"Narzeczony dzieli wszystkie wydatki na jedzenie po połowie, mimo że jem dużo mniej od niego"

"Narzeczony dzieli wszystkie wydatki na jedzenie po połowie, mimo że jem dużo mniej od niego"

"Narzeczony dzieli wszystkie wydatki na jedzenie po połowie, mimo że jem dużo mniej od niego"

canva.com

"Ostatnio zaczęłam się zastanawiać, jak inne pary dzielą się wydatkami. Nie mam na myśli jedynie randek, bo uważam, że płaci ta osoba, która zaprasza. Chodzi mi również o podział przy płaceniu rachunku w sklepie za zakupy spożywcze. Przecież wiadomo, że to najczęściej mężczyzna je więcej, a mój narzeczony dodatkowo uwielbia słodycze, które do tanich wcale nie należą. Za wszystko płacimy po połowie".

Reklama

Publikujemy list od czytelniczki.

"Michał nie jest zbyt hojny"

Michał to mój partner od trzech lat. W święta Bożego Narodzenia zaręczyliśmy się, chociaż niewiele to zmieniło w naszym związku, bo mieszkamy razem od roku. Mam wręcz wrażenie, że układa nam się coraz gorzej. Nie brakuje kłótni o bzdety, ale przede wszystkim nie dogadujemy się w sprawach finansowych. Mieszkam u Michała, ma sporą kawalerkę i na ten moment jest ok. Kupił ją jeszcze zanim mnie poznał, więc wybrał taki metraż, na jaki było go w tamtym momencie stać. Nie mam do niego o to pretensji, zresztą i tak po ślubie zamienimy jego mieszkanie na coś większego.

Dokładam się do rachunków, ale nie do raty kredytu - w końcu różnie w życiu bywa. Co jeśli się rozstaniemy? Nie wyobrażam sobie spłacać nie swojego kredytu, bo później zostanę z niczym. Poza tym Michał, mimo wielu zalet, nie jest zbyt hojny. Zarabia zdecydowanie lepiej ode mnie, a i tak zawsze upomni się o każdy grosz - często bezpodstawnie!

"Nie chcę wyjść na sknerę"

Jak już wspomniałam wyżej, kiedy robimy wspólne zakupy spożywcze, Michał w ogóle nie oszczędza, wrzuca do koszyka wszystko to, na co ma ochotę. Drogie słodycze, napoje, alkohole - nawet nie zwraca uwagi na cenę. Ja jestem na diecie, jem głównie warzywa i owoce, od czasu do czasu kupię jakąś herbatę czy przekąskę. Jednak na rachunku znacznie przeważają rzeczy, które wrzucił do koszyka mój narzeczony.

Nie chcę wyjść na sknerę, ale nie ukrywam, że moja pensja nie pozwala mi na rozrzutność. Zrozumiałabym podział po połowie, gdybym i ja jadła zakupione rzeczy, ale w tej sytuacji uważam, że Michał po prostu znalazł sobie sponsorkę.

Nie chcę się z nim kłócić, a przede wszystkim nie chcę wyjść na skąpą narzeczoną, która żałuje partnerowi pieniędzy na jedzenie. Mój problem może wydawać się nieco absurdalny, ale proszę mi wierzyć, że po kilku wyjściach na zakupy z partnerem czuję się uboższa o kilkaset złotych. Przecież mogłabym te pieniądze wydać na siebie - na studia podyplomowe, kursy czy po prostu coś, co lubię.

Sama już nie wiem, czy ta sytuacja ma jakieś sensowne rozwiązanie...

Ilona

Co zrobić, aby cieszyć się z małżeństwa? Jak uniknąć rozwodu? Te porady sprawią, że znów się w sobie zakochacie i docenicie! Zobacz galerię!
Źródło: unsplash.com
Reklama
Reklama