"Na początku wakacji kupiłam swoje wymarzone mieszkanie. Ustawiłam się tak, że akurat zaczęłam urlop w pracy, żeby sobie wszystko elegancko wykończyć. Nie zdążyłam dobrze się poznać z sąsiadami, bo wciąż było coś do zrobienia, ale jakimś cudem poznali moje imię, bo ja praktycznie codziennie znajduję na wycieraczce karteczkę ze wstępem: Pani Alicjo. Za chwilę mi się zrobi z tego księga skarg i zażaleń".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Wprowadziłam się niedawno
Wprowadziłam się tutaj niedawno. Specjalnie zbierałam dni urlopu na ten cel, żebym mogła sobie wszystko po swojemu urządzić tuż po przeprowadzce. Mieszkanie wymarzone. Metraż idealny, położenie też. No dosłownie pomyślałam sobie, że to jest właśnie moje miejsce na ziemi. I to od razu, jak tylko otworzyłam drzwi, co wcześniej mi się nigdy nie zdarzyło.
Nie miałam zbyt wiele czasu, żeby pogadać z sąsiadami. Jestem prawie pewna, że żadnemu nawet nie zdradziłam swojego imienia. No ale ja nigdy nikomu w drogę nie wchodzę,więc uznałam, że rozeznanie nie jest potrzebne, bo wszyscy się zaakceptujemy.
Trochę się pomyliłam
Okazało się jednak, że delikatnie się pomyliłam. To jest oczywista oczywistość, że jak ktoś się wprowadza i chce wyremontować mieszkanie, to raczej bezszelestny nie będzie, bo tak się po prostu nie da. Choć ja naprawdę staram się robić to wszystko najciszej, jak tylko mogę.
W pierwszym tygodniu najpierw zaczepiano mnie na klatce. Raz jeden sąsiad, raz drugi, a czasem inna sąsiadka. No i dobra. Obiecywałam, że będę cisze, ale trudno było to zrealizować. Później skróciłam codzienny czas remontu do 5 godzin, zamiast 10 dziennie. Co oczywiście wydłużyło moją pracę.
Teraz dostaję karteczki
Teraz już żaden sąsiad mnie nie upomina tak bezpośrednio, za to praktycznie co rano znajduje na wycieraczce karteczki, z których wyczytać można np. takie słowa:
Pani Alicjo, proszę ciszej tą wiertarką działać.
Ok. Tylko niby jakim cudem ja mam to zrobić, skoro to po prostu wiertarka. Nie da się jej wyciszyć, a ja muszę jej używać. Najlepsze jest to, że na tych kartkach jest zawsze inny rodzaj pisma, więc sąsiedzi się po prostu umówili i piszą je wymiennie. Ja mam już tak dość, że umówiłam się na rozmowę z dzielnicowym. Niech on mi powie, czy ja mam prawo skończyć ten remont, który przez moją dobrą wole i tak już przeciągnął mi się o kilka tygodni. Nie chce mieć wrogów wśród sąsiadów, ale nie tylko ja powinnam iść na kompromisy. Szczególnie że przecież nie będę remontować tego mieszkania przez całe życie.
Alicja