"Bożena od samego początku mnie nie lubiła. Uważała, że jestem dziewczyną z niższych sfer i wcale nie zasługuje na jej mądrego i ustawionego synka. Marek jest jedynakiem, więc nie dziwi mnie to, że jest wychuchany i wycackany przez mamusię. Nie miałam łatwo przez trzy lata narzeczeństwa, bo przyszła teściowa ciągle próbowała mnie odciągnąć od Marka. Na szczęście udało nam się dotrwać do ślubu. Ale i tego dnia teściowa postanowiła, że skupi na sobie całą uwagę i jednocześnie da upust swojemu manifestowi, że nie chce mnie w swojej rodzinie".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
To był trudny czas, a miał być najpiękniejszy
Po ceremonii, gdy wszyscy składali nam życzenia, Bożena podeszła do nas ostatnia. Jej twarz była zimna, a spojrzenie pełne pogardy. Wręczyła nam bukiet czarnych róż i wycedziła przez zęby, że życzy nam "szczęścia". Poczułam, jakby wbiła mi nóż prosto w serce, ale starałam się zachować spokój. Wzięłam bukiet, uśmiechnęłam się i podziękowałam. Marek mocno mnie objął, dając do zrozumienia, że jesteśmy w tym razem.
Wiedziałam, że to dopiero początek naszej walki o szczęście, ale byłam gotowa stawić czoła wszystkim przeciwnościom. Miłość, którą dzieliliśmy z Markiem, była wystarczająco silna, aby przetrwać nawet najgorsze ataki. Bożena mogła próbować nas rozdzielić, ale wiedziałam, że nigdy jej się to nie uda. Byliśmy dla siebie stworzeni, a to było najważniejsze.
Po ślubie odbyło się przyjęcie, które miało być radosnym zakończeniem tego pełnego emocji dnia. W sali panował nastrój radości, muzyka grała, a goście bawili się, jakby nic nie mogło zakłócić ich dobrego humoru. Ale ja ciągle czułam ciężar spojrzenia Bożeny, która siedziała w kącie, obserwując każdy mój ruch. Czułam się, jakbym była pod stałą kontrolą, jakby każdy mój krok był oceniany i krytykowany.
Podczas pierwszego tańca z Markiem, starałam się skupić tylko na nim. Jego oczy były pełne miłości, a uśmiech na jego twarzy dodawał mi odwagi. Tańczyliśmy, jakby cały świat nie istniał, tylko my dwoje. Ale gdy tylko taniec się skończył, zobaczyłam, że Bożena wstała ze swojego miejsca i podeszła do mikrofonu. Zamarłam, nie wiedząc, czego się spodziewać.
Chciałabym powiedzieć kilka słów. Nie zawsze zgadzałam się z wyborem mojego syna, ale dziś chciałabym życzyć im wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia.
Jej głos był chłodny, a oczy nie zdradzały żadnych emocji. Wiedziałam, że te słowa były wypowiedziane tylko dla zachowania pozorów.
Gdy wieczór dobiegł końca, a ostatni goście zaczęli się rozchodzić, poczułam ulgę. Marek i ja wróciliśmy do naszego mieszkania, zmęczeni, ale szczęśliwi, że ten pełen wyzwań dzień dobiegł końca. Gdy zamknęły się za nami drzwi, poczułam, że naprawdę zaczynamy nowe życie. Życie, w którym będziemy musieli walczyć o nasze szczęście, ale w którym mieliśmy siebie nawzajem.
Następne tygodnie były jeszcze gorsze, ale czekała mnie niespodzianka
Bożena nie odpuszczała, a ja musiałam nauczyć się, jak radzić sobie z jej ciągłymi próbami ingerencji w nasze życie. Marek stawał po mojej stronie, co tylko potęgowało jej niezadowolenie. Mimo to, każdego dnia umacnialiśmy naszą miłość, udowadniając sobie i wszystkim wokół, że jesteśmy silniejsi razem.
Pewnego dnia, gdy wróciłam do domu po długim dniu w pracy, zobaczyłam Marka z uśmiechem na twarzy. Mam dla ciebie niespodziankę – powiedział, prowadząc mnie do kuchni. Na stole leżały bilety na podróż do Paryża, naszego wymarzonego miejsca.
Chcę, żebyśmy zaczęli nasze nowe życie z dala od wszystkiego, co nas tu trzyma.
Podróż do Paryża była dla nas jak nowy początek. Spacerując po uliczkach miasta, trzymając się za ręce, czułam, że wszystkie problemy znikają. Zostajemy tu na dłużej. Z dala od teściowej.
Ania