"Przez dziesięć długich lat byłam służącą w domu mojej teściowej. Każdy dzień mijał mi na wykonywaniu obowiązków, które, choć męczące, traktowałam z poczuciem odpowiedzialności. Wstawałam wcześnie rano, by przygotować śniadanie, sprzątać dom, robić zakupy i zajmować się wszystkim, co uznawała za niezbędne. Nigdy nie było mowy o odpoczynku, bo zawsze znalazło się coś, co należało zrobić, a jeśli czasem odważyłam się usiąść choć na chwilę, czułam na sobie jej spojrzenie pełne dezaprobaty".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Przez dziesięć lat pełniłam rolę służącej w domu mojej teściowej
Nie było to jednak tylko zajęcie domowe — zrezygnowałam z własnych ambicji i marzeń, aby umożliwić mojemu mężowi rozwój zawodowy. To miało być nasze wspólne poświęcenie, ale szybko stało się jasne, że ciężar tej decyzji spadł wyłącznie na mnie. Zostałam w domu teściowej z naszymi dziećmi, opiekując się nimi i prowadząc gospodarstwo, podczas gdy mój mąż budował swoją karierę. Byłam przekonana, że to dla dobra naszej rodziny, że poświęcenie przyniesie nam wszystkim korzyści.
Każdy dzień wypełniony był obowiązkami. Poranki zaczynały się od przygotowania śniadania i wyprawienia dzieci do szkoły, a potem cały dzień spędzałam na sprzątaniu, gotowaniu, praniu, a także na opiece nad teściową, której stan zdrowia wymagał ciągłej uwagi. Wszystko to robiłam bez słowa skargi, bo wierzyłam, że to moja rola. Jednak z czasem zaczęłam dostrzegać, że moje wysiłki są niedoceniane. Teściowa, zamiast okazać wdzięczność, tylko krytykowała. Każdy mój ruch, każde słowo było poddawane surowej ocenie, a jedyne, co słyszałam, to wieczne narzekania. Nigdy nie usłyszałam od niej dobrego słowa, nigdy nie poczułam, że jestem dla niej kimś więcej niż tylko niechcianym dodatkiem do jej domu.
Mąż nigdy mnie nie wspierał
Mój mąż, zamiast stanąć po mojej stronie, jeszcze bardziej mnie pogrążał. Nie miałam w nim wsparcia, wręcz przeciwnie — gdy zwracałam mu uwagę na to, jak źle się czuję, kazał mi być wdzięczną za "kąt nad głową". Przekonywał mnie, że teściowa ma prawo wymagać, że to ja powinnam okazywać wdzięczność za to, że w ogóle mamy gdzie mieszkać. Byłam zrozpaczona, bo zamiast partnera, znalazłam w nim kolejnego oprawcę, który nie widział nic złego w tym, że jego matka traktowała mnie jak służącą.
Z każdym dniem czułam, jak coraz bardziej oddalam się od męża. Byłam samotna w tej walce, nie mając nikogo, kto by mnie wsparł, kto by powiedział, że mam prawo do szczęścia. Z czasem zaczęłam rozumieć, że dla mojego męża liczy się tylko jego kariera, a ja i dzieci byliśmy jedynie wygodnym tłem dla jego ambicji.
Po dziesięciu latach życia w tym koszmarze, podjęłam decyzję, która była najtrudniejsza w moim życiu, ale zarazem najbardziej wyzwalająca. Zdecydowałam się odejść. Spakowałam nasze rzeczy i razem z dziećmi opuściłam dom. to najlepsza decyzja w moim życiu.
Elka