami... ;) lol

    Howgh! powiedziala Kasia-feministka ;) lol

    Odpowiedzi (26)
    Ostatnia odpowiedź: 2010-10-20, 23:03:06
    Kategoria: Pozostałe
Odpowiedz na pytanie
Zamknij Dodaj odpowiedź
magdaF. 2010-10-20 o godz. 23:03
0

Ja sądzę że problem leży w pojmowaniu słowa feministka.
Ja jestem feministką i dla mnie oznacza to, że : mam takie same prawa i obowiązki jak mężczyźni, jestem szanowana w pracy za to co umiem a nie za to, że parze dobrą kawę i mam ładny biust, mam prawo głosować (i korzystam z niego), mogę więcej zarabiać od mojego partnera i on nie uzna że jestem przez to niekobieca (lub on niemęski), mogę wykonywać zawód zgodny z moimi zainteresowaniami, lubię gotować :D i chcę mieć dzieci.
Nie koniecznie trzeba popierać aborcję, związki homoseksualne i nienawidzić mężczyzn. Moim zdaniem wystarczy lubić siebie jako kobietę i uznać że ma się prawo walczyć o równe traktowanie.
Dla mnie jako kobiety stwierdzenie "nie jestem feministka ale.." jest zaprzepaszczeniem dorobku poprzednich "wojujących" pokoleń kobiet.
Kobiety otrzymały trochę praw, możliwość wykonywania zawodu (dyskusyjne czy za tą samą płacę co mężczyźni) i nie chcą prowadzić dalszej "walki" o swoje prawa bo boją się że mężczyźni się na nie obrażą...
Prawa kobiet są łamane również obecnie ( polecam artykuł "Współcześni niewolnicy pracy" http://praca.gazeta.pl/praca/1,47341,2935084.html)

Odpowiedz
Gość 2010-10-20 o godz. 20:03
0

Oresteja napisał(a):
„Jeśli kobieta twierdzi, że gotowanie sprawia jej przyjemność, świadczy to tylko o tym, jak dalece pogodziła się ze swoim zniewoleniem.
Dziś brutalnie zostałam uświadomiona :o
Niewolnica ze mnie

BTW... Chyba nie jestem feministką

Odpowiedz
Gość 2010-10-08 o godz. 01:48
0

panna_van_gogh napisał(a):W sumie trudno odmowic im racji - dzieci brudza, hałasuja, zabieraja pieniadze i swiety spokoj
No, racja, i my też byłyśmy kiedyś takimi dziećmi...

Odpowiedz
panna_van_gogh 2009-03-22 o godz. 13:47
0

lol lol lol lol

Odpowiedz
Gość 2009-03-22 o godz. 13:39
0

ale za to pachna ciasteczkami, daja najslodsze calusy na swiecie i nie ma to jak przytulenie czekoladowej buzki lol lol lol

Odpowiedz
Reklama
panna_van_gogh 2009-03-22 o godz. 13:35
0

W sumie trudno odmowic im racji - dzieci brudza, hałasuja, zabieraja pieniadze i swiety spokoj

Odpowiedz
Gość 2009-03-22 o godz. 13:27
0

smiejcie sie smiejcie, moja wojujaca znajoma feministaka wlasnie taka jest :( :(

Odpowiedz
panna_van_gogh 2009-03-22 o godz. 12:25
0

Oresteja napisał(a):
Dzieci to wstrętne maszynki do trawienia pokarmów i brudzenia, pozbawiające kobiety ich wolności”.


Ale hit

Odpowiedz
Gość 2009-03-22 o godz. 12:18
0

Tak, ciekawy.... lol

Najbardziej wzruszylam sie tym, ze wreszcie ktos mi uswiadomil, ze „Jeśli kobieta twierdzi, że gotowanie sprawia jej przyjemność, świadczy to tylko o tym, jak dalece pogodziła się ze swoim zniewoleniem. Dzieci to wstrętne maszynki do trawienia pokarmów i brudzenia, pozbawiające kobiety ich wolności”.

I haslo: „myśl swoją łechtaczką!”

Mimo wszystko wole byc jednak normala

Odpowiedz
Gość 2009-03-22 o godz. 00:14
0

Polecam artukuł, wg mnie jest bardzo ciekawy :D
http://tygodnikforum.onet.pl/1151306,0,6350,924,1,artykul.html

Odpowiedz
Reklama
Gość 2009-03-20 o godz. 18:29
0

Ja chyba nie jestem feministką - nie chce mi się :D
Tyle tylko, że bardzo chciałabym być traktowana na równi z rodem męskim (nie marze nawet o lepszym traktowaniu ;) )
Na równi - to znaczy mieć równe szanse na dobra pracę i równe szanse na dobra płacę,
nie być traktowana jak klinika rozpłodowa, która tylko maży aby się rozpączkować (punkt widzenia pracodawców) a jak już się rozpączkuje to będzie myślała tylko o dzieciach i zaniedbywała obowiązki
Ja uważam, że faceci mają jednak w życiu lepiej

Odpowiedz
Gość 2009-03-20 o godz. 13:33
0

Melba napisał(a):Oretsjo piszesz: "Przy nim nie musze być feministką"...więc co to znaczy - być feministką?
Bo ja właśnie jestem feministką, mam wrażenie, że jestem też córką feministy ;) i żoną feministy...czyli panów, dla których naturalne jest traktowanie kobiety na równi ze sobą...panów nie stroniacych od dzielenia się obowiązkami i przywilejami...
Melba, chodzi mi o to, ze nie musze byc feministka, bo nie czuje sie ani gorsza, ani lepsza od mezczyzn.
Popieram feminizm, ale nie jestem zwolenniczka "wojny plci". A niemal wszystko co czytam na ten temat, do tego sie sprowadza.
Znam swoje prawa i obowiazki (wynikajace z tradycji kulturowych, zasad moralnych itp.) Znam swoją wartość, cenię się wysoko, wierzę w siebie. Dążę do realizacji wyznaczonych celów.
Nie mówie, ze jestem feministka, a po prostu "kobieta".

Jesli ktos twierdzi, ze jestem "tylko kobieta", w zwiazku z tym mam prawo robic to, a nie mam prawa robic tego - jest glupcem.
To oczywiscie moje zdanie.

Jesli znajdziesz wolna chwile, zajrzyj na strone http://www.feministka.pl (trzeba duzo klikac, aby otworzylo sie jakies okienko ;) )

Odpowiedz
Gość 2009-03-19 o godz. 19:34
0

panna_van_gogh napisał(a):o_szustka napisał(a):a ja tam mówię mężowi kup mi tampony bo się skończyły...to normalne.
Albo mowie musze zrobic zakupy - daj kaske 8)
To byl tylko przyklad lol
Ja tez nie wstydze sie powiedziec, ze potrzebuje pieniedzy na zakupy, tampony czy inne "wazne dla kobiety rzeczy".
Wazne jest dla mnie jednak, aby miec wlasne pieniadze na rozne wydatki (dlatego pracuje).

Odpowiedz
Gość 2009-03-19 o godz. 19:28
0

Mamrotek napisał(a):
To wszystko jest bardzo skomplikowane, te kwesteie powinny być uregulowane - i do tego dąży feminizm... I dzięki niemu właśnie możesz Orestejo pisać, że jeśli nie Ty, to Twój mąż zostanie z dziećmi w domu (kiedyś takie rozwiązanie było nie do pomyślenia).
Pozdrawiam - ola
Alez ja to doskonale rozumiem. Tak jak napisalam - zdaje sobie sprawe z tego, ze kobiety (w tym i ja) wiele zawdzieczaja feministkom.
Tylko w moim przypadku to naprawde nie kwestia feminizmu.
Moj P. zostal poprostu wychowany przez kobiete (jego ojciec zmarl kiedy P. mial 7 lat). Dlatego tak dobrze rozumie, ze kobieta powinna miec mozliwosc wyboru. Jest zwolennikiem tradycyjnego podzialu obowiazkow, to znaczy:
kobieta - wychowanie dzieci, prowadzenie domu
mezczyzna - dbanie o to, aby utrzymac rodzine
Ale zdaje sobie sprawe z tego, ze kobiety moga myslec inaczej.
Szanujemy swoje poglady. Potrafimy rozmawiac. Przy nim nie musze byc feministka.

Ale znam mezczyzn, ktorzy mimo tak znaczacych zmian w postrzeganiu praw i obowiazkow kobiet - mysla wciaz, ze kobieta jest "tylko do garow"
A z takimi nie ma ochoty dyskutowac

Odpowiedz
Gość 2009-03-19 o godz. 17:12
0

Mamrotek w 100 % popieram!!
a "kupowanie tamponów" to też moim zdaniem wynik uświadomnienia wzajemnego, po to by nie zdarzały się sytuacje że okres to wstydliwa rzecz dla kobiety i w ogóle jakaś nieczystai tak dalej. kiedyś usłyszałam, od koleżanki, że ona nigdy nie pozwoli na sytuację że by mąż wiedział o tym że ma okres, albo jej bielizna zaplamiona przypadkiem, moczy się w misce w łazience...to jest sacrum....

Odpowiedz
Mamrotek 2009-03-19 o godz. 16:37
0

Oresteja napisał(a):
- jesli kobieta juz decyduje sie poswiecic prowadzeniu domu i wychowaniu dzieci, to ma prawo do polowy pieniedzy zarobionych przez meza. Gdyby zatrudnili gosposie musialby zaplacic wiecej.
(No, nie robmy meczennic z kobiet, ktore wybraly ten sposob na zycie. Poswiecily sie !?! Czasami swiadomie rezygnuja z kariery zawodowej. Przeciez to ich dom, ich dzieci. Przeciez to kobiety tworza cala atmosfere.
Faktem jest, ze brak wlasnych pieniedzy bywa uciazliwy. Nie wyobrazam sobie sytuacji kiedy prosze mojego meza o pieniadze na tampony
Ale rownie absurdalne wydaje mi sie zdanie : "daj mi polowe twoich pieniedzy, bo ja sie poswiecam i wychowuje twoje dzieci". Gdybym byla mezczyzna i uslyszala cos takiego od mojej zony, kazalabym jej znalezc dobrze platna prace, a je chetnie "poswiecilabym sie rodzinie")[/color]


Hmm a jeśli kobieta słyszy w takiej sytuacji: "nic nie robisz, tylko siedzisz sobie w domu, a ja na wszystko pracuję!!"
A jeśli "z radością poświęca swój czas rodzinie" nie dlatego, że chce, tylko dlatego, że mąż na wieść, że ona chce pracować - tupie nóżką i krzyczy, że jego żona pracować nie będzie i jej miejsce jest w domu, przy pieluchach i garach ??!!
Pozostanie z dziećmi w domu jest ciężką pracą, nawet wtedy, kiedy jest to wybór kobiety. I chodzi właśnie o to, by ten wysiłek uszanować, bo dzieci nie wychowują się same, obiadki nie gotują się same, pranko samo nie wskakuje do pralki itp.
A co jeśli kobieta, po np. 20-25 latach "siedzenia w domu" nagle traci męża (on np. odchodzi do młodszej lub umiera) , jest zdana na siebie i okazuje się, że jej czas pośwęcony rodzinie nic nie znaczy, bo nie należy jej się emerytura ani wspoarcie państwa, bo przecież miała po prostu długie wakacje w domku... ??
To wszystko jest bardzo skomplikowane, te kwesteie powinny być uregulowane - i do tego dąży feminizm... I dzięki niemu właśnie możesz Orestejo pisać, że jeśli nie Ty, to Twój mąż zostanie z dziećmi w domu (kiedyś takie rozwiązanie było nie do pomyślenia).

Pozdrawiam - ola

Odpowiedz
panna_van_gogh 2009-03-19 o godz. 16:18
0

o_szustka napisał(a):a ja tam mówię mężowi kup mi tampony bo się skończyły...to normalne.
Albo mowie musze zrobic zakupy - daj kaske 8)

Odpowiedz
Gość 2009-03-19 o godz. 16:10
0

a ja tam mówię mężowi kup mi tampony bo się skończyły...to normalne.

Odpowiedz
Gość 2009-03-19 o godz. 15:06
0

Ostatnio przeczytalam artykul napisany przez tak zwana "wojujaca feministke" dotyczacy kwesti pieniedzy w domu.
Mniej wiecej pani pisała, ze :
- kazda kobieta musi miec mozliwosc wyboru - czy chce pracowac, czy chce prowadzic dom i wychowywac dzieci lub moze polaczyc kariere z prowadzeniem domu i wychowaniem dzieci. Jej maz MUSI pogodzic sie z jej decyzja.
(Mozliwosc wyboru jak najbardziej. Ale gdzie wspolne podejmowanie decyzji? I racjonalne przede wszystkim? Pani nie wziela pod uwage tego, ze nie kazda kobieta moze tylko prowadzic dom i wychowywac dzieci, bo np. jej maz nie zarobi na ich utrzymanie. Przewaznie dokonuje sie wyborow, ktore sa dobre dla dwojga. Na egoizm nie ma miejsca w zwiazku dwojga ludzi.
My wspolnie podjelismy decyzje, ze kiedy pojawi sie dziecko, zostane z nim w domu przez dwa lata, ale potem wroce do pracy. Ale jesli to ja bede lepiej zarabiac - dzieckiem zaopiekuje sie moj P.)
- pieniadze powinny byc wspolne, niezaleznie od tego kto ile zarabia powinny znalezc sie na jednym koncie.
(Ok, ale mimo wszystko kazdy powinien miec wlasne pieniadze na swoje prywatne wydatki - chocby krem do twarzy, balsam, pisma o motoryzacji cz srubokret.Wspolne konto to koniecznosc tlumaczenia sie z kazdego mniejszego czy wiekszego wydatku. Po co druga strona ma wiedziec ile kosztowal jej prezent urodzinowy? I niepotrzebne awantuty o pieniadze: "ja zarabiam, ty wydajesz". )
- jesli kobieta juz decyduje sie poswiecic prowadzeniu domu i wychowaniu dzieci, to ma prawo do polowy pieniedzy zarobionych przez meza. Gdyby zatrudnili gosposie musialby zaplacic wiecej.
(No, nie robmy meczennic z kobiet, ktore wybraly ten sposob na zycie. Poswiecily sie !?! Czasami swiadomie rezygnuja z kariery zawodowej. Przeciez to ich dom, ich dzieci. Przeciez to kobiety tworza cala atmosfere.
Faktem jest, ze brak wlasnych pieniedzy bywa uciazliwy. Nie wyobrazam sobie sytuacji kiedy prosze mojego meza o pieniadze na tampony
Ale rownie absurdalne wydaje mi sie zdanie : "daj mi polowe twoich pieniedzy, bo ja sie poswiecam i wychowuje twoje dzieci". Gdybym byla mezczyzna i uslyszala cos takiego od mojej zony, kazalabym jej znalezc dobrze platna prace, a je chetnie "poswiecilabym sie rodzinie")

Zatem, jesli feminizm oznacza, ze musze popierac poglady tej pani - to absolutnie nie jestem feministka. Feminizm, jako ruch, zdzialal wiele na rzecz kobiet. Dzieki niemu mamy wiele przywilejow. Nie zaprzeczam.
Ale nie musze pracowac "na traktorze" aby udowodnic sobie i swiatu, ze "kobieta potrafi". Jestem poprostu kobieta, ktora zna swoje prawa i obowiazki. I nie musze dorabiac do tego zadnej ideologii.
I nie wyobrazam sobie zycia bez mezczyzn. A feministki, ktore znam (6 dokladnie ;) ) twierdza, ze mezczyzni to podle swinie, ktore sluza tylko do reprodukcji.

Odpowiedz
Gość 2009-03-18 o godz. 18:20
0

JESTEM FEMINISTKĄ (i kobietą) - jedno nie wyklucza drugiego.

Nie zgadzam się na nierówności w traktowaniu kobiet i mężczyzn.

A uprzejmość to inna sprawa

Odpowiedz
Gość 2009-03-18 o godz. 16:00
0

tak tez by sie moglo wydawac.... ale juz pare razy spotkalam sie/ lub moje kolezanki ze stwierdzeniem, ze teraz to mamy rownouprawnienie wiec let's go dutch. to raz, dwa; mam jedna znajoma, zaliczajaca siebie do grona "wojujacych feministek", ktora sobie nie zyczy tego rodzaju gestow ze strony plci meskiej.

Odpowiedz
Gość 2009-03-18 o godz. 15:57
0

Oleńka napisał(a):Nie jestem feministką... jestem KOBIETĄ...
:brawo: nic dodac nic ująć

Odpowiedz
Mamrotek 2009-03-18 o godz. 15:52
0

K2 napisał(a):
z drugiej jednak strony - mierzi mnie to, ze kobietom nie ustepuje sie miejsca w tramwajach, nie oferuje sie zaplacenia za kolacje, nie przytrzymuje sie drzwi itp.

To jest już chyba kwestia uprzejmości i dobrego wychowania... ;)

Odpowiedz
Gość 2009-03-18 o godz. 14:59
0

a ja nie bardzo wiem, czy jestem feministka:/
z jednej strony, popeiram wszytsko o czym wspomnialyscie, jezeli kobieta ma chec pracowac w przyslowiowej hucie, to powinna moc w niej pracowac i miec takie same warunki pracy.
z drugiej jednak strony - mierzi mnie to, ze kobietom nie ustepuje sie miejsca w tramwajach, nie oferuje sie zaplacenia za kolacje, nie przytrzymuje sie drzwi itp.
no i z trzeciej strony - zaraz mi jakies wielobok potworny z tego wyjdzie - denerwuja mnie wymagania typu - jestem kobieta pracujaca, zona i matka, kariera jest dla mnie super wazna, ale do przedszkola mam x km/h wiec zgodnie z rownouprawnieniem w miejscu pracy nalezy stworzyc pokoj do pieki nad dziecmi, zebym mogla w ciagu dnia wyskoczyc na 15 minut i zobaczyc swoja pocieche.

Odpowiedz
Mamrotek 2009-03-18 o godz. 14:42
0

Kasiape napisał(a):
JESTEM feministka! :D (and proud of it!!! ;) 8) )
Jestem swiadoma swoich praw i obowiazkow.
Jestem swiadoma nierownosci jakie istnieja i chce z nimi walczyc.
Zdaje sobie sprawe z istnienia faktycznej i utajonej dyskryminacji kobiet i nie mam zamiaru sie jej poddawac.

To (tak w pigulce) dla mnie feminizm.
NIE wymachiwanie biustonoszem i puste slowa na plakatach, a raczej swiadomosc naszej (kobiet) nierownej sytuacji w zyciu i w spoleczenstwie oraz przeciwstawianie sie tak dyskryminacji jawnej jak i dyskryminujacym konwenansom i tradycjom. Oraz chec do zycia gdzie wolno nam decydowac o samych sobie i gdzie wolno nam wymagac traktowania nas w sposob ktory nie jest zwiazany z faktem ze jestesmy... malymi, slabymi kobietkami... ;) lol

Howgh! powiedziala Kasia-feministka ;) lol
Kasiupe!
Mogę się podpisać pod wszystkim, co napisałaś :usciski:
Ja bardzo podobnie rozumiem feminizm: dla mnie oznacza on przede wszystkim niezgodę na dyskryminację kobiet - niezależnie od tego gdzie tkwią źródła nierównego traktowania (tradycja, obyczaj, prawo, stereotypy itp.)
Dla mnie feminizm to NIE "wpychanie" kobiet do huty, kopalni i na traktory, to NIE dyskryminacja mężczyzny, to NIE tępienie mężczyzn... ale TAK dla WOLNEGO WYBORU własnej drogi życiowej.

A zapewnienia części kobiet - zaprzeczających istnieniu dyskryminacji odbieram jako ... głupotę i totalny brak wyczulenia na realia w jakich żyjemy
I szczerze mówiąc bardzo się dziwię, kiedy moje koleżanki unikają rozmów na te tematy (jak ognia) i rękami ,nogami zapierają się, że nie są feministkami

Odpowiedz
Gość 2009-03-18 o godz. 11:45
0

Nie jestem feministką... jestem KOBIETĄ...

Odpowiedz
Odpowiedz na pytanie