"Od momentu, kiedy moje wnuczki przyszły na świat, staram się być dla nich babcią, jaką każde dziecko mogłoby sobie wymarzyć. Nawet bez okazji zasypuję je prezentami. Dla mnie to naturalne, że chcę obdarowywać wnuczki, które tak bardzo kocham i cieszyć się ich uśmiechami, które są dla mnie największą nagrodą. Niestety, moja niewdzięczna synowa nieustannie kręci nosem. Takiej nie da się dogodzić".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Zasypuję wnuczki prezentami
Jestem babcią dwóch cudownych wnuczek, które są całym moim światem. Odkąd przyszły na świat, staram się zapewniać im wszystko, co najlepsze, aby mogły cieszyć się dzieciństwem pełnym radości i uśmiechu. Każda okazja, każde święto, każde wydarzenie, a nawet ich brak, to dla mnie moment, by wyrazić moją miłość. Kupuję wnusiom zabawki, książki i ubranka.
Niestety, mimo starań i miłości, jakie wkładam w swoje działania, czuję się coraz bardziej zraniona i niedoceniana. Moja synowa, Anna, nieustannie kręci nosem na wszystkie prezenty. Z każdym nowym podarunkiem, który staram się wybrać z myślą o moich ukochanych wnusiach, przychodzą krytyczne uwagi z jej strony:
Takie ciuszki są już niemodne. Mogłaś mnie zapytać, czego dziewczynki potrzebują.
Nie potrafię zrozumieć, dlaczego moje starania spotykają się z taką niechęcią z jej strony. Nie jestem osobą, która szuka konfliktów, ale czuję, że dłużej nie mogę biernie patrzeć na to, jak żona mojego syna nieustannie krytykuje wszystkie moje pomysły.
Niewdzięczna synowa ciągle kręci nosem. Takiej nie dogodzisz
Moje wnuczki to dla mnie największy skarb, a możliwość obdarowywania ich prezentami sprawia mi ogromną radość. Co najgorsze, po dziewczynkach widzę, że podobają im się upominki, a reakcja mojej synowej jest kompletnie odwrotna. Kiedy kupiłam wnusiom drogi zestaw edukacyjny, ich oczy aż błyszczały z radości. Moje szczęście przerwały jednak gorzkie słowa synowej:
Powinna mama kupić im coś bardziej praktycznego. To będzie tylko zalegać na półce i się kurzyć.
Przy kolejnej okazji osobiście uszyłam im wełniane czapeczki. Dumna z efektu z radością wręczyłam im prezent. Reakcja mojej synowej była jednak zdumiewająca:
Moim zdaniem lepiej byłoby im kupić czapeczki z sieciówki. Te wyglądają jak z lat 90., a dziewczynki potrzebują teraz czegoś bardziej modnego.
Znalezienie wspólnego języka z moją synową jest dla mnie wręcz niemożliwe. Tak wybrednej osobie nie da się dogodzić.