"Trafił mi się facet wygodnicki, który wykorzystuje każdą okazję do tego, żeby tylko nie iść do pracy. Brał chorobowe DOSŁOWNIE na wszystko. Wystarczyło, że przeciął sobie palec przy przekrajaniu bułki. O ile ją przecinał, bo zwykle to ja musiałam mu wciąż usługiwać. Miałam tego dość. Ja chciałam od życia czegoś więcej. Mamy dziecko, więc miałam dylemat, jeśli chodzi o odejście, ale ostatecznie uznałam, że to dla nas wszystkich najlepsze rozwiązanie. Teraz żyje mi się lepiej, ale ostatnio mój były (już) mąż stwierdził, że moje odejście obniżyło jego komfort życia i zamierza starać się o alimenty ode mnie. No TEGO JESZCZE BRAKOWAŁO!"
*publikujemy list od czytelniczki
Nie dam się wykorzystywać
Pieniądze nie są dla mnie w życiu najważniejsze, ale mój spokój jest istotny. A w domu zawsze było tak, że nie miałam chwili na oddech.
Pracuję na etat i zdarza mi się zostawać na nadgodzinach. Czasy mamy takie, że teraz każdy grosz się liczy. Były mąż tego nie rozumiał. Ale po co miał się urabiać po łokcie, skoro żona robiła to za niego. On sobie szedł na etat i przynosił najniższą krajową, co i tak w większości szło na jego używki.
A jak tylko zaczynał mu katar z nosa lecieć, to do pracy już nie szedł, tylko od razu na zwolnienie.
A żoneczka co? Przynieś, wynieś, pozamiataj. A ja latałam jak głupia. Żeby w domu było czysto, żeby było coś pysznego do zjedzenia. Robiłam to oczywiści też z myślą o córce i o sobie, bo w schludnym domu przyjemniej jest mieszkać, ale przecież mój partner nie był tam gościem, a zwykle się tak zachowywał.
Czasem czułam się wykorzystywana i miałam tego dość.
Tupnęłam nogą!
Oczywiście nie od razu złożyłam papiery rozwodowe. Najpierw odbyło się kilka rozmów. Były obietnice poprawy, ale zamiast lepiej, było między nami tylko gorzej.
Raz, kiedy wróciłam z pracy, zastałam go śpiącego na kanapie z pilotem w ręku. Obok sofy leżało kilka puszek po piwie, a na dywanie siedziała nasza córka i płakała.
To był decydujący moment. Byłam tak zła, że po prostu spakowałam go i wyrzuciłam go z domu. I tak to ja płaciłam za to mieszkanie.
Na początku nawet nie interesował się dzieckiem. Nie odzywał się przez 2 tygodnie. Po czym przyszedł ze skruszoną miną i zapytał, czy dam nam jeszcze szansę. Ale ja już nie widziałam drogi powrotu.
canva.com
I dobrze zrobiłam
Okazało się, że mój już były mąż jest zwykłym dupkiem. Nie dość, że wcale nie pomaga nam finansowo, to jeszcze zdradził mi ostatnio, że wystąpi o alimenty do sądu, bo od momentu, gdy odeszłam, poziom jego życia się pogorszył.
Brak mi słów na to, co on wyczynia. To ja szarpię te nadgodziny, żeby córce niczego nie zabrakło, a mam teraz zarabiać jeszcze na używki byłego męża?
Mam nadzieję, że sąd uczciwie podejście do sprawy i weźmie pod uwagę wszystkie okoliczności. Mimo to stresuję się całą tą sytuacją, bo jednak nie wiem przecież, co mnie czeka.
Może ktoś z Waszych czytelników już przez to przechodził i może mi podpowiedzieć, na co mam się nastawiać?
Nadia