"Pierwszy raz spotkałam się z takim zwyczajem, żeby mama dziecka, które przyjmuje sakrament, stroiła się w przykrótką sukienkę, w dodatku całą w czerni. To nie rewia mody ani powód do przywdziewania żałoby. Z ostatniej ławki było ją widać. Myślałam, że ze wstydu zapadnę się pod ziemię".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Moja synowa ubrała się na czarno na chrzest córeczki
Może ja jestem już starej daty i mało wiem o świecie, ale chrzest mojej wnusi zapamiętam na długo.
Moja synowa nie uszanowała powagi kościoła i znaczenia tej uroczystości. Chrzest to ważna sprawa, dziecko dostaje pierwszy sakrament, jest obmywane z grzechu pierworodnego, a tę czystość się celebruje i świętuje.
Mnie uczono, że mama dzidziusia i jego mama chrzestna zakładają w ten dzień jasne stroje — białe, kremowe, beżowe. Wachlarz jasnych barw do wyboru jest naprawdę duży. Poza tym dzisiaj w sklepach pełno takich ubrań, jak nie białych, to pastelowych. Wszystko by pasowało, byle było jasne i schludne.
Ale moja synowa musiała być sobą i do kościoła, na chrzest święty swojej córeczki, założyła całkowicie czarną sukienkę. W dodatku mini, dość mocno dopasowaną do sylwetki, tak że nawet trudno jej było się schylić i wyjąć Sandrę z wózka.
Synowa narobiła mi i sobie obciachu swoim strojem
Nie mam pojęcia, co tej Jagodzie przyszło do głowy. Wiem, że ma w szafie dużo sukienek, a ona wystroiła się akurat w tę czarną. Jak na randkę z mężem, a nie do kościoła. Do tego ciemny makijaż i wyszła rewia mody.
Myślałam, że ze wstydu zapadnę się pod ziemię. Tego dnia na mszy było w sumie pięć chrztów, rodzice i chrzestni zajmowali dwie pierwsze ławki w każdej nawie i na środku kościoła. I żadna z pozostałych mam poza moją synową nie ubrała się nieodpowiednio do okazji.
Całe szczęście, że ksiądz udzielił tego chrztu, bo ja na jego miejscu bym się zastanawiała, czy to gromada czekająca na sakrament, czy przyszli na mszę żałobną i pomylili godziny.
Jak wychodziłam z kościoła po uroczystości, usłyszałam, jak jedna znajoma z naszej okolicy pytała drugą po cichu, czy to jakaś rodzina po stracie. Wstyd mi się zrobiło. Jeszcze tego brakowało, żeby gadali o nas na dzielnicy. Chyba nie poznały, że to mój syn, ale i tak poczułam się niemiło.
Po uroczystości poszliśmy na obiad i przy najbliższej możliwej okazji wzięłam synową na stronę, żeby porozmawiać z nią o tej sukience. Powiedziałam wprost, że dzięki jej ubraniu teraz ludzie od nas myślą, że żałobę nosimy. Synowa tylko machnęła ręką i powiedziała, że ją rozbawiłam. Dla niej najważniejsze, że dobrze się czuła, a czerń jej zdaniem jest dobra na każdą okazję. No chyba jednak nie.
Krystyna