"Wszystko miało być idealne. Każdy szczegół zaplanowany, każdy moment przemyślany, by dzień naszego ślubu stał się najpiękniejszym wspomnieniem naszego życia. Od samego rana czułam jednak lekkie ukłucie niepokoju. Być może to była intuicja, a może po prostu zwykła obawa przed tym, co nieuniknione – decyzja o zaproszeniu ciotki Barbary".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
To miał być najszczęśliwszy dzień
Ciotka Barbara była zawsze tą osobą, której zdanie musiało być ostatnie. Zawsze wiedziała lepiej, zawsze robiła rzeczy po swojemu, niezależnie od tego, jak bardzo to komplikowało sprawy. Gdy rozsyłaliśmy zaproszenia, wiedziałam, że jej obecność może wprowadzić chaos, ale nie chciałam konfliktów w rodzinie. Pomyślałam, że to tylko jeden dzień, jeden wieczór, może się uda. Jednak, już w trakcie przygotowań do wesela, żałowałam tej decyzji.
Na początku wesela wszystko szło zgodnie z planem. Goście bawili się doskonale, a fotograf, którego wynajęliśmy, uwieczniał każdy moment – od pierwszego tańca, przez zabawy, po wzruszające toasty. Czułam się szczęśliwa, otoczona bliskimi, którzy cieszyli się naszym szczęściem. Jednak, jak się okazało, cisza przed burzą była złudna.
Ciotka Barbara szybko zaczęła zwracać na siebie uwagę
Najpierw krytykowała muzykę, potem układ stołów, ale prawdziwe kłopoty zaczęły się, gdy zainteresowała się fotografem. Najpierw delikatnie sugerowała mu, jakie zdjęcia powinien robić – te pod słońce, bo przecież tak będzie ładniej. Potem stawała się coraz bardziej natarczywa, niemal sterując każdym jego krokiem. Było to niezręczne, ale fotograf, zachowując profesjonalizm, starał się zadowolić ją, jednocześnie realizując nasze prośby.
Po kilku koktajlach ciotka nabrała odwagi. W pewnym momencie, gdy zauważyła, że fotograf nie wykonuje zdjęć tak, jak sobie tego życzyła, postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Dosłownie. Wyrwała mu aparat z rąk, jakby to było jej prawo, jakby tylko ona wiedziała, jak powinno się uwieczniać ten dzień. Próbował ją powstrzymać, ale ona była nieugięta, aż w końcu, nie utrzymując równowagi, upadła na ziemię, ciągnąc za sobą aparat.
Gdy podniosła się z podłogi, okazało się, że w całym tym zamieszaniu, skasowała wszystkie zdjęcia. Cała praca fotografa, wszystkie uchwycone momenty – zniknęły w ułamku sekundy. Serce mi zamarło, a czas jakby na chwilę stanął. Patrzyłam na ciotkę, próbując zrozumieć, czy ona zdaje sobie sprawę z tego, co zrobiła. Jednak ona tylko wzruszyła ramionami, jakby to był drobiazg, nie wart uwagi. Co gorsza, obraziła się na nas za to, że zwróciliśmy jej uwagę.
Zostaliśmy bez pamiątek z naszego wielkiego dnia. Wszystko, co miało być uwiecznione na zdjęciach – radość, miłość, uśmiechy naszych bliskich – przepadło.
Elcia