"Darek stwierdził, że po 37 latach pracy w jednej firmie wypalił się zawodowo. Chce złożyć wypowiedzenie i zrobić sobie kilka lat urlopu. Mam obawy, że to będzie początek końca naszego małżeństwa".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Mąż chce rzucić pracę, w której spędził pół życia
Mój mąż przez większość swojego życia zawodowego pracował w jednej firmie. To dłużej, niż jesteśmy małżeństwem. Kilka razy mój Darek awansował, w tej chwili jest jednym z pracowników z najdłuższym stażem i największym doświadczeniem. Ostatnim z niezastąpionych. Przez to zawsze jemu przypada szkolenie nowych pracowników.
Mąż od lat narzeka, że ci nowi przychodzą coraz mniej inteligentni i coraz bardziej leniwi. Nie mają chęci się niczego uczyć, a zatrudnienie w firmie traktują jak punkt do odhaczenia, żeby mieć co wpisać w CV. W ogóle im nie zależy. Popracują kilka miesięcy, po czym odchodzą, a mój mąż musi szkolić kolejnych. Niekończąca się historia.
Darek już ma tego dość, bo w efekcie wszystko spada na niego, łącznie z odpowiadaniem za błędy tych 20-, 30-latków i poprawianiem roboty po nich. Stwierdził, że wypalił się zawodowo i zwyczajnie już nie chce tego robić. Za dużo emocji i stresów pochłania ta praca. Tutaj w zupełności się z nim zgadzał.
Mąż ma w planach kilka lat urlopu. Nie widzę tego
Moje obawy budzi co innego - mąż zaplanował sobie, że rzuci tę pracę, ale nie będzie szukał następnej. Stwierdził, że zrobi sobie kilka lat urlopu. Finansowo jesteśmy zabezpieczeni na długo, więc pod tym względem jego plan byłby do przyjęcia. Sęk w tym, że nie jestem pewna, czy mąż nagle zniesie tyle wolnego czasu.
On stwierdził, że w końcu będzie miał czas pomóc mi w ogrodzie i w obejściu, będzie na każde moje życzenie. Nasze życie zmieni się na plus. Będziemy mogli podróżować, czytać książki, rozmawiać wieczorami pod gwiazdami, chodzić do kina i na spacery. Same relaksujące zajęcia. W końcu będzie spokojny, a nie w kółko zmęczony, zniecierpliwiony albo stale w drodze.
Z jednej strony, jego plan brzmi dla mnie jak bajka, ale z drugiej, nie jestem przekonana do tego pomysłu. Jak będzie siedział sam w domu (ja nie zamierzam rezygnować z pracy), to nie wytrzyma i zaraz mu przyjdą do głowy jakieś głupoty.
Znam takie przypadki - mąż mojej kuzynki dokładnie tym scenariuszem poszedł. Po pół roku siedzenia w domu na wcześniejszej emeryturze zmienił się nie do poznania. Po roku się rozwiedli.
Boję się, że mój mąż też wynajdzie sobie nieodpowiednie towarzystwo albo zajęcie i to będzie początek końca naszego małżeństwa.
Ewa