"Chcę iść do domu starców. Dzieci i wnuki się na to nie godzą, ale ja nie mogę być dla nich ciężarem"

"Chcę iść do domu starców. Dzieci i wnuki się na to nie godzą, ale ja nie mogę być dla nich ciężarem"

"Chcę iść do domu starców. Dzieci i wnuki się na to nie godzą, ale ja nie mogę być dla nich ciężarem"

Canva.com

"Mam 87 lat i ogromnego pecha: wciąż przytomny umysł, ale schorowane ciało. Od dziesięciu lat przewlekle choruję, a od trzech wymagam opieki. Moje dzieci i wnuki robią, co mogą: same się pięknie mną zajmują, a dodatkowo zorganizowały mi pielęgniarkę i opiekunkę, które odwiedzają mnie codziennie. Ale to wszystko masa pracy! Wiem, że wnuki zrobiły nawet specjalną tabelkę w komputerze i tam układają swoje dyżury. Nie chcę dłużej ich zamęczać. Chcę się przenieść do domu opieki, ale moja rodzina mówi nie..."

Reklama

*Publikujemy list naszego czytelnika

Zawsze byłem w doskonałej formie

W młodości byłem zapalonym sportowcem. Trenowałem lekkoatletykę, pływałem, grałem w siatkówkę. Kiedy założyłem rodzinę, nadal byłem bardzo aktywny. Dużo pracowałem, ale zawsze znajdowałem czas na ruch. To szalenie ważne i do dzisiaj powtarzam to moim prawnukom: praca pracą, szkoła szkołą, ale sport musi być zawsze! To robi dobrze i na ciało, i na ducha.

Kiedy przeszedłem na emeryturę, znów miałem więcej czasu na swoje sportowe pasje. Oczywiście to nie było już to, co kiedyś. Nawet ciało, które zawsze było w dobrej formie, z biegiem czasu słabnie i staje się mnie wydolne. Ale wysiłek fizyczny nadal sprawiał mi wielką frajdę. Udawało mi się nawet czasem namówić na wspólne ćwiczenia moją żonę Władzię, która w odróżnieniu ode mnie nigdy nie była zapaloną sportsmenką.

Po kilku latach spokojnego emeryckiego życia przyszedł cios. Władzia odeszła. Nagle zachorowała i zaraz już jej nie było. Bardzo to przeżyłem. Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić, jak spędzać całe dnie w samotności. Wtedy bardzo pomogły mi moje dzieci i wnuki. Mam dwie córki i syna, trzy wnuczki, trzech wnuków i czworo prawnucząt. Ładna gromadka, prawda?

Rodzina zajęła się mną po śmierci żony

Oni wszyscy bardzo ładnie się wtedy zachowali. Wydaje mi się, że przyszło im to naturalnie. Otoczyli mnie takim bezpiecznym kokonem, pilnowali, żeby codziennie ktoś do mnie wpadał, sprawdzali, czy zrobiłem zakupy, czy popłaciłem rachunki. Wcześniej zajmowała się tym głównie Władzia, więc rzeczywiście na początku byłem trochę zagubiony.

dłonie Canva.com

A potem przyszła kolej i na mnie. Zachorowałem. Najpierw nie było to takie uciążliwe, musiałem przede wszystkim pamiętać o lekach i bardziej zwracać uwagę na różne sygnały, które wysyłał mi mój organizm. Ale po jakimś czasie choroba się nasiliła. Nie mogłem już uprawiać sportu, ba, z czasem nie mogłem już nawet sam wychodzić na spacer. Nogi się już chyba wystarczająco ze mną nachodziły i powiedziały "pas".

Zachorowałem i przestałem być samodzielny. Jestem ciężarem

Kiedy pewnego dnia okazało się, że już nie będę mógł samodzielnie wstawać z łóżka, załamałem się kompletnie. Nie pokazywałem tego, bo dzieci i tak miały wystarczająco dużo ze mną zmartwień. I roboty! Codziennie ktoś u mnie był, wymieniali się przy opiece nad schorowanym starcem.

Od kilku miesięcy codziennie przychodzi do mnie dodatkowo opiekunka albo pielęgniarka. Potrzebna jest bardziej specjalistyczna opieka, która przerasta moją rodzinę. Zdaję sobie z tego sprawę. Zrobili dla mnie więcej, niż kiedykolwiek mógłbym sobie wymarzyć. Ale już czas, żeby zajęli się sobą.

Znalazłem ośrodek, w którym mógłbym zamieszkać. Jest w miejscowości położnej niedaleko naszego miasta, ma dobre opinie. Jest drogi, jak wszystkie takie miejsca, ale profesjonalna opieka, którą mam w domu, też nie jest za darmo. Zresztą mam swoje oszczędności, nikogo nie będę tym obciążał.

Powiedziałem o swojej decyzji dzieciom i wnukom. Byli zgodni jak rzadko i wszyscy zareagowali równie stanowczo. Powiedzieli "nie". Bo sobie nie wyobrażają, bo przecież oni sobie świetnie radzą, bo w takich miejscach się zaraz umiera... Spodziewałem się takich argumentów, ale liczyłem, że jednak dadzą się przekonać. A jednak poległem w tym nierównym starciu. I co ja mam teraz zrobić?

Juliusz

Peter Davies jest wolontariuszem w jednej z angielskich podstawówek. Stulatek zaczął pomagać dzieciom w nauce czytania po śmierci swojej żony. Jaka jest jego historia?
Źródło: materiały prasowe BBC
Reklama
Reklama