"Moja synowa zrobiła mi najpiękniejszy prezent. Jestem jej taka wdzięczna!"

"Moja synowa zrobiła mi najpiękniejszy prezent. Jestem jej taka wdzięczna!"

"Moja synowa zrobiła mi najpiękniejszy prezent. Jestem jej taka wdzięczna!"

canva.com

"Przyznam, że na początku trochę sceptycznie podchodziłam do żony mojego syna, Kasi. Wydawała mi się taka mało serdeczna, zamknięta w sobie, miałam wrażenie, że się wywyższa. Nigdy nie było między nami żadnego konfliktu, ale brakowało mi bliskości. Mam dwóch synów i chyba podświadomie liczyłam, że Kasia będzie taką moją córeczką. W końcu pogodziłam się z tym, że stosunki między nami będą po prostu poprawne. I wtedy ona zrobiła coś, czego w ogóle się nie spodziewałam!"

Reklama

*Publikujemy tekst naszej czytelniczki.

Całe życie mogłam liczyć tylko na siebie. Nie było łatwo

Mam dwóch synów, Michała i Maćka. Wychowywałam ich sama, mój mąż zmarł, kiedy chłopcy byli jeszcze w podstawówce. Wcześniej zresztą też niespecjalnie przejmował się swoimi obowiązkami rodzicielskimi. Krótko mówiąc, wszystko było na mojej głowie. Zarobić, ugotować, posprzątać, i – najważniejsze – przytulić. Przyznaję, nieraz było bardzo ciężko. Ale chłopcy są wspaniali i od najmłodszych lat wiedzieli, że musimy się wspierać i nawzajem sobie pomagać.

Michał, ten starszy, wyprowadził się z domu tuż po skończeniu technikum. Szybko się ożenił, wyjechał z żoną za granicę i tam ułożył sobie życie. Widuję go trzy, może cztery razy w roku. Bardzo się cieszę, że sobie dobrze radzi, ale bardzo mi go brakuje. Na szczęście Maciek został w naszym rodzinnym mieście. Długo nie zakładał rodziny, nie mógł trafić na odpowiednią dziewczynę, miał też problemy z pracą. Martwiłam się o niego strasznie, ale kilka lat temu wszystko zaczęło się układać.

Maciek poznał Kasię dwa lata temu i już w zeszłym roku wzięli ślub. Byłam bardzo zadowolona, że nasza rodzina się powiększa i miałam nadzieję na bliskie relacje z nową synową. Jednak Kasia okazała się być skryta, nie przepadała za spotkaniami w rodzinnym gronie, była mało wylewna. Cóż, najważniejsze, że pasowała Maćkowi – powtarzałam sobie w myślach.

Zachorowałam. Mój świat się zawalił!

Trzy miesiące temu spotkało mnie prawdziwe nieszczęście. Poważnie zachorowałam, konieczna była operacja, jednak terminy w państwowym szpitalu są, jakie są... Choroba nie zagrażała mojemu życiu, ale bardzo je utrudniała, za chwilę nie byłabym w stanie samodzielnie funkcjonować! Ja, która całe życie sama odpowiadałam za siebie i najbliższych. Bardzo trudno było mi się z tym pogodzić i chyba bardziej niż ból doskwierała ta okropna bezradność.

Oczywiście możliwa była operacja w prywatnym szpitalu, termin niemal od ręki, ale koszty ogromne! A na pewno nieosiągalne dla emerytki bez oszczędności. I kiedy tak z dnia na dzień coraz bardziej załamywałam się moją sytuacją, zdarzyło się coś niesamowitego. Zadzwonił Maciek i powiedział, że wpadną z Kasią na kawę. Ucieszyłam się, ale i zdziwiłam, bo synowa wcześniej nie była skora do takich spontanicznych wizyt.

Kiedy przyszli, Kasia od progu zaczęła mówić. Wprost zakomunikowała mi, że ona mnie ogromnie szanuje i docenia gigantyczną pracę, jaką zrobiłam dla rodziny, dla Maćka, dla Michała. Że zawsze stawiałam dzieci na pierwszym miejscu, nie myśląc w ogóle o sobie. A teraz choruję i najważniejsze jest, żebym szybko stanęła na nogi. Dlatego sfinansuje mi operację w prywatnym szpitalu.

Odjęło mi mowę. Po chwili się rozpłakałam, nie wiem, czy przez niesamowity gest mojej synowej, czy dlatego, że w jej oczach też zauważyłam łzy. Nigdy, przenigdy bym się tego nie spodziewała! Czuję wdzięczność.

Janina

Katarzyna Dowbor i Joanna Koroniewska przyszły razem na galę. Zobacz, jak się wspierały!
Źródło: instagram.com/katarzyna_dowbor_official
Reklama
Reklama