"Podczas wyjazdu nad morze przeżyłam niewinny flirt. Mąż nie chciał ze mną jechać, bo nie lubi morza, a ja uwielbiam, więc pojechałam sama. Tam co wieczór podrywał mnie mężczyzna, ale oprócz niewinnego flirtu, to do niczego nie doszło. Teraz po powrocie do domu, życie z mężem wydaje mi się takie nijakie".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Prześlij swoją historię na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Marzyłam o wyjeździe nad morze
Od zawsze kochałam morze. Szum fal, zapach soli w powietrzu, ciepły piasek pod stopami – to wszystko sprawia, że czuję się wolna i szczęśliwa. Niestety, mój mąż nigdy nie podzielał tej pasji. Dla niego urlop nad morzem to strata czasu. Zawsze wolał góry albo miejskie wycieczki, gdzie można zwiedzać, poznawać nowe miejsca, ale ja zawsze marzyłam o spędzeniu czasu nad wodą, gdzie mogłabym po prostu odpocząć.
W tym roku postanowiłam, że nie zrezygnuję z marzeń i pojadę nad morze sama. Mój mąż, choć niechętnie, zgodził się na ten pomysł. Nie chciał mi towarzyszyć, co zrozumiałam – znamy się przecież od lat i wiem, jakie ma upodobania. Czułam jednak, że ten wyjazd jest mi potrzebny, aby naładować baterie i zregenerować siły po miesiącach pracy.
Na miejscu wszystko wydawało się idealne. Morze było równie piękne, jak to zapamiętałam, a czas spędzałam na długich spacerach po plaży, kąpielach słonecznych i czytaniu książek. Jednak wieczorami, kiedy samotność zaczynała mi doskwierać, udałam się do lokalnej restauracji, gdzie zaczęła się historia, którą chcę Wam opowiedzieć.
Flirt z mężczyzną sprawił, że poczułam się wyjątkowo
Już pierwszego wieczoru przyciągnęłam uwagę pewnego mężczyzny. Był uroczy, pewny siebie, z błyskiem w oku, który trudno było zignorować. Przysiadł się do mojego stolika, zagadnął, a rozmowa popłynęła zupełnie naturalnie. Miałam wrażenie, że znamy się od lat. Czułam się wyjątkowo, gdy zwracał na mnie uwagę, prawił komplementy i słuchał z zainteresowaniem wszystkiego, co miałam do powiedzenia.
Z czasem nasze wieczorne spotkania stały się rutyną. Widywaliśmy się codziennie – bez wcześniejszych ustaleń, ale jakby intuicyjnie szukając swojego towarzystwa. Flirt był niewinny, pełen subtelnych gestów i spojrzeń, ale niczego więcej. Nie przekroczyliśmy żadnej granicy, ale muszę przyznać, że ten niewinny flirt sprawiał mi ogromną przyjemność.
Każdy wieczór nad morzem był jak z romantycznego filmu – śmiech, rozmowy, blask świec, szum fal w tle. Czułam się żywa, pełna energii, jakby ktoś przypomniał mi, jak to jest być kobietą, na którą ktoś patrzy z podziwem. Niestety, wyjazd dobiegł końca, a ja musiałam wrócić do domu, do swojego życia i codzienności.
Poczułam, że życie z moim mężem jest nijakie
Po powrocie do domu coś się we mnie zmieniło. Zaczęłam dostrzegać, jak bardzo nasze życie z mężem stało się przewidywalne i pozbawione emocji. Oczywiście, nie mogę powiedzieć, że nasze małżeństwo jest nieszczęśliwe – jesteśmy dla siebie życzliwi, mamy wspólne zainteresowania i dobrze się dogadujemy. Ale teraz, po tym, czego doświadczyłam nad morzem, to wszystko wydaje się taki nijakie.
Zaczęłam tęsknić za tym uczuciem ekscytacji, jakie towarzyszyło mi podczas tamtych wieczorów. Brakuje mi tego błysku w oku, poczucia, że dla kogoś jestem kimś więcej niż tylko żoną, czy też przyjaciółką. Nie chodzi o to, że przestałam kochać mojego męża, ale uświadomiłam sobie, że w naszym związku brakuje czegoś, co kiedyś nas łączyło – tej iskry, która rozpalała nasze uczucia.
Zastanawiam się, czy poruszyć z mężem ten temat. Boję się, że mógłby to źle odebrać, a przecież nie chcę go zranić. Z drugiej strony, nie mogę zignorować tego, co czuję, bo towarzyszące mi rozterki coraz bardziej mi doskwierają.
Krystyna