"Znałam Wiktora od 10 lat. Trafiliśmy na siebie przez jakiś portal randkowy, gdy oboje mieliśmy trudny okres w życiu. On szybko oświadczył mi, że to może być tylko przyjaźń, bo nie czuje chemii. Przez chwilę było mi z tym źle, ale po jakimś czasie uznałam, że nie chcę go stracić jako przyjaciela i postanowiłam przesterować myśli. Udało się! Znalazłam sobie faceta, on dziewczynę. Spotykaliśmy się wszyscy razem. A my wciąż byliśmy nierozłączni. Nigdy i z nikim nie łączyła mnie taka więź. Kochałam go jak przyjaciela. On też wyznawał mi to uczucie. Zawsze pierwsi wiedzieliśmy co u nas. Gdy Wiktor zachorował, mój świat się zawalił. Walczył przez pół roku, a ja wiedziałam, że odejdzie. Nie potrafiłam wyobrazić sobie życia bez niego, a po tym, co mi wyznał w pożegnalnym liście, jest mi jeszcze trudniej. Dlaczego tak długo skrywał tę tajemnicę"?
*publikujemy list od czytelniczki
Dobrze jest mieć przyjaciela
Życie bardzo mnie doświadczyło. Wyszłam za mężczyznę, który krzywdził mnie na różne sposoby.
Dopiero po kilku latach odnalazłam w sobie siłę, żeby odejść i zacząć od nowa. Ale nie potrafiłam zaufać żadnemu mężczyźnie.
Po jakimś czasie założyłam konto na portalu randkowym. Tak naprawdę, to szukałam tylko towarzysza do rozmowy, ale Wiktor wydał mi się wyjątkowo interesujący.
Spotkaliśmy się dość szybko. W zasadzie żadne z nas nie mówiło o swoich oczekiwaniach, ale po pewnym czasie on wyznał mi, że nic z tego nie będzie i chciałby, żebyśmy zostali przyjaciółmi.
Gdy facet tak mówi, to raczej chce się pozbyć z życia kobiety. Ale tutaj tak nie było. My wciąż byliśmy w stałym kontakcie. Od rana do wieczora. A ja przesterowałam myśli i naprawdę zaczęłam w nim widzieć po prostu wspaniałego człowieka.
Później znalazł sobie partnerkę, a ja partnera. Spotykaliśmy się wszyscy razem, choć nasi partnerzy bywali zazdrośni o naszą relację. Ale żadne z nas nie chciało z niej rezygnować.
Nigdy nikogo tak nie kochałam
Ani mężczyzny, ani żadnej kobiety. Pomyślałam więc, że nie znałam wcześniej mocy przyjaźni i dopiero Wiktor pokazał mi tę prawdziwą.
Dobrze nam było z naszymi partnerami, dawali nam szczęście. Jednak nasze problemy omawialiśmy najpierw ze sobą nawzajem.
Znajomi dziwili się, że potrafimy być ze sobą tak blisko, nie próbując nawet wchodzić w związek. Ale dla nas to było naturalne.
Okazywaliśmy sobie wdzięczność, gdy tego potrzebowaliśmy i wymienialiśmy się wtedy szczerym "Kocham Cię".
Aż pewnego dnia okazało się, że Wiktor zachorował. Nogi się pode mną ugięły i trudno było mi złapać oddech. A jeśli on odejdzie? Jak ja będę żyć bez niego? Nie dam rady!
canva.com
Ostatnie tygodnie spędził w szpitalu
Przychodziłam do niego codziennie. Trzymaliśmy się za ręce i oglądaliśmy nasz ulubiony serial. Wspominaliśmy wspólne chwile z uśmiechem na twarzach - mimo wszystko.
Codziennie zastanawiałam się, czy to nie moje ostatnie dzień dobry do niego.
Pewnego razu poprosił, żebym została dłużej. Miałam wyjąć z szuflady kolorowe kartki i koperty i napisać na każdej list od niego. Każdy kolor dopasował do znajomych. Różowy był dla Heleny, ona była taką królową różu. Brązowy, ziemisty, do brata, który był oschły wobec niego. Było ich znacznie więcej i na każdej spisałam od niego kilka słów.
Na koniec została żółta. Ale Wiktor nie miał już siły.
Zebrałam się i miałam wyjść, ale on poprosił o jeszcze chwilę. Położyłam się koło niego, a on ucałował mnie w czoło i przytulił ostatkiem sił najmocniej, jak tylko potrafił. Wyznał mi też, że to prawdziwy zaszczyt mieć takiego przyjaciela.
Spojrzałam w jego oczy pełne bólu i już wiedziałam, że mogę go więcej nie zobaczyć.
Rano jego łóżko było puste, ale na szafce obok leżały napisane przez nas listy. W tym również ten żółty - z moim imieniem. Otworzyłam kopertę i przeczytałam:
Najdroższa! Byłaś dla mnie jak słońce, rozświetlające mój każdy dzień, nie mógłbym więc dopasować do Ciebie innego koloru.
Wiedz, że przez całe życie nie spotkałem nikogo, kto dałby mi tyle szczęścia co Ty.
Kochałem Cię na wszelkie możliwe sposoby. Również jak kobietę. I przepraszam, że wyznaję to dopiero teraz.
Bądź szczęśliwa. I do zobaczenia kiedyś... gdzieś!
Wtedy zrozumiałam, że ja jednak czułam do niego to samo.
Od pogrzebu Wiktora minął prawie rok, a ja dalej nie potrafię pogodzić się z tym, że jego już nie ma. Wciąż jestem z moim partnerem, ale nie czuję do niego tego, co do Wiktora. I chyba nigdy już nie poczuję.
Czy teraz zrobiłabym coś inaczej? Chyba nie! Bo choć nigdy nie byliśmy swoimi kochankami, to dzięki temu nie mieliśmy wobec siebie ujawnionych oczekiwań. Nasza relacja była wyjątkowa i każdemu życzę, by spotkał na swojej drodze kogoś takiej.
Klaudyna