"Synowa cały czas przywozi do mnie wnuki. To w końcu jej dzieci czy moje?"

"Synowa cały czas przywozi do mnie wnuki. To w końcu jej dzieci czy moje?"

"Synowa cały czas przywozi do mnie wnuki. To w końcu jej dzieci czy moje?"

canva.com

"Moja synowa chyba myśli, że człowiek na emeryturze to tylko siedzi sobie wygodnie i ogląda telewizję. Ja naprawdę rozumiem, że dzisiejsze czasy nie oszczędzają młodych. Niezdrowe jedzenie, ciągłe życie w biegu, stres - wszystko to wiem i zdaję sobie sprawę, że młodzi mogą czuć się zmęczeni. Tylko czy to powód, żeby swoje dzieci podrzucać rodzicom i teściom?"

Reklama

Publikujemy list od czytelniczki.

Cały czas narzeka, jak to jest zmęczona

Marlena pracuje na pół etatu - tak uzgodnili z Łukaszem i wydaje mi się, że to bardzo sprawiedliwy podział. Franek i Amelka nie siedzą w przedszkolu do późna, a jednocześnie chodzą na zajęcia i spotykają się z rówieśnikami. Mimo że Marlena pracuje zaledwie 4, czasami 5 godzin dziennie, to cały czas narzeka, jak to jest zmęczona.

Może gdybyśmy mieszkali daleko od siebie, nie byłoby takiej sytuacji. Mój dom od domu syna i synowej dzielą niecałe 2 kilometry, co dla Marleny jest świetną okazją, żeby co chwilę podrzucić do mnie wnuki. Zazwyczaj dzwoni, że chciałaby pojechać na zakupy albo do fryzjera i czy miałabym coś przeciwko, gdyby zostawiła u mnie Franka i Amelkę na kilka godzin. Co mam odpowiedzieć? To moje wnuki, wiadomo, że mogą u mnie posiedzieć...

babcia trzymająca wnuczka na kolanach canva.com

Unika czasu spędzonego z własnymi dziećmi?

Tylko ostatnio to chyba nie ma dnia, żeby nie było u mnie wnuków. To w końcu są dzieci Marleny i Łukasza czy moje? Mój syn pracuje do późna, więc jego nie obwiniam za nic. Natomiast Marlena to matka, a tak unika czasu spędzonego z własnymi dziećmi? Przecież ona powinna wykorzystać każdą wolną chwilę na wspólne zabawy, spacery, wyjścia do kina.

Moja synowa jest wygodna, a do tego wykorzystuje moją dobroć. Kocham moje wnuki, więc ich obecność nigdy nie będzie mi przeszkadzać, ale ja też mam swoje życie. Nie mam nawet 70 lat, chcę mieć czas dla siebie, na spotkania z przyjaciółmi, na czytanie książek w ogrodzie, pieczenie ciast. Nie chcę jednak wyjść na złą teściową i babcię, więc nie odmawiam Marlenie, kiedy prosi o pomoc. Boję się tylko, że bez postawienia odpowiednich granic, to ja będę zajmować się w wakacje wnukami, a Marlena będzie sobie w tym czasie wychodzić ze znajomymi i korzystać z życia. Przecież jest matką, chyba świadomie zdecydowała się na dzieci - dla siebie, nie dla mnie czy swoich rodziców.

Nie zamierzam się z nią kłócić, ale jestem ciekawa, czy nie przesadzam? A może to moja synowa przesadza i nadużywa mojej dobroci?

Irena

Dlaczego dzieci płaczą? Sprawdźcie tę galerię i powiedzcie, czy u Was jest podobnie? :)
Źródło: unsplash
Reklama
Reklama