"Może jestem stara i nic nie rozumiem, kiedy moje dzieci mówią mi, że takie czasy nastały. Każdy żyje, jak chce, i innym nic do tego. Byleby jemu było dobrze. Ale to przecież jest krótkowzroczność, bo takie pseudoszczęście budowane na fundamencie czyjegoś kulejącego związku od początku ma rysę, której nie sposób wypolerować".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Moja córka spotyka się z żonkosiem
Piszę do was, żeby się wyżalić na swoją dorosłą, najstarszą córkę. Myślałam, że Beata ułoży sobie życie szczęśliwie, a ona pcha się tam, gdzie nie trzeba - spotyka się z facetem, który ma żonę. Dowiedziałam się przypadkiem miesiąc temu i od tamtej pory martwię się o nią.
Może jestem stara i nic nie rozumiem, kiedy moje dzieci mówią mi, że takie czasy nastały. Każdy żyje, jak chce, i innym nic do tego. Byleby jemu było dobrze. Ale to przecież jest krótkowzroczność, bo takie pseudoszczęście budowane na fundamencie czyjegoś kulejącego związku jest wyjątkowo nietrwałe.
Nie rozumiem, na co ona liczy. Ten jej Marcin jest żonaty. Jeszcze się nie rozwiódł i nie sposób przewidzieć, czy do tego rozwodu dojdzie. Póki co mieszka u żony i tylko składa deklaracje. Z jakichś powodów nie szanuje ani żony, ani mojej Beaty. Jedną kobietą się znudził, zastąpił ją moją Beatką.
A za rok, dwa albo pięć znudzi się Beatą, bo nie wierzę, że dzięki mojej córce przejdzie przemianę i z człowieka niestałego w uczuciach nagle stanie się wiernym mężem. Raz się rozglądał za inną spódniczką, zrobi to ponownie. Ja tam w cuda nie wierzę.
Córka nie chce brać wzoru z mojego małżeństwa
Mówię, ostrzegam, a moja córka na to nic. Beata zostanie na lodzie ze złamanym sercem. Dopiero wtedy wspomni moje słowa: "a nie mówiłam". Ale moja córka nie chce mnie słuchać, wie lepiej.
Gdy ja byłam młoda, moja mama uczyła mnie, że życie bez miłości jest niewarte funta kłaków. Ale o tę miłość trzeba dbać, pielęgnować ją, rozmawiać z drugim człowiekiem, a nie przy pierwszych problemach pakować walizki lub rozglądać się za innymi spodniami albo spódniczką.
Mnie i mojego świętej pamięci męża życie nie rozpieszczało. Był czas, że żyliśmy biednie. Ale kochaliśmy się, a dzięki temu zwyczajne obowiązki i niedostatki wydawały się mniej uciążliwie. Mieliśmy dla siebie czas i spędzaliśmy go razem.
Małżeństwo to nie droga na skróty, trzeba dawać dużo od siebie, żeby stworzyć razem trwały związek. I najważniejsze — potrafiliśmy sobie nawzajem wybaczyć, jeśli to drugie zawiodło.
Mam wrażenie, że dzisiaj wybaczanie drugiemu człowiekowi jest już niemodne. Modne jest za to zaczynanie ciągle od nowa, ale z kolejną osobą, bo przecież to wymaga mniej wysiłku niż praca nad sobą i szczera rozmowa z partnerem albo partnerką.
Chcę, by moja córka była szczęśliwa
Tyle razy tłumaczyłam córce, żeby nie wpychała się pomiędzy dwoje ludzi. Jeśli naprawdę kocha tego faceta, to oboje powinni poczekać, aż Maciek uporządkuje swoje sprawy. Zamknąć jeden rozdział i dopiero zacząć drugi. Ale oni wolą chwytać dwie sroki za ogon. Nie sądzę, żeby to się dobrze skończyło.
Tak bym chciała, żeby Beatka nie komplikowała sobie życia, przecież zasługuje na szczęście.
Zofia J., 65 l.