"Józef od razu mi się bez pamięci spodobał. Podobało mi się w nim to, że był taki szarmancki, dobrze wychowany i zawsze całował mnie w rękę, gdy tylko się widzieliśmy. Na samą myśl o nim dostawałam dreszczy i to nawet pomimo faktu, że znaliśmy się tak krótko. To było coś wyjątkowego - jedynego w swoim rodzaju".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Miałam dwóch mężów, ale żaden nie był taki jak Józef
Marek i Władek. Obaj byli moimi mężami i każdy był na swój sposób okej. Marka poznałam jeszcze w czasach szkolnych. Zawsze dobrze się ze sobą dogadywaliśmy i czuliśmy nić porozumienia, ale tak w istocie to się aż tak dobrze nie znaliśmy. Weszliśmy w związek ze względu na emocje, a potem było bardzo trudno się razem dograć. Podjęliśmy trud ze względu na dziecko, ale w istocie już od początku wiedziałam, że skończy się rozwodem - skończyło się po 12 latach.
Potem był Władek. Po Marku szukałam kogoś, kto mnie zaakceptuje taką, jaką jestem i takiego mężczyznę, z którym może nie będzie tego żaru uczucia, ale za to będzie poczucie stabilizacji i akceptacja tego, że mam dziecko. Władek taki był, ale w istocie wcale go nie kochałam. To był interes. Jemu potrzebna była żona, bo ojciec chciał przepisać na niego majątek, ale obiecał to zrobić dopiero wtedy, gdy Władek będzie miał żonę. No to znalazł. Ta relacja także jednak nie przetrwała próby czasu.
Wreszcie przyszedł czas na Józefa. Józef wreszcie okazał się mężczyzną mojego życia. Ale moim mężem nigdy nie został.
Zakochałam się w Józefie bez opamiętanie
Józefa poznałam już wtedy, gdy byłam starsza i schorowana. Od początku zauważyłam, że on pasuje mi absolutnie pod każdym kątem - jest przystojny, szarmancki, nieziemsko przystojny, jak na swój wiek i niezwykle dobrze wychowany. No taki kawaler z lat 20. Takich już przecież nie robią.
Józio urzekł mnie swoją niewymuszoną charyzmą. Gdziekolwiek się nie pojawiał, zjednywał sobie towarzystwo. Błyszczał niczym diament. Pamiętam, że kiedyś zaczęłam z nim rozmowę i nigdy wcześniej nie czułam takiego porozumienia dusz. Nawet z Markiem nie było aż tak bardzo namiętnie. Spędzaliśmy ze sobą coraz więcej czasu, a ja autentycznie czułam, że nigdy wcześniej do nikogo nie miałam aż tak wielkich emocji.
Wreszcie bez względu na to, że mamy tyle lat, zamieszkaliśmy razem. A ja jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie i to nawet, mimo że mam już swoje lata. Warto pozwolić sobie na miłość i nie zważać na nic innego.
Maria