"Jan odszedł niespodziewanie. Nic nie zapowiadało, że nasze szczęście zburzy jedna chwila. Po pogrzebie i odczytaniu testamentu w progu naszego domu pojawiła się Helena wraz z maleńką Kasią. To była druga rodzina Jana, którą ukrywał przede mną przez ostatnie 7 lat. Kobieta nie chciała pieniędzy, nie chciała majątku, ani niczego. Miała tylko jedną prośbę, abym zajęła się ich córką, bo jej czasu niewiele zostało".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Jan odszedł niespodziewanie
Nasze życie było spokojne, stabilne, wręcz idealne. Jan, zawsze zdystansowany, mówił o dzieciach jak o czymś odległym, czego nie potrzebował. Czułam się rozczarowana, ale akceptowałam jego decyzję, choć sama pragnęłam rodziny. Wierzyłam, że to kwestia czasu, że może kiedyś zmieni zdanie. Nie naciskałam.
Jan odszedł niespodziewanie. To był zwyczajny dzień. Wracał z pracy, uśmiechnięty, jak zawsze. Planowaliśmy kolację, mieliśmy obejrzeć nasz ulubiony film. Nie wrócił. Wypadek samochodowy. To było takie nagłe, takie nierealne. Jakby ktoś wyrwał mi serce. Nasze szczęście zburzyła jedna chwila.
Pogrzeb był dla mnie jak sen, w którym nie chciałam uczestniczyć. Ludzie przychodzili, składali kondolencje, ale ich słowa nie docierały do mnie. Byłam jak w transie, otoczona mgłą żalu i niedowierzania. Odczytanie testamentu było formalnością, którą musiałam przejść. Nie spodziewałam się żadnych niespodzianek. Ale wtedy pojawiła się ona.
Helena stała w progu naszego domu z maleńką Kasią na rękach. Była to kobieta, której nigdy wcześniej nie widziałam, a jednak miała w oczach coś znajomego. To było spojrzenie, które kiedyś widziałam u Jana, ten sam błysk, ten sam wyraz twarzy. Stałam oszołomiona, niezdolna do wydobycia z siebie słowa. Helena, jakby to zrozumiała, weszła do środka i zaczęła mówić.
Wszystko się zmieniło
Przez ostatnie siedem lat Jan prowadził podwójne życie. Miał drugą rodzinę, o której nie miałam pojęcia. Ukrywał to przede mną, nie dopuszczając żadnych podejrzeń. Helena była matką jego dziecka, ich córki, Kasi. Z każdą minutą, kiedy mówiła, czułam, jak grunt pod moimi stopami osuwa się, a moje życie rozpada się na kawałki. Jan, który nigdy nie chciał być ojcem, który zawsze mówił o dzieciach z obojętnością, miał córkę. Córkę, którą kochał, ale którą ukrywał przede mną.
Helena nie przyszła po pieniądze, nie chciała majątku ani niczego, co mógł jej zaoferować Jan. Miała tylko jedną prośbę. Poprosiła mnie, abym zajęła się Kasią. Jej głos był spokojny, ale pełen bólu. Dowiedziałam się, że Helena jest śmiertelnie chora, a jej czasu niewiele zostało. To była jedyna rzecz, którą mogła zrobić dla swojej córki – zapewnić jej opiekę, zanim sama odejdzie. Zanim Jan zginął, Helena i on rozmawiali o przyszłości Kasi. Jan nie zdążył powiedzieć mi prawdy, nie zdążył przygotować mnie na to, co miało nadejść.
Nie wiedziałam, co zrobić. Czułam gniew, żal, ale też współczucie. Przede mną stała kobieta, która kochała mojego męża, a teraz musiała prosić mnie o pomoc. I była Kasia – niewinna, nieświadoma tego, co się działo, patrzyła na mnie oczami swojego ojca.
Podjęłam decyzję, której nigdy bym się po sobie nie spodziewała. Zgodziłam się zająć Kasią. Wiedziałam, że to będzie trudne, że nigdy nie będę mogła zapomnieć zdrady Jana. Ale to dziecko nie było niczemu winne. Była częścią mojego męża, częścią życia, które przez tyle lat myślałam, że znam. Helena zmarła kilka miesięcy później, spokojna, wiedząc, że Kasia ma dom, ma kogoś, kto się nią zaopiekuje.
Teraz, kiedy minęło już kilka lat, patrzę na Kasię i widzę w niej to, co najlepsze w Janie. Choć to nigdy nie będzie łatwe, nauczyłam się akceptować tę nową rzeczywistość.
Madzia