"Moja żona dostała propozycję pracy w urzędzie. Na rozmowie kwalifikacyjnej wypadła naprawdę znakomicie, ale był mały kłopot - musiała podjąć studia. No i podjęła. Żona zdobywa wszystkie nagrody oraz stypendia, i nawet młodzi studenci zazdroszczą jej bardzo dobrych ocen. Wszyscy studenci bardzo ją chwalą i doceniają. Tak właśnie trzeba żyć".
Publikujemy list naszego czytelnika. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Moja żona szukała pracy
Moja żona musiała zrezygnować z poprzedniej pracy, ponieważ były trudności z wypłatą. Jest to jednak kobieta pracująca, która żadnej roboty się nie boi, więc wzięła się do pilnych poszukiwań. A jednak teraz na każde stanowisko trzeba mieć studia, czy krótko mówiąc, papierek. A ona niestety tego "papierka" nie miała, co bardzo utrudniało potencjalne poszukiwania.
Mijał czas, a ciągle się powtarzał schemat ze studiami, aż żona próbowała się dostać na gorsze stanowisko – typu sprzątaczki. A jednak tutaj był inny kłopot – sugestie, że żona absolutnie nie ma wyglądu na sprzątaczkę i zasługuje na znacznie lepszy zawód. Wreszcie żona dostała propozycję pracy w urzędzie i wtedy dopiero się zaczęło. Okazało się bowiem, że to była bardzo poważna oferta za naprawdę godziwe wynagrodzenie.
Moja żona poszła na studia
Potencjalny pracodawca był nią oczarowany i od razu chciał ją zatrudnić. Wszystko było dopięte na ostatni guzik, a on wtedy niestety dodał do mojej żony: "Agnieszko, ale ty nie masz studiów".
Stwierdził jednak, że to żaden kłopot, bo urząd wyśle ją na administrację na uczelnię – zaocznie i jeszcze jej wszystko opłacą. Początkowo żona nie była pewna, czy rzeczywiście chce się na to zdecydować, bo jednak to jest zobowiązanie, ale jednak zaryzykowała. Szybko okazało się, że to decyzja była iście perfekcyjna. Żona w porównaniu do tych wszystkich studenciaków po liceum miała naprawdę dużą wiedzę. Nie ma się więc co dziwić, że tak świetnie sobie poradziła ze wszystkimi sprawdzianami i egzaminami, i dostała stypendium. No i ja jestem z niej dumny.
Wykładowcy na tej uczelni normalnie mówią jej, że świetnie sobie ze wszystkim radzi i powinna iść na doktorat, bo ona jak gdyby nic, łączy swoje aktywności zawodowe z tymi na uczelni. W pracy też są wszyscy zadowoleni z tego, jak sobie radzi z dokumentami. Tak trzeba żyć. To są właśnie te magiczne momenty. A ja się cieszę, że mam w domu prawdziwą studentkę.
Sławek